Nie milkną protesty klientów mBanku po jego decyzji o obniżeniu limitu, poniżej którego klienci mają płacić opłatę depozytową. Dotyczy ona zagranicznych ETF-ów i akcji zakupionych za pośrednictwem biura maklerskiego banku. Czy to legalne? Czy bank złapał klientów w pułapkę? Mam część odpowiedzi na Wasze pytania – od prawników oraz… od samego mBanku. Jest kilka obietnic!
Opłatę depozytową bank tłumaczy tym, że zagraniczni tzw. depozytariusze (czyli organizacje, które przechowują nasze aktywa zakupione na różnych giełdach, by akcji i udziałów w ETF-ach nie trzeba było drukować i wysyłać „w papierze” do klientów) podwyższają ceny swoich usług. A bank nie ma już chęci, żeby do interesu dopłacać. Sprawę dokładnie opisał Maciek Jaszczuk kilka dni temu (zapraszam do czytania).
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Masz ponad 10 000 zł w zagranicznych inwestycjach? Zapłacisz opłatę depozytową
Jeśli w biurze maklerskim kupiliście polskie akcje czy ETF-y, które są przechowywane w formie zdematerializowanej przez Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych (KDPW), to żadnych dopłat nie ma. Jeśli macie aktywa zagraniczne – a mBank po pierwsze do takiego inwestowania zachęca, a po drugie ma jedną z najszerszych ofert w tej dziedzinie – to od lipca będziecie płacili 0,15% w skali roku za ich przechowywanie. Jeśli ich wartość przekracza 10 000 zł, czyli w przypadku prawie 100% klientów.
Opłata dotyczy zarówno klientów biura maklerskiego, jak i tych, którzy korzystają z eMaklera (usługa maklerska w ramach konta osobistego w mBanku) lub mają konta emerytalne IKE oraz IKZE. Z jednej strony mówimy o 15 zł w skali roku od każdych 10 000 zł, czyli kwocie niewielkiej w skali potencjalnych długoterminowych zysków, a z drugiej jeśli ktoś kupił ETF (a nie fundusz inwestycyjny), żeby ograniczyć koszty zarządzania inwestycją, to teraz w wielu przypadkach te koszty urosną dwukrotnie.
Co można zrobić? Można uciec do konkurencji, ale po pierwsze biur maklerskich mających porównywalnie szerokie usługi nie jest wcale tak wiele (zagraniczne aktywa w ramach IKE i IKZE można kupować m.in. DM BOŚ, a np. konto maklerskie w ramach konta osobistego oferuje ING), a po drugie to kosztuje i jest kłopotliwe. Poza tym mBank pobiera opłatę za transfer aktywów do innego biura maklerskiego. I żąda notarialnego potwierdzenia podpisu.
„Czuję przygnębienie całą tą sytuacją i nie wiem co robić. Dopiero wchodzę w dorosłość, mam 21 lat, założyłem jakiś czas konta IKE oraz eMakler w mBanku. Zdecydowanie się na oszczędzanie było dla mnie dużym wyzwaniem. Aktualnie posiadam tam jednostki zagranicznych ETF-ów. Jak odejść z mBanku? Wypowiedzieć umowę na IKE (co będzie wiązało się ze sprzedażą ETF-ów i stratami), wytransferować pieniądze do IKE w innym banku czy sprzedać wszystko, założyć nowe konto i znów kupić? Proszę o jakąś radę, bo już nie wiem co robić”
– pisze jeden z czytelników „Subiektywnie o Finansach”. Mój czytelnik nie bierze pod uwagę jeszcze jednej opcji: pozostania w tym biurze maklerskim i zaakceptowania opłaty. Fakt, że w innych biurach maklerskich albo jej nie ma, albo pojawia się przy wartości portfela rzędu 500 000 zł (tak też było do tej pory w mBanku), ale z drugiej strony możliwość inwestowania w zagraniczne ETF-y za pośrednictwem kont emerytalnych IKE i IKZE jest wciąż w Polsce rzadkością.
Trudne pytania o opłatę depozytową u maklerów mBanku
Zadałem mBankowi kilka pytań dotyczących tej sprawy, w dużej mierze wynikających z tego, co przeczytałem w komentarzach do tekstu Maćka Jaszczuka o obniżeniu progu „pobieralności” opłaty depozytowej.
Po pierwsze czy bank umożliwi klientom, którzy „wpadną” w opłatę za przechowywanie aktywów zagranicznych, „odejście za darmo”? W Polsce jest tak, że każda zmiana prowizji w górę (tak przynajmniej jest w przypadku prowizji bankowych) powinna umożliwiać klientowi rozwiązanie umowy bez żadnych opłat.
„W przypadku wypłaty transferowej z rachunków IKE i IKZE do innej instytucji nie pobieramy żadnych opłat, także w pierwszych 12 miesiącach posiadania rachunku (w przeciwieństwie do innych instytucji finansowych). Klienci mogą bezpłatnie przenieść w ten sposób zarówno pieniądze, jak i papiery wartościowe. W przypadku papierów wartościowych opłaty mogą pojawić się w instytucji przyjmującej i są od nas niezależne”.
W przypadku IKE i IKZE sprawa jest więc jasna, ale co z klientami biura maklerskiego mBanku oraz tymi, którzy korzystają z usługi eMakler w ramach konta osobistego w banku? Tutaj też jest ważna deklaracja mBanku:
„Klienci chcący przenieść swoje aktywa zagraniczne do innych polskich domów maklerskich również mogą liczyć na zwolnienie z opłaty za transfer do końca tego roku (trudno będzie zrealizować taką dyspozycję do zagranicznego brokera, mamy bardzo złe doświadczenia z tym procesem po stronie zagranicznych podmiotów, które nie są do niego przygotowane). Klienci mają dużo czasu, aby swobodnie podjąć decyzję o kontynuacji współpracy lub przeniesieniu swojego rachunku, gdyż nową opłatę depozytową pierwszy raz pobierzemy na początku 2023 r.”.
Nieprecyzyjne zapisy i utrudnianie życia klientom?
Po drugie od pewnego czasu jest w regulaminie usługi maklerskiej mBanku pewna dowolność opłaty depozytowej za przechowywanie aktywów zagranicznych (wynosi ona 0,15%, ale „nie mniej niż…”). Dokładnie brzmi to tak: „opłata nie może być mniejsza niż koszty poniesione przez Biuro Maklerskie na rzecz depozytariusza”. Jeden z czytelników pisze tak:
„mBank żąda wystawienia weksla „in blanco”, bo opłata jest dowolnej wysokości, bez górnej granicy i jest nieznana przed podjęciem decyzji czy skorzystać z usługi. Nie da się więc podjąć świadomej decyzji. Nie znasz ceny za opłatę depozytową ani zasad, na jakich zostanie ona ustalona. Mało tego, w przypadku braku środków na pokrycie opłaty, która może mieć dowolną wysokość, mBank zrobi debet i zacznie naliczać karne odsetki. Taka nieznana opłata, dowolnej wysokości, ustalana przez firmę trzecią i przerzucanie całego ryzyka, które mBank podejmuje, współpracując ze swoim Depozytariuszem, przy jednoczesnym ukrywaniu przez mBank umowy, która łączy go z Depozytariuszem, a będzie podstawą ustalania kosztów, która ma pokryć klient, nadaje się do zbadania przez UOKiK”.
Czy bank zgadza się z taką interpretacją? Teraz ten zapis zaczyna budzić kontrowersje, bo po obniżeniu progów bank objął opłatą depozytową niemal wszystkich klientów. A wśród nich są tacy, którzy dokładnie czytają rzeczy, do których przestrzegania się zobowiązali (albo bank ich zobowiązał). Na to pytanie – o opłatę depozytową w kontekście precyzyjnego określenia jej wysokości – bank odpowiedział wymijająco.
„Nie zakładamy, że opłata ta będzie wyższa od 0,15% i w razie wystąpienia takiej sytuacji z pewnością poinformujemy klientów z dużym wyprzedzeniem, podobnie jak w obecnej sytuacji. Zapis ten istnieje w naszej Tabeli Opłat i Prowizji od dłuższego czasu i nie budził wątpliwości”.
Na miejscu prawników mBanku przyjrzałbym się temu zapisowi i to już, bo rzeczywiście dość mocno przypomina słynne klauzule spreadowe w umowach kredytów hipotecznych indeksowanych do franków szwajcarskich. Daniel Szczubełek, radca prawny w kancelarii „Doradztwo Prawne Ewa Sułkowska” ma dość jednoznaczny pogląd na tę sprawę:
„Obowiązkiem banku jako instytucji zaufania publicznego jest stworzenie i posługiwanie się postanowieniami umownymi, które są zrozumiałe, jednoznaczne, a przede wszystkim zgodne z przepisami prawa. Zastrzeżenie opłaty bez limitu jej górnej wysokości jest niezgodne z przepisami kodeksu cywilnego. Analogiczna sytuacja występuje w przypadku zastrzeżenia opłaty, której wysokość jest ustalana przez firmę trzecią, a kryteria jej ustalenia nie zostały określone lub są niejednoznaczne. Tego typu postanowienie umowne można uznać za niewiążące jako niedozwolone lub niezgodne z zasadą swobody umów”.
Po trzecie czy to prawda, że ewentualny transfer środków z mIKE i mIKZE do innych produktów jest obłożony restrykcją w postaci konieczności dostarczenia formularza z potwierdzeniem notarialnym tożsamości/podpisu? Czy takie obostrzenie wynika z przepisów prawa (o ile mi wiadomo, nie ma tego np. w DM BOŚ) czy z jakichś innych przyczyn? I czy bank lub biuro maklerskie rozważa jego likwidację?
„Klienci mogą obecnie złożyć taką dyspozycję bezpośrednio w naszym punkcie usług maklerskich lub z notarialnym potwierdzeniem podpisu, co jest często wygodniejszą i bezpieczniejszą opcją niż daleka podróż. Zakładamy umożliwienie składania klientom takiej dyspozycji także z wykorzystaniem podpisu kwalifikowanego. Ze względu na zagrożenia cyberprzestępczością oraz konieczność zachowania środków bezpieczeństwa finansowego, naszym priorytetem jest bezpieczeństwo klientów”.
Ten podpis kwalifikowany to zapewne mSzafir, który został jakiś czas temu udostępniony klientom mBanku (to drugi – po PKO BP – bank w Polsce, który umożliwia klientom podpisywanie umów i innych dokumentów w ten sposób. W deklaracji banku brakuje konkretu: od kiedy taka możliwość zostanie udostępniona klientom biura maklerskiego?
Czy mBank rzeczywiście tak dużo płaci?
Zapytałem też, jak bank uzasadnia wysokość pobieranych opłat (0,15%)? Wśród moich czytelników pojawiają się zarzuty, że to jest drastycznie zawyżona opłata w porównaniu z tym, co rzeczywiście – w ramach grupy Commerzbank – banki płacą depozytariuszom. Jeden z czytelników pisze:
„Jeśli koszty depozytariusza (w tym zagranicznych firm, np. Clearstream, Bank of New York) wynoszą wg mBanku aż 0,15%, to jest to niezły wałek. Proszę otworzyć tabelę opłat Clearstream (główna izba rozliczeniowa w Europie) i się przekonać, ile one wynoszą. I proszę zadać pytanie mBankowi, w której grupie opłat jest. Ewidentnie uważają ludzi/klientów za frajerów…”.
W mBanku odbijają piłeczkę, że decyzja o obniżeniu limitu, od którego pobieramy opłatę za depozyt zagranicznych papierów wartościowych, wynika z kosztów ich utrzymania. I podtrzymują, że stawka wprowadzona dla polskich klientów wynika z realnych umów z depozytariuszem, objętych wszakże tajemnicą (więc nie mogę ich zobaczyć).
„Opłaty są kilkunastokrotnie większe od analogicznych prowizji w polskim KDPW. Naszym partnerem zapewniającym dostęp do rynków zagranicznych, podobnie jak w przypadku wielu innych biur maklerskich w Polsce, pozostaje KBC. Nie możemy odnieść się do opłat ponoszonych w innych podmiotach. Nie zarabiamy też w przeciwieństwie do innych podmiotów oferujących handel bez prowizji na kosztach przewalutowania w ramach transakcji na rynkach zagranicznych. Uważamy, że opłaty są u nas cały czas na konkurencyjnym poziomie w kontekście wciąż poprawianej jakości usług. Tylko w ostatnim czasie udostępniliśmy darmowe notowania zagraniczne czy nową aplikację mobilną. Klienci mają również dostęp do analiz rynków zagranicznych”.
Czy bank rozważa wycofanie się z wprowadzenia opłaty przy tak niskim limicie kwotowym, biorąc pod uwagę skalę niezadowolenia klientów i – chyba mimo wszystko – znaczące zmniejszenie atrakcyjności oferty?
„Nie, nie mamy planów, aby wycofywać się z wprowadzonej opłaty. W praktyce ta prowizja to 15 zł rocznie od każdych 10 000 zł aktywów. Prowadzenie rachunku w eMaklerze jest i pozostaje bezpłatne”.
Najpierw reklamacja, potem interwencja
Team „Subiektywnie o Finansach” zapytał o tę sprawę także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Rzecznika Finansowego. W pierwszym przypadku odpowiedź nie nadeszła, w drugim otrzymaliśmy dość opasły wykład prawniczy przygotowany przez radcę prawnego Adriana Chwalika, głównego specjalistę w Biurze Rzecznika Finansowego. Jeśli będziecie go potrzebowali – służę, ale to raczej ogólne pismo dotyczące sytuacji prawnej konsumentów usług finansowych niż odpowiedź na tę konkretną sytuację.
„Rzecznik Finansowy odnotowuje wpływ wniosków o zbadanie sprawy od klientów w odniesieniu do biura maklerskiego mBank. Tematyka wniosków jest bardzo różnorodna i nie dotyczy jedynie zmian w Tabeli prowizji i opłat. Rzecznik Finansowy podejmuje czynności zgodnie z posiadanymi kompetencjami, a zatem w przypadku skarg i wniosków klientów Rzecznik Finansowy będzie rozpatrywał wnioski w indywidualnych sprawach, wniesionych na skutek nieuwzględnienia roszczeń klienta przez podmiot rynku finansowego w trybie rozpatrywania reklamacji”
A więc najpierw składamy reklamację, czekamy na odpowiedź mBanku, a dopiero potem „wbijamy” do Rzecznika Finansowego. Z tego, co udało się nam kolektywnie – bo poprosiłem o pomoc Maćka Bednarka i Maćka Jaszczuka – ustalić, to jest możliwość bezpłatnego wytransferowania aktywów na IKE i IKZE do innego domu maklerskiego oraz będzie taka możliwość w przypadku klientów biura maklerskiego mającego zagraniczne aktywa poza kontami emerytalnymi, jak również w przypadku posiadaczy usługi eMakler. Trzymam za słowo.
Będzie też możliwość elektronicznego sporządzenia wniosku o transfer bez konieczności ponoszenia kosztów notariusza albo pielgrzymki do placówki biura maklerskiego. Być może warto jeszcze przez chwilę zachować cierpliwość, poczekać aż mBank zrealizuje obietnice wprowadzenia wszystkich udogodnień. Pierwsze naliczenie opłaty będzie w styczniu 2023 r.
Czytaj też: Wiemy, jak premier ochronił swoje prywatne oszczędności przed inflacją. Czy warto skopiować jego strategię?
——————–
MACIEJ SAMCIK ZAPRASZA DO MAKLERÓW MICHAEL STROM:
Zainwestuj w antyinflacyjne obligacje firm z MICHAEL STROM DM. Myślisz o tym, jak ochronić oszczędności przed inflacją? Rozważ ulokowanie niewielkiej części pieniędzy w obligacje największych polskich firm. Obecnie oprocentowanie ich obligacji to 8-11% w skali roku. Pomaga w tym Michael / Ström, największe niebankowe biuro maklerskie na rynku obligacji korporacyjnych. Jeśli masz chrapkę na obligacje emitowane przez firmy, to zapraszam do zainwestowania za jego pośrednictwem. Ja też to robię i wkrótce opiszę swój portfel oraz opowiem o tym, jak go zbudowałem z pomocą mojego opiekuna w domy maklerskim (więcej szczegółów o ofercie Michael / Ström pod tym linkiem). A w tym poradniku dwa słowa o tym, ile można zarobić, jakie jest ryzyko i jak inwestować, żeby nie osiwieć z nerwów.
——————–
źródło zdjęcia tytułowego: screenshoty z reklam telewizyjnych mBanku