Im częściej w telewizji pokazują dramaty z oddziałów ratunkowych, a w gazetach opisują wielomiesięczne kolejki do specjalistów, tym więcej osób ucieka pod skrzydła prywatnej służby zdrowia. W ciągu trzech lat przybyło 1,2 mln klientów, którzy płacą za ubezpieczenie zdrowotne. Jeśli nie znajdziemy sposobu na sklonowanie lekarzy, nawet ten prywatny system wkrótce się zapcha. Jaki będzie wtedy sposób, żeby ominąć kolejki?
Chaos w służbie zdrowia pogłębia się z roku na rok. Brakuje pieniędzy (lekarze mogliby pracować więcej, ale kontrakty z NFZ na to nie pozwalają) oraz lekarzy (bo płaci się im mało). Najgorzej jest, gdy potrzebujemy pomocy lekarza-specjalisty. A przypadki umierania ludzi w kolejce na przyjęcie do szpitala są opisywane w mediach już niemal codziennie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Na służbę zdrowia wydajemy 4,78% rocznego PKB, czyli jakieś 95 mld zł. To olbrzymie pieniądze, ale muszą starczyć na refundację leków, pensje, utrzymanie szpitali. W praktyce to za mało, ale rząd boi się podnieść składkę zdrowotną, bo to obniżyłoby pensje obywatelom. Te dodatkowe pieniądze i tak wydajemy, ale prywatnie. Rocznie z własnej kieszeni płacimy 40 mld zł za witaminki, dopłaty do leków, lekarzom za pojedyczne wizyty i za przeróżne pakiety medyczne.
Coraz więcej osób zaczyna traktować odciąganą z pensji składkę zdrowotną wyłącznie jako polisę na wypadek konieczności wezwania karetki, czy konieczności leczenia w szpitalu w przypadku poważnej choroby. Na co dzień omijają publiczną służbą zdrowia i płacą prywatnie za dostęp do lekarzy. Z pełną świadomością, że oznacza to płacenie dwa razy za to samo – w podatkach i dodatkowo.
Czytaj też: W służbę zdrowia uderzy tsunami. Oto pięć rzeczy, które musimy szybko zrobić, żeby ją uratować
Cena zdrowia prywatnie zaczyna się od 60-70 zł miesięcznie
Ile osób wybrało taką drogę? Są dwa popularne rozwiązania: zakłady pracy kupują dla swoich pracowników pakiety dostępu do jednej z prywatnych sieci przychodni (Lux-Med, Medicover, Enel-Med, Polmed) w ramach świadczeń socjalnych – z tego rozwiązania korzysta ponad 2,2 mln osób, a wydatki na ten cel sięgają 4 mld zł rocznie.
My sami, prywatnie, najczęściej kupujemy ubezpieczenia zdrowotne, które pozwalają zapisywać się do prywatnego lekarza w wielu niepublicznych przychodniach. Z najnowszych danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że aż 2,6 mln Polaków korzystało na koniec 2018 r. z prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego. Dla porównania: jeszcze w 2015 r. takich osób było tylko 1,4 mln.
Jak duże pieniądze płacimy ubezpieczycielom za dostęp do prywatnych lekarzy? Na ubezpieczenia zdrowotne wydaliśmy w 2018 r. astronomiczne 821 mln zł. W poprzednim roku było to 679 mln zł. Gdyby tempo wzrostu się utrzymało, to w tym roku pęknie okrągły 1 mld zł wydatków na ubezpieczenia zdrowotne.
Skoro to polisy prywatne to są opłacane z naszych kieszeni, a nie w pakiecie pracodawcy. Wynikałoby z tego, że średnia cena polisy to 315 zł. To sporo, ale często jest tak, że w ramach jednej polisy ochronę ma zapewnioną cała, kilkuosobowa rodzina. Cena najtańszych, indywidualnych pakietów zaczynają się od 60-70 zł.
Co otrzymujemy w pakiecie? Możliwość leczenia w prywatnych placówkach, dostęp do badań diagnostycznych, a w pakietach rozszerzonych nawet refundację kosztów operacji. Im droższa polisa, tym zakres usług większy, ale za każdym razem powinniśmy przeczytać Ogólne Warunki Ubezpieczenia i zakres świadczeń.
A jeśli ktoś ma dość polskiej byle jakości i ufa tylko zagranicznym klinikom i lekarzom to może skorzystać z ubezpieczenia, które daje prawo do leczenia się w wybranych europejskich klinikach. To opisywana przez nas jakiś czas temu polisa od brytyjskiej firmy Lloyd’s. Problem w tym, że jej cena dla przeciętnego Kowalskiego jest zaporowa – wynosi od 550 zł za osobę. Choć można ją zbić zgadzając się na wkład własny za leczenie.
Abonament na kablówkę czy abonament na zdrowie?
2,6 mln osób to klienci firm ubezpieczeniowych. A przecież jest cała rzesza pracowników, którzy korzystają z pakietów abonamentowych w firmach typu Lux Med, Medicover, czy Enel-Med. Razem daje to kolejnych ponad 2,2 mln osób, które regularnie korzystają z prywatnej służby zdrowia w ramach abonamentu. To jednak wciąż niewielki odsetek jak na prawie 17 mln aktywnych zawodowo.
Pracownicy w badaniach podkreślają, że dostęp do prywatnej opieki zdrowotnej to jedno z podstawowych kryteriów oceny przyszłego pracodawcy. I choć coraz częściej również u prywatnych lekarzy tworzą się kolejki, to i tak są wielokrotnie krótsze niż w publicznych placówkach.
Wygląda więc na to, że już 4-5 mln ludzi w Polsce – dzięki pracodawcom lub własnym oszczędnościom – próbuje uniezależnić się od publicznej służby zdrowia. Co najmniej tylu, bo przecież są jeszcze ludzie, którzy prywatne wizyty lekarskie kupują poza jakimikolwiek pakietami, czy ubezpieczeniami. Po prostu dzwonią do prywatnej przychodni i umawiają wizytę, za którą płacą 100-150 zł.
Co wybrać jeśli masz dość państwowej służby zdrowia? Abonament, czy ubezpieczenie? Jeśli pracodawca opłaca nam abonament, to raczej nie będziemy kupować oddzielnego ubezpieczenia. Ale gdybyśmy mieli wybór pamiętajmy, że stawka abonamentu jest stała dla wszystkich klientów. Nie ma znaczenia nasz stan zdrowia, a tylko wiek.
Ubezpieczenie natomiast chroni nas od ryzyka, a ryzyko można i należy obliczać. W związku z tym firma ubezpieczeniowa może się pokusić o szczegółową ankietę na temat naszego stanu zdrowia i uzależnić cenę pakietu od obliczonego ryzyka zapadnięcia na różne choroby. Firmy ubezpieczeniowe nie mają też zazwyczaj swojej sieci przychodni (wyjątkiem jest PZU) – możemy się leczyć w wybranej przychodni, o ile ta ma podpisaną umowę z ubezpieczycielem.
Różnice między abonamentem, a ubezpieczeniem się czasem zacierają. Najważniejsze to kierować się liczbą dostępnych specjalistów, badań diagnostycznych, maksymalnymi terminami oczekiwania na wizytę i bliskością geograficzną placówek.
Dr Messenger, czyli pogawędka z lekarką
W ciągu ostatnich lat przybywa polis zdrowotnych. Rosną prywatne wydatki na zdrowie, coraz częściej chodzimy do lekarzy. Ale przecież medyków nie mamy wcale więcej! Ba, według OECD w Polsce na tysiąc mieszkańców przypada 2,3 lekarza. To najgorszy wynik w całej Unii Europejskiej!
To oznacza, że medycy pracują coraz więcej i na kilku etatach – w szpitalu, w publicznej przychodni, w przychodni abonamentowej i czasem jeszcze mają własną praktykę. Lekarze są przepracowani, co może, ale nie musi się odbijać na ich podejściu do pacjentów. Prezes Lux-Med Anna Rulkiewicz powiedziała mi jakiś czas temu:
„Sektor prywatnej opieki medycznej nie działa na bezludnej wyspie i podobnie jak sektor publiczny również dotkliwie odczuwa skutki niedoboru personelu medycznego. Dlatego oprócz niezbędnych rozwiązań systemowych, tak ważna jest digitalizacja i rozwój usług opartych o telemedycynę. Jest ona rozwiązaniem bardzo wygodnym i przyjaznym. 90% badanych deklaruje korzystanie z tej formy porad w przyszłości”
No właśnie, nie zawsze jest tak, że do lekarza trzeba iść się pokazać – czasami wystarczy rozmowa na czacie (testowałem, polecam!), czy wniosek o wystawienie recepty bez wizyty w placówce. Takie e-recepty można już dostawać w formie SMS-a.
Trzeba znaleźć sposób żeby odciążyć lekarzy i pielęgniarki. W publicznej służbie zdrowia rozwiązaniem byłoby wprowadzenie symbolicznych, np. 5 złotowych opłat za wizytę, co ogrnaiczyłoby liczbę wizyt umawianych np. „na wszelkich wypadek”. Czy rządzącym starczy odwagi, by z jednej strony dosypać pieniędzy do służby zdrowia, z drugiej – wesprzeć telemedycynę, a z trzeciej – wprowadzić niewielkie współpłacenie za wizyty w przychodniach? Nie wygląda na to.
źródło zdjęcia: YouTube/ Kadr z filmu „Kill Bill”