Kilka portali internetowych doniosło ostatnimi czasy, że Intercity, najpopularniejszy w Polsce kolejowy przewoźnik dalekobieżny, radykalnie zmniejszył liczbę tanich biletów, wykorzystując swoją monopolistyczną pozycję. Nie ma już prawie biletów za 49 zł. Powiem szczerze: nie dziwię się. Już kilka let temu apelowałem, że potrzebny nam jest Ryanair na torach, bo inaczej będziemy płacili za podróżowanie pociągiem coraz więcej. I co?
- Wysoki sezon na grypę. Jak chorować z głową? Czy pracodawca może nam w tym pomóc, a firma (za dużo) na tym nie stracić? [POWERED BY HALEON]
- Spoofing, czyli jak oszust może zadzwonić do Ciebie z numeru osoby bliskiej? Co zrobić, by nie paść ofiarą oszustwa? [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Kluczowe jest… pierwsze 100 000 zł? [POWERED BY UNIQA TFI]
O ile jeszcze kilka lat temu na niektórych trasach delekobieżnych można było wybierać między pociągami Intercity, a np. składami Przewozów Regionalnych, tak teraz tych ostatnich na trasach międzymiastowych nie widać (a bywały tańsze i wygodniejsze). Przewozy Regionalne, Koleje Mazowieckie, Arriva, czy Leo Express – to firmy, które chciałyby powalczyć z Intercity, ale Urząd Transportu Kolejowego podobno im nie ułatwia.
Choć np. Kolejom Mazowieckim udało się wyszarpać kawałek torów w weekendy i wypuścić w trasę do Krakowa piętrowy pociąg „Dragon”, zaś do Gdańska, Sopotu i Gdyni – „Słoneczny”. Ceny biletów są bardzo przyjemne – 40 zł za bilet normalny do Krakowa (czas jazdy nieco ponad trzy godziny, start tuż po 7:00) oraz 45 zł do Trójmiasta (jedzie się cztery godziny, start o 7:30). Szkoda, że ta konkurencja działa tylko w soboty i niedziele, bo wiem, że są to wygodne i komfortowe pociągi.
O co chodzi z „Dragonem”: czytaj na stronach Kolei Mazowieckich
Więcej o tym: Co się dzieje z cenami biletów na pociągi Intercity?
Monopol Intercity więc trwa i się umacnia. W zeszłym roku firma sprzedała 38,5 mln biletów (to tylko 12% wszystkich w Polsce, takie np. Przewozy Regionalne, wożące ludzi codziennie do pracy, sprzedały 80 mln biletów) i po raz pierwszy od lat miała zysk – zarobiła na czysto aż 47 mln zł. Podobno frekwencja w pociągach – w sensie liczby sprzedanych biletów – zwiększyla się o 24%, a za te bilety zapłaciliśmy prawie 1,8 mld zł.
Już widać, że szefowie Intercity, widząc kręcący się interes, postanowili też… przykręcić nam śrubę. Już w zeszłym roku drastycznie podnieśli minimalne ceny na bilety pierwszej klasy pendolino i obniżyli standard usług. O ile poprzednio w promocji można było jechać pierwszą klasą za 89 zł, to teraz najtańsza opcja kosztuje 139 zł. Kiedyś do biletu był ciepły posiłek gratis oraz prasa codzienna, teraz została zimna przekąska i napoje. A najdroższe bilety na pierwszą klasę kosztują już 229 zł (wcześniej: 189 zł). Od kilkunastu tygodni pojawiły się problemy z tanimi biletami.
Tu więcej: o tym jak jeździemy koleją (raport Urzędu Transportu Kolejowego)
Kraków, Gdańsk, Poznań: szybkim pociągiem za 50 zł? Prawie bez żadnych szans
W sobotę (13 maja) po południu próbowałem kupić bilet na pendolino do Krakowa na piątek 9 czerwca. Teoretycznie nie powinno być większego problemu z biletami „Superpromo” za 49 zł przy niemal miesięcznym wyprzedzeniu. Nic z tego. We wszystkich pociągach pendolino zaproponowano mi cenę 105 zł (i tak sporo niższą od cen biletów „last minute”, która wynosi 150 zł). W pierwszej klasie było jeszcze „lepiej”, tu z ośmiu pociągów w pięciu były jeszcze bilety po 139 zł, zaś w pozostałych trzech obowiązywała już cena bazowa – 229 zł. W pociągach EIC – to tylko ciut mniej „luksusowa” kategoria od pendolino – wszystkie pociągi oferowały cenę 97 zł w drugiej klasie i 139 zł w pierwszej.
Oczywiście: nie oznacza to, że do Krakowa nie można pojechać taniej. Ale nie jest ani szybko, ani tak wygodnie. Pociągi TLK i IC (czyli zdecydowanie niższych kategorii) mogłem kupić po 42-46 zł (druga klasa), przy czym tylko jeden z nich oferował czas przejazdu jakoś-tam porównywalny z pendolino (które dociera na miejsce w czasie 2:20). Pozostałe jadą od pół godziny do dwóch godzin dłużej.
Ale Kraków to najbardziej oblegana trasa Intercity. Postanowiłem sprawdzić nieco mniej „chodliwą” trasę Warszawa-Gdańsk. Też z miesięcznym wyprzedzeniem. I też nie jest dobrze. Z jedenastu pociągów klasy pendolino w dziesięciu zaproponowano mi cenę 105 zł. A tylko w jednym – odjeżdżającym bladym świtem (o godz. 6:20) był jeszcze bilet po 49 zł. Jedynie na pociągi TLK bilety po 44 zł były dostępne i to w ilościach hurtowych (ale podróż trwa trzy kwadranse dłużej, niż pendolino, czyli 3:30).
Może więc Poznań? Tu najwyższą dostępną kategorią pociągów nie jest pendolino, lecz pociągi EIC. Ale też nie ma co liczyć na bilety po 49 zł. Z ośmiu pociągów tej kategorii cenowej, na które chciałem kupić bilety z miesięcznym wyprzedzeniem, nie było żadnego, w którym cena byłaby niższa od 97 zł (w pierwszej klasie bilet można kupić po 129 zł lub 199 zł). Taniej – po 42 zł – mogłem podróżować tylko w czterech pociągach TLK, ale trzeba wyruszyć z Warszawy najpóźniej o 14:30 (i spędzić cztery godziny w pociągu) lub po 20:00 (i być na miejscu późną nocą).
Krótko pisząc: o ile jeszcze rok temu można było za 50 zł od osoby jeździć po kraju szybko i luksusowo (kupując bilet wcześniej), o tyle teraz trzeba płacić najmarniej 100 zł. A jeśli kupuje się bilety z dnia na dzień, to bliska zeru jest szansa, że wygodnie i ekspresowo pojedziemy taniej, niż za 150 zł. Choć między „zero” a „prawie zero” jest drobna różnica – np. gdy w sobotę sprawdzałem bilety na pociągi do Krakowa na niedzielę (czyli już „last minute”), to znalazłem jeden pociąg pendolino z biletem za 49 zł – odjazd o 6:40 rano. W kierunku „gdańskim” takie pociągi była aż dwa – odjazd o 6:20 oraz o 7:20.
Po prostu chcąc tanio podróżować Intercity trzeba być rannym ptaszkiem. Ludzie, którzy na codzień zajmują się „przechwytywaniem” tanich biletów pewnie mnie wyśmieją, bo przecież zawsze można wstać po północy (albo ciut później, gdy skończy się przerwa technologiczna w serwisie www.intercity.pl) i zabukować ten jeden, czy dwa bilety po 49 zł. Jasne, można. Tym niemniej zauważam z bólem, że jeszcze rok temu na najmniej obłożone pociągi bilety po 49 zł były dostępne nawet na tydzień przed podróżą. W tym sensie ich dostępność spadła.
Czytaj: Ostra jazda w pociągu. Multimedialny stolik. Zapłacisz mu smartfonem
Czytaj też: Nowy pomysł kolejarzy. Wysiadasz z ociągu, a tam czeka… szofer
Czytaj też: Dziwna sytuacja? Gdy wchodzisz do pociągu, a tam… bank
„Europejskie” ceny w Intercity. Tylko szybkość nie ta
Podejrzewam, że na niektóre pociągi – te odjeżdżające w godzinach szczytu – niemal skasowano opcję „Superpromo”, wychodząc z założenia, że bilety i tak się sprzedadzą. Bilety tego typu zapewne zostały w większych ilościach w ofercie na pociągi wczesnoporanne. Szefowie Intercity nie wypowiadają się na temat swoich strategii cenowych, ale fakty mówią same za siebie – de facto utrącili możliwość luksusowego podróżowania po ok. 50 zł za osobę. I w zasadzie im się nie dziwię. Jak się ma monopol, to po co oferować tanie usługi? Lepiej spłaszczyć taryfy i równać do najdroższej. Szkoda, bo w liniach lotniczych – zwłaszcza tych tanich – zróżnicowanie taryf jest większe.
Tu poczytaj: o wynikach finansowych Intercity w zeszłym roku
Jakiś czas temu miałem okazję podróżować szybką koleją w Hiszpanii. Tam odpowiednik pendolino pozwala kupować bilety na trasie Madryt-Malaga (czas podróży 2:20, tak jak Warszawa-Kraków) z miesięcznym wyprzedzeniem po 50-70 euro (w zależności czy bilet jest zwrotny czy też przy rezygnacji traci się całą cenę). W taryfie „last minute” bilet kosztowałby 140 euro.
Biorąc pod uwagę, że wynagrodzenia w Hiszpanii są mniej więcej trzy razy wyższe, niż u nas, trzeba to porównać z sytuacją, w której za najtańszy bilet bezzwrotny płacimy 70 zł, zaś za najdroższy „last minute”, niecałe 200 zł. Tyle, że między Madrytem i Malagą jest ponad 500 km, a między Warszawą i Krakowem – mniej, niż 300 km. Ceny, jakich życzy sobie Intercity po ostatnich „podwyżkach” są zatem relatywnie wysokie, biorąc pod uwagę dwa razy niższą szybkość podróżowania, niż w hiszpańskim pendolino.
obrazek pochodzi z blogu Patryka K.
Bilety rodzinne wreszcie można kupić przez internet!
Jeśli mam płacić więcej, to oczekuję lepszego serwisu. I to nie tylko w pociągu, ale i w systemie rezerwacyjnym. Zwłaszcza, że podobno już jedna trzecia biletów na pociągi Intercity jest kupowana przez internet. Meandry systemu biletowego Intercity są dla mnie zagadką. Skoro w samolocie mogę sobie wybrać miejsce na mapie, to dlaczego nie mogę tego zrobić kupując bilet na pociąg? Dość często system stara się mnie przechtrzyć. Proszę o bilet przy oknie, a odpowiedź brzmi, że „nie ma”. Sprawdzam więc w internecie numerację wagonów, wybieram wagon z jakimś wysokim numerem i wskazuję – podając konkretny numer – miejsce przy oknie. I co? Wolne!
Zapewne jest więc tak, że ktoś skalibrował system w ten sposób, by zapełniać pociąg sektorami, upychając możliwie dużo pasażerów w pierwszych wagonach. Tak było jeszcze przed erą pendolino, ale dziś – gdy firma tak bardzo winduje ceny biletów – tak być już nie powinno. Oczekuję, że będę mógł w wygodny sposób wybrać swoje miejsce w ekspresowym pociągu, a nie liczyć na łaskę systemu rezerwacyjnego.
Jeśli mowa o zakupie biletów przez internet, to muszę pochwalić Intercity za to, że wreszcie w internecie dostępne są bilety rodzinne. Pisałem o tym w blogu kilkakrotnie i sądząc po popularności tych wpisów – Wam też nie odpowiadał fakt, że jak się jest rodzicem, to trzeba iść do kasy, a jeśli kupuje się bilet dla psa, to jest dostępny w internecie. Od kilku tygodni w internetowym serwisie biletowym Intercity jest już opcja „Bilet rodzinny”! Trzeba wskazać liczbę podróżujących osób (od dwóch do pięciu), potwierdzić, że wśród nich będzie co najmniej jedno dziecko do 16 lat i już można kupić wszystkie bilety z 30%-ową zniżką. Długo to trwało, ale koleje stały się prorodzinne. Pyszałkowato uważam, że mam w tym swój udział.
Czytaj też: Polityka rodzinna w Intercity. Wciąż lepiej mieć psa, niż dziecko