Premier zapowiedział, że do końca roku nie będziemy korzystać z rosyjskiego węgla, gazu i ropy. Ale czy jest w stanie spełnić tę obietnicę? I na jaki rachunek powinniśmy się w związku z tym embargo przygotować? Ile wyniesie średnia cena litra paliwa, jeśli zrezygnujemy z rosyjskiej ropy? O ile podrożeje węgiel, jeśli nie będzie można go kupować z Rosji? Osoby, które ogrzewają się węglem, już robią zapasy na kolejną zimę, a Tauron ograniczył sprzedaż węgla na osobę.
Rząd już nie ogląda się na Unię Europejską, ale sam nakłada embargo na rosyjski węgiel (choć jeszcze przed chwilą twierdził – nie bez racji – że nie może ograniczać wolnego handlu na terenie Unii Europejskiej). Do końca roku mamy też nie korzystać z rosyjskiego gazu i ropy naftowej. Niedawno policzyliśmy, ile wyniosła nasza składka na rosyjską armię przez to, że latami importowaliśmy surowce od putinowskiej Rosji. Teraz czas zacząć liczyć, ile będzie nas kosztowało odspawanie się od rosyjskiej ropy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Można powiedzieć, że nowy pomysł premiera Mateusza Morawieckiego jest zastosowaniem praktycznym naszych autorskich pomysłów na rozwinięcie tarczy antyputinowskiej, którą premier zaprezentował jakiś czas temu, ale nie powaliła nikogo na kolana. Czy zatem sankcje energetyczne „made in Poland” – nieuzgodnione z Unią Europejską – mają sens?
Cztery pytania o embargo na rosyjski węgiel
Jeśli chodzi o zakaz importu węgla, to rząd przygotował stosowną ustawę (w trakcie konferencji nie była jeszcze opublikowana). Zakłada w niej całkowity zakaz importu węgla z Rosji. To nie jest łatwa sprawa, ponieważ węgiel importują prywatni pośrednicy. Trafia on głównie do odbiorców indywidualnych, którzy palą nim w 3 mln kopciuchów.
Wkrótce, być może już od maja, firmy nie będą mogły importować węgla z Rosji. Dostaną od rządu rekompensaty. Nie wiadomo jeszcze, skąd będą pochodzić pieniądze na te rekompensaty (bezpośrednio z budżetu państwa czy z jakiegoś funduszu finansowanego przez PFR lub BGK), ale finalnie będą pochodziły od nas wszystkich, czyli podatników.
O jakich kwotach mowa? Cena tony węgla z Rosji wynosiła rok temu 800 zł. Teraz już 2 000 zł – tak podają handlarze z północy Polski. Ostrożnie licząc, przy imporcie 8 mln ton węgla, mowa jest o kwocie rekompensat rzędu 6-16 mld zł, w zależności od tego, po jakiej cenie były podpisywane kontrakty. Skąd weźmiemy brakujące 8 mln ton węgla? Rząd uważa, że zwiększymy import z takich krajów jak Australia, Kolumbia, czy USA. Czas zadać cztery bolesne pytania:
>>> Z „nierosyjskich” kierunków importujemy w dużej części węgiel niskogatunkowy, którym nie da się palić w domowych piecach. Czy jesteśmy w stanie zakontraktować wystarczająco dużo węgla o właściwych parametrach? Rząd przespał kilka lat, które można było wykorzystać na wyrzucenie z kilku milionów domów kopciuchów, które spalają rosyjski węgiel. Inna sprawa, że główną alternatywą są piece gazowe, a ten surowiec też jest z Rosji. Pompy ciepła z kolei są drogie. Ale sporo budynków można było wyposażyć np. w ciepło systemowe.
>>> Nie wiadomo, czy mali importerzy zdołają na czas podpisać kontrakty z firmami z drugiego końca świata. Będzie potrzebna pomoc państwowych pośredników, np. Agencji Rezerw Strategicznych, ale najpewniej mali importerzy po prostu zwiną interes. Żeby zdążyć przed jesiennymi i zimowymi chłodami, kontrakty powinny być zawierane już teraz.
>>> Czy możemy liczyć na zwiększone wydobycie z polskich kopalń? Polska jest największym producentem węgla w Unii Europejskiej. Rząd twierdzi, że rosyjski węgiel będzie zastąpiony również zwiększeniem wydobycia w kraju. Być może nie wiedział o tym prezes Polskiej Grupy Górniczej, Tomasz Rogala, który dzień wcześniej powiedział, że nie da się już zwiększyć produkcji węgla w Polsce, bo otwieranie nowych szybów jest za drogie i w dłuższym terminie nieopłacalne. Przy maksymalnym wysiłku możemy zwiększyć wydobycie o 1,5 mln ton. Zwiększenie wydobycia o kilka milionów ton jest niemożliwe.
Recepta? Niech polskie kopalnie produkują węgiel na potrzeby polskich gospodarstw domowych (polski węgiel nada się do polskich kopciuchów), a za to importujmy z różnych stron świata węgiel na potrzeby elektrowni (dziś pochodzi z polskich kopalń). Pytanie brzmi: czy da się rozplątać długoterminowe i mocno skomplikowane umowy, które polskie firmy energetyczne mają na zakup polskiego węgla oraz zastąpić je kontraktami zagranicznymi?
>>> Rząd nie przedstawił też żadnych planów na walkę z energetycznym ubóstwem, czyli z sytuacją, że niektórych może nie być stać na zakup droższego węgla spoza Rosji. Polacy nie mają wielkiej wiary w to, że rząd ich obroni przed wyższymi kosztami ogrzewania w zimie 2022-2023. Szał zakupów pod kątem przyszłej zimy już się chyba zaczął. Tauron wprowadził właśnie reglamentację – jeden kupujący może kupić dwie palety węgla (2 tony).
Skądkolwiek nie będzie ściągany węgiel do sprzedaży w naszych domach, będzie droższy.
Polska bez rosyjskiej ropy? Trzy ważne pytania do premiera
Najtrudniej będzie się uniezależnić od rosyjskiej ropy naftowej i od gotowych paliw sprowadzanych z Rosji. Rosyjska ropa to mniej więcej 65% dostaw do polskich rafinerii (jesteśmy jednym z najbardziej uzależnionych od Rosji państw). Czy jest zatem w ogóle możliwe, żebyśmy nie tankowali rosyjskiego paliwa?
Czytaj też: Rosyjska ropa w naszych bakach: czy musi tam być? Orlen zapewnia: zwiększamy zamówienia innej ropy. Czy da się oznaczać tę „nieruską”, żeby kierowcy mieli wybór?
Tym, co nas ratuje, jest gdański naftoport, którego przepustowość wynosi 36 mln baryłek ropy rocznie. To wystarczy, żeby zaspokoić cały krajowy popyt. Po prostu trzeba będzie zastąpić ropę naftową sprowadzaną tankowcami z Rosji jakimiś innymi kontraktami długoterminowymi albo kupować ropę naftową po cenach bieżących – zapewne wyższych.
Kłopot w tym, że premier nie podał żadnych szczegółów poza tym, że mamy przestać kupować rosyjską ropę. Czy premier miał na myśli to, że Orlen i Lotos nie będą importować rosyjskiej ropy? Teoretycznie Orlen poradziłby sobie bez ropy z Rosji, ale wiosną 2021 r. podpisał dwuletni kontrakt z rosyjskim Rosnieftem – mniejszy niż poprzedni, ale też spory.
>>> Pytanie brzmi: czy Orlen zerwie umowę z Rosnieftem i zapłaci przewidziane w niej kary umowne (jakie?), czy my je zapłacimy, czy też premier trochę sobie z nas żartuje mówiąc o rezygnacji z rosyjskiej ropy (czyli: niby zrezygnujemy, ale kontraktów dotrzymamy).
>>> Jest i drugie pytanie: jaka może być różnica w cenie pomiędzy ropą rosyjską i tą kupowaną w innych źródłach? Cena zakupu ropy ma znaczenie, o czym świadczą wstydliwe zakupy ropy z rosyjskich tankowców, na które pozwolił sobie ostatnio Orlen.
Polacy powinni wiedzieć, czy embargo na ropę z Rosji będzie oznaczało dodatkowe 50 gr za litr paliwa na stacji czy dodatkowy 1 zł? I czy zapłacą oni – przy tankowaniu – czy też koszt rozłoży się na wszystkich podatników (czyli pokryje go państwo)?
>>> Jest i trzecie pytanie: co z importem oleju napędowego? Embargo powinno objąć nie tylko ropę, ale i paliwa. A Polska nie jest w stanie zaspokoić popytu na olej napędowy, importujemy go z Rosji i Białorusi – nie wiadomo, czy embargo obejmie takie produkty. Inwestorzy mają mieszane uczucia – notowania spółki Unimot, która importuje paliwa z Rosji, najpierw nie zareagowały na informacje premiera, a potem traciły na wartości, ale niewiele – 1,5%.
„Grupa Unimot nie importuje obecnie ropy naftowej. W przypadku oleju napędowego kupujemy paliwo u międzynarodowych operatorów, w tym poprzez londyńskich brokerów, posiadamy ograniczone kontrakty bezpośrednie z producentami paliw z Rosji. Już od jakiegoś czasu staramy się dywersyfikować kierunki dostaw, a wojna w Ukrainie przyspieszyła ten proces. Obecnie opracowujemy plan odchodzenia od produktów rosyjskich i podejmujemy już działania w tym zakresie”
– brzmi odpowiedź biura prasowego Unimotu. Jakiekolwiek plany rządu, dotyczące odchodzenia od rosyjskich paliw, powinny być częścią większych projektów europejskich. Inaczej będziemy przepłacali.
„Rzecz w tym, że nie tylko Polska nie chce kupować rosyjskich paliw. Obawiam się, że w sytuacji, gdy cała Europa będzie walczyć o surowce i produkty naftowe spoza Rosji, konkurencja szczególnie w obszarze zakupów diesla może być duża”–
– mówi nam Grzegorz Maziak, redaktor naczelny portalu e-Petrol. Podobne obawy ma Paweł Olechnowicz, były prezes Lotosu.
„Sankcje powinny być uzgodnione z Unią Europejską. Inaczej to będzie zwykłe wyrywanie sobie nie-rosyjskich kontraktów przez europejskie firmy. Kto pierwszy, ten lepszy. To grozi destabilizacją rynku. Niemcy już zapowiedzieli, że chcą korzystać z mocy importowych gdańskiego Naftoportu. Czy mamy im odmówić? Jeśli tak, to oni będą importować ropę z Rosji, z której będą produkować olej napędowy w rafinerii koło Szczecina i my ten olej napędowy będziemy importować”
– mówi Paweł Olechnowicz. O dostawy gotowych paliw jest spokojny – jego zdaniem Możejki (czyli litewska rafineria należąca do Orlenu) mają dużo niewykorzystanych mocy produkcyjnych i mogą się zająć produkcją gotowych paliw, byśmy nie musieli ich sprowadzać z Rosji. Ale problemem może być walka o nierosyjską ropę.
Najprościej będzie odciąć się od gazu – kontrakt Jamalski z Rosją wygasa, a w tym roku ruszy gazociąg Baltic Pipe, dzięki któremu polski PGNiG będzie mógł wydobywać (oraz kupować) gaz na szelfie norweskim i przesyłać go do Polski. Kłopot w tym, że prawdopodobnie PGNiG nie ma jeszcze zawartych umów z zewnętrznymi dostawcami na tę część norweskiego gazu, która nie będzie pochodziła z własnego wydobycia (jako spółka giełdowa powinien o tym poinformować, a wieści na ten temat brak).
Jest jeszcze jedno pytanie: polski premier nie powiedział nic na temat tego, w jaki sposób chce zmniejszyć zapotrzebowanie krajowe na gaz. Zamiana kierunku pozyskiwania surowca to jedno, a problem polegający na drastycznym wzroście zapotrzebowania na gaz w kraju, które ma nastąpić w najbliższej przyszłości – to drugie.
Czytaj też: Niebezpieczny gazowy pomysł Putina. Stawką… dedolaryzacja świata?
To nie embargo na rosyjską ropę zdecyduje o cenie paliwa na stacjach
Plan oznaczający embargo na surowce z Rosji, ogłoszony przez premiera Morawieckiego, jest tyleż odważny, co mało konkretny. Wiemy w zasadzie tylko tyle, że być może już w maju mielibyśmy przestać importować rosyjski węgiel (ale nie wiadomo co w zamian oraz kto i kiedy ma zawrzeć nowe kontrakty, zero wieści na temat programów osłonowych dla osób, których nie stać na droższy węgiel oraz o ile mogą wzrosnąć jego ceny po wprowadzeniu embargo), że ściągniemy ropę z innych kierunków (ale nie wiadomo po ile oraz co z obowiązującym kontraktem z Rosjanami) oraz gaz (tutaj sytuacja jest najstabilniejsza, trzeba tylko zakontraktować więcej gazu z Norwegii).
Wiadomo już, że węgiel dla polskiej energetyki – nawet jeśli droższy – nie będzie oznaczał proporcjonalnie wyższych cen prądu. Premier obiecał, że będą przedłużone urzędowe taryfy chroniące konsumentów. Ale droższy węgiel oczywiście zostanie przerzucony na wyższe ceny energii dla przedsiębiorców, a więc i produkowanych przez nich towarów. Skala tego zjawiska jest wielką zagadką.
A w jakiej cenie będziemy tankować samochody w styczniu 2023 r., gdy – jeśli ambitny plan się powiedzie – w Polsce nie będzie już rosyjskiej ropy? Moi rozmówcy twierdzą, że nie da się tego przewidzieć. Po pierwsze, nie wiemy, czy będzie działać tarcza antyinflacyjna. Do końca lipca VAT na paliwo jest obniżony do 8%. Może będzie dalej niski, a może wróci do poziomu 23%.
Po drugie, nie wiemy, jak ostra będzie konkurencja o ropę spoza Rosji i czy Europa będzie kontraktowała ją wspólnie. A to rzutuje na ceny. Po trzecie, nie wiadomo co z popytem. O cenie ropy zadecyduje sytuacja gospodarcza świata. Jeśli będzie duże spowolnienie gospodarcze – wywołane zaburzeniem łańcuchów dostaw np. niklu czy aluminium z Rosji, przedłużającą się wojną, czy też przede wszystkim falą epidemii COVID-19 w Chinach – ropa będzie tania.
Jak poinformował na Twitterze Kamil Pastor, ekonomista PKO BP, słowacki Bank Centralny, nawet w najbardziej czarnym scenariuszu nie przewiduje recesji z powodu braku rosyjskich surowców, a cenę ropy prognozuje na maksymalnie 125 dolarów do końca roku.
Niektóre banki inwestycyjne szacują, że notowania ropy naftowej z tego powodu spadną do 40 dolarów za baryłkę (a jeszcze niedawno baryłka kosztowała 130 dolarów). Zdaniem moich rozmówców będzie dobrze, jeśli będziemy mogli kupować ropę spoza Rosji po 80 dolarów za baryłkę. To wciąż drogo, ale tyle mnie więcej kosztowała przed wojną. Byłaby wtedy szansa na tankowanie – z czystym sumieniem – po 5-6 zł za litr paliwa.
źródło zdjęcia: KPRM