Pan Artur dowiedział się, że ma zajęcie komornicze z powodu nie zapłaconego mandatu. Że sprawa sądowa w tej sprawie odbyła się zaocznie. Że sąd wysłał zawiadomienie o rozprawie i jej wyniku na adresy nieaktualne od ponad 10 lat. Że firma windykacyjna nie załączyła jako dowodu rzeczonego mandatu, a jedynie… zapis z własnych ksiąg rachunkowych. Co robić?
Nic tak nie podnosi ciśnienia, jak wiadomość o tym, że staliśmy się ofiarą zajęcia komorniczego. Logujemy się na konto bankowe, a tam mniej pieniędzy. Wtedy zaczyna się ustalanie: o jaki dług chodzi? Czy rzeczywiście jesteśmy nierzetelnymi płatnikami? A może komornik zajął pieniądze niesłusznie?
- Połowa Polaków ma jakiś kredyt. Kiedy opłaci się skorzystać z jego refinansowania albo z konsolidacji? O strategiach spłaty zadłużenia [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL]
- Szybkie przelewy, docierające błyskawicznie do dowolnego odbiorcy na świecie? Usługi takie jak Visa Direct mogą przyspieszyć ruch pieniędzy [POWERED BY VISA]
- Amerykańskie akcje i dolar toną. Ale zbliżają się też do ważnych poziomów wycen. Czas decyzji dla inwestorów: Trump to katar czy ciężka grypa? {POWERED BY UNIQA TFI]
Pan Artur, mój czytelnik, kilka tygodni temu logując się na konto bankowe stwierdził, że brakuje na nim 603 zł. Ze szczegółów transakcji zamieszczonych w serwisie transakcyjnym nie wynikało jakiego konkretnie zadłużenia dotyczy zajęcie. Dopiero po kilku telefonach do banku czytelnikowi udało się ustalić szczegóły sprawy – czyli namiary na komornika oraz na wierzyciela.
Tym ostatnim – tę informację bank podał bez problemu – okazał się Best II Niestandaryzowany Sekurytyzacyjny Fundusz Inwestycyjny Zamknięty. Ale o powodach zajęcia bank nie wiedział. Z pomocą fundacji „Darmowy Prawnik” mojemu czytelnikowi udało się zdobyć resztę potrzebnych informacji.
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
Śledztwo w sprawie biletowego długu
Pan Artur dowiedział się, że sprawa sądowa, dotycząca jego rzekomego długu, odbyła się w Elblągu (czytelnik nigdy nie był w Elblągu). Nakaz zapłaty został wydany 20 marca 2017 r. Sąd wysłał zawiadomienie o rozprawie i jej wyniku na adresy nieaktualne od ponad 10 lat – oczywiście pan Artur żadnego nie odebrał.
„Okazało się, że sprawa dotyczy… mandatu za jazdę bez biletu z 2006 r. Co ciekawe, firma Best nie załączyła jako dowodu rzeczonego mandatu, a jedynie… zapis z własnych ksiąg rachunkowych potwierdzający fakt istnienia wierzytelności. Nie ma więc dowodów na to, że taki mandat faktycznie otrzymałem – nie ma nigdzie mojego podpisu, numeru mandatu (druk powinien mieć numer), a jedynie data wystawienia. Dowodem na istnienie wierzytelności był de facto dokument wewnętrzny firmy windykacyjnej”
Kabaret? Oczywiście, można mieć pretensje do firmy windykacyjnej, że postanowiła zajmować cenny czas Wysokiego Sądu sprawą, w której nie ma cienia dowodu rzeczowego na winę klienta. Ale jak to możliwe, że sędzia takie roszczenie firmie windykacyjnej „klepnął”? To jest dopiero zagadka.
„Owszem, zdarzyło mi się parę razy otrzymać mandat w trójmiejskiej SKM-ce. Raz lub dwa razy faktycznie za jazdę bez biletu, czasem także za jazdę bez legitymacji studenckiej. Jednak każdorazowo takie sprawy wyjaśniałem w biurze kontrolerów, firmie Renoma. Za każdym razem albo mandaty były anulowane albo je płaciłem na miejscu. Było to jednak tak dawno temu, że nawet nie jestem w stanie odnaleźć pokwitowań”
Pisze pan Artur. W sytuacji, gdy roszczenie – nawet dęte – jest już potwierdzone przez sąd, a komornik zajął pieniądze na koncie, wielu konsumentów zapewne machnęłoby ręką. Ale nie pan Artur, dla którego 600 zł to niemała kwota, zaś zasada uczciwości w biznesie jest mu bliska.
Czytaj też: Tydzień wyjęty z życiorysu, czyli co robić, gdy na koncie pojawia się omyłkowe zajęcie komornicze?
Pan Artur kontratakuje
Mój czytelnik wynajął więc prawnika i wniósł do sądu wniosek o przywrócenie biegu sprawie (z uwagi na fakt, iż wcześniejsze zawiadomienia wysyłane przez sąd nie zostały odebrane), a także sprzeciw do nakazu zapłaty. Powołał się na najprostszy fakt – że wierzytelność, z czego by nie wynikała, jest po prostu przedawniona. Można byłoby dowodzić, że mandat został zapłacony lub anulowany, ale to byłąby trudniejsza ścieżka.
„Sąd rozpatrzył pozytywnie wniosek o przywrócenie biegu – czekam na postanowienie o utracie mocy nakazu zapłaty w tej sprawie. W razie pozytywnego rozpatrzenia sprzeciwu, będę mógł ubiegać się od firmy Best o zwrot poniesionych kosztów”
Czy to koniec tej sprawy? Otóż nie, bowiem 3 kwietnia 2018 r. mój czytelnik doznał kolejnego szoku. Kolejne zajęcie komornicze. Ta sama firma, ten sam komornik, bardzo podobna kwota – tylko sygnatury się zmieniły. Znów potrzebne były telefony do sądu w Elblągu, pisma…
Czytaj też: Miała groszowy dług, a teraz… każą oddać jej kilka stówek. A wszystko przez… adres. Uważajcie!
Czytaj też: Przez trzy lata walczyła o pieniądze, które bank zabrał jej przez pomyłkę. Pomogła dopiero moja interwencja
Czytaj też: Klient PKO BP, by uniknąć komornika, zaproponował ugodę. I przekonuje, że czas to pieniądz. Co bank na to?
WIndykacyjny telemarketing
W tej sprawie jest jeszcze jeden ważny wątek. Zanim sprawa trafiła do sądu, firma windykacyjna powinna przynajmniej spróbować odzyskać rzeomy dług na drodze polubownej. Nawet jeśli nie miała twardych dowodów na istnienie wierzytelności, przekonanie klienta, by zapłacił bez szemrania jest łatwiejszą ścieżką, niż przekonanie sądu o tym, żeby przyklepał przedawniony dług oparty na księgach rachunkowych windykatora (choć na przykładzie tej sprawy widać, że i to nie jest mission impossible).
„Żona – a ma niemal fotograficzną pamięć – przypomniała mi zdarzenie sprzed ok. 11 lat. O siódmej rano obudził mnie telefon. Odebrałem i pani w słuchawce zaczęła wypytywać mnie o dane osobowe – imię, nazwisko, PESEL, adres… Oprzytomniałem dopiero przy adresie i zapytałem o powód tego przesłuchania. Wtedy okazało się, że jest to pani telemarketerka z firmy Best dzwoniąca w sprawie finansowej – poprosiłem o kontakt na piśmie na podany adres – nic wówczas nie otrzymałem”
Była to więc klasyczna próba uzyskania danych, które posłużą do windykowania długu w sytuacji, gdy firmie windykacyjnej brakuje podstawowych danych. A brakuje ich, bo najpewniej kupiła za grosze od firmy obsługującej komunikację miejską w Trójmieście pakiet długów, w których jest wielki bałagan.
Czytaj też: 150 zł prowizji za przelanie 136 zł? Uważajcie gdzie zakładacie konto firmowe
Czytaj też: No i kto jest debeściak? Firma windykacyjna chciała wpuścić swoją podopieczną w maliny. Ależ kontratak!
Dwa pytania pana Artura
Mój czytelnik – człowiek, który deklaruje, iż podobnie jak i ja jest zdania, że długi – przedawnione, czy nie – należy spłacać, nie rozumie dwóch rzeczy.
1) W tej sprawie nawet nie udowodniono mu, że dług istnieje – jest twierdzenie firmy Best, snute na podstawie jej ksiąg rachunkowych. Każdy może wpisać w księgi rachunkowe, że pan X jest spółce winien 500 zł – czy to jest dla sądu podstawa do nakazu zapłaty?
2) Nikt w tej sprawie nie pokusił się o sprawdzenie danych klienta, upewnienie się, że korespondencja w sprawie dociera do niego. Ba! Umówmy się, że w dzisiejszych czasach ustalenie czyjegoś adresu nie jest takie trudne – jest ewidencja ludności, są meldunki stałe i czasowe. Pan Artur prowadzi firmę, nie ukrywa się, ma nawet Profil Zaufany ePUAP w e-administracji – da się z nim skontaktować i poinformować, że „coś się dzieje”.
Pan Artur poprosił mnie jeszcze o jedno – o to, bym w jego imieniu umieścił w tekście prośbą o kontakt do osób, które mają podobne przejścia z firmą Best. Pan Artura zna już procedurę, poradzi sobie z wyegzekwowaniem zwrotu poniesionych niesłusznie kosztów. Ale wie też, że jest sporo przypadków, w których ludzie „po prostu” są przez windykatora naciągani na spłacanie nieistniejących długów.
Jeśli będziecie chcieli skontaktować się z panem Arturem, napiszcie e-mail na maciej.samcik@subiektywnieofinansach.pl z nagłówkiem w tytule: „kontakt do pana Artura – sprawa Best”. W odpowiedzi otrzymacie adres e-mail pod którym będziecie mogli skontaktować się z moim czytelnikiem, który jest gotów poświęcić swój czas, by pomóc innym ofiarom „biletowej windykacji”
źródło zdjęcia tytułowego: PhotoMix