W Polsce rodzi się zainteresowanie inwestowaniem pasywnym. Zamiast wybierania najlepszych spółek – inwestowanie we wszystkie jak leci. Zamiast „żywych” zarządzających i zespołów analityków – robot wykonujący automatycznie i beznamiętnie zlecenia według algorytmów. Zamiast doradców finansowych – robodoradcy. Giełda Papierów Wartościowych zorganizowała pierwszą konferencję o tego typu inwestowaniu. Na sali ledwo starczyło miejsc dla chętnych. Czy warto „wejść” w ten sposób inwestowania?
Wreszcie rośnie konkurencja dla tradycyjnych funduszy inwestycyjnych, które od 25 lat wybierają dla nas najlepsze akcje i obligacje. To fundusze pasywne, występujące głównie pod postacią ETF-ów. Aby popularyzować ten nowy – przynajmniej w Polsce – sposób inwestowania, Giełda Papierów Wartościowych zorganizowała – we współpracy z biurem maklerskim mBanku, PZU Inwestycje i firmą Beta Securities – pierwszą konferencję poświęconą pasywnemu inwestowaniu. Czego się dowiedzieliśmy?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Angielska robota, czyli kto zabiera nam możliwość inwestowania w najlepsze i najtańsze fundusze na świecie?
Czytaj też: Śpię spokojnie wykręcam trzy razy więcej, niż na depozycie. Jak to robię?
Pasywny ETF, czyli zamiast ludzkiej roboty – roboty
O co chodzi z inwestowaniem pasywnym? Konstrukcja ETF-a polega na tym, że nie wymaga sterowania przez człowieka-zarządzającego. Odchodzi cała robota (a więc też koszty) związane ze żmudną analizą fundamentalną, techniczną, doborem spółek do portfela itp. Niektórzy twierdzą, że skuteczność człowieka pod tym względem jest porównywalna z tą, jaka osiągnąłby szympans wskazujący losowo spółki, w które należy zainwestować pieniądze. Autorem tego – krzywdzącego zarządzających funduszami – porównania jest Burton Malkiel, uważany za ojca chrzestnego pasywnego inwestowania.
W świecie pasywnych inwestycji zamiast jednego – lub całego sztabu – zarządzających i analityków są roboty, sztuczna inteligencja i algorytmy. A pasywne jest nie tylko samo inwestowanie, ale i ustalanie sposobu lokowania kapitału. Klient odpowiada na kilka pytań, a robot ustala jego profil, dzieli pieniądze pomiędzy pasywnie zarządzane fundusze (czyli kupujące automatycznie cały rynek, nie wybierając z niego najlepszych spółek).
W Polsce takie usługi są dopiero w powijakach, choć na rynek weszły już tego typu usługi w ramach platformy Finax, czy PKO BP, choć jego robodoradztwo może spowodować ból zębów. Robodoradztwo to coś głównie dla młodych, zwiastuje zmianę pokoleniową na rynku. Wystarczy, że robot zasugeruje w co inwestować i po kilku kliknięciach w aplikacji w smartfonie inwestycja jest gotowa. Trzeba tylko przelać pieniądze.
ETF to niskie opłaty. Ale jak niskie? I czy rzeczywiście?
O tym jakie są cechy inwestowanie pasywnego i tradycyjnego Maciek Samcik napisał doskonały bryk: „Ulokować oszczędności w funduszu, który spróbuje wybrać to, co najlepsze, czy w ETF-ie, który kupi wszystko „jak leci”? Sprawdzamy!”. W skrócie: w tej całej „zabawie” chodzi o to, żeby zarobek był jak najwyższy, ryzyko jak najniższe, zaś fundusz nie zdarł z klienta skóry w formie opłat za zarządzanie.
Z opublikowanego niedawno raportu europejskiego nadzoru finansowego ESMA, wynika, że „żywym” zarządzającym trudno jest wygrać z rynkiem, czyli osiągnąć wyniki lepsze, niż indeksy giełdowe. Wygrywają więc fundusze pasywne i ETF-y, które kupują po prostu ten cały rynek. Ich wynik długoterminowy jest w okolicach 5-5,5% netto (czyli po odjęciu kosztów) powyżej inflacji! W funduszach aktywnie zarządzanych jest to 3-3,5% powyżej inflacji. Oczywiście wśród funduszy zarządzanych przez „żywych” ludzi są takie, które regularnie biją średnią rynkową. Ale jest ich mniejszość.
Główną prelegentką na konferencji zorganizowanej przez GPW była Deborah Fuhr, założycielka firmy doradczej ETFGI, która na pasywnym inwestowaniu zjadła zęby – zajmuje się tym zagadnieniem o 1997 r. Fuhr przekonywała, że jest empirycznie udowodnione, iż tańszy produkt statystycznie przynosi wyższe stopy zwrotu. ETF nie potrzebuje drogich zespołów analitycznych, więc pod względem kosztów zawsze będzie o krok przed funduszem inwestycyjnym, który działa na tym samym rynku, ale nie kupuje wszystkich spółek jak leci, tylko wybiera te najbardziej perspektywiczne.
Poniżej macie symulację wpływu kosztów na wyniki inwestycyjne w tradycyjnym funduszu i w ETF-ie. Jak widać, im dłużej trzymamy inwestycje, tym bardziej opłaca się tańszy fundusz typu ETF. „Nie mówię, że nie ma dobrych zarządzających. Mówię tylko, że trudno takiego spotkać” – mówiła z przekąsem ekspertka.
Z tymi niskimi opłatami nie jest aż tak różowo – owszem jest taniej, niż w przypadku klasycznych funduszy, ale pamiętajmy, że oprócz opłaty za zarządzanie musimy zapłacić prowizję brokerowi, który pośredniczy w zakupie ETF-a (kupując „zwykły” fundusz przez internet zwykle tej prowizji nie ponosimy).
Trzeba też pamiętać, że „normalne” fundusze też potrafią być low-costowe. Są już w Polsce tradycyjne fundusze inwestycyjne, które pobierają za swoje usługi opłaty porównywalne z ETF-ami. Takie zapędy mają platformy inPZU, czy AXA
Obecny na sali przedstawiciel KNF zwracał uwagę, nie bez racji, że najważniejszą kwestią jest model wynagradzania tych, którzy oferują nam fundusze lub ETF-y. Dopóki sprzedawcy (zwani dla zmyłki doradcami finansowymi) będą dostawać prowizje w zależności od tego, jaki produkt inwestycyjny sprzedadzą klientowi, dopóty rynek ETF-ów się nie rozwinie, bo w gruncie rzeczy firmy nie mają interesu żeby takie produkty oferować. Prowizja za sprzedaż „zwykłego” funduszu będzie zwykle wyższa, niż za zaoferowanie klientowi ETF-a, bo firma zarządzająca funduszem ma się czym dzielić, a ETF ma koszty ścięte do kości.
Recepta? Zgodnie z dyrektywą MIFID II doradcy powinni otrzymywać wynagrodzenie od klientów, a nie od funduszy, dzięki czemu ich interes powinien być bardziej zbieżny z interesem „klientowskim”. To prosta recepta, ale czy Polacy – nie mający uświadomionej potrzeby zarządzania swoimi oszczędnościami – są gotowi płacić za usługi finansowe takie jak „doradztwo”, skoro latami przyzwyczaili się, że mają to za darmo?
Deborah Fuhr zwracała uwagę, że są już kraje takie jak Wielka Brytania, Australia, czy Holandia, które zakazały doradcom przyjmowania prowizji od firm oferujących sprzedawane przez nich aktywnie zarządzane fundusze. Czy taki atomowy scenariusz byłby realny w Polsce? Dziś trudno go sobie wyobrazić.
Jak duży jest rynek ETF? I o ile urośnie?
Fundusze pasywne i ETF zadomowiły się na warszawskiej giełdzie wraz z rozwojem oferty firm AgioFunds TFI i Beta Securities. Od roku dostępna jest opcja inwestowania w ETF-y odzwierciedlające indeksy dywidendowe WIG i WIG20, a także mWIG40 – ten ostatni cieszy się największą popularnością i wkrótce może przekroczyć 100 mln zł aktywów.
Oprócz tego możemy kupować ETF-y na niemiecki indeks DAX i nowojorski S&P 500 – tyle, że są do produkty od firmy Lyxor. Różnice pomiędzy francuskim, a polskimi dostawcami dla przeciętnego inwestora są niezauważalne.
W sumie na światowych rynkach aktywa ETF-ów warte są 6,9 bln dolarów, a według prognoz do 2025 r. – podwoją się. To kropla w oceanie klasycznych inwestycji:
Trzy czwarte sum zarządzanych przez ETF-y przypadają na USA. W Europie rynek ETF-ów to „tylko” 984 mld dol. Stary Kontynent nadrabia jednak zaległości, bo aktywa europejskich funduszy ETF podwoiły się w ciągu ostatnich czterech lat, a tylko w ubiegłym roku powstało w Europie 176 nowych ETF-ów. Najwięksi globalni gracze to:
- iShares (763 ETF-y) – 2,2 bln dol. aktywów
- Vanguard (179 ETF-ów) – 1,2 bln dol. aktywów
- SPDR ETF (256 ETF-ów) – 786 mld dol. aktywów
Czytaj też: O ile wzrosły nasze oszczędności w ostatnim roku? Jedna liczba niepokoi
Czytaj też: Jaką część pensji musisz oszczędzać, by w przewidywalnym terminie zapewnić sobie poduszkę bezpieczeństwa?
ETF + ESG = $$$
Pasywne inwestowanie wydaje się stworzone do konstruowania dowolnych strategii inwestycyjnych opartych o wyceny spółek medycznych, biotechnologicznych, motoryzacyjnych, technologicznych, handlowych, czy takich, które wspierają klimat. Moda na ekologię wkracza do kolejnych obszarów naszego życia. Czy się to komuś podoba czy nie, coraz więcej rzeczy musi być teraz bio, eko, zeroemisyjnych, zrównoważonych społecznie i nieszkodzących środowisku.
Ta moda opanowuje też świat finansów, a rozpoznać ją można po trzech literach – ESG, czyli environment-social responsibility-corporate governance. Deborah jak zaklęcie powtarzała, że ESG to przyszłość ETF-ów i że to jest ten segment, który czeka rozwkit. Dane, które pokazał Financial Times zdają się to potwierdzać.
O ile na globalnym rynku w ostatnich kwartałach można zaobserwować odpływ pieniędzy netto z funduszy, to produkty oparte o strategie ESG przeżywają rekordowy napływ nowych pieniędzy. Powód? Ogromny wybuch zainteresowania sprawami związanymi z przyszłością naszej planety, globalnym ociepleniem, kataklizmami i przegrzewaniem klimatu. Temat jest na czołówkach gazet i portali, sami obserwujemy anomalie pogodowe, takie jak bezśnieżna zima, czy skutki ogromnych pożarów w Australii.
ESG można zatem rozumieć jako zielony ład korporacyjny. W Polsce – jak już sprawdziliśmy – nie ma za bardzo w czym wybierać, szczególnie, bo ograniczeniu oferty amerykańskich ETF-ów, które wycięła z oferty polskich doradców dyrektywa MIFID II (nie można ich aktywnie proponować klientom, bo dokumenty nie są przetłumaczone na język polski).
Trzeba jednak pamiętać, że ESG to nie tylko środowisko – wiele spółek nie łapie się do indeksów ESG, bo ich zarządy czy rady nadzorcze są zbyt mało zróżnicowane pod względem obecności kobiet i mężczyzn, albo – tak, jak w przypadku spółek Warrena Buffeta – mają zbyt małą liczbę niezależnych członków. Inny przykład – spółka może być od góry do dołu „zielona”, ale jeśli np. łamie prawa pracownicze, wyleci z indeksu.
Przestrzeganie zasad często bywa kosztowne. Np. największy i najstarszy ETF „odpowiedzialny społecznie” – iShares MSCI USA ESG Select Social Index Fund (SUSA) – nie inwestuje w akcje Amazona i kilka innych giełdowych perełek, bo nie są wystarczająco „odpowiedzialne”, przez co rósł słabiej, niż „zwykły” ETF na indeks S&P 500.
źródło zdjęć: GPW (Twitter)