Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen, ogłosił, że paliwo na stacjach będzie tańsze. Ale nie dużo tańsze, tylko odrobinkę – o 20-35 gr na litrze. Zapowiadana cena 6,79 zł za litr „95” oraz 7,55 zł za litr oleju napędowego to wciąż szokująca wartość. Przecież jesienią rozdzieraliśmy szaty, gdy cena litra paliwa dochodziła do 6 zł. A ostatnio na niektórych stacjach dochodziła do 8 zł za litr. Ale może chociaż tankujmy etycznie? Czy stacje paliw mogą oznaczać przy dystrybutorze kraj pochodzenia benzyny? Czy to technicznie wykonalne? Czy rosyjska ropa musi trafiać do naszych baków? Sprawdzam!
Przybywa firm, które wychodzą z Rosji albo zawieszają działalność w tym kraju. Trwa też bojkot rosyjskich towarów. Wśród tych, które są gotowe nadal finansować wojnę Putina, jest np. Leroy Merlin, Auchan czy Decathlon (uczynią to poprzez płacenie podatków w Rosji, wypłacanie pensji rosyjskim pracownikom). Prawdopodobnie ich szefom się wydaje, że o wojnie za kilka miesięcy wszyscy zapomną, a Rosja to 140 mln konsumentów. W większości biednych, ale za to jest ich dużo.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale kto powinien bardziej posypać głowę popiołem: menedżerowie tamtych sieci czy my, jadąc na zakupy na ruskim paliwie? Tutaj pisałem, jak gigantyczną kasę zapłaciliśmy Putinowi. Rosyjska ropa to kasa na zbrojenia. Dlatego dobrze byłoby nie tankować paliwa wyprodukowanego z ruskiej ropy – z powodu wzrostu cen surowców Rosja dostaje setki milionów dolarów dziennie ze sprzedawanych nam surowców – ale czy Polscy kierowcy mają wybór? Czy możliwe jest, żeby Orlen, Lotos i inne sieci zaczęły oznaczać kraj pochodzenia paliw? Czy to technicznie wykonalne?
Czytaj też: Inwestujesz w ETF-y? Niechcący masz pieniądze w Rosji. Co robić? (subiektywnieofinansach.pl)
Cóż, przydałoby się, bo hejt na firmy, które nie zdecydowały się na bojkotowanie rosyjskiego rynku, jest przeokrutny. Tych z Leroy Merlin to prawie mi żal. Wywalili pewnie dziesiątki (albo i setki) milionów złotych na wypracowanie przyjaznej klientowi marki, a teraz… to:
Obniżki cen paliwa na Orlenie. Rosyjska ropa w promocji?
Wojna na Ukrainie spowodowała wzrost cen ropy naftowej. Po wybuchu wojny cena baryłki ropy wzrosła z 90 dol. do 130 dol. Efekty widzimy na stacjach paliw. W niektórych krajach litr paliwa do samochodu kosztuje już prawie 2 euro. Ale okrągła cena 10 zł za litr paliwa nam na razie nie grozi, bo od kilku dni ceny ropy spadają (do 110 dolarów za baryłkę).
W tej sytuacji spadek cen na stacjach był nieunikniony i zapowiadali go analitycy. Dlatego trochę dziwne jest ogłaszanie z wielką pompą symbolicznych w sumie obniżek cen na stacjach Orlen. Prezes koncernu Daniel Obajtek głośno krzyczy, że ceny obniża, ale kiedy je znacznie bardziej podwyższał, to robił to po cichu. Sytuacja na rynku ropy naftowej – spadek cen baryłki o 15% – oraz na rynku walutowym – spadek kursu dolara o 7% – sprawiają, że prezes Obajtek nikomu łaski nie robi, obniżając cenę. Gdyby tego nie zrobił, miałby na głowie kryzys wizerunkowy. Poniżej ceny ropy na amerykańskiej giełdzie:
W poniedziałek prezes Orlenu na specjalnie zwołanej konferencji prasowej przypomniał też, że kierowany przez niego koncern w coraz większym stopniu dywersyfikuje dostawy ropy. A więc kierowcy w coraz mniejszym stopniu kupują paliwo przerobione z ruskiej ropy. Prezes Obajtek zapewne w ten sposób reaguje na wstydliwe dla niego informacje Bloomberga i Reutersa o dwóch kolejnych zamówieniach tankowców, na których jest rosyjska, tania ropa naftowa. Tania, bo rosyjscy sprzedawcy muszą w tych czasach obniżać ceny nawet o 20% w stosunku do rynkowej ceny, żeby w ogóle ktoś chciał od nich ropę kupić.
Orlen tłumaczy, że ropa jest dla litewskiej rafinerii Możejki i że jest niezbędna do zapewniania bezpieczeństwa paliwowego krajom bałtyckich. Więcej o kulisach zakupów przez Orlen rosyjskiej ropy pisałem w tym artykule. Niezależnie od tego, z jakich przyczyn Orlen kupuje ropę z rosyjskich tankowców i czy dzieli się uzyskanymi „krwawymi rabatami” z konsumentami, obniżając ceny na stacjach, warto pamiętać, że wciąż ponad połowę ropy Orlen kupuje z Rosji.
Rosyjska ropa to mniej więcej 65% dostaw do polskich rafinerii. Czy jest zatem w ogóle możliwe, żebyśmy nie tankowali ruskiego paliwa?
Rosyjska ropa i benzyna od Putina. Jak tankować i dać Rosji w kość?
Według danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego w 2020 r. rafinerie krajowe przerobiły 25,8 mln ton ropy naftowej, z czego 16,4 mln to była rosyjska ropa. Z tych 25,8 mln ton ponad 15 mln przerobił Orlen, a resztę Lotos.
Niestety, skala dywersyfikacji zmalała w stosunku do roku poprzedniego. Udział ropy REBCO (Russian Export Blend Crude Oil) w zaopatrzeniu kraju zwiększył się z 66,6% w 2019 r. do 69,7% w 2020 r. Ropa spoza Rosji płynie do nas statkami z Nigerii, Arabii Saudyjskiej, Kazachstanu i Norwegii, ale też uzupełniająco również z Wielkiej Brytanii i z… Litwy. Dlaczego zwiększył się import rosyjskiej ropy? Bo była tańsza niż ta z innych miejsc (źródła informacji są w tym raporcie).
Wybór nierosyjskiej ropy jest trudny już nawet na poziomie koncernu naftowego, który decyduje skąd wziąć surowiec, który później przerobi na benzynę i sprzeda na stacjach paliw. Zresztą Polska – oprócz „surowej” ropy naftowej – importuje także gotowe paliwa, czyli benzynę i olej napędowy. Pomimo że olej napędowy stanowi aż 64% całej produkcji naszych rafinerii, to popyt jest tak duży, że spore ilości oleju napędowego importujemy… z Rosji i Białorusi.
Na infografice poniżej widać jak na dłoni, że z Rosji praktycznie nie sprowadzamy benzyny (a jedynie ropę naftową do przerobu i produkcji benzyny). Największy odsetek importu benzyny pochodzi z Niemiec (43%) i ze Słowacji (34%). Za to jeśli chodzi o olej napędowy, to aż 63% stanowi import z Rosji i jeszcze kilka procent z Białorusi.
Generalnie więc mniej pieniędzy przekazują Putinowi ci, którzy tankuję benzynę, niż ci, którzy tankują olej napędowy. Po prostu mniej surowca oraz gotowych produktów pochodzi w tym przypadku z Rosji lub Białorusi.
Dystrybutory z wyłącznie „arabską” benzyną? Etycznie wątpliwe
Czy stacje mogą „oznaczać” pochodzenie paliw? Sklepy spożywcze mają obowiązek informowania o kraju pochodzenia warzyw i owoców – w marketach są tabliczki informujące, że konkretne mandarynki są z Hiszpanii, ogórki z Holandii, a pomidory z Maroka. Czy nie można wprowadzić takiego obowiązku w przypadku paliw?
Konsumenci mieliby wybór – tankują tańszą (jak podaje Bloomberg nawet o 20%) rosyjską ropę albo drożej np. arabską czy norweską. Np. olej napędowy z ropy rosyjskiej kosztowałby 5,8 zł za litr, a „zachodniej” – 6,5 zł. Dlaczego na stacjach nie ma podziału na ruskie dystrybutory i pozostałe? Zapytałem o to Pawła Olechnowicza, wieloletniego prezesa Lotosu, którego ze stanowiska (przy proteście związkowców gdańskiej rafinerii) usunęła „dobra zmiana” (sprzeciwiał się fuzji z Orlenem).
„Od strony technologicznej rozdzielenie takie jest możliwe. Były w przeszłości okresy, kiedy gdańska rafineria pracowała na ropie irańskiej albo na ropie z Kuwejtu. Tylko od nas zależy, z jakiego kraju będziemy importować ropę. Wtedy ta ropa trafi bezpośrednio na stacje”
– wyjaśnia Olechnowicz. Ale zastrzega, że ani Lotos, ani Orlen nie mogą wychodzić przed szereg i rezygnować z zakupów rosyjskiej ropy. To musi być decyzja na szczeblu krajowym, a nawet unijnym. Chodzi o to, że mogłyby z tego powodu wyniknąć turbulencje dla gospodarki, a i zapasy ropy powinny być wcześniej uzupełnione. Poza tym nawet gdyby na stacjach Orlen stanęły dystrybutory „arabska ropa only” to nie jest pewne, czy można byłoby mieć czyste sumienie, tankując ją.
Arabia Saudyjska – na co zwraca uwagę Olechnowicz – nie potępiła Putina ani jego inwazji. Nie zwiększyła też produkcji ropy, o co prosiły Stany Zjednoczone, a jej rola w konflikcie Rosji z Zachodem jest niejasna. Nota bene Olechnowicz ostrzega też przed sprzedażą części Lotosu arabskiej firmie Saudi Aramco. To pierwsza inwestycja Saudyjczyków w europejską rafinerię. Olechnowicz uważa, że nie potrzeba sprzedawać rafinerii Lotosu arabskiej firmie, żeby importować – nawet w dużych ilościach – ropę z Arabii.
Z tą tezą polemizował na konferencji prasowej prezes Orlenu Daniel Obajtek. Jego zdaniem, jeśli Arabowie mają udziały kapitałowe w rafinerii Lotosu, to będą traktowali ją preferencyjnie jeśli chodzi o dostawy ropy. Choć przecież ropy na świecie jest pełno, „preferencyjny status” może pomagać tylko wtedy, gdy dzięki niemu można ją kupować tanio. A czy Arabowie będą sprzedawali nam ropę taniej tylko dlatego, że mają mniejszościowy udział w polskiej rafinerii – nie jest pewne.
Ropa jest jak tania whisky – to zlewka, a nie single malt
Wśród dostawców ropy naftowej niewielu jest miłujących pokój demokratów, ale też z drugiej strony niewiele jest tak agresywnych państw jak Rosja. Może więc dałoby się oznaczać paliwo pochodzące spoza Rosji, żeby klienci mogli unikać tego rosyjskiego? Grzegorz Maziak, redaktor naczelny portalu e-petrol.pl, uważa, że oznakowanie paliw na stacjach nie byłoby takie proste.
„Dystrybucja paliw to skomplikowany proces, w którym na całym krajowym rynku udział bierze kilkaset firm. Sam Orlen czy Lotos nie są w stanie obsłużyć całego procesu od A do Z, np. przechowywać gotowych paliw i rozwozić ich po całej Polsce. Tym ostatnim często zajmują się prywatne firmy, pośrednicy w handlu paliwami, którzy dostarczają paliwa do ostatecznych klientów, np. firm transportowych. Najwięcej baz paliwowych i największe pojemności do przechowywania paliw ma PERN”.
Kluczem do zrozumienia procesu dystrybucji paliw są bazy paliwowe, które należą do Orlenu, Lotosu, ale też przede wszystkim do PERN-u i w mniejszym stopniu do firm prywatnych. Tam trafiają gotowe paliwa i to w bazach paliwowych zaopatrują się sprzedawcy.
„To, co trafia do baz paliwowych, jest często ze sobą mieszane: paliwa z różnych kierunków, z importu, z krajowej produkcji, z różnych partii produkcyjnych. Dlatego nie można stwierdzić, jakiego pochodzenia paliwo wlewamy do baku”
– gasi entuzjazm Maziak. Czyli to wygląda trochę tak jak z większością „gatunkowych” alkoholi – zwykle to zlewki z różnych partii produkcyjnych, mieszkanki różnych gatunków, a nie jednolity trunek. Są oczywiście destylaty niemieszane (z ang. single malt), ale wielokrotnie droższe.
Podobno nie można też ustalić, czy dana sieć stacji albo wręcz konkretna stacja sprzedaje paliwa pochodzące spoza Rosji, bo one w większości i tak są wymieszane w bazach paliwowych. Ze względów logistycznych nie można sprowadzać cystern bezpośrednio z Zachodu do „nalewaka” na polskich stacjach. Gdzieś muszą być przechowywane, a do tego służą bazy paliwowe. Przy tej okazji pożyczam fajną infografikę z portalu Wysokie Napięcie, która pokazuje rozlokowanie owych baz na terenie Polski.
Skoro jest „zielona energia”, to czy może być „nieruska” benzyna?
Teoretycznie można byłoby pokusić się o rozwiązanie podobne do tego, które stosują firmy energetyczne. Można tam kupić „zieloną energię”, czyli prąd z certyfikatem pochodzenia z OZE. Nie oznacza to oczywiście, że konkretnie nasz prąd został wyprodukowany z OZE, tylko że firma jakąś część prądu produkuje z OZE i jakiejś części klientów go sprzedaje po cenie skorelowanej z kosztami produkcji. Im więcej klientów kupuje „zielony prąd”, tym więcej firma energetyczna go produkuje albo kupuje.
Ale w przypadku paliwa byłoby trudno wprowadzić certyfikaty „nieruskiego pochodzenia”. Przede wszystkim dlatego, że proces produkcji i dostarczania do baku jest dużo bardziej złożony. To, że rafineria byłaby w stanie wystawić jakąś liczbę certyfikatów „nieruskiego” pochodzenia, to pikuś. Swój certyfikat musiałyby wystawiać też firmy transportujące paliwo do baz oraz te, które rozwożą je do stacji. Za dużo pośredników, żeby można było na każdym etapie pilnować proporcji.
Podsumowując: rafinerie – bardziej Lotos niż Orlen – mogłyby się przestawić na produkcję paliw z nierosyjskiej ropy. Nie byłoby łatwo i pewnie nie byłoby tanio. I nie ma pewności, czy konsumenci by to docenili.
Na koniec dnia niestety nie wiemy, czy lejemy benzynę z ropy w 100% rosyjskiej, a może trochę rosyjskiej, trochę kazachskiej i jeszcze z domieszką benzyny niemieckiej. Wiemy za to, że mamy problem z olejem napędowym (to paliwo dla przemysłu) i że jego rosyjskie pochodzenie jest bardziej uprawdopodobnione niż benzyny. Może to jest jakiś kierunek zmian i wybór dla konsumentów, gdy będą myśleć o zmianie auta (o ile nie zdecydują się na auto elektryczne zasilane polskim węglem).
źródło zdjęcia: PixaBay