Jeśli zastanawiasz się nad zakupem auta z salonu, to już na etapie wyboru samochodu powinieneś zacząć myśleć o tym, by przy odsprzedaży odzyskać możliwie jak najwięcej pieniędzy. Co można zrobić, by podnieść wartość auta przy odsprzedaży?
Benjamin Franklin powiedział, że na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki. W jego czasach na duktach królowały jeszcze dorożki, dlatego nie mógł wtedy dodać, że kolejną pewną w życiu rzeczą jest… spadek wartości zakupionego auta (o ile nie jest to samochód zabytkowy, bo wartość takich aut rządzi się innymi prawami).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Do tej pory w artykułach z „Motofinanse: portfel nowoczesnego kierowcy” pisaliśmy o tym m.in. jaki jest całościowy koszt użytkowania samochodu – od zakupu, aż do odsprzedaży i zastanawialiśmy się, jak ściąć koszty serwisu, bez uszczerbku na jakości.
Skoro rozłożyliśmy na czynniki pierwsze kwestię kosztów zakupu i kosztów eksploatacji, czas policzyć ile będzie nas kosztować rozstanie się z naszym samochodem? Co zrobić żeby to rozstanie było w miarę bezbolesne dla naszego portfela? Jakie środki zaradcze wdrożyć, żeby utrata wartości nie doprowadzała nas do rozpaczy?
Zobacz też: Ile pieniędzy warto wydać na samochód?
Sąd nad autem, czyli niewidzialna ręka rynku na portalach ogłoszeniowych
Samochód to produkt naładowany olbrzymim ładunkiem emocjonalnym. Mało jest dziedzin życia, które budzą takie antagonizmy między ludźmi – gdy patrzę na komentarze pod tekstami, to nabieram coraz większego przekonania, że topór wojenny między zwolennikami diesli, „benzyniaków”, hybryd i „elektryków” wydaje się nie do zakopania. Podobnie jak między fanami kombi, SUV-ów, a hatchbacków. Automatów, a skrzyń manualnych, itp.
Zapewne każdy (z wyjątkiem życiowych pragmatyków, dla których samochód jest narzędziem do używania, a nie do ekscytowania się) myśli, że to właśnie on zrobił najlepszy zakup, najlepiej dopasował cenę do jakości, wyposażenia i ogólnej prezencji.
Weryfikacja tych poglądów następuje w momencie rozstania się z autem, gdy trzeba go sprzedać, a tym samym poddać pod osąd niewidzialnej ręce rynku, która wyceni realną, a nie sentymentalną wartość pojazdu. Na Otomoto.pl jest ponad 230.000 ogłoszeń – to uniwersalny miernik wartości rynkowej każdego samochodu.
Chwilą prawdy będzie ustalenie tzw. wartości rezydualnej, czyli przewidywanej ceny samochodu po określonym przez właściciela czasie eksploatacji i przebiegu. Przewidywanej, bo ta transakcyjna, tak jak w przypadku mieszkań, może zależeć od mnóstwa czynników. Wartość rezydualna to de facto prognoza przyszłej wartości samochodu w zależności od tego jak długo i jak intensywnie będziemy go używać w określonym czasie.
Co zrobić, by samochód się godnie zestarzał?
Zwolennicy aut używanych lubią powtarzać, że nie kupią nowego auta z salonu, bo nie mogą przeboleć faktu, że z chwilą wyjazdu przez bramę dilera ich auta traci ileś tam procent na wartości. Cóż, to prawda, ale przecież gdyby nie ta utrata wartości, to po co byłby podział na auta nowe i z drugiej ręki? Nowe auto to jednak gwarancja stanu technicznego i dodatkowe pakiety serwisowe, czy finansowe dla klienta.
Samochodu (z wyjątkiem kolekcjonerskich egzemplarzy) nie da się zamienić w wino, które im starsze tym lepsze, ale jest kilka sposobów na to, żeby auto starzało się godnie. Wśród czynników, które wpływają na wartość rezydualną samochodu wymieniłbym generalne i bardziej szczegółówe. Wśród uniwersalnych reguł, które kształtują tempo spadku wartości auta, mamy:
- wartość auta przy zakupie – im droższy samochód, tym szybciej traci na wartości (ale tym większą wartość dodaną kupujemy na czas używania). Wyjątkiem od tej reguły są pojazdy tzw. „czyste”, zwane mniej elegancko „golasami”, w najprostszej konfiguracji, bez żadnych dodatkowych elementów
- modele popularne, nie budzące kontrowersji, o stonowanym designie, lepiej trzymają wartość niż jeżdżące wizje projektantów futurystów
- intensywność użytkowania, czyli przez jaki okres auto było eksploatowane, jaki dystans przejechało i na ile zniszczone są jego najważniejsze elementy wyposażenia
Jeśli chodzi o czynniki szczegółowe, to wyróżniłbym czynniki, na które mamy – jako kupujący i użytkujący samochód – wpływ oraz te, które od nas nie zależą.
Czytaj też: Samochód – to będzie kolejne pole bitwy w płatnościach. Będziemy kupowali jadąc
Które samochody kochają kierowcy?
Pierwsza podgrupę definiujemy już w momencie podejmowania decyzji o zakupie: to jakiej marki jest auto, jaki ma silnik, wyposażenie, rodzaj nadwozia – będzie miało wpływ na łatwość i cenę sprzedaży. I czy będziemy zmuszeni obniżać kilkukrotnie cenę, bo skonfigurowany przez nas przy zakupie model okaże się zdaniem „rynku” niepraktyczny, albo dziwaczny.
——————————————-
ZAPROSZENIE: Jeśli rozważasz zakup samochodu, to zerknij na SmartPlan, czyli rozwiązanie finansowe, które pozwala korzystnie sfinansować zakup auta, a potem wymieniać je co trzy-cztery lata bez konieczności angażowania własnego kapitału. Tutaj znajdziesz więcej szczegółów
——————————————-
Jakie są zależności? Polecam dane firmy Info-Ekspert, która na podstawie 175.000 ogłoszeń i ofert liczy co miesiąc jak zmieniają się ceny samochodów.
Z danych wynika kilka uniwersalnych prawd: myśl motoryzacyjna niektórych krajów jest bardziej ceniona od innych. Wizerunek marki to drażliwy temat, bo fanatycy samochodów spod danej flagi będą bronić swojego zdania jak niepodległości i pewnie znajdą nawet kilka rzeczowych argumentów, na obronę swojego zdania. Statystyka jest jednak nieubłagana i wynika z niej, że niezależnie od segmentu samochodu – czy jest to klasa premium, czy miejskie autko – to cenę najlepiej trzymają modele z Japonii i Niemiec.
Podobnie jest z rodzajem nadwozia – jedne typy nadwozia (kombi, hatchback) są bardziej popularne niż inne (sedany). Chodzi prawdopodobnie o funkcjonalność samochodu, czyli, że do sedana trudniej upchać wózek dla dziecka, czy bagaże w drodze nad morze niż do bardziej pojemnego kombi.
Silniki? W cenie są małe, ekonomiczne jednostki do 1,6 l (zarówno diesle jak i „benzyniaki”) co pokazuje, że Polacy nie tylko nie chcą przepłacać za możliwość przemieszczania się z punktu A do B. Coraz więcej nabywców myśli o ekologii – widać systematyczny wzrost autami z hybrydowymi, które są droższe na starcie, ale nawet 60% dystansu w mieście pokonują na zasilaniu elektrycznym. Choć jest też prawdą, że gdybyśmy – jako naród – tak bardzo myśleli o ekologii, to nie sprowadzalibyśmy do kraju rocznie miliona trujących, starych diesli.
Posiadanie „hybrydy” może się opłacać nie tylko dzięki oszczędnej jeździe (tym bardziej, im droższe jest paliwo), ale także dzięki coraz większej liczbie miejsc parkingowych, dostępnych w strefach płatnego parkowania wyłącznie dla samochodów ekologicznych, niskoemisyjnych. Jest też dość prawdopodobne, że za kilka lat – gdy będziemy sprzedawali nabywane dziś w salonach nowe auta – trudno będzie dostać dobrą cenę za „benzyniaka”. Choćby dlatego, że będą obowiązywały różne „dyskryminujące” przepisy dla aut wysokoemisyjnych.
Zobacz też: Jak zmniejszyć wydatki na samochód?
To wszystko są powody, by głęboko przemyśleć temat zakupu hybrydy zamiast „benzyniaka”. W perspektywie kilku lat – mimo wyższej ceny, którą trzeba dziś zapłacić – takie auto może mieć wyższą wartość rezydualną.
Wybrać auto świetnie wyposażone czy standardowe?
Co z wyposażaniem? Tutaj zaczynają się schody. Pierwsza myśl jest taka, że im więcej wydam na początku, im bardziej doposażę auto w różne bajery, czyli nie tylko elektryczne tylne szyby, ale choćby system automatycznego parkowania, podgrzewaną przednią szybę, czy wyszukane nagłośnienie, tym łatwiej mój egzemplarz znajdzie kupca. I uzyskam za niego wyższą cenę. To iluzja.
Jeśli auto postrzegane jako samochód rodzinny, konwencjonalny – żeby nie powiedzieć pospolity – wyposażymy w fotele z masażem, czy hamulce ceramiczne, to niekoniecznie napędzi nam to kupców, gdy po kilku latach zechcemy je wymienić na nowy model. Amatorów takiego klasycznego, ale mega wyposażonego modelu będzie niewielu.
Oczywiście, jeśli już się trafi taki koneser, pewnie będzie gotów zapłacić proponowaną przez nas i adekwatną do wyposażenia cenę. Pytanie tylko, czy będziemy mieli czas trzymać kilka tygodni, albo i miesięcy auto „na placu” żeby czekać na tego wymarzonego klienta jak na księcia z bajki?
Skrajnym przypadkiem w drugą stronę jest sytuacja, gdy „pójdziemy” w najtańszą opcję tj. skonfigurujemy pojazd w najniższej wersji, bez żadnego wyposażenia dodatkowego, które staje się standardem na rynku (np. lakier „metalik”, klimatyzacja automatyczna) lub takie elementy wyposażenia, które wpływają na wygląd zewnętrzny (felgi aluminiowe, elementy stylistyczne etc.).
Jak wiemy, klient często kupuje „oczami”. Są elementy wyposażenia stylistycznego wyraźnie wpływające na uatrakcyjnienie wyglądu pojazdu. W takiej sytuacji warto jest zastanowić się, aby przynajmniej w minimalnym stopniu doinwestować w auto przy zakupie, aby później nie mieć problemu w momencie sprzedaży. Często tzw. „golasy” nie mają dużego wzięcia na rynku
Jeśli liczymy się z pieniędzmi to teoretycznie powinniśmy wybrać takie auta pod względem marki, nadwozia, koloru (podpowiem – srebrny), wyposażenia, który będzie nam najłatwiej sprzedać. Wyposażenie powinno „pasować” klasą do wizerunku modelu. Luksusowe auto z ubogim wyposażeniem będzie wyceniane nisko, podobnie jak auto masowe z wyposażeniem charakterystycznym dla limuzyn.
Czytaj też: Jak ustalić na jaki samochód tak naprawdę cię stać? Liczymy!
Doraźne oszczędności na serwisie, czyli gra na krótką metę
Czy opłaca się inwestować w samochód, w którym trzeba wymieniać niektóre elementy lub podzespoły? Kierowcy reprezentują różne szkoły: jedni zajeżdżają samochód do granic możliwości eksploatacyjnych, bo uważają, że nie będą do niego wkładać jak w studnię bez dna. Oszczędzają na częściach, nie spieszą się z wymianą oleju, robią przy aucie tylko to, co muszą i jeżdżą po pokątnych serwisach.
Na krótką metę trudno nie dostrzec zalet takiej motoryzacyjnej oszczędności, bo zawsze w kieszeni zostanie parę złotych więcej, które mogłyby zostać wydane na utrzymanie auta. W długim terminie to się zemści. Wydatki na samochód należałoby potraktować jak inwestycję w jego wartość rezydualną – dzięki temu, że samochód był serwisowany w autoryzowanym warsztacie przy sprzedaży można za niego zażądać większej ceny – co najmniej o 10% a może i o 15%.
Jak już pisaliśmy statystyki pokazują, że możliwość wykazania się przez sprzedającego książeczką serwisową z pieczątkami autoryzowanego dealera to jeden z najmocniejszych argumentów działających na kupującego. Nawet jeśli w skali roku autoryzowany serwis będzie nas kosztował o 200-400 zł więcej, to różnica 10-15% ceny samochodu przy sprzedaży powoduje, że ta „inwestycja” się może zwrócić.
Coraz więcej marek odchodzi od papierowych książeczek serwisowych i zbierania pieczątek na rzecz elektronicznych historii serwisowych dostępnych w autoryzowanym salonie.
Zobacz też: Jak sfinansować zakup samochodu?
Gdy auto staje się w jeden dzień motoryzacyjnym seniorem
Druga grupa to czynniki, na które wpływu nie mamy, a co do których powinniśmy mieć trochę szczęścia.
Przykład? Wyceny danego modelu spadają na łeb na szyję zawsze, gdy producent ogłosi, że wkrótce na drogi wyjedzie jego następca. Nie trzeba czekać do premiery, wystarczy, że producent ogłosi, że na targach w Genewie, czy w Paryżu będzie debiutował nowy model – wystarczy zwykły face lifitng.
To nic, że auto ma „tylko” nowy kształt lamp, a cała mechanika jest ta sama. W tym momencie nasze auto z wieku dojrzałego z dnia na dzień wchodzi w wiek senioralny, a jego wartości nie da już się odbudować do poziomu sprzed pojawienia się zapowiedzi o nowości w tej samej rodzinie. Dodatkowo starsze modele, które są jeszcze produkowane (wersje classic) równolegle z nowym modelem otrzymują coraz większe rabaty na wyprzedażach, co również wpływa negatywnie na wartość naszego pojazdu używanego.
Recepta? Trzeba śledzić newsy motoryzacyjne, terminy premier i zastanowić się dwa razy zanim kupimy wersję samochodu obecną na rynku od 4-5 lat, bo możliwe, że lada miesiąc ogłoszą premierę następcy.
Czytaj też: Fakty i mity o kupowaniu samochodu. Czy auto może być „inwestycją”? A jeśli tak to gdzie są zyski?
Każde auto można sprzedać. A jeśli było „bite”?
Do tej drugiej grupy, na którą wpływu nie mamy należą też stłuczki (oczywiście jeśli to my jesteśmy „ofiarą”). Jeśli Polacy chcą kupować auto używane, to warunkiem brzegowym jest (oprócz przebiegu poniżej 200.000 km) to, żeby był „nie bity”.
W praktyce takie auta to białe kruki, większość pojazdów miała jakieś stłuczki, więc kupić używane auto (szczególnie z importu) to jak znaleźć czterolistną koniczynę. I to dwa razy z rzędu.
Co my, jako właściciele możemy zrobić, by w razie stłuczki ratować wartość swojego pojazdu i by nie miała ona wpływu na cenę odsprzedaży? Jest kilka godnych polecania opcji.
Jeśli mamy polisę auto casco, to wczytajmy się w nią dokładnie w poszukiwanie fragmentów, które mówią do wymiany jakich części zobowiązał się ubezpieczyciel. Bo tańsze polisy, to często nieoryginalne części. Auto-casco to polisa dobrowolna (w przeciwieństwie do OC), więc strony mają dobrowolność w określaniu warunków działania ochrony. I mogą się zgodzić, to że w zamian za niższą cenę, po stłuczce z naszej winy ubezpieczyciel zapłaci nam za wymianę jakiegoś drążka, listwy, czujnika, wahacza – na nieoryginalny, tylko w tańszym (co nie znaczy zawsze gorszym) zamienniku.
Samochód wypakowany częściami nieoryginalnymi będzie mniej wart, niż ten z oryginalnymi.
Czytaj też: Przerażają cię wysokie ceny paliw? Oto pięć sposobów, żeby w długiej trasie zaoszczędzić niemałe pieniądze
Czytaj też: Jak obniżyć składki za ubezpieczenie naszych samochodów? Jest kilka pomysłów, ale…
Jak odbudować wartość pojazdu po stłuczce?
Jeśli to my jesteśmy poszkodowanymi i naprawiamy auto z polisy OC sprawcy, to choć możemy żądać części oryginalnych, to ubezpieczyciel może z czystym sumieniem powiedzieć krótkie i stanowcze „nie”, na co ma „podkładkę” w postaci sądowych uchwał.
Załóżmy, że po tym feralnym zdarzeniu i stłuczce nie z naszej winy udało nam się wyszarpać prawo do części oryginalnych. Ale przecież o naszym samochodzie już nigdy nie będzie można powiedzieć „100% bezwypadkowy”, co wpłynie na jego wartość rezydualną.
Receptą może być uwiarygodnienie już zaistniałej stłuczki i postawienie nas, jako sprzedającego w świetle uczciwego i rzetelnego sprzedawcy. Jak? Cała szkoda musi być odpowiednio dokumentowana. Posiadamy zdjęcia samochodu z uszkodzeniami (najlepiej wykonaną przez rzeczoznawcę ubezpieczeniowego), wycenę rzeczoznawcy – jakie części faktycznie uległy uszkodzeniu, jakie elementy zostały naprawione, podparte kopią faktury z warsztatu. Wszystkie te rzeczy tylko będą na korzyść i na podtrzymanie – jeśli nie podniesienie – ceny sprzedaży samochodu.
Każda, niefabryczna ingerencja w karoserię, czy lakier, prędzej czy później da o sobie znać. Wiem coś o tym. Po pięciu latach od stłuczki (nie z mojej winy), mimo, że maska była naprawiana, w miejscu uderzenia powstała megakorozja. To oczywiście wpłynęło na niższą cenę odsprzedaży samochodu.
Ale jest i dobra wiadomość. Poszkodowanemu w wypadku kierowcy przysługuje odszkodowanie z tytułu utraty wartości handlowej jego samochodu. Sądy latami wypracowywały wykładnie w tej sprawie. Najpierw trzymały się wersji, że skoro samochód w chwili zdarzenia nie był na sprzedaż, to nie można mówić, że miał jakąś wartość handlową. Teraz obowiązuje wersja, że jednak „ofierze” należy się odszkodowanie.
Na jakich warunkach można je dochodzić? Trzeba złożyć oddzielny wniosek, a rzeczoznawcza indywidualnie oceni nasz przypadek – wiek auta (zwykle nie może być starsze niż 6 lat), jego stan techniczny przed i po wypadku, ceny podobnych modeli na rynku i oceni, ile byśmy mogli dostać za nasze auto gdyby było bez wypadkowe, a ile możemy się spodziewać po stłuczce.
To niezłe remedium żeby chronić wartość rezydualną, jednak trzeba pamiętać, że w każdym przypadku wyceny będą bardzo zindywidualizowane i nierzadko oczekiwania właścicieli, rozminą się z realną wyceną ubytku wartości przez rzeczoznawcę.
PS. A co zrobić w dzisiejszej rzeczywistości? Samochody używane sprzedają się słabo. Czy nie lepiej nie brać takiego ryzyka na siebie i nie zostawić tych dylematów firmie leasingowej albo zajmującej się najmem długoterminowym? I po prostu wypożyczyć auto zamiast kupować je na własność? W końcu to eksperci z takich firm prezentują się jako ci, którzy najlepiej radzą sobie z zarządzaniem wartością samochodu. My – zwykli zjadacze chleba – zwykle najlepiej znamy się na używaniu naszych samochodów.
Tutaj więcej na ten temat: Koszt posiadania własnego samochodu kontra rata za wynajem. Co się bardziej opłaca?
———————————————————————————————————————————-
W cyklu „Motofinanse: portfel nowoczesnego kierowcy” opowiadam o własnych doświadczeniach „finansowych” z samochodami, a także o tym jak wybierać najlepszy dla siebie sposób finansowania czterech kółek, jakie są nowe alternatywy dla tradycyjnego zakupu auta, czego można oczekiwać od porządnego dealera, jak zdjąć sobie z głowy kwestie związane z eksploatacją auta, jak je korzystnie zamienić na nowe. Jak oszczędnie używać samochodu i jak dzięki czterem kółkom żyć wygodniej. Moim Partnerem w tym cyklu artykułów edukacyjnych jest Toyota Bank Polska oraz Toyota Leasing Polska, oferujące bogaty pakiet rozwiązań finansowych dla „konsumentów” samochodów
źródło zdjęcia: Pixabay