Ile tak naprawdę kosztuje posiadanie samochodu? Mało który kierowca się nad tym zastanawia. Z reguły mamy w głowie tylko jeden, najważniejszy koszt – pieniądze wydane na zakup czterech kółek. Późniejsze wydatki rozmywają się w budżecie rodzinnym. A to one tak naprawdę decydują o tym czy posiadanie danego samochodu nam się w ogóle opłaca. Dziś policzymy TCO samochodu – total cost of ownership
- Czym różni się oszczędzający Niemiec lub Francuz od Polaka? Jakie rodzaje lokat bankowych chwytają nas za serce? Niemiecka aplikacja to sprawdziła [POWERED BY RAISIN]
- Co z dobrymi czasami, które miały nadejść dla funduszy inwestujących w obligacje? Które fundusze warto wybierać? Nieoczywiste rady eksperta [POWERED BY UNIQA TFI]
- Tak Szwajcarzy walczą o dostęp do gotówki. Co do sekundy mierzą czas dostępu każdego obywatela do najbliższego „wodopoju”. Banki, poczta, bankomaty… [POWERED BY EURONET]
Są dwie frakcje konsumentów: ci, którzy twierdzą, że bez samochodu nie da się normalnie funkcjonować oraz ci, którzy uważają auto za kompletnie zbędny wydatek w ich życiu, skarbonkę bez dna. Pierwsza z tych grup dzieli się z kolei na dwie podgrupy: kierowców kochających swoje samochody, związanych z nimi emocjonalnie oraz „pragmatyków”, którzy traktują samochód jako narzędzie do zwiększania komfortu życia, oszczędności czasu i efektywniejszego wykorzystywania czasu.
Od razu się przyznam, że należę do tych ostatnich. Nie poleruję karoserii mojego auta przynajmniej raz w tygodniu (dobrze jeśli widzi pianę w myjni raz na miesiąc…), nie nadałem jej imienia i nie cierpię za każdym razem, gdy przytrę błotnik. Uważam, że auto jest po to, żeby jeździło, a nie żeby było piękne i bym mógł codziennie pieścić je wzrokiem. Pod tym względem jestem zupełnie inny, niż mój brat, który troszczy się o swoje cacko niemal jak o siebie.
TCO, czyli pierwszy krok do nowych horyzontów
Dzisiejszy artykuł z cyklu „Motofinanse: portfel nowoczesnego kierowcy” kieruję głównie do „pragmatyków”, dla których samochód nie ma wartości sentymentalnej, lecz raczej użytkową. Przy takim podejściu liczy się bilans kosztów i korzyści. Czy to, co samochód oferuje daje większą wartość, niż pieniądze wydane na jego utrzymanie? A jeśli nie, to może skorzystać z którejś z nowoczesnych form używania samochodu – z leasingu, wynajmu długoterminowego? W skrajnych przypadkach bardziej może się opłacić nawet car-sharing (auta na minuty) lub jeżdżenie taksówką.
Czytaj też poprzedni artykuł z naszego cyklu: Fakty i mity o kupowaniu samochodu. Czy auto może być „inwestycją”? A jeśli tak to gdzie są zyski?
Zobacz wszystkie artykuły w cyklu „Motofinanse”: kliknij i dowiedz się więcej o tym jak rozsądnie kupić, używać i sprzedać samochód. I jak go senswonie sfinansować
O alternatywnych w stosunku do zakupu samochodu formach jego finansowania będę pisał dokładnie w kolejnych odcinkach. Dziś, nieco tytułem rozgrzewki przed tymi tematami, proponuję każdemu posiadaczowi samochodu, by policzył łączny koszt czterech kółek. Nie tylko zakupu, ale i eksploatacji.
Nie chodzi o to, by się jakoś szczególnie dołować. My, pragmatycy, nie dołujemy się przecież poznając prawdę o swoim portfelu. Wręcz przeciwnie: wiedza pozwala nam podejmować lepsze, świadome i przemyślane decyzje. I korzystać z nowych możliwości, jakie oferuje rynek motoryzacyjny oraz finansowy.
Ile więc tak naprawdę kosztują nasze samochody? Na starcie kosztują tyle, ile za nie zapłaciliśmy. Choć oczywiście nie można mówić, że wszystkie te pieniądze (cena nabycia plus ewentualnie koszt kredytu) są wyrzucone w błoto. Samochód ma zawsze jakąś wartość i będzie go można sprzedać, odzyskując część wydanych pieniędzy. W tym podejściu koszt samochodu ogranicza się do prostej różnicy między ceną zakupu (plus finansowanie) i sprzedaży.
Ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Pełny koszt posiadania samochodu to nie tylko spadek wartości rynkowej tego auta, ale też koszty paliwa, opon, serwisowania, ubezpieczenia, ewentualnych napraw i wydatków eksploatacyjnych. Aby to wszystko policzyć można użyć jednego z dostępnych w sieci kalkulatorów. Poniżej w skrócie opowiem jaki jest „tok myślenia” takiego kalkulatora.
Paliwo, ubezpieczenie i serwis. Ile to kosztuje?
Załóżmy, że mamy samochód – chwilowo obojętne, czy nowy, czy też używany – którego bieżąca wartość wynosi 50.000 zł. Przejeżdżamy tym samochodem 1000 km miesięcznie. Najczęściej odczuwanym kosztem posiadania auta będą oczywiście wydatki na paliwo. Przy cenie 5 zł za litr i średnim spalaniu 10 litrów paliwa na każde 100 km rocznie wydamy na samochód 6000 zł.
Przeliczając to na „dniówki” wychodzi jakieś 16,5 zł (i jakieś 50 gr. za kilometr). A jeśli weźmiemy tylko dni pracujące (bez weekendów oraz świąt państwowych oraz uwzględnimy dwutygodniowy urlop, na którym auta nie używamy – otrzymamy już 26 zł dziennie.
Idźmy dalej. Posiadanie auta wiąże się również ze stałymi opłatami. Obowiązkowe OC kosztuje rocznie jakieś 800 zł (bardzo ostrożnie licząc – może być równie dobrze i 1600 zł). Polisa auto-casco (nikt przy zdrowych zmysłach z niej nie powinien rezygnować) to kolejne 1500 zł (i również jest to ostrożny szacunek – ja płacę więcej). Do tego dochodzi obowiązkowy przegląd w stacji diagnostycznej – od zera (jeśli mamy auto nowe, bo pierwszy przegląd jest po trzech latach) do 100 zł rocznie (dla auta starszego, niż pięć lat). Koszt posiadania auta po uwzględnieniu tej grupy wydatków rośnie do jakichś 8300-8400 zł rocznie.
Teraz koszty eksploatacji. Przegląd co 15.000 kilometrów (czyli średnio raz na rok i trzy miesiące) – jeśli nie jest wykonany w autoryzowanym serwisie, bo wtedy drożej – musi kosztować 600 zł, dodatkowe naprawy jakieś 500-1000 zł rocznie. Opony trzeba zmieniać co 60.000 km (czyli raz na pięć sezonów), a poza tym potrzebne są dwa komplety – zimowe i letnie (każdy po 1500 zł – średni koszt dwóch kompletów 600 zł rocznie). No i dwie wizyty w serwisie celem wymiany (za 160 zł).
Dodając te koszty do bilansu koszt używania samochodu rośnie nam w okolice 10.000-11.000 zł. To 27-33 zł dziennie, a biorąc pod uwagę tylko dni robocze – już co najmniej 45 zł. Już prawie tyle, ile wydaje się na dwa niezbyt długie kursy taksówką.
Czytaj też: Przerażają cię wysokie ceny paliw? Oto pięć sposobów, żeby w długiej trasie zaoszczędzić niemałe pieniądze
Czytaj też: Jak obniżyć składki za ubezpieczenie naszych samochodów? Jest kilka pomysłów, ale…
Amortyzacja: ukryty koszt posiadania samochodu
A przecież i to jeszcze nie koniec. Do bilansu przedstawiającego pełny koszt posiadania samochodu musimy dodać jeszcze jedną ważną część – amortyzację. Lub, pisząc inaczej, spadek wartości rynkowej samochodu spowodowany tym, że jest coraz starszy i ma coraz większy przebieg.
W tym miejscu warto podkreślić jedną rzecz. Samochody różnią się między sobą tempem i skalą spadku wartości, niektóre marki tracą mniej inne więcej. Wyższa cena zakupu nie oznacza automatycznie wyższego kosztu amortyzacji, możemy zakupić droższy samochód i znacznie drożej go sprzedać i w konsekwencji będzie on nas mniej kosztował.
Na temat spadku wartości samochodów i tego które marki gwarantują wolniejszą „anihilację” pierwotnie zapłaconej ceny będę pisał w jednym z kolejnych odcinków (o tym kiedy lepiej kupić a kiedy wynajmować auto). Na razie dam tylko przykład teoretyczny, przyjmując wartości średnie dla całęj branży samochodowej.
Nasze przykładowe auto rok temu miało wartość 50.000 zł, a dziś? Eksperci od wyceny samochodów liczą uśredniony spadek wartości auta w widełkach 10-15%. Oczywiście nowe auto w pierwszym roku traci znacznie więcej (nawet 25-30% wartości), ale z każdym kolejnym rokiem ta rzywa utraty wartości coraz bardziej się wypłaszcza.
W naszym przykładzie zakładamy, że mamy np. trzyletnie, porządnej marki, którego spadek wartości rynkowej wynosi jakieś 10% w skali roku. To mniej więcej 5000 zł. Dorzucając ten koszt (nie będący wydatkiem gotówkowym, a jedynie utratą szansy na odzyskanie pewnej kwoty przy późniejszej sprzedaży samochodu) zwiększamy koszt posiadania samochodu do 15.000 zł w skali roku i ponad 40 zł dziennie.
Pamiętajmy, że w tym wyliczeniu nie uwzględniliśmy jednej ważnej części – kosztów finansowania. Gdybyśmy zakup auta finansowali częściowo kredytem, to trzeba byłoby uwzględnić jeszcze odsetki. Koszt kredytu oprocentowanego na 9% w skali roku (pięcioletniego) przekłada się na jakieś 1200 zł rocznego kosztu odsetek przy założeniu, że kredytem finansowana byłaby połowa wydatku na auto. Mówimy więc o dorzuceniu do TCO kolejnych 3-3,5 zł dziennie.
Mój samochód kosztuje 45 zł dziennie. I co z tego?
Koszt używania przeciętnego samochodu kupionego w połowie na kredyt wynosi więc 44-45 zł dziennie. Ta liczba ma swoją nazwę – TCO, czyli Total Cost od Ownership – całkowite koszty użytkowania samochodu. Mało kto zadaje sobie trud, by wyliczyć ile tak naprawdę będzie go kosztował samochód, ale zawodowi handlarze samochodami mają te cyferki w małym palcu.
Jakie wnioski można wyciągnąć z takich wyliczeń? Cóż, to kwestia podejścia. Ci, którzy nie mają auta, ucieszą się, że nie wyrzucają tak dużych pieniędzy – 50 zł każdego dnia – na posiadanie samochodu. Ci, którzy kochają swoje cztery kółka w ogóle się tym wyliczeniem nie przejmą, bo miłość – jak wiadomo – nie ma ceny.
A „pragmatyczni”? Mogą dojść do trzech wniosków. Pierwszy jest taki, że jeśli auto nie jest im potrzebne codziennie i bezwarunkowo, to być może rozważą alternatywę – wynajem krótko- lub długoterminowy. To może być sposób na optymalizację kosztów wynikających z używania auta przy zachowaniu możliwości korzystania z czterech kółek.
Zaś drugi wniosek? Skoro już samochód tyle kosztuje, to trzeba „wycisnąć” z niego jak najwięcej. I nie myślę tutaj o „wyciskaniu kilometrów”, ale komfortu, zadowolenia, jakości, bezpieczeństwa. Nasze auta są większym składnikiem kosztów, niż nam się wydaje, więc wymagajmy od nich więcej. Niech będą wygodne, komfortowe, nowoczesne, niech nas cieszą i niech przy nich wypoczywamy. Skoro i tak wydajemy na nie pieniądze, to niechże otrzymane w zamian zadowolenie będzie warte tych pieniędzy.
Koszt posiadania samochodu nie musi różnić się miażdżąco w zależności od tego czy mamy auto nowsze czy trochę starsze Nowy samochód ma gwarancję producenta (zwykle na trzy lata, choć zdarzają się dłuższe), zatem kosztem użytkowania jest tylko eksploatacja (to część wspólna TCO dla nowego i używanego). Przy używanym samochodzie dochodzą dodatkowo naprawy zazwyczaj niezaplanowane, a ich koszt mogą wynosić od kilkuset złotych do kilku tysięcy złotych.
Trzeci wniosek jest więc następujący: biorąc pod uwagę wszystkie koszty – a nie tylko cenę zakupu – dla ostatecznego bilansu TCO niezwykle istotna jest niezawodność samochodu. Przy nowym samochodzie niezawodność oszczędza czas poświęcany na wizyty w serwisie i związaną z tym frustrację, zaś przy używanym – wydatki na posiadanie i użytkowanie samochodu
I do takiego patrzenia na Wasze samochody chciałbym Was namówić – do patrzenia przez pryzmat tego, co Wasze auta Wam mogą zaoferować. Skoro już korzystanie z nich kosztuje taką forsę, to korzystajcie również z nowoczesnych form finansowania, by – nawet za cenę pewnego zwiększenia kosztów – maksymalizować materialne i niematerialne korzyści z Waszych czterech kółek.
A nowoeczesne i niestandardowe sposoby finansowania samochodów znajdziecie często w tych instytucjach finansowych, które wyrosły z koncernów samochodowych i specjalizują się w oferowaniu usług finansowych dla kierowców. Niewiele ich jest na polskim rynku, ale jeśli dobrze poszukać… zerknijcie np. tutaj
———————————————————————————————————————————-
W cyklu „Motofinanse: portfel nowoczesnego kierowcy” opowiadam o własnych doświadczeniach „finansowych” z samochodami, a także o tym jak wybierać najlepszy dla siebie sposób finansowania czterech kółek, jakie są nowe alternatywy dla tradycyjnego zakupu auta, czego można oczekiwać od porządnego dealera, jak zdjąć sobie z głowy kwestie związane z eksploatacją auta, jak je korzystnie zamienić na nowe. Jak oszczędnie używać samochodu i jak dzięki czterem kółkom żyć wygodniej. Moim Partnerem w tym cyklu artykułów edukacyjnych jest Toyota Bank Polska oraz Toyota Leasing Polska, oferujące bogaty pakiet rozwiązań finansowych dla „konsumentów” samochodów
zdjęcie tytułowe: „Rzeczpospolita”