Wśród wielu mniej lub bardziej sensownych świąt, które przybyły do nas zza Oceanu (by wspomnieć tylko o Halloween i Walentynkach) są również święta zakupoholików – Black Friday (w USA przypada tuż po Święcie Dziękczynienia) oraz Cyber Monday (w pierwszy poniedziałek po Black Friday). W piątek specjalne promocje gromadnie wprowadza w życie branża handlu tradycyjnego, zaś w poniedziałek – sklepy internetowe.
Ustanawiając takie „święta” amerykańska branża handlowa chciała zmobilizować konsumentów do większych wydatków w tradycyjnie „martwym” okresie. I przedłużyć sezon zakupów przedświątecznych, który kiedyś ograniczał się tylko do grudnia, a teraz jego hucznym otwarciem jest właśnie Black Friday. Zrobił się z tego najbardziej dochodowy dzień w roku dla amerykańskiego handlu. Całkiem niechcący rzecz się rozlała na cały świat.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Black Friday, Czarny Piątek, Cyber Monday… Pusty marketing czy prawdziwe zniżki?
W Black Friday możecie spodziewać się, że sklepy będą otwarte dłużej, a wyprzedażowe rabaty będą większe, niż zwykle. Nawet jeśli nie jesteście zakupoholikami, którzy dostają drgawek rozkoszy na widok każdego napisu „promocja”, to warto pomyśleć o „ograniczonym uczestnictwie” w tym szaleństwie, choćby tylko po to, by kupić taniej coś, co i tak chcieliście kupić.
Dobra wiadomość jest taka, że Black Friday zaczyna powoli rozciągać się na cały tydzień, więc nie trzeba będzie rzucać się do zakupów z innymi i tłoczyć się w sklepach, by skorzystać z okazji. Zła wiadomość jest zaś taka, że w porównaniu ze zniżkami, które można w ten dzień „utargować” za Oceanem u nas jest to jakiś wyprysk, a nie Black Monday. Warto więc podejść do tej akcji bez szaleństwa w oczach.
Tutaj: Przegląd promocji z okazji Black Friday, ogłoszonych przez największe polskie sieci handlowe
Jak oszukać marktingowców w Black Friday? Przewodnik w sześciu krokach
A ponieważ „Czarny Piątek” już za tydzień, to przygotowałem kilka porad, które pozwolą wykorzystać ostatnie dni przed szaleństwem na przygotowanie odpowiedniej strategii. Zakupoholikom nic po nich, bo w ich święto jedyną obowiązującą zasadą będzie i tak „no limit”, ale my tu jesteśmy wszyscy rozsądni i do zakupów podchodzimy z chłodnym wyrachowaniem, prawda?
Czytaj też: 6 sprawdzonych sposobów jak zyskać na wyprzedażach
Po pierwsze: Zrób listę „zapotrzebowań”
Zastanów się czy masz jakieś „zapotrzebowanie”, które w „Czarny Piątek” mogłoby udać się zaspokoić po szczególnie atrakcyjnej cenie. Zwykle największe zniżki z okazji Black Friday dotyczą elektroniki i sprzętu AGD, odzieży oraz kosmetyków. Tak zawsze było w USA i te zwyczaje zaczynamy też obserwować w Polsce.
Zrób więc listę ewentualnych potrzeb i w poszukiwaniu okazji skup się właśnie na nich, odrzucając cały pozostały reklamowy szum informacyjny na bok. Poza tym „lista zakupów” pozwoli ci nie wpaść w pułapki zastawione przez marketingowców, których celem jest, byśmy wydali na zakupy jak najwięcej pieniędzy. A czy będziemy kupowali rzeczy potrzebne i czy przy okazji nie wpadniemy w długi – to ich zupełnie nie obchodzi.
Przy okazji warto jednak zastanowić się nad listą prezentów gwiazdkowych. Jakkolwiek czasu do Świąt jeszcze trochę zostało, to jednak „Czarny Piątek”, Cyber Monday i okolice tych dni dają szansę na tańsze zrobienie zakupów prezentowych. Nawet jeśli w Black Friday nic nie „ustrzelimy”, to i tak warto zrobić świąteczne zakupy nieżywnościowe najpóźniej do pierwszych dni grudnia. Im bliżej świąt tym szaleństwo zakupowe będzie większe i tym odważniej handlowcy będą podnosili ceny. Spadną dopiero w ostatnich godzinach przed Gwiazdką.
Po drugie: Złap kontakt z rabatami
Gdy nadchodzi „Czarny Piątek” warto być „na czuwaniu”, by zidentyfikować ewentualne okazje. A to oznacza, że bardziej niż zwykle opłaci się posiadanie w smartfonie aplikacji z kuponami i zniżkami oraz ze zdigitalizowanymi gazetkami promocyjnymi sklepów. Qpony, Blix, czy Goodie, czyli aplikacja z rabatami stworzona przez Bank Millennium – warto na tych kilka dni mieć to-to w smartfonie. Jeśli się nie przyda – zawsze potem można odstrzelić, żeby nie zajmowało pamięci.
Czytaj też: Spider’s Web zebrał w jednym miejscu najlepsze aplikacje do znajdowania rabatów
Czytaj też: Bank Millennium odpalił aplikację Goodie. A w niej… mnóstwo rabatów
Znam zakupoholików, którzy specjalnie przed swoimi „świętami” zakładają specjalne konto e-mail i subskrybują nań e-maile marketingowe z interesujących ich sieci handlowych. Chodzi o to, by stać się klientem e-mailingu i dzięki temu być dobrze poinformowanym o szczególnie ciekawych promocji, ale jednocześnie żeby ten e-mailing nie zatruwał nam życia przez resztę roku. Są też tacy, którzy przed Black Friday i Cyber Monday zaczynają obserwować strony swoich ulubionych sklepów na Facebooku i Twitterze. A potem oczywiście przestają ;-).
Czytaj też: Pieczątki, kupony, hologramy… Teraz do rabatów przy kolejnych zakupach zapiszesz się w… terminalu płatniczym
Czytaj też: Platforma zakupowa, jakiej jeszcze nie było. Kupuj z nimi, a zapłacą twoje rachunki za prąd, gaz i telefon
Po trzecie: ustaw stop loss
Tak jak na giełdzie, tak również w okresie wzmożonych wyprzedaży – a taki charakter mają Black Friday, Cyber Monday i inne tego typu eventy – trzeba sobie ustawić „limity zleceń”. Rasowy inwestor wystawia zlecenia z limitem „kupię nie drożej niż…” (i czeka na okazję) lub też „sprzedam nie taniej niż…” (i też czeka na okazję). Przed każdą wyprzedażą warto ustawić sobie limit ceny bądź skali obniżki, poniżej/powyżej którego nie dajemy się wciągnąć marketingowcom w zakupy.
KIedyś rozmawiałem z Polakiem mieszkającym w USA i mówił, że tam najbardziej bystrzy konsumenci (choć ponoć takich jest tam niewielu ;-)) otwierają oczy dopiero jak widzą rabat powyżej 40-50%. Wszystko co poniżej ich nie interesuje. W USA nie ma takiej tradycji naciągania konsumentów, jak u nas, więc nie wiem czy w polskich warunkach nie będzie lepiej ustawiać „zleceń” kwotowych zamiast procentowych. Bo czy będzie okazją „zniżka o 50%” jeśli wcześniej cenę sztucznie zawyżyli?
Po czwarte: przed walką zrób rozeznanie
Jeśli masz na oku coś ciekawego do kupienia (albo jakąś kategorię produktów, które obserwujesz), to wykorzystaj ten weekend do ustalenia jakie są mniej więcej ceny. Od poniedziałku zacznie się tydzień z Black Friday, a potem kolejny – z Cyber Monday – i ceny mogą spaść. Mając benchmark sprzed tej operacji będzie można ocenić czy oferowany rabat to rzeczywiście np. 50% wcześniejszej ceny i czy obniżka rzeczywiście jest znacząca patrząc w wartościach bezwzględnych.
Po piąte: spróbuj zasłużyć na wielką kumulację
Wybierając się na zakupy warto odkurzyć różne karty rabatowe – żeby „zasłużyć” na kumulację rabatów – oraz sprawdzić czy w sklepach, które zamierzamy odwiedzić są jakieś korzyści dla naszych kart płatniczych. Niektóre banki oferują zniżki w określonych sieciach handlowych. To bywają całkiem przyzwoite rabaty, nawet dochodzące do 20% (korzystam z tego np. w moich ulubionych sklepach z winami). Wymarzona kumulacja rabatów to zniżka w ramach Black Friday, na dobitkę karta rabatowa danego sklepu i jeszcze na koniec płatność kartą banku, który oferuje zniżkę od ceny płaconej przy kasie.
Czytaj też: Kupiłeś coś? Pochwal się w necie i… odbierz rabat. Tak w XXI wieku będą wykorzystywać naszą lojalność
Po szóste: Rozważ lewar, ale z chłodną kalkulacją
Wiem, że w USA dość popularne jest budowanie „konsorcjów zakupowych” oraz lewarowanie się pieniędzmi bankowymi, by uzyskać większą „zdolność płatniczą”. Dzięki temu można kupić bardzo tanio coś, co nawet po obniżce ceny wciąż jest bardzo drogie. Bo – prawdę pisząc – właśnie najdroższych rzeczy będą dotyczyły największe obniżki cen. Nawet po odliczeniu kosztów pożyczki może się okazać, że zrobiliśmy zakupy dużo taniej, niż zwykle.
Nie wykluczam, że to może działać i w Polsce (dlatego chętni mogą sprawdzić w swojej bankowości elektronicznej czy mają przyznaną linię debetową lub „kredyt na jeden klik”), ale jestem raczej sceptyczny. W Polsce rabaty – choć literalnie są reklamowane jako „Black Friday – do 70% taniej) chyba rzadko osiągają taki rozmiar, by lewarowanie się opłaciło. Ale warto patrzeć na zakupy także w ten, wyrachowany sposób. Jeśli coś, co zwykle kosztuje 5000 zł miałbym kupić za 3000 zł (i jest to rzecz, na którą i tak oszczędzam), to nawet jeśli kredyt bankowy na to coś będzie mnie kosztował 1000 zł to i tak jestem na plusie.
Czytaj też: Jak być w 6% najbystrzejszych konsumentów? Warto przeczytać, nie tylko przed świętami
Black Friday jak partia szachów
Gdy zasypują nas informacje o okazjach, promocjach, niepowtarzalnych szansach, to łatwo się zapomnieć i przesadzić. Zacząć kupować rzeczy, których nie potrzebujemy tylko dlatego, że są po okazyjnych cenach. „Czarny Piątek” oraz inne tego typu święta są de facto właśnie polem walki marketingowców i zwykłych nas.
Oni starają się skłonić nas do tego, byśmy kupili jak najwięcej rzeczy, których nie potrzebujemy, a naszym celem jest kupić jak najtaniej tylko coś, co i tak byśmy kupili, tylko drożej. Po najbliższych dwóch tygodniach wyjdźmy z tej batalii zwycięsko, ładnie proszę ;-).