Kilka beztroskich dni jazdy wynajętym samochodem skończyło się dla pana Marka rachunkiem na prawie 10.000 zł. Bo wypożyczalnia stwierdziła, że nasz czytelnik zepsuł sprzęgło. Nie pomogło nawet skierowanie sprawy do międzynardoowego sądu polubownego. Ale pan Marek tak łatwo nie odpuszcza
Po zakończonym sezonie urlopowym spływają do nas podróżnicze, nieszczęśliwe historie naszych czytelników. Opisaliśmy już historię pana Marka, który z żoną czekał dwie godziny na bagaż na lotnisku przez co spóźnił się na pociąg do Gdyni, czy problemy pana Piotra z włoskim tankowaniem – jego samochód był na benzynę, ktoś na jego konto wlał ropę, a bank nie uznał chargebacku.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czas na wisienkę na torcie, czyli przejścia z wypożyczalnią aut. Niedawno opisywaliśmy jak z głową wypożyczyć samochód, na co zwrócić uwagę, jakie działania firmy powinny być dla nas sygnałem ostrzegawczym. Historia pana Marka pokazuje, że jeśli trafi nam się naciągacz, to jesteśmy (prawie) bezbronni.
Dodatek do rachunku za wakacje. 2000 euro za sprzęgło i dodatki
Wyspa Madera znana jest z pięknych krajobrazów, krętych dróg i z tego, że po emisji serialu TVN „Teraz albo Nigdy” Polacy zaczęli prawdziwy najazd na ten portugalski przyczółek na Atlantyku. Nasz czytelnik również zauroczył się tym regionem i postanowił zjeździć wyspę wzdłuż i wszerz wypożyczonym samochodem, który zarezerwował przez stronę Rentalcars.com.
Skorzystał z renomowanej wypożyczalni (franczyzy, oddziału?) sieci Sixt. Jego umowa zawierała punkt mówiący o udziale własnym kierowcy w szkodzie do 1560 euro – możliwe do uruchomienia „in case of any damage”, czyli w zasadzie za każdym razem, gdy coś pójdzie nie tak. Oprócz tego czytelnik musiał zapewnić 300 euro „zastawu” w formie blokady na karcie płatniczej.
Auto miało kosztować 1150 zł za niecałe dwa tygodnie użytkowania. Ponieważ Madera słynie z wąskich i stromych dróg, więc na wszelki wypadek mój czytelnik wykupił na stronie Rentalcars.com również ubezpieczenie auto casco. Niestety, pech chciał, że w jego wypożyczonym samochodzie padło sprzęgło. To rozpoczęło epopeję, która trwa do tej pory.
Powód epopei? Oczywiście: spór o pieniądze. Kosztami naprawy sprzęgła Sixt obciążył w całości pana Marka. Po dwóch miesiącach od awarii wypożyczalnia przysłała mu rachunek opiewający na 1971,66 euro.
„Poza sprzęgłem wymienili filtr kabinowy i koło dwumasowe, czyli jedną z najdroższych części. Maderska wypożyczalnia uznała, że użycie sprzęgła było nieprawidłowe, a do zdarzenia doszło z winy mojego zaniedbania, więc nie obowiązuje limit mojej odpowiedzialności”
Kto ureguluje rachunek na 9016 zł? Sprawa dla ECRCS
Pan Marek oczywiście nie zgodził się z takim stanem rzeczy, bo nie uważał, że to jego za ciężka, albo za lekka noga spaliła sprzęgło. Jak sam mówi, samochodem – zanim się rozsypał – przejechał 499 km. Potem dostał drugi, taki sam model, którym zrobił 800 km i nic się nie zepsuło.
Po drugie nawet gdyby to była to wina naszego czytelnika, to jakim cudem warsztat obciążył go wymianą koła dwumasowego? Dlaczego obciążyli naszego rodaka kosztami wymiany filtra przeciwpyłkowego? Czytelnik odmówił zapłaty 9016,55 zł (po przeliczeniu na nasze pieniądze). W związku z tym wypożyczalnia przekazała sprawę do European Car Rental Conciliation Service (ECRCS).
To organizacja podobna do sądu polubownego, która ma rozstrzygać spory między klientami, a wypożyczalniami aut – szczególnie te dotyczące turystów, którzy korzystali z auta poza swoim ojczystym krajem. Może się do niej zgłosić klient, jeśli jego reklamacja została odrzucona. Zrzeszonych jest w niej dziewięć największych sieci wypożyczalni. Jeśli ktoś jest już w klubie, to musi traktować rozstrzygnięcia ECRCS jako wiążące.
Po kilku tygodniach przyszła odpowiedź z ECRCS. Zdaniem organizacji rację miała wypożyczalnia. ECRCS odrzucil skargę mojego czytelnika twierdząc, że ma raport niezależnego warsztatu, który wskazał niewłaściwe używanie sprzęgła jako przyczynę awarii.
„Dokument otrzymałem od Sixt wyłącznie po portugalsku, tłumaczenie za pomocą Google Translatora nic nie wyjaśniło. Złożyłem więc formalną reklamację na druku Consumer Complaint Form. Uzyskałem bzdurną odpowiedź, że jestem odpowiedzialny za awarię, a wszystkie wymienione w samochodzie części to części sprzęgła”
Czytaj też: Nieloty źle zainwestowały pieniądze klientów. „Mamy czekać sześć lat na zwrot tego, co zostało?”
Wyrok niekorzystny, to może zadziała chargeback?
Pan Marek pobiegł do swojego banku i obniżył limity transakcyjne na swojej karcie kredytowej, tak by wypożyczalnia nie pobrała ponad 9.000 zł. Nic to oczywiście nie dało i pieniądze zostały ściągnięte. To mnie akurat nie dziwi, bo znam historię, w której grecka wypożyczalnia aut ściągnęła należność z karty kredytowej… która została zamknięta.
Do odmownej odpowiedzi z banku była dołączona następująca informacja: „jeżeli po zapoznaniu się z dokumentacją nadal nie będzie się Pan zgadzać z zasadnością kwestionowanego obciążenia, może Pan skorzystać z roszczenia o chargeback. Organizacja płatnicza Visa wymaga w tym celu m.in. dokumentu potwierdzającego, że próbował Pan samodzielnie wyjaśnić transakcję z wypożyczalnią”.
Nasz czytelnik zarzucił bank dziesiątkami stron dokumentów, dowodów i zaświadczeń. Poskutkowało. Przynajmniej częściowo. Po kolejnych 40 dniach nastąpił zwrot nadwyżki ponad kwotę 1560 euro, czyli górny limit odpowiedzialności z umowy (przypomnijmy: wypożyczalnia pierwotnie pobrała prawie 2000 euro, bo stwierdziła rażące niedbalstwo klienta).
A może odzyskać pieniądze z ubezpieczenia?
Z tego wszystkiego pan Marek zapomniał, że przecież zgłosił jeszcze wniosek o wypłatę ubezpieczenia do firmy Rentalcars – a była to polisa typu „all risk”, czyli od wszelkich możliwych zdarzeń. Jest sprawiedliwość na tym świecie, bo również i ta firma przyznała mu rację! Zwrot obejmował ponad 1900 euro.
Czytaj też: Zbierają składki na ubezpieczenie dzieci. Czy warto płacić?
Pan Marek narzeka już tylko na potrójne przewalutowania, na których jest stratny prawie 1000 zł. Ponieważ Rentalcars to firma angielska więc kwotę przeliczali z funtów na euro i z euro dopiero na złote.
Jaki z tego morał? Że jeśli jakaś firma będzie nam chciała zrobić kuku to i tak to zrobi. Potem musimy umiejętnie z tych problemów wyjść – groźbą, prośbą lub fortelem. W tym przypadku pomógł m.in. kartowy chargeback. No i jeszcze jedno – warto się dodatkowo ubezpieczyć. W tej konkretnej sytuacji klienta uratował taki właśnie miks usług: chargeback i ubezpieczenie.
źródło zdjęcia: PixaBay/Gemat18