W Polsce rusza wreszcie bezgotówkowa rewolucja biletowa. We Wrocławiu 8 marca ruszył nowy system płacenia za korzystanie z komunikacji miejskiej. Nie będzie już trzeba kupować i kasować kartonikowych biletów.
W autobusach i tramwajach zostało zamontowanych 3300 inteligentnych kasowników, w których można kupić i od razu skasować bilet za pomocą zwykłej, zbliżeniowej karty płatniczej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Karta płatnicza biletem na tramwaj i autobus. Ale co przy kontroli?
W każdym pojeździe ma się znajdować kilka takich kasowników, zaś zakup biletu sprowadza się do wyboru jego rodzaju na ekranie i przyłożeniu karty do czytnika (tak, jak przy każdej transakcji zbliżeniowej). Transakcje mają być autoryzowane offline (bez połączenia kasownika z bankiem), czyli błyskawicznie.
Pasażer nie będzie otrzymywał papierowego biletu, ani żadnego potwierdzenia. Jego biletem jest karta płatnicza. A jak z kontrolą biletów? Wystarczy przyłożyć swoją zbliżeniową kartę płatniczą do czytnika kontrolerskiego.
Organizatorzy nowego systemu zapewniają, że nie ma ryzyka, iż przy okazji kontroler pozna saldo naszego konta bankowego, bo nie będzie miał dostępu do danych zapisanych na karcie. Jak wyjaśnili mi przedstawiciele Mennicy Polskiej, która zarządza systemem:
„Bezpieczeństwo transakcji jest zgodne ze standardami organizacji płatniczych Visa i MasterCard. W momencie realizacji płatności za bilet kartą system generuje dla danej transakcji tzw. token (ciąg cyfr identyfikujących ją w systemie), który jest zapisywany w systemie centralnym, a nie na karcie. A więc karta jest tu tylko identyfikatorem transakcji”
Wychodzi więc na to, że czytnik kontrolera odczyta jedynie numer karty płatniczej pasażera po to, aby sprawdzić, czy dla tego numeru istnieje w systemie ważny token transakcji. Ale to niejedyna przeszkoda. O innej opowiadał ostatnio ekspert w wywiadzie dla „Niebezpiecznika”:
„Aby ukraść pieniądze z użyciem prawdziwego terminala z karty pasażera w autobusie, trzeba nie tylko posiadać rerminal, ale mieć go zarejestrowanego u agenta rozliczeniowego. Inaczej nie będzie szans na odebranie gotówki z transakcji wykonanych na terminalu. I tu pojawia się problem, bo (…) pieniądze z odnotowanych przez terminal transakcji nie spływają na konto natychmiast. Nawet gdyby taki atak miał gdzieś miejsce, to prawdopodobnie któraś z ofiar zorientowałaby się, że nie wykonywała danej transakcji i ją zareklamowała”
Pytanie jak zachowa się kontrolwerski system, jeśli najpierw przeprowadzę w biletomacie transakcję bez pokrycia np. pustą kartą prepaid (skoro transakcja jest offline to biletomat nie „sprawdzi” czy na karcie są pieniądze), a potem tę pustą kartę okażę kontrolerowi jako bilet (system potwierdzi, że to ta sama karta, która byłą używana w biletomacie).
A jeśli ktoś podszyje się pod kontrolera?
A co z ryzykiem, że pod kontrolerów podszyją się złodzieje naszych pieniędzy i będą rzekomo „kontrolować” bilety, a tak naprawdę ściągać specjalnymi czytnikami dane z naszych kart?
W USA znane są przypadki zdalnego okradania kart metodą „na przedłużacz”, czyli w taki sposób, że z kartą łączy się zbliżeniowo złodziejskie urządzenie i przekazuje sygnał do sklepu, gdzie jest wspólnik z fałszywą kartą, która przekazuje dane tej prawdziwej, okradanej – to nie ma sposobu, by wytransferować tak ukradzione pieniądze.
Ale europejski standard transakcji zbliżeniowych jest bezpieczniejszy, niż ten, który był stosowany w USA. Teoretycznie „na przedłużacz” dałoby się zrobić tylko jedną transakcję poniżej 50 zł (terminal wymienia się z kartą hasłami, które da się wykorzystać tylko raz).
Czytaj też: Horror we Wrocku już nie wróci, za to znikają biletomaty na Dworcu Centralnym. Komu przeszkadzały?
Oczywiście: jak ktoś się ciężko uprze, to nadal będzie mógł kupić sobie kartonikowy bilet w kiosku i po staremu skasować go w autobusie lub tramwaju (owe inteligentne kasowniki będą miały też funkcję kasowania „normalnych” biletów). Z obiegu nie wyjdą też karty miejskie, które będzie można doładowywać na przystankach. Ale biletów kartonikowych nie będzie już można kupić od kierowców i motorniczych.
Wrocław jest pierwszym z wielkich polskich miast, które wprowadza na masową skalę system biletów „zamkniętych” w kartach płatniczych. Ten sam system testują w Łodzi, ale tylko na dwóch liniach tramwajowych, a nie w całym mieście. Działa też w Jaworznie. Jest tylko kwestią czasu (i to, jak sądzę, niedługiego), by system, którego operatorem jest Mennica Polska, wszedł do wszystkich dużych polskich miast.
Czytaj: KFC to pierwsza restauracja na świecie, w której zapłacisz… twarzą
Czytaj też: W sklepie Carrefour smartfon zamiast kasy sklepowej
Czytaj też: A może by tak… pojechać do pracy na spółkę?
Bilet na karcie płatniczej? A może lepiej w smartfonie?
Czy to będzie rzeczywiście nowa jakość? Z punktu widzenia konsumenta obeznanego z nowymi technologiami – niekoniecznie. Już dziś są aplikacje mobilne, które – po doładowaniu lub przypięciu karty płatniczej – pozwalają kupić bilet w smartfonie (ja np. korzystam ze SkyCash). Takie mobilne bilety można już kupić w większości dużych i średnich miast.
Zresztą Wrocław też ma swoją mobilną aplikację biletową, która od marca pozwala „zaciągnąć” dane karty płatniczej pasażera i płacić mu za bilety bez konieczności doładowywania mobilnej portmonetki. Nowa wersja wrocławskiej UrbanCard ma też „asystenta podróży”, który po wpisaniu miejsca docelowego i ustaleniu obecnej lokalizacji pasażera ustali najlepszą trasę, podpowie o której godzinie trzeba się stawić na jakim przystanku i zasugeruje jaki kupić w aplikacji bilet.
Jeśli ktoś kupuje bilety w smartfonie, to system oparty na kartach płatniczych go nie podnieci. Ten pomysł ani ziębi ani grzeje użytkowników kart miejskich, którzy kupują raz w miesiącu bilet długookresowy i nie muszą płacić przy każdym wejściu do autobusu. Grono beneficjentów biletu na karcie płatniczej ogranicza się do turystów i osób korzystających z komunikacji miejskiej okazjonalnie.
Nawet jeśli nie będzie to ogromna grupa, to ten projekt na pewno przybliża erę kart płatniczych multifunkcjonalnych. Czyli takich, które nie będą jedynie nośnikiem naszych pieniędzy, ale też mnóstwa innych informacji. Projekty, których celem jest zintegrowanie karty płatniczej z kartą miejską (umożliwiającą wejście do muzeum, na stadion), identyfikatorem uprawniającym do np. wejścia na teren szkoły, trochę ostatnio wyszły z mody, ale bilet „zaszyty” w karcie płatniczej o nich przypomina.
Czytaj też: Korzystasz ze SkyCash? Przy zakupie biletu zaproponują ci… ubezpieczenie na minuty. Brać?
Więcej o nowoczesnych płatnościach: O płaceniu okiem i innych wodotryskach czytaj w specjalnej sekcji “O wygodnym płaceniu, czyli poradnik nowoczesnego konsumenta”
W przyszłości w ogóle nie będziemy kupowali biletów
W skali świata nie jest to rocket science, podobny system działa od 2014 r. w Londynie (270 stacji metra, 650 przystanków autobusowych, 8 mln mieszkańców) i już 40% płatności za bilety odbywa się w systemie bezgotówkowym. Rzecz jest znana też w Czechach, na Słowacji i w Turcji, gdzie podobne systemy objęły w sumie już kilkanaście największych miast.
I jeszcze pytanie jątrzące na koniec: po co inwestować w jakiekolwiek technologie do kupowania biletów lub rejestrowania przejazdów za pomocą kart płatniczych, skoro za chwilę będziemy płacili biometrycznie, bez użycia żadnych instrumentów? „To ja jestem biletem na swój przejazd” – będziemy mówili, przechodząc przez bramkę, która zarejestruje nas w punkcie A, a potem w punkcie B. A system sam pobierze z naszego konta opłatę za przebycie danej trasy.
zdjęcia: „Gazeta Wrocławska”, transport-publiczny.pl