Jest już opinia Rzecznika Generalnego TSUE w sprawie kosztu korzystania przez frankowiczów z bankowego kapitału. Rzecznik Anthony Collins stoi na stanowisku, że po orzeczeniu nieważności umowy kredytowej z powodu występowania w niej niedozwolonych, nieuczciwych klauzul, bank może się domagać od klienta zwrotu wypłaconego kapitału – wraz z odsetkami ustawowymi, ale liczonymi dopiero od momentu wezwania klienta do zapłaty – lecz nie może domagać się żadnych dodatkowych świadczeń. Klient zaś może teoretycznie się ich domagać. To najgorszy z punktu widzenia banków scenariusz
To jeszcze nie orzeczenie unijnego Trybunału Sprawiedliwości, lecz tylko opinia Rzecznika Generalnego, ale jest bardzo prawdopodobne, że TSUE ją ostatecznie potwierdzi – rzadko zdarza się, żeby sędziowie ustalili co innego, niż zarekomenduje im człowiek, którego powołali do wnikliwego zbadania sprawy. Rzecz dotyczy sprawy, którą już dokładnie opisywałem na „Subiektywnie o Finansach”, zapraszam do przeczytania tekstu na ten temat.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Co dokładnie powiedział sędzia relacjonujący opinię Rzecznika Generalnego? Opinia ma tylko dwa punkty (do posłuchania tutaj, od 57 min.). Pierwszy punkt opisuje to, co może zrobić klient po orzeczeniu nieważności umowy przez sąd, zaś drugi punkt – to, co może zrobić bank w analogicznej sytuacji.
Opinia Rzecznika Generalnego po myśli frankowiczów. A nawet bardziej
W obu punktach Rzecznik Generalny odnosi się do art. 6 ust. 1 oraz art. 7 ust. 1 dyrektywy unijnej 93/13 mówiącej o nieuczciwych postanowieniach w umowach z konsumentami. I ocenia: czy te przepisy unijne stoją, czy też nie stoją na przeszkodzie dwóm scenariuszom, o które TSUE został zapytany przez polskiego sędziego, rozpatrującego sprawę Arkadiusza Szcześniaka (szef stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu) przeciwko jednemu z polskich banków.
W pierwszym punkcie Anthony Collins napisał, że przepisy unijne nie stoją na przeszkodzie, by – po uznaniu przez sąd, iż umowa kredytowa jest od początku nieważna z powodu nieuczciwych warunków – konsument domagał się nie tylko zwrotu pieniędzy zapłaconych bankowi na podstawie umowy oraz ewentualnie odsetek (gdyby bank się ociągał z wypłatą), ale też dodatkowych świadczeń.
Rzecznik Generalny nie powiedział, o jakie świadczenia mogłoby chodzić (odszkodowania, zadośćuczynienia, rekompensaty), ale zaznaczył, że to do sądu krajowego należy ustalenie, czy konsument ma prawo skutecznie domagać się takich roszczeń w oparciu o przepisy krajowe.
W drugim punkcie Anthony Collins napisał, że przepisy unijne stoją na przeszkodzie, by – po uznaniu przez sąd, iż umowa kredytowa jest od początku nieważna z powodu nieuczciwych warunków – bank mógł domagać się czegoś innego, niż tylko zwrotu „pieniędzy zapłaconych na podstawie umowy” (jak rozumiem tych wypłaconych klientowi przy udzieleniu kredytu) oraz – ewentualnie – odsetek ustawowych za zwłokę.
Te „odsetki” na pierwszy rzut oka mogą być niepokojące. Ale z opinii wynika, że powinny być liczone od momentu wezwania klienta do zapłaty wypłaconych przez bank pieniędzy. Nie chodzi więc o odsetki ustawowe od momentu wypłacenia kredytu (to by oznaczało uznanie przez TSUE, że bank ma prawo do wynagrodzenia za udostępniony kapitał), ale od momentu, w którym bank – już po unieważnieniu umowy – wezwie klienta, by oddał mu kwotę wypłaconego kredytu.
W omówieniu ustnym angielskojęzycznej opinii pojawiło się sformułowanie o „zapłacie pieniędzy” a nie „kapitału” (to mogłoby sugerować, że bank poza „gołym” kapitałem może się jednak czegoś domagać), ale w pełnej wersji opinii na piśmie jest już mowa o kapitale: „Bank is not entitled to assert against a consumer claims that go beyond reimbursement of the loan capital transferred (…)”, co ostatecznie rozstrzyga tę wątpliwość.
Idąc do podsumowania: jeśli dobrze interpretuję te dwa punkty z opinii Rzecznika Generalnego – i oczywiście jeśli zostaną one przetworzone na finalne orzeczenie TSUE – spór o wynagrodzenie za kapitał powinien zostać zamknięty po myśli frankowiczów. A więc po orzeczeniu nieważności umowy bank dostanie z powrotem swoje pieniądze, ale nie będzie mógł skutecznie pozwać klienta za to, że ten z tych pieniędzy za darmo korzystał. Z drugiej strony prawo unijne nie zamyka klientowi drogi do tego, by pozwał bank za to, iż ten korzystał bezpłatnie z pieniędzy płaconych przez lata (w tym odsetek).
Rzecznik Generalny powołany do zbadania tej sprawy wsparł prokonsumencką linię orzecznictwa, z której wynika, że banki nie mogą czerpać korzyści finansowych z sytuacji powstałej na skutek ich własnego działania, które doprowadziło do stwierdzenia nieważności umowy. A gdyby bankowi przysługiwało jakiekolwiek wynagrodzenie za kapitał, to byłoby to de facto odnoszenie przez banki korzyści z całej sytuacji.
Bankowcy liczyli na bardziej nieostrą opinię albo wręcz „spychającą” sprawę na sąd krajowy. Wygląda na to, że jest „grany” najlepszy możliwy scenariusz z punktu widzenia klientów oraz najgorszy możliwy z punktu widzenia banków. Te ostatnie same mają związane ręce, ale TSUE otworzył klientom jeszcze drogę wykraczającą poza sankcję kredytu darmowego – teoretycznie konsumenci mogą pozywać banki za to, że te korzystały z ich klientowskiego kapitału. Nawet jeśli niewielu klientów się na to zdecyduje, to dodatkowy czynnik ryzyka dla banków.
Co może oznaczać orzeczenie TSUE zgodne z opinią Rzecznika Generalnego?
Jakie mogą być skutki takiego rozstrzygnięcia? Po pierwsze: klientom odpada ważny czynnik ryzyka wynikający z pozywania banków, co może dać kolejny impuls do wzrostu liczby pozwów. Dziś w sądach jest 100 000 frankowiczów, czyli wciąż nie więcej niż 25% wszystkich „aktywnych” (jest jeszcze sporo kredytów spłaconych, ci kredytobiorcy też mogą się „obudzić”). Banki wrzuciły w rezerwy 40 mld zł (w przypadku mBanku już ok. 35% portfela, w przypadku Banku Millennium – ok. 47%), jeśli klienci się ośmielą, pewnie będzie kolejny rok pod znakiem rezerw na ryzyko prawne wynikające ze sporów z klientami.
Prawdopodobnie też banki będą musiały poprawić nieco warunki proponowanych klientom ugód, bo będą oni mniej chętni do rezygnowania z drogi sądowej – z jednej strony niemal pewne jest zwycięstwo w boju o unieważnienie umowy, z drugiej „spada” ryzyko, że bank wyjdzie z kontrpozwem i narazi klienta na koszty, a z trzeciej strony po unieważnieniu umowy klient będzie mógł próbować jeszcze wyszarpać od banku jakieś odszkodowanie za korzystanie przez bank z jego pieniędzy (to na razie czysto hipotetyczna możliwość, ale droga może zostać przez TSUE otwarta).
Bankowi prawnicy mówią, że odcięcie drogi do pobierania od klientów opłat za kapitał narazi banki na dodatkowe rezerwy, które mogą zagrozić stabilności systemu bankowego. Oczywiście mówią też o niesprawiedliwości, bowiem „darmowy” kredyt jest de facto sytuacją, w której frankowicz nie tylko „odzyskuje” to, co stracił w wyniku niekorzystnych różnic kursowych (nieuczciwe klauzule dotyczą przede wszystkim spreadów), ale wręcz osiąga korzyść w porównaniu z kredytobiorcą złotowym.
Coś w tym oczywiście jest. Złotówkowy kredytobiorca przez lata płacił znacznie wyższe odsetki od swojego kredytu. Frankowicz nie zapłaci odsetek żadnych. Nie da się ukryć, że na koniec dnia to m.in. kredytobiorcy złotowi zrzucają się na koszty unieważnionych umów frankowiczów. Z drugiej jednak strony, gdyby banki „tylko” musiały oddać spready, nie byłaby to dla nich przesadnie surowa kara. I nie odstraszyłaby od podobnych manewrów w przyszłości.
Bankowcy chyba jeszcze nie składają broni. W komentarzu prawników Związku Banków Polskich, dotyczącym opinii Rzecznika Generalnego, wyczuwam chęć wejścia w polemikę z Rzecznikiem oraz próby wytłumaczenia wszystkim sędziom, że sędzia Collins grubo przeszarżował:
„Rzecznik Generalny wskazał, że Dyrektywa 93/13 stoi na przeszkodzie tym roszczeniom. Jest to stanowisko sprzeczne z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie C-395/21 i w sprawach połączonych C-349/18, C-350/18 oraz C-351/18, zgodnie z którymi to prawo krajowe decyduje o skutkach nieważności umowy”
Pytanie, czy nie jest już za późno na taką ofensywę banków. Moim zdaniem bankowcy zrobili poważny błąd, nie prezentując podczas jesiennej rozprawy przed TSUE jakiegoś algorytmu, według którego można byłoby wyliczyć „sprawiedliwy” koszt kapitału. Skądinąd wiem, że byli o to przez sędziów pytani, ale nie udzielali konkretnej odpowiedzi.
Trudno się dziwić, że prokonsumencki TSUE nie chciał pójść na ryzyko, by banki mogły domagać się zwrotu kapitału bez jakichś rozsądnych kryteriów, bo skończyłoby się tak, jak w kilku przypadkach – że bank żądałby od klienta kosztów kapitału według stawek dla kredytu konsumpcyjnego, co byłoby absurdem. Bankowcy nie zaproponowali nic, co mogłoby przekonać sędziów TSUE, że nie wykorzystają ewentualnego „nieostrego” orzeczenia do szantażowania klientów wysokimi kosztami kapitału. I chyba skończy się orzeczeniem w wersji skrajnie dla banków niekorzystnej.
Rządzący rzucą bankom koła ratunkowe?
Opinia Rzecznika Generalnego to jeszcze nie orzeczenie, ale spodziewam się, że może wywołać dwa rodzaje „wstrząsów tektonicznych”. O pierwszym scenariuszu pisał kilka dni temu „Puls Biznesu”. Prezydent mógłby zgłosić ustawę, która obłożyłaby wysokim podatkiem pieniądze wypłacane frankowiczom w wyniku unieważnienia umowy kredytowej.
Z drugiej strony takiego podatku nie byłoby w sytuacji, gdyby klient podpisał ugodę z bankiem. Wówczas krajowe regulacje podatkowe „zneutralizowałyby” skutki orzecznictwa unijnego, bo klientom przestałoby się opłacać wygrywać w sądach. Nie jestem pewny czy tego rodzaju regulacja byłaby zgodna z konstytucją (zwłaszcza jeśli jej cel byłby tak boleśnie jasno zakomunikowany).
Drugi „wstrząs tektoniczny”, którego się spodziewam – i który może wywołać opinia Rzecznika Generalnego – to rzucenie bankom finansowego koła ratunkowego przez państwo. Mówił o tym ostatnio Piotr Patkowski, wiceminister finansów. Z jednej strony będzie wprowadzony nowy rodzaj papierów dłużnych – obligacje kapitałowe, pozwalające bankom podwyższyć kapitał na wypadek, gdyby zaczęło go brakować w wyniku konieczności tworzenia nowych rezerw. Z drugiej strony ma być wprowadzony nowy „instrument wsparcia” banków przez państwo w postaci zasilenia ich funduszy własnych.
„Interpretacja TSUE grozi poważnym kryzysem makroekonomicznym, ponieważ zgodnie z szacunkami KNF takie rozwiązanie to jest ponad 200 mld zł, które na koniec musieliby zapłacić wszyscy podatnicy. Kilka banków znalazłoby się w bardzo trudnej sytuacji i musiałoby być ratowane naszymi pieniędzmi. Dlatego uważam, że nie jest sprawiedliwe społeczne obciążanie kosztami tego rozwiązania wszystkich podatników i traktowanie ich w sposób uprzywilejowany względem kredytobiorców w złotych”
– powiedział agencji PAP Paweł Borys, szef PFR i najbliższy współpracownik premiera. A więc wygląda na to, że sytuacja jest poważna. Widać to tylko częściowo po notowaniach banków na warszawskiej giełdzie, których indeks WIG-Banki co prawda spadł o niecałe 3%, ale trudno mówić o panice (aczkolwiek notowania Banku Millennium runęły o ponad 8%, a mBanku – o prawie 5%).
Główny analityk „Pulsu Biznesu” Ignacy Morawski słusznie zauważył, że w październiku 2022 r. przewodniczący KNF ostrzegał, że negatywny dla banków wyrok TSUE i negatywna linia orzecznicza z niego wynikająca mogą doprowadzić do upadku kilku dużych banków. „Jest ogromne prawdopodobieństwo, że wyrok TSUE będzie niekorzystny dla banków. A od października indeks WIG-Banki wzrósł o 40%. Kto czego nie widzi?” – pyta Morawski. Albo rynek nie docenia skali problemu, albo zakłada, że na koniec rząd przyjdzie i „posprząta” problem.
„Rząd i KNF musi przenalizować wypowiedzi rzecznika TSUE i zastanowić się jakie rozwiązanie jest możliwe, aby zapobiec kryzysowi makroekonomicznemu w Polsce. Niekorzystny wpływ tego typu wypowiedzi na polską gospodarkę już widać po kursie złotego. Banki, które byłyby obciążone takimi kosztami, nie byłyby w stanie finansować wzrostu akcji kredytowej, czyli finansować potrzeb firm oraz ludzi. Konsekwencje byłyby bardzo poważne i zapłacilibyśmy za nie wszyscy”
– dodał Borys. A więc możliwe są następujące rozwiązania na wypadek kryzysu stabilności banków: PFR albo BGK obejmują obligacje kapitałowe emitowane przez banki (zadłużając się na dość wysoki procent w naszym imieniu) lub też państwo w czystej postaci dokapitalizowuje te banki (zadłużając się w naszym imieniu). Pewnie potrzebna byłaby zgoda Komisji Europejskiej, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś kładł kłody pod nogi. Niestety, w obu przypadkach cenę za wszystko zapłacą podatnicy (wraz z odsetkami). Na razie czekamy na ostateczne orzeczenie TSUE.
Czytaj też: Polskie banki w Financial Times ostrzegają przed zbyt prokonsumenckim orzeczeniem TSUE
Zobacz nasze najnowsze wideofelietony:
————
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na weekendowy newsletter Maćka Samcika i bądźmy w kontakcie! W każdą sobotę lub niedzielę dostaniesz e-mailem najnowsze porady dla Twojego portfela.
>>> Zapisz się też na nasz „powszedni”, poranny newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – przy porannej kawie przeczytasz wszystkie najważniejsze wieści dla Twojego portfela, starannie wyselekcjonowane i luksusowo podane przez Macieja Danielewicza i ekipę „Subiektywnie o Finansach”.
————
ZOBACZ OKAZJOMAT SAMCIKOWY:
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać na bankach:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking najlepszych kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek? I co trzeba zrobić w zamian?
————
PODCAST: JAKA PRZYSZŁOŚĆ ODDZIAŁÓW BANKOWYCH?
Oddziałów bankowych będzie coraz mniej, ale… będą też inne od tych, które znamy. Od 2015 r. liczba oddziałów bankowych w Polsce spadła o blisko 2500. Jest ich mniej, ale zmienia się też ich rola. Coraz więcej placówek nie prowadzi tradycyjnej obsługi gotówkowej, a więc w okienku kasowym. Czy klienci powinni się martwić? O przyszłości i roli oddziałów bankowych rozmawiamy z Maciejem Chlebowskim, dyrektorem departamentu rozwoju i transformacji sieci oddziałów w Banku BNP Paribas oraz Renatą Rybarczyk, szefową biura wsparcia sprzedaży w Banku BNP Paribas.
Zaprasza Maciej Bednarek, podcastu można odsłuchać na platformie Anchor, jak również w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, Amazon Music, Overcast, Stitcher, Castbox, Pocket Cast oraz RadioPublic. Jeśli Twoim głównym źródłem wiadomości o świecie jest YouTube – nie ma problemu, naszych podcastów – także tego – możesz też posłuchać w specjalnej oprawie na YouTube (nie zapomnij subskrybować naszego kanału).
zdjęcie tytułowe: Twitter, TSUE