Rząd tworzy nowy portal internetowy. To Centralna Ewidencja Emerytalna pod egidą Polskiego Funduszu Rozwoju. Każdy zobaczy, ile uzbierał na emeryturę, zarówno w państwowym ZUS, jak i prywatnych kontach IKE, IKZE, PPK, a nawet w OFE. Ale po co państwo chce zliczać moje oszczędności emerytalne, skoro sam doskonale potrafię liczyć? Czy chodzi o to, żeby mnie zmobilizować do oszczędzania, czy też może… to pierwszy krok, żeby położyć rękę na prywatnych oszczędnościach?
Na rządowych stronach zawisł projekt czegoś, co nazywa się Centralna Ewidencja Emerytalna. Rząd zapowiadał stworzenie takiego tworu kilka miesięcy temu, ale wiadomość przeszła bez echa. Teraz będzie o tym głośno, ale obawiam się, że nie o taki rozgłos chodziło autorom pomysłu chodziło.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Po „skoku” poprzedniej ekipy na 150 mld zł zgromadzonych w OFE, ten i każdy kolejny rząd powinien obchodzić się z prywatnymi oszczędnościami na emeryturę jak z jajkiem. Bo ludzie boją się, że prędzej czy później ta czy inna władza będzie chciała je sobie wziąć.
O poziomie nieufności (oprócz komentarzy czytelników pod naszymi artykułami) świadczy rezerwa z jaką pracownicy podchodzą do Pracowniczych Planów Kapitałowych, czyli naprawdę dobrego pomysłu na dodatkowe oszczędzanie (żeby nie napisać – „interesu życia”).
Na „Subiektywnie o Finansach” nie raz liczyliśmy, jak bardzo nie opłaca się wypisywanie z PPK, ale na razie program jednak okazał się frekwencyjną klapą. Trudno, nawet przy dużej dozie dobrej woli, inaczej oceniać fakt, że do PPK przystąpiło 30% pracowników, podczas gdy rząd spodziewał się, że nogami za PPK zagłosuje 75% ludu pracującego.
Teraz rząd chce dać nam do ręki „ściągę” emerytalną, czyli portal internetowy, który zagreguje dane o naszych oszczędnościach (nie tylko) emerytalnych: z ZUS, PPK, IKE, IKZE, OFE, a jak ktoś ma to szczęście być rolnikiem, to nawet z KRUS. Czy temu pomysłowi należy przyklasnąć czy raczej – w imię ratowania resztek zaufania do państwa – zganić go i apelować o wrzucenie do niszczarki?
Centralna Ewidencja Emerytalna, czyli troska o emerytów
Polacy będą mieli problem z emeryturami. Według najnowszego opublikowanego przez portal InterviewMe badania dwóch na trzech Polaków nie wierzy, że państwo zagwarantuje mu emeryturę, a 40% boi się momentu końca kariery zawodowej i tego, co ich potem czeka.
Na nikim nie robią już chyba wrażenia ostrzeżenia, że pokolenie dzisiejszych 30-40 latków na emeryturze dostanie 30% ostatniej pensji. A niektórzy nawet tyle nie dostaną, bo jeśli ktoś odkładał minimalne składki emerytalne, to dostanie emeryturę minimalną jedynie pod warunkiem, że płacił składki w sumie przez 25 lat (w przypadku mężczyzn) lub 20 lat (w przypadku kobiet). Już teraz ZUS wypłaca rocznie 300 000 biedaemerytur, np. po 500 zł albo 29 groszy.
Sytuacja ZUS-u jest opłakana. Owszem, w ostatnich latach poprawiła się dzięki emigrantom zarobkowym i niewielkiemu bezrobociu, ale w perspektywie 40 lat ZUS jest bankrutem. Szczegóły w tym tekście, ale w skrócie przepis na upadek ZUS jest prosty: maleje liczba pracowników, a przybywa emerytów. Dziś mamy ok. 6 mln emerytów i ponad 16 mln osób pracujących. Za 30 lat będziemy mieć 9,7 mln pracowników i aż 12 mln emerytów.
Niestety, w ostatnich latach jest coraz więcej przesłanek, które mówią, że o przyszłości naszych emerytur będą decydować zdolności pożyczkowe państwa, liczba emigrantów, którzy będą wypracowywać emerytury dla armii seniorów i generalnie sytuacja gospodarcza państwa. Dzisiejsi emeryci dostają 13. i 14. emeryturę nie dlatego, że ciężko pracowali i odłożyli oszczędności, ale dlatego, że polska gospodarka szybko się rozwijała, a rząd mógł się do niedawna tanio zapożyczać.
Czytaj też: Emerytura z ZUS będzie żałośnie niska? A może… wcale nie? Oto scenariusz, który sprawi, że to ci, którzy wierzą tylko w ZUS, będą górą
Mała dyscyplina oszczędzających. Rząd chce ich zmobilizować
Rząd chce pogrążonym w niedoli przyszłym emerytom ulżyć i pomóc im zajrzeć w stan kont produktów emerytalnych i oszczędnościowych. Temu na służyć Centralna Ewidencja Emerytalna. W uzasadnieniu do ustawy czytam, że „Polacy nie mają narzędzia do zarządzania całością swoich oszczędności gromadzonych z myślą o etapie życia, który rozpocznie się wraz z zakończeniem aktywności zawodowej”.
Ale to przecież nieprawda, bo ani PPK, ani IKZE, ani IKE nie są programami ściśle emerytalnymi. Żaden z nich nie ma wpisanego „emerytalnego” sposobu wypłacania oszczędności (dożywotnio, stała kwota), a pod pewnymi warunkami pieniądze można sobie wyjąć i przeznaczyć na dowolny cel, zupełnie nieemerytalny.
Instytucje finansowe udostępniają internetowe platformy, które pozwalają sprawdzić stan kont w programach inwestycyjnych. Dotyczy to również składek ZUS, które bez problemu można sobie podejrzeć w systemie ZUS PUE (wystarczy Profil Zaufany). Jak to zrobić, opisywałem tutaj. Po co rząd pcha tam swoje paluchy? Bo „obecna wiedza o naszych oszczędnościach emerytalnych jest rozproszona”, a „brak całościowych prognoz powoduje także niskie zainteresowanie oszczędzaniem, niską dyscyplinę w oszczędzaniu, a nawet potencjalnie ograniczone zaufanie do instytucji gromadzących oszczędności”.
Kolejne zdanie brzmi już groźnie: „Utrudniony dostęp do informacji o środkach ze składek i dobrowolnych wpłat w praktyce uniemożliwia ocenę poziomu świadczeń, na jakie zainteresowani mogą liczyć w przyszłości”.
Problem w tym, że nikt do tej pory, na żadnym etapie, nawet nie próbował sugerować, że oszczędzający będą w stanie ocenić, na ile i na jak wysoką emeryturę będą mogli liczyć dzięki swoim prywatnym oszczędnościom. I nikt tego nie może sam sprawdzić. Tego trudnego zadania podejmuje się ZUS, analizując oczekiwaną długość życia przyszłych emerytów. Po co więc robić takie wrzutki?
Przepytani o ten projekt eksperci z kilku uniwersytetów również rozkładają ręce i przyznają, że właściwie nie wiedzą, po co wydawać tyle pieniędzy (bagatela 35 mln zł) i czemu ma służyć Centralna Ewidencja Emerytalna.
„Trudno nawet stwierdzić, czemu tak naprawdę ta nowa propozycja ma służyć, jaki istotny problem społeczny ma rozwiązać i czy nie sprowadzi się do zupełnie niepotrzebnego wydania znacznej ilości środków publicznych”
– powiedział dr Tomasz Lasocki z wydziału prawa UW. Obawiam się, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nasze pieniądze. No i może trochę też o informację. O naszych pieniądzach, ma się rozumieć.
Czytaj też: Wysoka inflacja niszczy (za)wartość naszych portfeli: czy to jest w ogóle dobry czas, żeby oszczędzać?
O co tutaj chodzi? Dwie hipotezy i subiektywna ocena
Hipoteza pierwsza: czy stworzenie Centralnej Ewidencji Emerytalnej mogłoby służyć do „zarekwirowania” oszczędności na poczet wypłaty przyszłych emerytur? Wyobraźmy sobie, że rząd powie, iż skoro te wszystkie pieniądze mają służyć jednemu celowi, czyli wypłacie emerytur, to najbardziej efektywną opcją będzie ich „konsolidacja” pod znakiem ZUS.
Brzmi absurdalnie, ale rząd sam daje pretekst do snucia takich teorii, wrzucając pomysł tworzenia rejestru moich prywatnych oszczędności. Jeśli władzy tak bardzo leży na sercu troska o moją finansową samoświadomość, to dlaczego nie stworzyć portalu, który zbierze informacje o moim całym finansowym urobku: depozytach, akcjach, ETF-ach, obligacjach… Nie bardzo rozumiem kryterium, które polega na zbieraniu informacji o tym, ile trzymam kasy w IKE, a już nie na rachunku maklerskim.
Hipoteza druga, tylko trochę mniej spiskowa. Czy rząd (ZUS czy PFR – to na tym etapie jest wtórne) chce wiedzieć, ile sami odłożyliśmy na emeryturę, bo ma w tym jakiś interes? Jeśli państwo zobaczy, że nasz prywatne oszczędności są na tyle duże, że starczą nam na życie, to może rosnąć pokusa, aby prywatnymi pieniędzmi „zaplombować” to, czego nie wypłaci ZUS.
Czy gra byłaby warto świeczki? Nie chodzi o duże pieniądze, nie sądzę, żeby ZUS polował na oszczędności zaledwie 1,5 mln osób, które oszczędzają w IKE i IKZE oraz 2,5 mln „podopiecznych” PPK. Nie wierzę też, że chodzi o to, aby oszczędzający mogli po prostu zapoznać się ze stanem swoich oszczędności. Jeśli tak, to należałoby się ograniczyć do ZUS i OFE, a trzeci filar zostawić. Ale czy i tak taka operacja byłaby warta tego, żeby wydać na nią 35 mln zł (tyle ma kosztować portal)?
Grzebanie przez państwo w informacjach o prywatnych oszczędnościach – nawet pod hasłem, że ma się dobre chęci i chce się ułatwić kontrolę nad pieniędzmi – to zabawa zapałkami na stacji paliw. Polacy przez niską partycypację w PPK dali jasny sygnał, że nie wierzą, że są to ich prywatne pieniądze (jak przekonuje rząd). Wsypywanie do jednego wora (portalu) pieniędzy z różnych prywatnych kont wiarę w to, że pieniądze są rzeczywiście moje, tylko jeszcze bardziej podkopie. Nawet jeśli intencje były szczytne.
źródło zdjęcia: PixaBay