Gazprom listy pisze, zwykłe, polecone… Według agencji Bloomberg Putin „doprecyzował” dekret w sprawie płatności za gaz, zaś koncern Gazprom poinformował odbiorców, że już w ogóle nie chce przelewów w rublach. Czy Putin wystraszył się, że przelicytował w sprawie gazu? I że za pół roku może nie mieć też większości europejskich przychodów ze sprzedaży ropy naftowej?
Kiedy kilka tygodni temu Putin zażądał płatności za gaz w rublach, podejrzewałem, że to tylko żałosny blef przypartego do muru, „niedorobionego hitlerka”, który bez pieniędzy ze sprzedaży surowców zbankrutowałby swój kraj w dwa tygodnie. Bolesna prawda o schyłku imperium rosyjskiego jest taka, że ani nie jest innowacyjne, ani zamożne, ani dobrze zarządzane. Żyje wyłącznie ze sprzedaży surowców (i żywności, ale tej trochę – zobaczcie statsy od Banku Światowego).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zauważcie, że Putin nie wpadł na podobny pomysł w sprawie ropy naftowej (która stanowi kilka razy większą część eksportu Rosji i którą można transportować tankowcami). Aczkolwiek podałem też cztery powody, dla których jego propozycja może być bardzo niebezpieczna, gdyby została przyjęta przez Europę.
Gazprom listy pisze, zwykłe, polecone…
Wygląda na to, że to Zachód ostatecznie wygrał tę wojnę nerwów, a Putin się ukorzył. Bloomberg donosi, że Gazprom napisał do europejskich odbiorców gazu list, w którym wyjaśnił, że nie tylko mogą płacić w walutach przewidzianych w kontraktach, ale waluta obca otrzymana od kupujących będzie wymieniana na ruble za pośrednictwem rachunków w rosyjskim Narodowym Centrum Rozliczeniowym (chyba odpowiednik naszej Krajowej Izby Rozliczeniowej). Czyli nikt już nie musi zakładać żadnych rublowych kont w Gazprombanku.
Gazprom listy pisze… ale niestety oznacza to, że Putin – który prawdopodobnie ostatecznie się wycofał ze swojego szantażu gazowego – jeszcze przez jakiś czas będzie inkasował dolary, ratując się przed bankructwem. Ciekawe, czy to cokolwiek zmienia, jeśli chodzi o zerwany kontrakt z PGNiG.
To nie pierwszy krok wstecz ruskiego dyktatora. Najpierw Putin zmiękczył stanowisko i ogłosił w dekrecie, że Zachód może nadal płacić za gaz w dolarach lub euro, ale każdy kontrahent musi założyć w Gazprombanku rachunek rublowy. I Gazprom sam już sobie przewalutuje płatność (część krajów odmówiła, kilka się zgodziło).
Po tym, jak Polska uznała to za złamanie sankcji, Gazprom odciął nam gaz, jak również Bułgarii. Komisja Europejska ogłosiła, że samo założenie rachunku w rublach nie będzie uznawane za łamanie sankcji, lecz płatność w rublach – już tak. Ale najwyraźniej istniało zagrożenie, że kilka innych krajów nie wymięknie i dostawy gazu spadną. Terminy płatności za dostawy gazu dla większości krajów europejskich przypadają w tym miesiącu.
Z listu, do którego dotarł Bloomberg, wynika, że Gazprom napisał klientom, iż nowe zasady – opublikowane przez Kreml 4 maja – „wyjaśniają procedurę” określoną w pierwotnym dekrecie w sprawie płatności za gaz w rublach.
Wygląda na to, że Putin musiał zjeść własny język, bo się boi, że jego pomysły odetną ostatnie źródło obcych walut. Gazprom napisał w liście, że nowe regulacje „zapewniają przejrzystość przepływów pieniężnych” i wykluczają możliwość udziału jakiejkolwiek „strony trzeciej” w rozliczeniach.
Pod koniec kwietnia rosyjski bank centralny wydał inne oświadczenie – że jeśli zagraniczni nabywcy gazu wpłacą euro albo dolary na swoje konta walutowe w dobrej wierze, gaz nie zostanie wyłączony, nawet jeśli Gazprombank nie zamieni tych środków na ruble.
Rosja wydała na obronę rubla 50 mld dolarów. I dostała z Europy przelewy na 60 mld euro
Co oznacza fakt, że Putin się złamał? Przypomnijmy, że Rosja i jej firmy są objęte sankcjami, zatem nie mogą nic sprzedawać za dolary ani za euro, zaś rezerwy walutowe w tych walutach zostały zamrożone przez Fed i Europejski Bank Centralny (mniej więcej 400 mld dolarów).
Rosja – patrzcie na wykres po prawej – ma do dyspozycji tylko rezerwy w juanach (niewiele, pewnie uwzględnione na niebieskim obszarze, który generalnie jest „zablokowany”), w złocie (trudne do sprzedania, czerwony obszar) oraz to, co na bieżąco zarabia na sprzedaży ropy naftowej i gazu.
Ta ostatnia pozycja sprawiła, że Rosja wciąż utrzymuje się na powierzchni. Co więcej, prawie podwoiła swoje dochody ze sprzedaży paliw kopalnych do Unii Europejskiej przez dwa miesiące wojny w Ukrainie. Co prawda sprzedaż spadła, ale za to wzrosły ceny. Rosja otrzymała ok. 62 mld euro z eksportu ropy, gazu i węgla w ciągu dwóch miesięcy od rozpoczęcia inwazji – tak wynika z analizy żeglugi i ładunków cargo przeprowadzonej przez Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem.
W zasadzie gdyby nie te dochody, Rosja byłaby już dziś trupem. Narodowy Bank Centralny podaje, że rezerwy walutowe przez dwa miesiące wojny spadły z 643 mld dolarów do 593 mld dolarów (z czego przygniatająca większość – przypomnijmy – jest niepłynna albo zablokowana przez Zachód). To oznacza, że na obronę rubla oraz na finansowanie państwowych firm – a być może też wojny – bank centralny Rosji wydał 50 mld dolarów. I prawdopodobnie niewiele więcej ma, o ile nie zacznie pozbywać się złota (tutaj dane Banku Rosji).
Rosji udało się obronić kurs rubla, ale nie udało się uratować jego wiarygodności. Kreml zaczął okradać własne firmy (obowiązkowa wymiana 80% otrzymanych euro i dolarów na ruble), własnych obywateli (zakaz wypłacania większych kwot w rublach) oraz inwestorów zagranicznych (zakaz sprzedaży akcji i obligacji). Kurs rubla nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem, a obroty nim na rynku walutowym zamarły.
Czytaj też: Spór o rosyjskie pochodzenie Revoluta. Apka bardziej rosyjska czy bardziej ukraińska?
Rosja wreszcie bankrutuje czy wciąż nie? Mikro kontra makro
Niestety, Rosji udało się uniknąć najgorszego – zniszczenia wartości rubla w oczach ludzi. To by oznaczało rewolucję, bo stanęłyby zakłady pracy i ludzie nie mieliby co jeść. Na razie „tylko” szaleje inflacja. Z danych CEIC oraz ISI Emerging Markets Group inflacja w lutym wyniosła 9,1%, a w marcu 16,7% w skali roku.
Jeśli inflacja będzie rosła, to rubel i tak będzie miał śmieciową wartość, niezależnie od jego oficjalnego kursu. Dlatego – jak czytam w analizie CEIC – w 2022 r. Kreml zamierza obniżyć nakłady na politykę społeczną. Będzie indeksacja najniższej płacy oraz minimum socjalnego powyżej inflacji, ale już podwyżki emerytur mają być znacznie niższe od inflacji. Ludzi będzie stać na mniej, popyt spadnie, wpływy z podatków też, firmy zaczną upadać.
Pomimo tego, że rząd rosyjski ma możliwości finansowe, aby wesprzeć swoją gospodarkę, szanse Rosji na wygranie finansowej wojny są bardzo niskie. Albo dodrukuje rubli, niszcząc ostatecznie ich wartość, albo zaakceptuje wyniszczającą recesję.
Jak to wygląda w mikroskali? Producent samochodów Kamaz ogłosił, że jego główna fabryka działa na 40% mocy produkcyjnych, bo nie ma za co i z czego produkować, ani gdzie sprzedawać. Kopalnia złota w Pietropawłowsku ogosiła niedawno, że grozi jej bankructwo. Nie może ani uregulować długów, ani sprzedawać złota na zagranicznym rynku. Coraz więcej firm nie spłaca zagranicznych długów, a łącznie są warte ćwierć biliona euro.
Chińczycy już powiedzieli, że chętnie pomogą Gazpromowi… przejmując część jego własności. Wspomniany wyżej Pietropawłowsk wystawił firmę na sprzedaż: „Oocja ta obejmuje sprzedaż całości udziałów spółki w jej operacyjnych spółkach zależnych tak szybko, jak to praktycznie możliwe”. Koleje Rosyjskie również zostały uznane za niewypłacalne, ale na razie tylko za granicą. Rosja ostatkiem sił broni się przed ogłoszeniem niewypłacalności. Putin wije się jak piskorz, szuka furtek i obejść, żeby świat nie uznał, że jest bankrutem. Choć rosyjskie obligacje kupuje się dziś po 20-30% ich „prawdziwej” wartości.
W tej sytuacji dochody ze sprzedaży surowców do Europy to być albo nie być dla Rosji. W zeszłym roku Europa zapłaciła Rosji za ropę, węgiel i gaz 140 mld dolarów. Teraz zapowiedziała, że w ciągu pół roku chce całkiem zrezygnować z zakupów ropy naftowej z Rosji. Nawet jeśli plan uda się zrealizować tylko częściowo, będzie to masakra dla rosyjskiej gospodarki, bo właśnie ropa naftowa, a nie gaz, stanowi główny towar eksportowy Rosji.
Czytaj też: Rosyjscy oligarchowie stracili dostęp do majątku wartego 100 mld dolarów
Gazprom listy pisze, bo… chce drożej sprzedawać
Co więcej, w tym pakiecie sankcji – na razie ogłoszonym, ale jeszcze nieprzegłosowanym – jest też „drobny druczek”. Nie będzie można nie tylko kupować, ale i transportować rosyjskiej ropy „przez jakiekolwiek statki zarejestrowane pod banderą państwa członkowskiego”. Nie będzie można ubezpieczać takich transportów. To może uniemożliwić sprzedaż rosyjskiej ropy nawet do Azji.
Niektórzy analitycy rynku ropy uważają, że wpływ zakazu handlu rosyjską ropą na gospodarkę Unii nie będzie katastrofalny. Na przeciętne europejskie gospodarstwo domowe wyniesie ok. 100 euro rocznie. A dla Rosji? Auć:
Zapraszam do poczytania: Analiza Eliny Ribakovej (Uniwersytet Princeton) o sankcjach na Rosję
Putinowi zostaje tylko gaz, z którego Europa nie może szybko zrezygnować. Ale Putin też nie może zakręcić kurka, bo nie ma gazociągów, które by przetransportowały gaz z Uralu do Azji. Nawet gdyby je zbudował, to cena, po której może sprzedawać gaz do Azji, jest kilka razy niższa niż cena sprzedaży do Europy.
Gdyby nie europejskie zakupy surowców wojna być może właśnie by się kończyła czymś w rodzaju kapitulacji Rosji (choć mało prawdopodobne, że oficjalnej, bo w grze jest przecież broń atomowa). 50 mld dolarów wykorzystanych rezerw walutowych (i zablokowana reszta), spadająca produkcja, zerwane łańcuchy dostaw, niespłacane długi firm, szalejąca inflacja (oficjalnie bank centralny prognozuje, że w 2023 r. nie powinna przekroczyć 23%, ale nikt w to nie wierzy). Mogło być lepiej, ale Rosja i tak jest na kolanach.
Kłopot polega na tym, że czas to pieniądz. Rosjanie będą próbowali zamienić jedne rynki zbytu innymi i w jakiejś części im się to uda. Ale potrzeba na to czasu – kwartałów albo lat. Na razie odcina własnych obywateli od „prawdziwych” pieniędzy i wszystkie waluty, które dostaje, ładuje w dolarowe wynagrodzenia dla najemników wysyłanych na wojnę i na koszty samej wojny: produkcję i zakup broni, sprzętu, amunicji.
Według różnych szacunków dzienny koszt takiej wojny, jaką prowadzi Rosja, to 1-4 mld dolarów. Cały budżet państwa rosyjskiego to równowartość 200 mld dolarów. Pensje nauczycielom czy lekarzom można płacić w rublach o sztucznie utrzymywanej wartości (zresztą właśnie po to jest on trzymany pod respiratorem). Ale produkcja oraz zakupy broni i amunicji i pensje żołdaków to twardy koszt w twardej walucie. Którą Rosjanie mają głównie dzięki Europie (ewentualnie mogliby mieć, gdyby sprzedali złoto za jakieś 180 mld dolarów – i znaleźliby chętnego, który by od nich odkupił).
Czy Rosja będzie jak Korea Północna?
Cały eksport Rosji wart jest 450 mld dolarów rocznie. Z tego Chiny stanowią 60-80 mld dolarów, Turcja – 20 mld dolarów, inne przyjazne Rosji państwa (Indie, Izrael…) – pewnie z 40 mld dolarów. Z całej reszty (300 mld dolarów) połowa to paliwa wysyłane do Europy, a druga połowa – towary konsumpcyjne i inwestycyjne wysyłane w dużej części do Europy.
I tę drugą połowę już Rosji w dużej części odcięliśmy, zaś pierwszą – planujemy odciąć. Trzeba to zrobić w miarę szybko i możliwie jak najskuteczniej. Wtedy „uwalimy” jedną trzecią rosyjskiego państwowego budżetu i już naprawdę Putin nie będzie miał z czego finansować zakupu broni, ani nie będzie w stanie utrzymywać kursu rubla. Resztę załatwi hiperinflacja i głód.
Rosja może oczywiście żyć bez importu oraz bez eksportu – istnieją państwa w bardzo dużym stopniu samowystarczalne. Iran przeżył dziesiątki lat pomimo sankcji. Korea Północna też jeszcze się nie rozpadła. Na niskim poziomie da się przetrwać, zwłaszcza mając własne surowce. Ale bez wymiany handlowej i dostępu do walut obcych oraz do technologii nie da się zbudować potencjału militarnego, który komukolwiek zagrozi. Ani nawet utrzymać w sprawności tego, który się ma.
Czytaj też: Koniec z półśrodkami, czas na całkowite embargo na Rosję!
——————-
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”! Co potrafi bankowa sztuczna inteligencja?
Jak sztuczna inteligencja zmieni usługi bankowe i co będzie miał z tego klient? Jak pandemia wpłynęła na usługi wykorzystujące sztuczną inteligencję? Jak bardzo inteligentny może być czatbot i ile spraw klientowskich może załatwić? I jak to wpływa na „obłożenie” pracą żywych konsultantów? Ile pieniędzy inwestują największe polskie banki w rozwój usług wykorzystujących sztuczną inteligencję? Czy połączenie big data i sztucznej inteligencji jest możliwe? Czy po bankowości elektronicznej oraz mobilnej nadchodzi era bankowości głosowej? Naszym gościem w kolejnym odcinku „Finansowych sensacji tygodnia” jest Mariusz Piturecki, który w Alior Banku odpowiada za usługi wykorzystujące sztuczną inteligencję. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem oraz w Spofify, Google Podcast, Apple Podcast i na pięciu innych platformach podcastowych!
——————-
Posłuchaj podcastu „Nowocześni Mobilni”! Naszym gościem jest Magdalena Kaca z Volkswagen Financial Services
Ekipa „Subiektywnie o Finansach” zaprasza do wysłuchania pierwszego podcastu z cyklu „Nowocześni Mobilni”. Maciej Samcik rozmawia z Magdaleną Kacą, która w Volkswagen Financial Services zajmuje się m.in. tworzeniem nowych produktów oraz analizą danych. A tematem naszego spotkania są ubezpieczenia samochodowe oparte na stylu jeżdżenia, telemetria oraz aplikacje samochodowe, które ułatwiają życie kierowcom. Co jest do ugrania, gdy pozwolimy śledzić nasz styl jazdy? Czy to bezpieczne? Co dzieje się z informacjami, które pozyskuje na nasze temat aplikacja? Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem! Podcast jest dostępny również na popularnych platformach podcastowych – Spotify, Google Podcast, Apple Podcast i kilku innych.
zdjęcie: Pererabotka, Gazprom