W marcu na rachunkach bankowych klientów indywidualnych leżał bilion i 33 mld zł. To o prawie o 17 mld zł mniej niż w lutym. Od 1996 r., a więc od początku mierzenia przez NBP wartości depozytów, nie obserwowaliśmy tak dużego ich odpływu z banków. Co się stało z tą furą pieniędzy? Lokujemy je w nieruchomości, obligacje, fundusze? A może po prostu wydajemy w sklepach, żeby zalepić dziury w domowych budżetach wynikające z wysokiej inflacji? Co oznacza rekordowy odpływ depozytów z banków? I czy to może być dobra wiadomość?
Odpływ pieniędzy z rachunków bankowych nie jest czymś niezwykłym. Bywają miesiące, kiedy ich wartość spada względem poprzedniego miesiąca. Ale generalnie od ponad dwóch dekad trend jest wzrostowy. Narodowy Bank Polski monitoruje wartość depozytów od grudnia 1996 r. Mamy więc dane za 304 miesiące. Z tego tylko w przypadku 56 miesięcy obserwowaliśmy odpływ pieniędzy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Najdłużej trwający cykl odpływu depozytów miał miejsce w 2003 r. Wówczas odpływ trwał siedem miesięcy z rzędu. W 2002 r. było sześć takich miesięcy, a w 2004 r – pięć. W 2007 r. wartość depozytów topniała przez trzy miesiące z rzędu. Trzymiesięczny odpływ obserwujemy też obecnie. W styczniu depozyty stopniały o ok. 3 mld zł. W lutym wartość oszczędności gospodarstw domowych stopniała o kolejne 7 mld zł. To jeszcze za krótko, by nazwać to zjawisko trendem.
Ale bank centralny podał właśnie najświeższe dane za marzec. I tym razem oszczędności się kurczyły. Ale nie to jest najciekawsze. W marcu 2021 r. odpływ oszczędności był największy w historii pomiarów, a więc od grudnia 1996 r. Na koniec lutego na kontach osobistych, oszczędnościowych, w depozytach walutowych i na lokatach terminowych było 1033 mld zł, w marcu o 17 mld zł mniej.
Do tej pory rekordowy był pod tym względem był… luty 2022 r. W jednym trzymiesięcznym cyklu odpływu oszczędności skumulowały się aż dwa miesięczne rekordy. A od początku roku zabraliśmy z banków aż 27 mld zł. No właśnie, ale czy na pewno je zabraliśmy?
Rekordowy odpływ depozytów z banków. Gdzie są te pieniądze?
Zerknijmy na strukturę tego odpływu. Bank centralny podaje wartość depozytów z podziałem na rachunki bieżące (konta osobiste i oszczędnościowe) oraz lokaty terminowe. W marcu z 880 mld do 861 mld zł – a więc o 19 mld zł – stopniały środki na rachunkach bieżących. Część tych pieniędzy nie opuściła banków. Przerzuciliśmy je zapewne z nieoprocentowanych ROR-ów na coraz lepiej oprocentowane lokaty terminowe. Ich stan powiększył w ciągu miesiąca o 2,3 mld zł.
Nie zmienia to faktu, że mamy rekordowy odpływ depozytów. Polacy wyciągają pieniądze z banków. W tym artykule „główkowałem”, co mogło stać się z tymi pieniędzmi po styczniowej i lutowej wypłacie z banków. Pewien trop prowadził do obligacji skarbowych. Z początkiem roku Ministerstwo Finansów podniosło oprocentowanie papierów dłużnych dla klientów indywidualnych.
I na efekty nie trzeba było długo czekać. W lutym Polacy kupili obligacje skarbowe za 5,4 mld zł. To drugi po kwietniu 2020 r. (5,42 mld zł) rekordowy wynik w historii. Ale już w marcu sprzedaż obligacji nieco siadła. Resort finansów sprzedał je za 3,2 mld zł.
Oszczędności idą w nieruchomości?
A może pieniądze poszły na rynek nieruchomości? Marzec był pod tym względem specyficzny, bo był ostatnim miesiącem przed wejściem w życie nowych zasad udzielania kredytów. Chodzi o wytyczne KNF dotyczące badania zdolności kredytowej, które wielu osobom mogą obniżyć zdolność kredytową. Kto planował zaciągnąć kredyt, zapewne się pospieszył.
Oszczędności w bankach mogły więc być uszczuplone o wymagany wkład własny. Biuro Informacji Kredytowej podało właśnie, że w marcu banki udzieliły kredytów hipotecznych o wartości 6,2 mld zł. Nawet jeśli przyjąć, że każdy kredytobiorca miał 50% wkładu własnego (wymagane jest co najmniej 20%), to mówimy tu o 6 mld zł. Ale nawet jeśli dodamy do tego zakup obligacji (3 mld zł), nadal dalecy jesteśmy od 17 mld zł, które w marcu wypłynęły z banków.
Chyba że Polacy zaczęli kupować mieszkania nie oglądając się na coraz droższy i coraz trudniej dostępny kredyt i wykładają gotówkę. Dom Development, największy deweloper w Polsce, podał, że w ostatnim kwartale zakup mieszkań za gotówkę stanowił blisko 60% sprzedaży.
Z danych NBP wynika, że zakup nieruchomości na kredyt w celu inwestycyjnym – nawet jeśli się ten kredyt dostanie – nie pozwala na zbyt duży zarobek. Choć ostatnio ceny nieruchomości rosły tak szybko, że bardziej opłacało się mieć nieruchomość niż iść do pracy (trochę nadinterpretuję, ale tylko trochę).
Raczej nie przesuwamy pieniędzy do funduszy inwestycyjnych. Naturalnym „przedłużeniem” rynku depozytów są fundusze obligacji, ale one ostatnio notują potężne odpływy oszczędności (to efekt kiepskich wyników – fundusze muszą wyceniać obligacje po aktualnej wartości rynkowej, nawet jeśli później dostaną wysokie odsetki, a klienci są niecierpliwi i uciekają widząc bieżące spadki).
Inflacja sprawia, że likwidujemy oszczędności i je… wydajemy?
Odpływ pieniędzy z banków można próbować wyjaśnić też rosnącą inflacją. Ceny w ciągu roku wzrosły już średnio o 11%. Pisząc obrazowo, dziś za te same pieniądze możemy kupić o jedną dziesiątą mniej towarów i usług. A jeśli chcemy zachować ten sam standard życia, musimy wydawać więcej. To właśnie inflacja może podskubywać nasze oszczędności.
Krótko pisząc: pieniądze wyjmowane z banków mogły być po prostu wydawane na większe wydatki w sklepach i na podtrzymanie standardu życia. Oznaczałoby to, że przejadamy nasze oszczędności po to, żeby się nie dać pokonać inflacji. Jeśli ta hipoteza jest prawdziwa, to byłby to gorszy dla nas scenariusz, niż hipoteza mówiąca, że przenosimy pieniądze z banków żeby gdzieś je zainwestować.
Może pieniądze szły na spłaty coraz wyższych rat kredytów? Ta hipoteza też nie jest całkiem od czapy, ale w skali miesiąca raczej nie poszły na cen cel aż tak duże pieniądze jak 17 mld zł. Zadłużenie Polaków w bankach pod hipotekę to 500 mld zł. Każdy dodatkowy punkt procentowy odsetek do zapłacenia od tego długu to 5 mld zł, ale w skali roku.
Czy rekordowy odpływ depozytów może być dobrą wiadomością?
Jedną z przyczyn zmniejszenia się wartości naszych oszczędności mogłoby być umocnienie się złotego. Mniej więcej 100 mld zł trzymamy w bankach w walutach obcych (ostatnio ta wartość rosła, bo się niepokoiliśmy o naszą przyszłość), sporo pieniędzy zamieniliśmy na dolary i euro w gotówce, niestety zwykle w panice, więc po kiepskim kursie.
Gdyby w marcu złoty mocno zyskał na wartości, oszczędności walutowe przeliczone na naszą walutę straciłyby na wartości (20 mld euro po 5 zł to 100 mld zł, a te same 20 mld euro po 4 zł to już tylko 80 mld zł). Ale w marcu kursy walut radykalnie się nie zmieniły. Euro potaniało z 4,7 zł do 4,65 zł, a dolar – zaczął i skończył miesiąc w okolicach 4,2 zł.
Czytaj więcej o tym które waluty są cenne: Im słabszy złoty, tym bardziej Polaka ciągnie do walut. Które kupować? (subiektywnieofinansach.pl)
Natomiast z faktu, że stan depozytów w bankach się kurczy, można się cieszyć. Niedawno pisałem o innym rekordzie, a mianowicie o największej w historii różnicy między wskaźnikiem WIBOR, od którego zależy cena kredytów, a oprocentowaniem depozytów. W marcu ta różnica grubo przekroczyła 4 pkt proc.
Banki nie są skore płacić uczciwie za depozyty, bo nie mają takiej potrzeby. Proporcja kredytów do depozytów na rynku wynosi ok. 75%, a więc banki mają solidny bufor nadpłynności. Kiedy baza depozytowa zacznie istotnie topnieć, bankowcy przypomną sobie, że jest ktoś taki jak klient depozytowy i może zaczną go uczciwie wynagradzać. Są nawet pomysły, by odpływ pieniędzy z banku wywołać niejako sztucznie, poprzez emitowanie „obligacji antydrożyźnianych”.
Źródło zdjęcia: Pixabay