Kolejny tekst z cyklu „Poradnik początkującego inwestora” – czyli akcji, którą prowadzę wspólnie z Albertem Rokickim, autorem bloga Longterm.pl – poświęcam pierwszym krokom w inwestowaniu pieniędzy w akcje spółek. Na pierwszy rzut oka sformułowanie „początkujący inwestor” radykalnie kłóci się z „inwestowaniem pieniędzy w akcje spółek”. Jednak ten zgrzyt nie zawsze jest uzasadniony.
Rzecz w tym, że nawet inwestor-amator, nie mający doświadczenia z lokowaniem oszczędności poza bankiem, może sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, jak zakup akcji jako długoterminowej inwestycji. Może, o ile spełni kilka niezbyt trudnych warunków. Podstawowy to oczywiście posiadanie poduszki finansowej, która zabezpiecza przed konsekwencjami ewentualnych życiowych turbulencji.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Dlaczego nie warto trzymać pieniędzy wyłącznie w banku? Jeden, miażdżący argument
Jeśli w bezpiecznym miejscu – w banku, obligacjach rządowych lub w skarbcu – mamy pieniądze stanowiące 6-krotność miesięcznych dochodów, to możemy myśleć o rozszerzeniu portfolio instrumentów mających dać nam w przyszłości zamożność o obligacje firm, fundusze inwestycyjne, plany systematycznego oszczędzania oraz właśnie o akcje giełdowych spółek.
Oczywiście: nie pchamy się ze wszystkimi nowymi oszczędnościami na rynek kapitałowy jak ćma do ognia. Część z nich w dalszym ciągu powinna trafiać w bezpieczne miejsce, np. na konto oszczędnościowe w banku. Ale część – np. 20% każdej porcji nowych pieniędzy, które przeznaczamy na długoterminowe budowanie zamożności – możemy skierować na rynek kapitałowy.
Czytaj też: Pięć mitów o inwestowaniu oszczędności
Czytaj też: Cztery myśli początkującego ciułacza. Jak się z nimi zmierzyć? Oswajamy inwestowanie!
Jak sprawić, by oszczędzanie przestało być bezpłciowe?
O funduszach inwestycyjnych, obligacjach korporacyjnych, planach oszczędzania oferowanych przez firmy ubezpieczeniowe opowiem w kolejnych odcinkach. Dziś dwa słowa o tym jak zabrać się za dorzucanie do portfela długoterminowych inwestycji akcji spółek. Dlaczego zaczynam akurat od tego elementu? Bo, wbrew pozorom, to może być dobry pomysł na to, by inwestowanie pieniędzy uczynić czymś fajnym, co przynosi satysfakcję i inspiruje.
Powód? Inwestowanie w akcje to nic innego, jak stawanie się współwłaścicielem przedsiębiorstw. Jeśli mam akcję spółki, to innymi słowy jestem posiadaczem cegiełki jej wartości. Będąc klientem danej firmy, kupując jej towary, nie tylko nabijam jej kiesę, ale też swoją. Bo im większe zyski firmy, tym wyższa – przynajmniej w dłuższej perspektywie – wartość jej akcji. I tym większa może być coroczna dywidenda, czyli część zysku firmy, która zostaje przeznaczona dla udziałowców.
Dlaczego w ogóle rozważać taką formę lokowania kawałka swoich oszczędności?
Posiadanie w portfelu długoterminowych inwestycji akcji spółek powoduje, że inwestowanie pieniędzy przestaje być czymś abstrakcyjnym, bezdusznym. „Mam lokaty w trzech bankach” nie brzmi tak dobrze, jak „jestem współwłaścicielem firmy, której wartość w ciągu ostatnich kilku ostatnich lat urosła o 25%”.
Odkąd wśród moich inwestycji pojawiły się akcje spółek, inwestowanie stało się jakby bardziej kolorowe. I czasem wydaje mi się, że gromadzę oszczędności z większą ochotą, skoro ich część nie idzie na coś tak bezpłciowego, jak lokata w banku, ale też na kawałki własności przedsiębiorstw, które żyją, rozwijają się, zatrudniają ludzi, zarabiają pieniądze… Mogę odwiedzić „moją” firmę i sprawdzić jak jej idzie. Albo pójść do sklepu z jej produktami i sprawdzić jak pracują sprzedawcy. Mogę też spróbować być jak Stefan Karwowski, który poszedł do prezesa spółki UniFarb, której był akcjonariuszem i go ochrzanił :-).
Czytaj też: Śpię spokojnie i wykręcam trzy razy wyższe zyski, niż na bankowej lokacie. Jak to robię?
Inwestuj w to, co lubisz i czego używasz. Będzie fun!
Jak ja zabierałem się za lokowanie pieniędzy w akcjach giełdowych spółek? Cóż, po prostu zrobiłem krótką listę firm, z których usług korzystam, które dobrze znam i cenię oraz takich, które budzą moje pozytywne emocje. A potem sprawdziłem które z nich są spółkami publicznymi, a więc czy każdy może stać się ich współwłaścicielem.
I tu dochodzimy do drugiego – po poduszce finansowej – warunku, który warto spełnić biorąc się za dorzucanie do portfela inwestycji udziałów w spółkach. Lokujemy swoje oszczędności tylko w tych spółkach, które dobrze znamy i cenimy. Inwestowanie powinno być pasją, a nie przykrością. Dowiadywanie się jak funkcjonuje firma, jakie przynosi zyski i skąd one się biorą, jakie ma plany i kto nią zarządza – to wszystko nie powinno boleć, tylko być czymś naturalnym, do czego skłania nas ciekawość.
Swego czasu byłem współudziałowcem firmy meblowej Swarzędz. Stało się to niedługo po tym jak moi rodzice – byłem wtedy jeszcze młodym, dobrze zapowiadającym się chłopakiem ;-)) – kupili do mieszkania meble tej firmy. Mieszkałem wtedy w Poznaniu, więc nie bez znaczenia był też lokalny patriotyzm. Zacząłem się zastanawiać: jak to jest, że ten Swarzędz jest kultową marką meblową? Gdzie sprzedaje te meble? Jak na nich zarabia? Całkiem dużo się dowiedziałem o branży meblowej w Polsce i choć akcji Swarzędza już nie ma na giełdzie, to wspominam je jako bardzo udaną inwestycję.
Czytaj: Cztery kroki, które musisz zrobić, żeby znaleźć się na autostradzie do inwestowania swoich pieniędzy
Czytaj na stronie Longterm.pl: 10 lektur obowiązkowych dla każdego początkującego inwestora. Autostrada do zysków
Inwestuj systematycznie. Im taniej, tym więcej
Kupuję to co lubię i to, czego sam używam. Ale – choć na warszawskiej giełdzie lokuję część oszczędności od ponad 20 lat – nie czuję się zawodowym inwestorem. Nie śledzę z wypiekami na twarzy wykresów indeksów i nie sprawdzam codziennie czy aby cały czas jest hossa. Pieniądze zarabiam w inny sposób, niż na inwestowaniu w akcje, więc nie chcę poświęcać giełdzie zbyt wiele czasu. Nie muszę, gdyż – i to jest trzeci warunek lokowania oszczędności na parkiecie – inwestuję systematycznie.
Co to oznacza? Raz na kwartał kupuję akcje za pewną, z góry określoną kwotę. W moim przypadku ta kwota to część z tej „ćwiartki” moich oszczędności, którą przeznaczam na inwestycje na rynku kapitałowym. Skąd ta zasada? To proste: z chęci uśredniania wartości moich zakupów. Skoro nie wiem czy obecny kurs akcji mojej spółki jest wysoki czy niski (bo nie śledzę na bieżąco koniunktury na giełdzie), to kupując na raty likwiduję ryzyko, że kupię w niewłaściwym momencie.
Zapraszam do odtworzenia webinarium pt. „Jak zabrać się do inwestowania?”
W czasie hossy, gdy ceny są wysokie, moja stała kwota wystarczy na zakup niewielu akcji. W czasie bessy, gdy są niskie – na zakup większej liczby akcji. Średnia cena zakupu jest gdzieś pomiędzy hossą i bessą. Mam więc prosty sposób na to, by efektywnie inwestować na rynku kapitałowym. Dzięki temu, że kupuję to co lubię i z czego korzystam, nie muszę się obawiać, że nie zauważę momentu, w którym trzeba się wycofać z inwestycji. Puste sklepy i niezadowoleni pracownicy to sygnał, który znacznie wcześniej powie mi, że czas uciekać, niż sprawozdania finansowe spółek. Zaś dzięki temu, że kupuję systematycznie – kupuję względnie tanio.
Ten sposób inwestowania zabezpiecza przed inflacją lepiej, niż bank
Pośrednie (z pomocą funduszy inwestycyjnych) lub bezpośrednie (z pomocą biura maklerskiego) posiadanie akcji, czyli „kawałków” przedsiębiorstw to zupełnie inny sposób lokowania, niż depozyt bankowy. Zakładając lokatę pożyczam bankowi pieniądze i umawiam się na stały procent, a bank tymi pieniędzmi obraca i na nich zarabia. Lokując pieniądze w akcje firmy staję się jej współwłaścicielem. Nie mam gwarancji stałego zysku (ani w ogóle jakiegokolwiek), ale jeśli firma jest dobrze zarządzana, to jej wartość powinna rosnąć.
Mając „kawałek” firmy zabezpieczam pieniądze przed inflacją, bo on zawsze będzie miał realną wartość, podczas gdy papierowe banknoty – niekoniecznie. Choć z drugiej strony wystawiam się na inne ryzyko – zmiany wyceny rynkowej tego mojego kawałka firmy (czyli możliwość, że ceny jej akcji mocno spadną). Jak duże? To zależy od czasu, na jaki inwestuję pieniądze.
W krótkim czasie cenami akcji rządzą emocje i inwestorzy-spekulanci. W długiej perspektywie dobra spółka prawie zawsze będzie zyskiwała na wartości. Gdybym w dniu swoich narodzin zainwestował jednego dolara w akcje McDonald’sa, to dziś miałbym 127 dolarów, bo przez ostatnich 40 lat ta firma ładnie się rozwinęła. Na polskiej giełdzie też są takie przykłady. W ciągu 20 lat z 10.000 zł można było wycisnąć milion. Wystarczyło tylko mieć dobrą intuicję i uwierzyć we właściwe przedsiębiorstwo.
Ale uwaga: nie inwestujemy w ten sposób wszystkich pieniędzy. Jeśli mamy ich mało, to nie wychylamy nosa z banku (dopiero przy wartości oszczędności powyżej 30.000-40.000 zł można w ogóle myśleć o czymkolwiek innym, niż bank). Jeśli nie mamy jeszcze setek tysięcy, to na rynek kapitałowy kierujemy relatywnie niewielką część – np. 10-20%.
Czy kupowanie akcji jest trudne?
Czy kupowanie akcji jest trudne? Wymaga jakichś szczególnych umiejętności? Przeszkolenia? Kiedyś może tak było, bo systemy informatyczne biur maklerskich były potwornie „drewniane” i nieprzyjazne dla użytkownika. Teraz przypominają systemy informatyczne banków. Wchodzicie na stronę internetową biura maklerskiego, wybieracie trzyliterowy symbol spółki, liczbę akcji, które chcecie kupić (można nawet jedną akcję) oraz limit ceny.
Możecie też wpisać zlecenie PKC (po każdej cenie) albo PCR (po cenie rynkowej). Oba oznaczają, że kupicie akcje po cenie, jaka obecnie jest na giełdzie. Rodzajów zleceń jest więcej, ale jako początkujący nie musicie ich znać. Aha, wcześniej trzeba jeszcze przelać pieniądze na rachunek maklerski (zwykłym przelewem bankowym). Po kilkudziesięciu godzinach na rachunku papierów wartościowych (konto maklerskie składa się z dwóch „subkont” – pieniężnego i papierów wartościowych) pojawią się akcje.
Nie ma w tym żadnej głębszej filozofii, nie jest też potrzebny żaden szczególny poziom inteligencji. Więcej o technicznych aspektach kupowania akcji pisze w swoim tekście Longterm.pl
Tekst jest częścią cyklu „Poradnik początkującego inwestora”, którego partnerem jest giełdowa spółka GetBack
zdjęcie tytułowe: Agencja Gazeta