Zaskakujące deklaracja premiera w sprawie bubla, którym okazał się „Polski Ład”. Mateusz Morawiecki de facto „zawiesił” własną reformę. Ogłosił bowiem, że każdy, kto w tym roku średnio – w skali miesiąca – zarobi do 12 800 zł brutto, będzie mógł zapłacić podatek taki jak w… 2021 r. Wystarczy, że dojdzie do wniosku, że w 2022 r. naliczono mu wyższe podatki niż rok wcześniej. Prześwietlam zmiany w „Polskim Ładzie”, czyli podatkowe podróże w czasie
„Polski Ład” od początku stycznia jest pod ogniem krytyki. Pierwotne założenia były szlachetne – zlikwidować opodatkowanie najniższych pensji (poprzez wyższą kwotę wolną od podatku), zlikwidować regresję podatkową (czyli sytuację, gdy od 40 000 zł miesięcznego dochodu procentowo płaci się mniejszy podatek niż od 4000 zł) i zlikwidować opłacalność „fikcyjnej” działalności gospodarczej (gdy człowiek wylatuje z etatu tylko po to, by on i pracodawca zaoszczędzili na składce zdrowotnej i podatku dochodowym).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: „Polski Ład” miejscami może się podobać. Ale nie rozumiem Rafała Wosia, któremu się podoba w całości
Niestety, rząd schrzanił robotę. Progresja podatkowa okazała się „nieciągła” (raz większa, raz mniejsza), przy wyższych dochodach wciąż bardziej opłaca się działalność gospodarcza niż etat, zaś 9% „nieodliczalnej” składki zdrowotnej uderzyło w tych, którzy z jakichś przyczyn nie mogą w pełni korzystać z ulgi dla klasy średniej (bo np. łączą etat z umową-zlecenia czy o dzieło).
W dodatku okazało się, że o ile „podwyżkowa” część systemu („nieodliczalna” składka zdrowotna) zadziałała perfekcyjnie, to część „rabatów” – niekoniecznie. Np. jak ktoś nie złożył oświadczenia PIT-2, to pracodawca nie doliczył mu do wypłaty 425 zł kwoty wolnej od podatku. A z kolei ulga dla klasy średniej okazała się dla wielu podatników pułapką (gdy dwóch pracodawców ją nalicza, a tylko u jednego się ona „należy”).
Czytaj też: Reforma podatkowa to tylko żałosna namiastka. Jak powinna wyglądać? (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też: Podatkowy „Polski Ład” w wersji deluxe: czy po poprawkach ma już sens? (subiektywnieofinansach.pl)
Ważne zmiany w „Polskim Ładzie”! By żyło się lepiej – prawie wszystkim
Rząd w panice zaczął poprawiać braki i np. zlikwidował zasadę, że PIT-2 można złożyć tylko raz w roku, przed wzięciem pierwszej wypłaty. Zaczął też wyjaśniać niejasności dotyczące naliczania ulgi dla klasy średniej. W piątek premier ogłosił kolejne poprawki dokonywane „w locie”. Trzy zmiany w „Polskim Ładzie” są najważniejsze:
>>> ulga dla klasy średniej będzie się należała nie tylko etatowcom, ale też emerytom, rencistom, pracującym na umowach-zleceniach oraz na umowach o dzieło;
>>> uwzględnienie przy naliczaniu zaliczek na podatek PIT specyficznej sytuacji niektórych zawodów, np. nauczycieli akademickich, którzy mają wyższe od pozostałych koszty uzyskania przychodu (prawdopodobnie w przypadku wyższych kosztów uzyskania przychodów zmienią się też limity ulgi dla klasy średniej);
>>> będzie można dostać zwrot „niewykorzystanej” ulgi podatkowej dla rodziców samotnie wychowujących dzieci (wynosi 1500 zł, ale nie każdy z niej w pełni skorzysta, podczas gdy składka zdrowotna jest naliczana bez żadnych wyjątków);
Zwłaszcza pierwsza sprawa jest ważna – wygląda na to, że rząd „zalepi” ważną lukę w „Polskim Ładzie” – tę, która uderza po kieszeni dorabiających na umowach o dzieło i zleceniach, żeby mogli związać koniec z końcem. Obecnie od części dochodów odprowadzają wyższe podatko-składki niż do tej pory (podatko-składkę mają o 9% wyższą, a z ulgi dla klasy średniej nie korzystają).
Zmiany w „Polskim Ładzie” są konieczne, bo autorzy „reformy” nie wzięli pod uwagę faktu, że ludzie w Polsce często mają kilka źródeł dochodów i dorabiają, żeby przeżyć od pierwszego do pierwszego. W ministerstwach i rządzie zorientowano się, że tak jest, dopiero po starcie „Polskiego Ładu”. I wreszcie premier zapowiedział domknięcie luki.
To oczywiście nie oznacza, że „Polski Ład” będzie teraz bez wad. W dalszym ciągu w mocy pozostają inne problemy z nim związane:
>>> „Polski Ład” a zdolność kredytowa. Nie daj się złapać w tę pułapkę! (subiektywnieofinansach.pl)
Premier… zawiesił „Polski Ład”! Ale to będzie zawieszenie na żądanie
Ale największą sensacją jest to, że premier Morawiecki ogłosił w piątek – przy okazji wyżej omówionej zmiany w „Polskim Ładzie” – że de facto „zawiesza” nowy program podatkowy dla dużej części podatników!
„Jeśli ktoś średnio w miesiącu zarabia do 12 800 zł i zauważy różnicę w poziomie swojego opodatkowania w stosunku do poprzedniego roku, to zezwolimy na możliwość rozliczenia podatków tak jak w 2021 r. Będzie to dotyczyło każdego, u kogo „podatkowy status” pogorszył się choćby o złotówkę w porównaniu z poprzednim rokiem”
– oświadczył premier. Co to w praktyce oznacza? Że duża część podatników przy rozliczeniu PIT-a za 2022 r. „Polski Ład” będzie mogła sobie… „zawiesić”. A więc powiedzieć, że ponieważ zaliczki na podatek okazały się w skali roku wyższe niż rok wcześniej – to urząd skarbowy ma zwrócić nadpłatę w porównaniu z 2021 r.
Premier Morawiecki z jednej strony dokonał spektakularnego „sepukku”, bo w zasadzie zlikwidował – dla części podatników – własną reformę już po 19 dniach od jej odpalenia, a z drugiej strony… rozbroił bombę, która wybuchłaby mu w rękach (albo jego następcy) wiosną 2023 r.
Wtedy bowiem duża liczba podatników, którzy na rządowych plakatach i w rządowych reklamach słyszeli, że „reforma jest dla nich korzystna albo neutralna”, zobaczyłaby w swoim sprawozdaniu wyższe podatki. Wystarczy odpalić dowolny kalkulator podatkowy, by przekonać się, że przy zarobkach powyżej średniej krajowej wynagrodzenie na rękę jest niższe niż rok temu. A podatko-składka – wyższa.
Nie każdy może podatkowo podróżować w czasie. Kogo nie dotyczą zmiany w „Polskim Ładzie”?
Mechanizm „zawieszenia” skutków reformy podatkowej, jeśli są negatywne, oznacza likwidację ryzyka, że pojawi się kilka milionów wkurzonych podatników tuż przed wyborami. Każdy, kto wskutek „Polskiego Ładu” płacił wyższe podatki, dostanie zwrot, jeśli tylko zażąda, żeby reforma go nie dotyczyła. Oczywiście są pułapki. Na pierwszy rzut oka widzę trzy:
>>> możliwość „zawieszenia” udziału w „Polskim Ładzie” na 2022 r. dotyczy tylko osób wypełniających PIT-37. A więc etatowców, a także osób, które pracują na umowy-zlecenie i umowy o dzieło. Nie dotyczy to przedsiębiorców, niezależnie od sposobu opodatkowania. Oni powrotu do przeszłości nie mają. Wyższy podatek zapłacą.
>>> możliwość „zawieszenia” udziału w „Polskim Ładzie” na 2022 r. dotyczy tylko osób, które średnio w skali miesiąca nie zarobiły więcej niż 12 800 zł brutto, czyli nieco ponad 8600 zł na rękę. I znowu będą nerwy, bo po pierwsze nie wiadomo, jak to będzie liczone (pewnie w skali roku, ale premier nie ujawnił), a po drugie każda premia od szefa będzie znów „na ryzyku”, że niechcący podatnik „wyjdzie” z korzystnego dla siebie mechanizmu. Jeśli zarobki (zapewne w skali roku) okażą się o złotówkę wyższe – nie będzie możliwy powrót do przeszłości.
>>> nie do końca wiadomo, jaki będzie mechanizm „powrotu do przeszłości”. Czy będzie on dotyczył danych porównywalnych czy „nominalnych”? Czy sami będziemy sobie musieli policzyć wysokość zapłaconego podatku według przepisów z 2022 r. oraz z 2021 r. (tym razem dla przychodów z 2022 r.) i dopiero porównanie tych dwóch kwot wykorzystać do podjęcia decyzji? Który przychód lub dochód będzie bazą do porównania – ten z 2021 r. czy ten z 2022 r.? A może będzie się liczył nominalny podatek za 2021 r. w porównaniu do nominalnego podatku za 2022 r.? To byłoby nielogiczne, bo jeśli w 2021 r. mniej zarabiałem (i dlatego mój pracodawca odprowadził niższy podatek), a w 2022 r. miałem wyższe dochody – dostałbym de facto dodatkową „kwotę wolną od podatku”.
Premier Mateusz Morawiecki nauczy nas podatków. Chociażby nie chciał
Poniekąd twórcy „Polskiego Ładu” przyznali się właśnie do tego, że wyprodukowali bubel prawny. Po raz pierwszy w historii Polski zdarzy się, że ludzie nie będą musieli stosować się do bieżących przepisów podatkowych tylko do zeszłorocznych. I po raz pierwszy w historii będziemy mieli dwa równoległe systemy podatkowe. Premier umożliwił wielu Polakom podróże w czasie w wersji limitowanej tylko rodzajem wypełnianego formularza podatkowego i wysokością dochodów.
Tak, jakby doskonale wiedział, że nie jest w stanie „ręcznie” załatać wszystkich dziur w wyprodukowanej przez siebie reformie. I zostawia furtkę każdemu z nas, żebyśmy zalepili błędy rządzących sami. W słynnej trylogii „Powrót do przyszłości” też główni bohaterowie podróżowali w czasie, nie bardzo ogarniając, co się wydarzy i na pełnym spontanie.
Jest jeszcze jeden aspekt pomysłu premiera. Może on zostać zakwestionowany w sądzie przez podatników nie mających prawa do „powrotu do przeszłości”. Nie jestem przekonany, czy ta nierówność wobec prawa – możliwość niestosowania schrzanionych przepisów tylko przez niektórych podatników – nie łamie konstytucji poprzez nierówne traktowanie obywateli.
Gdyby się okazało, że tak jest, to premier – zamiast rozbroić bombę, którą trzyma w rękach – włożyłby sobie do kieszeni jeszcze dodatkowo odbezpieczony granat. Ale są i dobre strony: każdy Polak jeszcze dokładniej wgłębi się w podatkowe meandry. Będzie musiał porównać podatek za 2022 r. (i jego składniki) z tym za 2021 r., przy okazji znaleźć różnice i dokładnie utrwalić sobie wysokość płaconej składki na rzecz państwa.
A jak sobie te kwoty już wyryje w mózgu, to może nawet zacznie się dziwić, że za te pieniądze nie dostaje ani porządnych szkół, ani nowoczesnej ochrony zdrowia, ani nowoczesnej sieci transportowej, ani innych rzeczy, które powinien dostać. I zacznie się zastanawiać: czy ci ludzie, którzy są u władzy, przypadkiem nie „rozpieprzają” naszej wspólnej kasy?
Nie jest to myśl, którą chciałby znaleźć w głowach wyborców jakikolwiek premier populistycznego rządu, którego celem jest uzależnienie jak największych rzesz wyborców od pomocy państwa – ale premierowi Morawieckiemu przez przypadek i zupełnie niechcący to się może udać! Panie Premierze, trzymam kciuki!
Czytaj też: Koszty utrzymania mieszkań ostro pójdą w górę. Ile odda nam rząd? Liczę! (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też: Finanse w 2022 r. Pięć rzeczy, które zdemolują nasze portfele (subiektywnieofinansach.pl)
———————
„Finansowe sensacje tygodnia”: Czy mieszkania potanieją? Kiedy przestaną drożeć kredyty hipoteczne?
Dziś w podkaście „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy z dr Adamem Czerniakiem z SGH i Polityka Insight. Oczywiście o nieruchomościach. Czy drożejące kredyty hipoteczne przygniotą Polaków? Dlaczego nie lubimy kredytów o stałym oprocentowaniu? Czy inwestycja w nieruchomości może ochronić przed inflacją? I czy są na to szanse w najbliższych latach? Czy nieruchomości mogą jeszcze podrożeć? Czy też należy się spodziewać ich spadku? Czy państwowa gwarancja wkładu własnego to dobry pomysł? Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem, jak również na Spotify, Apple Podcast, Google Podcast i na sześciu innych popularnych platformach podcastowych.