Kłopoty z dostawami nowych samochodów stały się nowym problemem Polaka. Czas od zamówienia do dostawy liczy się już – w przypadku niektórych modeli – nie w miesiącach, lecz w latach. To podbija ceny aut na rynku wtórnym. Ten sam model używanego samochodu ostatnio kosztuje nawet 1000-2000 zł więcej niż kilka miesięcy temu. A przecież jest starszy i ma wyższy przebieg. Auto – nawet mocno używane – zaczyna być cennym „aktywem”. Coraz częściej będziemy skłonni wydać pieniądze na dobrowolne ubezpieczenie autocasco, żeby nie tylko jechać spokojnie, ale i spać spokojnie
Gościem naszego podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” był niedawno Grzegorz Goluch, prezes PZU Pomoc. Rozmawialiśmy o sytuacji na rynku ubezpieczeń komunikacyjnych (rozmowę można odsłuchać w tym miejscu). Maciek Samcik zapytał gościa o trendy w ubezpieczeniach komunikacyjnych. Prezes Goluch podzielił się ciekawą, lecz niepokojącą, obserwacją.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wzrośnie popularność ubezpieczeń autocasco? Auto – nawet używane – jest dziś coraz cennym „aktywem”
Jego zdaniem jest kilka czynników, które mogą sprawić, iż w najbliższym czasie wzrośnie popyt na dobrowolne ubezpieczenia komunikacyjne takie jak autocasco. Jednym z nich jest ograniczona dostępność nowych samochodów oraz rosnące szybko ceny tych używanych, które stają się nie tylko narzędziem do poruszania się, ale wręcz… dobrą inwestycją.
„Branża motoryzacyjna w ostatnich kwartałach odnotowuje zmniejszoną podaż pojazdów przy ogromnym zainteresowaniu klientów nowymi samochodami. Niestety, tych samochodów nie ma. Coraz częściej słyszymy, że dostępność auta na zamówienie nie jest już kwestią miesięcy, a raczej lat, jeśli chodzi o czas oczekiwania. Widzimy, jak rosną wartości samochodów używanych, mimo że się starzeją”
– mówi Grzegorz Goluch. Zmniejszona podaż nowych pojazdów z jednej strony wpływa na ceny ubezpieczeń – bo składka za coś cenniejszego jest wyższa, a z drugiej wpływać będzie na ryzyko kradzieży samochodu. To z kolei sprawia, że zwiększa się zainteresowanie posiadaczy aut dobrowolnym ubezpieczeniem autocasco.
„Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że kradzież samochodu nie jest czymś, co bierzemy pod uwagę. Widziałem badanie, z którego wynika, że coraz mniej obawiamy się tego ryzyka. Wydaje mi się jednak, że jesteśmy w takim momencie, kiedy to ryzyko zacznie mieć coraz większe znaczenie. Myślę, że ubezpieczenie autocasco nie będzie postrzegane tylko jako ochrona na wypadek szkody, ale będzie też kupowane z myślą o ryzyku poważniejszym, a więc utraty pojazdu w razie jego kradzieży”
– powiedział Goluch. Dziś polisy autocasco kupuje niecałe 30% kierowców. Wydajemy na nie 10 mld zł rocznie w składkach. Głównie zwracamy uwagę na to, że dzięki takiej polisie za darmo zwiozą nam auto do warsztatu w razie awarii lub kolizji na drodze oraz dadzą na kilka, kilkanaście dni auto zastępcze. I pomogą w razie przebicia opony albo braku możliwości uruchomienia samochodu z powodu niskiej temperatury (przydatne zwłaszcza w zimie).
Firmy ubezpieczeniowe, widząc kiepskie zainteresowanie polisami autocasco, zaczęły nawet wprowadzać na rynek ich okrojone wersje, żeby kierowcy chcieli ubezpieczać samochody przynajmniej od niektórych ryzyk. Ale popularność autocasco rośnie bardzo powoli, być może ze względu na średni wiek auta w Polsce (kilkanaście lat) i jego średnią wartość.
Polisy autocasco nie są tanie i jeśli mówimy o samochodzie, który ma już swoje lata, to składki potrafią pożerać nawet ponad 20% jego wartości rocznie. Jeśli auto jest coraz cenniejsze, a kradzieże samochodów nie będą już tylko oglądane w filmach z lat 90., polisa autocasco może się mimo wszystko opłacić.
Kradzieże samochodów. Wzrost to przypadek czy efekt pandemii?
Do wielu skutków pandemii – w tym przypadku pozrywanych łańcuchów dostaw i braku komponentów do aut – być może będzie trzeba dopisać kolejny – zwiększone ryzyko kradzieży samochodów. To była plaga lat 90. ubiegłego wieku.
Mam na myśli nie tylko kradzieże samochodów, ale też części do nich. Złodzieje kradli koła, lusterka, włamywali się do środka, żeby ukraść radio. Jeszcze jako młody stażem kierowca pamiętam, że wysiadając z samochodu trzeba było zabrać ze sobą przynajmniej radiowy panel sterujący, choć niektórzy kierowcy wyciągali całe radio. Czymś normalnym było instalowanie specjalnej blokady na kierownicę.
Czy w statystykach można znaleźć dowody na potwierdzenie tezy o tym, ze kradzieże samochodów wracają i są coraz częstszym zjawiskiem? Dane gromadzone przez policję (a przynajmniej ogólnodostępne) obejmują wyłącznie pełne lata. Możemy więc niestety zajrzeć do danych za 2020 r. Dane za 2020 r. pokazują, że trend spadającej liczby kradzieży aut się odwrócił i, niestety, w liczba kradzieży wzrosła w 2020 r. w stosunku do roku poprzedniego.
W 1999 r. policja odnotowała ponad 71 543 przypadki kradzieży aut. 10 lat później odnotowano już tylko 17 272 kradzieże samochodów, a więc przestępczość „w tym segmencie” spadła czterokrotnie. W 2020 r. łupem złodziei padło 8 784 aut, o 112 więcej niż w 2019 r. Skala wzrostu nie jest może znacząca, ale obserwujemy pierwszy wzrost od lat.
Zresztą zerknijcie na poniższy wykres, na którym pokazałem nie tylko kradzieże samochodów w poszczególnych latach, ale też wykrywalność tych przestępstw. Ponad 20 lat temu policji udało się odnaleźć niespełna co dziesiąty skradziony samochód, obecnie odzyskuje się co piąty pojazd, choć trzeba pamiętać o tym, że 20 lat temu złodzieje kradli osiem razy więcej samochodów niż obecnie.
Czy jeśli problemy z podażą nowych samochodów przyczynią się do wzrostu kradzieży aut, co podejrzewa prezes PZU Pomoc, to zwiększy się liczba kierowców wykupujących dobrowolną polisę autocasco? Musimy oczywiście zaczekać z potwierdzeniem tej tezy na aktualne dane. Z informacji zebranych przez Polską Izbę Ubezpieczeń wynika, że w 2020 r. ubezpieczyciele podpisali 26,2 mln umów komunikacyjnego OC. Jeśli chodzi natomiast o dobrowolne autocasco, umów było niespełna 7,5 mln, a więc tylko co trzeci kierowca wykupił to ubezpieczenie. A to właśnie na autocasco ubezpieczyciele zarabiają, bo obowiązkowe OC jest polisą, do której wiele firm ubezpieczeniowych, może nie tyle że dopłaca, ale sprzedaje je „po kosztach”.
Liczba umów AC wolno, ale systematycznie rośnie. PIU podaje, że w drugim kwartale 2019 r. było blisko 6,9 mln umów, w 2020 r. (drugi kwartał) – 7,2 mln, a w 2021 r. 7,8 mln. Efekty deficytu samochodów na rynku i w tym kontekście wzrostu znaczenia ubezpieczeń zobaczymy dopiero w kolejnych statystykach.
Kradną na „bezczela”: tankują paliwo, odjeżdżają bez płacenia
Pozrywane łańcuchy dostaw w wyniku pandemii spowodowały perturbacje na rynku motoryzacyjnym. Ale skutkiem pandemii jest też inflacja, która w Polsce zbliża się do poziomu 7%. Towary drożeją, realnie biedniejemy, co zwykle jest pożywką dla wzrostu przestępczości.
Jak podaje GUS, w październiku 2021 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ubiegłego roku, gaz LPG zdrożał aż o 53%. Ta kategoria jest zresztą liderem cenowych wzrostów. Za benzynę płacimy o 31% więcej niż rok temu, a za olej napędowy 34,5% więcej.
Drożyzna na stacjach benzynowych skłania coraz więcej osób do tankowania „bez płacenia”. I nie chodzi tu o specjalne aplikacje, które pozwalają zapłacić za paliwo z pominięciem kasy. Chodzi po prostu o kradzież paliwa. W przeszłości byłem świadkiem, jak grupa młodych osób zaklejała tablicę rejestracyjną atrapą tablicy. Po co? Nie wiem, ale domyślam się, że chodziło o próbę kradzieży paliwa.
Zresztą jakiś czas temu padłem ofiarą takiej kradzieży. Sprzedałem samochód, ale okazało się, że nie zostało ono skutecznie wyrejestrowane z mojego „konta”. Autem jeździł ktoś w Niemczech. Raz zgłosiła się do mnie niemiecka policja w sprawie przekroczenia prędkości, drugi raz – z powodu kradzieży paliwa na stacji benzynowej.
Stacje benzynowe są dobrze monitorowane, ale pandemia sprawia, że łatwiej jest dziś ukraść paliwo bez konsekwencji. Obowiązek noszenia maseczek i fałszywa rejestracja ułatwiają bowiem złodziejom zadanie. Mówi o tym Tomasz Wojak, prezes Seris Konsalnet Holding, firmy z branży ochroniarskiej, cytowany przez serwis MondayNews.pl.
„Obecnie stacje paliw są miejscem bardzo dobrze monitorowanym, ale dla części osób kusząca jest możliwość dokonania przestępstwa czy wykroczenia z zasłoniętą twarzą. Jednak złodziej zostanie łatwo zidentyfikowany, chociażby po numerach rejestracyjnych, które będą nagrane przez kamery. To oczywiście jest możliwe przy założeniu, że tablice rejestracyjne nie są kradzione”.
Z kolei Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego szacuje, że tego typu przestępstw wraz z kradzieżami w sklepach na stacjach benzynowych notuje się ponad 100 000 rocznie (średnio 17 kradzieży rocznie na jedną stację). W dobie pandemii łatwiej złodziejom ukryć się przed kamerami, ale dodatkowym impulsem do kradzieży jest też to, że tego typu przestępstwa traktowane są zwykle jako wykroczenia (kradzież mienia o wartości do 500 zł). Serwis Money.pl przytoczył niedawno wypowiedź kierownika kilku stacji benzynowych na Dolnym Śląsku.
„Robią to na bezczela. Maseczka na twarzy, w końcu pandemia. Okulary, bo słońce w drodze przeszkadza. Kiedyś to przykręcali kradzione tablice albo zaklejali je fałszywymi numerami, teraz nawet tego się im nie chce. Jeśli nawet stacja ma monitoring, to na niewiele się zda. Kara i wykrywalność jest tak niska, że złodzieje się nie boją”.
Kradzieże samochodów? A w Żabce nawet masło podaje sprzedawca
Pandemia i wysokie ceny „prowokują” też do kradzieży w zwykłych sklepach. Z badania instytutu Crime&Tech oraz Checkpoint Systems wynika, że polscy sprzedawcy tracą corocznie towar o wartości ponad 270 mln euro (przy obecnym kursie euro to blisko 1,3 mld zł), głównie w wyniku kradzieży.
Nie udało mi się uzyskać komentarza sieci handlowych na temat tego, czy w ostatnich miesiącach, a więc gdy inflacja mocno przyspieszyła, liczba kradzieży wzrosła. Coś jest jednak na rzeczy. W sieci, a dokładnie na fejsbukowej stronie Halo.Radio, znalazłem zdjęcie nadesłane do redakcji przez słuchacza. Wynika z niego, że plagą stała się kradzież… masła. Chodzi o Żabkę, a więc sklep samoobsługowy. Okazuje się, że masło jest tu tak cennym i pilnowanym „aktywem”, że podaje je… sprzedawca. Skoro już mówimy o maśle, to GUS podaje, że w październiku „maślana inflacja” wyniosła „zaledwie” 7%.
Źródło zdjęcia: Pixabay