70 mln zł – na co najmniej taką kwotę oszacowałem tygodniowe straty Kościoła katolickiego z tytułu tzw. tacy. Mam tu na myśli sytuację, w której kościoły są zamknięte dla wiernych. Ale to i tak niewiele w porównaniu z przychodami, jakie Kościół katolicki uzyskuje z innych źródeł
Od niedawna mamy kolejny, umiarkowanie twardy lockdown, choć porównując go z tym sprzed roku, bardziej pasuje określenie „soft”. Mamy swobodę poruszania się, możemy iść do parku czy lasu. „Twardość” tego lockdownu polega na tym, że odwołane zostały stacjonarne zajęcia w szkołach, zamknięto żłobki i przedszkola, w sklepach, które mogą działać, obowiązuje limit klientów, nie działają salony piękności, siłownie i instytucje kultury. Zamrożona jest też gastronomia (ale ona akurat nawet w soft-lockdownie nie działała) i hotelarstwo.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dlatego kontrowersje wywołały „fory”, jakie rząd dał Kościołowi katolickiemu. Ale czy to w ogóle są „fory”? Kościoły mogą działać na podobnych zasadach, co np. sklepy spożywcze, a więc z limitem zagęszczenia: jedna osoba na 15 m. kw. powierzchni kościoła. Niektórzy jednak zwracają uwagę na to, że w kościołach mogą gromadzić się ludzie, a do fryzjera czy do kina iść nie możemy.
Hierarchowie Kościoła katolickiego podkreślają, że kościoły powinny być otwarte, bo nie można odebrać wiernym „strawy duchowej”, której nie da się zastąpić transmisjami nabożeństw w internecie. W tle są też zapewne wpływy z tzw. tacy. Ile pieniędzy Kościół katolicki mógłby stracić, gdyby kościoły zostały zamknięte? Pisząc o finansach Kościoła stąpamy po cienkim lodzie, bo ta instytucja nie lubi chwalić się swoim majątkiem i przychodami. Niewykluoczne, że sam Kościół nie wie do końca, jakimi pieniędzmi obraca, bo spora część przychodów jest nieewidencjonowana.
„95% Polaków to katolicy” – odkąd pamiętam Kościół katolicki posługuje się tym wskaźnikiem, choć chodzi tu po prostu o odsetek ludzi ochrzczonych. Z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że w 2019 r. w niedzielnych nabożeństwach uczestniczyło niespełna 37% zadeklarowanych katolików. Trzecia fala koronawirusa i kolejny lockdown nałożyły się w czasie ze Świętami Wielkanocnymi, które – podobnie jak Święta Bożego Narodzenia – gromadzą w kościołach znacznie więcej wiernych, niż „zwykłe” niedziele. Zamknięcie świątyń w tym okresie byłoby szczególnie bolesne także finansowo.
Przeczytaj też: Działalność gospodarcza: po przekroczeniu tej granicy nie licz na bankowe miłosierdzie. Oto absurdy i niesprawiedliwości, z którymi się spotkasz
19 mld zł z budżetu na kościelne konto
Ale czy limity wiernych w kościołach, a nawet ich zamknięcie, mogłoby doprowadzić Kościół w Polsce do finansowej ruiny? Raczej nie, bo przychody tej instytucji są dość dobrze zdywersyfikowane, czego nie można powiedzieć np. o zakładach fryzjerskich, które jeśli nie mają klientów (a teraz nie mogą ich mieć), to w ogóle nie zarabiają.
Ile zarabia Kościół katolicki? Niestety, musimy polegać na szacunkach i domysłach. Nie zamierzam jednak wyważać otwartych drzwi. Od jakiegoś czasu kampanię pokazującą, ile polskich podatników kosztuje utrzymanie Kościoła katolickiego, prowadzi „Halo.Radio”. Celem tej kampanii – jak podkreślają jej pomysłodawcy – nie jest walka z wiarą, a z niezdrowym systemem finansowania tej instytucji z budżetu państwa.
Z szacunków „Halo.Radio”, opartych na wyliczeniach ekonomisty dr Andrzeja Polaczkiewicza, wynika, że rocznie mówimy o kwocie ponad 19 mld zł. Co się na to składa? Blisko 2 mld zł stanowi dotacja budżetowa (np. dopłaty do uczelni katolickich), 1,2 mld zł Kościół zbiera z darowizn na cele kultu religijnego czy z odpisu 1% podatku PIT. Blisko 800 mln zł idzie z budżetu na współfinansowane przez państwo katechezę, renowację zabytków, opłacenie kapelanów, czy transfery ministerialne.
Kościół jest też jednym z największych w Polsce posiadaczy ziemskich, a więc może korzystać z m.in. z obszarowych dotacji unijnych (ok. 159 mln zł rocznie). Kościół prowadzi też działalność gospodarczą. Na ok. 3 mld zł rocznie dr Polaczkiewicz oszacował wartość zwolnień podatkowych tzw. kościelnych osób prawnych. Kolejna pozycja – szacowana aż na ok. 5 mld zł rocznie – to utracone przez państwo wpływy z tytułu zwolnień podatkowych od zwracanego Kościołowi majątku, głównie nieruchomości.
Ile Kościół katolicki zarabia na ślubach i pogrzebach?
Powyższe pozycje są w miarę stałe. I teraz dochodzimy do przychodów, z których bezpośrednio utrzymują się parafie i księża, a które zależą w dużej mierze od frekwencji i hojności wiernych. Chodzi o przychody z tzw. tacy oraz „co łaska”, czyli opłat za śluby czy pogrzeby. Kilka lat temu dr Andrzej Polaczkiewicz szacował, że może to być ok. 1,3 mld zł rocznie, ale metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz w jednym z wywiadów zdradził, że możemy mówić o kwocie rzędu nawet 6 mld zł rocznie. Która wartość jest bliższa prawdy? Wydaje mi się, że ta wyższa, ale do tego jeszcze wrócę.
Jak pandemia wpłynęła na finanse Kościoła katolickiego z „co łaska”? Weźmy pod lupę śluby. W 2020 r. zawarto w Polsce ok. 140.000 związków małżeńskich. To o ok. 40.000-50.000 mniej niż w poprzednich latach, co jest oczywiście efektem zamrożenia branży eventowo-weselnej. Tu Kościół z pewnością sporo stracił. Na bazie danych GUS i Krajowego Duszpasterstwa Rodzin wyliczyłem, że w 2019 r. śluby kościelne, czyli konkordatowe, stanowiły ok. 68% wszystkich. Ten odsetek stale maleje. Np. w Krakowie w 2020 r. po raz pierwszy liczba ślubów cywilnych była wyższa niż konkordatowych, choć trzeba pamiętać, że mieszkańcy dużych miast szybciej się laicyzują. Poza tym sporo par w czasie pandemii musiało zrezygnować z hucznego wesela i zapewne częściej decydowało się na kameralną ceremonię cywilną.
Ale zakładając, że śluby kościelne stanowią dwie trzecie wszystkich, w wyniku spadku liczby ceremonii, Kościół katolicki mógł „obsłużyć” w ubiegłym roku o ponad 30.000 ślubów mniej niż w poprzednich latach. Zakładając, że „co łaska” za ślub to średnio 1000 zł (jedni dają mniej, inni więcej), w 2020 r. parafialne budżety mogły być szczuplejsze z tego tytułu o ok. 30 mln zł. Podobne stawki obowiązują za pogrzeby. W 2020 r. zmarło w Polsce 485.000 osób, o 67.000 więcej niż w 2019 r., głównie w wyniku Covid-19. A to Kościół jest głównym organizatorem pogrzebów. Można więc stwierdzić, że Kościół katolicki stracił finansowo na ślubach, ale zyskał na ceremoniach pogrzebowych.
Przeczytaj też: Kupujesz bilety komunikacji miejskiej przez aplikację w smartfonie? Nadchodzi dziwna zmiana. Wirtualny bilet trzeba będzie… skasować
Ile pieniędzy wierni wrzucają na tacę?
Wpływy z tytułu ceremonii (przy założeniu, że średnio „co łaska” wynosi 1000 zł), można więc oszacować na ok. 500 mln zł. Interesujące są natomiast wpływy z tacy, czyli pieniędzy zbieranych podczas nabożeństw. Ta pozycja w kościelnych finansach jest najbardziej wrażliwa na pandemiczne ograniczenia, np. dotyczące limitu wiernych w świątyniach.
Jak już wspomniałem, z badań kościelnych wynika, że regularnie chodzi na msze 37% Polaków. Te dane pokrywają się z danymi CBOS, który badał religijność Polaków w dobie pandemii. Wynika z nich, że 4% Polaków uczestniczy w mszach kilka razy w tygodniu. 31% respondentów deklaruje udział raz w tygodniu, czyli najpewniej w niedziele. Kolejne 12% przyznaje, że chodzi do kościoła mniej więcej raz lub dwa razy w miesiącu, a 13%, że „rzadziej”. Podejrzewam, że w tej ostatniej grupie są osoby, które idą na msze właśnie w Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Mamy więc jakieś 35% uczestniczących w mszach przynajmniej raz w tygodniu. Przeliczając na liczbę Polaków, mówimy o ok. 13 mln osób. Jak to przekłada się na wpływy z tacy? Oczywiście nie wszyscy dają, poza tym do kościoła chodzą całe rodziny, co raczej nie przekłada się na zwielokrotnienie kwoty ofiary. Przyjmijmy ostrożnie, że na tacę daje połowa, czyli ok. 7 mln osób, średnio po 10 zł. Z tacy od regularnie praktykujących wiernych Kościół katolicki może więc mieć ok. 70 mln zł tygodniowo (głównie z mszy niedzielnych). Co najmniej tyle mógłby kosztować Kościół katolicki tydzień twardego lockdownu, a więc przy całkowitym zamknięciu kościołów.
Czytaj też: Śmierć w czasach Facebooka. Jak zadbać o swoje cyfrowe dziedzictwo?
Ile rocznie Kościół katolicki wyciąga z tacy „w normalnych czasach”? Wystarczy pomnożyć 70 mln zł przez liczbę tygodni w roku, co da nam jakieś 3,7 mld zł. Myślę, że jest to kwota niedoszacowana. Pamiętajmy, że – jak wynika z danych CBOS – 12% Polaków deklaruje udział w mszach raz-dwa razy w miesiącu, a 13% udział sporadyczny, czyli mówimy o blisko 10 mln nieregularnie praktykujących wiernych. Intuicyjnie wydaje mi się, że jak ktoś chodzi do kościoła „od wielkiego dzwonu”, to ma skłonność rzucić na tacę więcej grosza niż ktoś, kto jest na mszy w każdą niedzielę.
Sumując wpływy z tacy od regularnie praktykujących (3,7 mld zł), od tych uczęszczających na msze raz na jakiś czas oraz wpływy ze ślubów i pogrzebów (ok. 500 mln zł), zbliżymy się do kwoty 5 mld zł, a więc wartości bliższej tej, którą ujawnił kardynał Nycz. Nie zapominajmy też, że Kościół podąża z duchem czasu i np. zbiera datki online. Pamiętajmy, że taca oraz opłaty za śluby i pogrzeby stanowią tylko jedną czwartą rocznych przychodów Kościoła katolickiego, które wymieniłem wcześniej. Kościół sporo więc traci z powodu pandemii. Ale z drugiej strony niejeden przedsiębiorca, poturbowany przez lockdown, byłby szczęśliwy, gdyby naruszona została tylko czwarta część jego przychodów.
Czytaj też: Można zdalnie wypowiedzieć umowę rachunku bankowego. Ale czy apostazja online jest możliwa?