„Ludzie nie wiedzą w co się pakują. Za utylizację paneli fotowoltaicznych zapłacą więcej, niż zaoszczędzą na prądzie” – ostrzega Piotr Widuch, właściciel firmy Thornmann Recycling, która opatentowała sposób „rozbiórki” ogniw fotowoltaicznych. „Większej bzdury dawno nie słyszałem” – odpowiada Dawid Zieliński, prezes największej w Polsce firmy montującej fotowoltaikę Columbus Energy. Kto jest bliższy prawdy? Co się stanie z pół milionem paneli, które za 20-30 lat skończą żywot? Ile może kosztować utylizacja paneli fotowoltaicznych? A może… wcale nie skończą?
Polacy długo przekonywali się do zielonej energii ze słońca. Ale jak już się przekonali (z pomocą rządowych dotacji i ulg podatkowych), to się nią zachłysnęli. W Polsce działa już pół miliona instalacji fotowoltaicznych, a będzie więcej – w lipcu ruszy trzecia edycja programu Mój Prąd, niektórzy myślą o montażu fotowoltaiki na balkonie, a firmy rozkładają na połaciach gruntu ogromne, hektarowe instalacje fotowoltaiczne.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Z czasem jednak panele będą się amortyzowały, a w końcu trafią na śmietnik, bo ich sprawność spadnie. To będą bardzo duże elektrośmieci. Kto zapłaci za ich demontaż i utylizację? Czy kalkulując opłacalność fotowoltaiki powinniśmy uwzględniać koszty utylizacji paneli fotowoltaicznych? A może nie ma się o co martwić? Sprawdzam!
Miliony ton odpadów, hektary niepotrzebnego szkła… Co z tym zrobić?
Utylizacja paneli fotowoltaicznych to temat, który wraca jak bumerang. Prawie pod każdym artykułem znajdzie się czytelnik, który punktuje, że inwestowanie w OZE ze słońca nie jest warte świeczki, bo koszty środowiskowe i finansowe utylizacji paneli, będą tak duże, że lepiej odpuścić sobie tę całą fotowoltaikę.
Temat nie jest wydumany. Do niedawna nikt się w tym w Polsce nie przejmował, bo fotowoltaiki było jak na lekarstwo, a w zasadzie w ogóle jej nie było. Jeszcze kilka lat temu liczba przydomowych instalacji wynosiła kilkanaście tysięcy, a na budowę dużych farm porywali się nieliczni. W ostatnich dwóch latach sytuacja zmieniła się. Według URE moc zainstalowana fotowoltaiki w polskim systemie elektroenergetycznym wynosi 4 GW, czyli kilkaset procent więcej niż przed rokiem. To są już ogromne wartości, bo moc całego polskiego systemu wynosi ok. 46 GW.
Jeden panel waży 19 kilogramów i ma 1,5 metra kwadratowego powierzchni. Licząc z grubsza tylko w ubiegłym roku przybyło ich 100.000 ton. A mówimy tylko o jednym roku. Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej (IRENA) szacuje, że na rynek będą trafiać miliony ton zużytych paneli rocznie. Co robić z z tą masą elektrośmieci?
Rozbieramy panel na części pierwsze. Znajdujemy szkło, aluminium i krzem
Instalacja fotowoltaiczna składa się z paneli i urządzenia elektrycznego zwanego falownikiem, który zmienia prąd stały na zmienny – bo takim zasilane są nasze urządzenia elektryczne. Najmniej trwały z tego całego inwentarza jest falownik, który może się popsuć po 10-15 latach – wtedy trzeba go wymienić na nowy (choć czasami gwarancja sięga właśnie nawet 10 lat), a stary oddać do punktu selektywnej zbiórki odpadów. Czyli tam, gdzie składuje się elektrośmieci. Możliwe, że odbierze go od nas firma montująca fotowoltaikę i od razu odpłatnie wstawi nowy.
Gorzej sprawa wygląda w przypadku samych paneli. Mimo, że nie mają części ruchomych, to też się zużywają. Sprawność ogniw fotowoltaicznych, które w kontakcie z promieniowaniem słonecznym produkują prąd, spada o kilka procent rocznie (czasami o 3%, czasami o 8%). Wiele zależy od warunków pracy – nasłonecznienia, temperatury, a nawet prędkości wiatru (bo wiatr działa jak chłodziwo). Paradoksalnie zbyt dużo letniego słońca wcale nie działa dobrze na produkcję prądu – jest po prostu za gorąco i efektywność urządzeń spada.
Uznaje się, że żywotność paneli wynosi co najmniej 20 lat, a może i 30 lat. Po tym czasie one cały czas produkują prąd, tyle, że mniej. Na przykład roczny uzysk może być mniejszy o 15-20% niż na początku działania instalacji. Niektórym to nie wystarczy i będą chcieli wymienić panele na nowsze. Co się stanie z instalacją, która zostanie zdemontowana?
Panel to głównie szkło (które jest idealnym i łatwym materiałem do powtórnej obróbki). Szacunki mówią, że nawet 95% szkła można ponownie wykorzystać. Na drugim miejscu jest aluminiowa ramą. Aluminium to cenny metal, który taniej jest odzyskiwać z istniejących przedmiotów, niż wytapiać od zera w hutach. W Polsce jest dużo zakładów, które przetapiają aluminium.
Jest jeszcze krzem – pospolity pierwiastek, który jednak ma wyjątkowe właściwości półprzewodnikowe – w zależności od innych domieszek albo bardzo dobrze, albo bardzo źle przewodzi prąd. Bardziej zaawansowane (i droższe) metody pozwalają odzyskać z instalacji także cenne srebro czy miedź.
Zgodnie z polskim prawem panele fotowoltaiczne traktowane są jak sprzęt elektroniczny. I teoretycznie opłata recyklingowa jest już w cenie paneli. Zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Środowiska z 2016 r. producenci lub importerzy mieli płacić 1,8 zł opłaty produktowej za każdy kilogram wprowadzonego do obrotu panelu fotowoltaicznego – tyle samo co za pralki, komputery, czy smartfony. Ale akt został unieważniony. Zamiast tego producenci wnoszą opłatę kilkunastu-kilkudziesięciu groszy na poczet poniesienia kosztów odbioru przez firmy recyklingowe.
Teoretycznie więc nie powinno być problemu – powinny działać firmy recyklingowe, które od osób fizycznych powinny za darmo odbierać zużyte (ale też rozbite czy nadtłuczone panele). Dziś podaż niepotrzebnych paneli jest bardzo mała – mało osób i firm je oddaje – nie ma więc firm, które by się tym zajmowały. Czasami też sami sprzedawcy fotowoltaiki zobowiązują się przy podpisaniu umowy, że odbiorą od nas panele, gdy już się zużyją, a my wtedy kupimy nowe.
W praktyce to nie takie proste, a rynek stoi przed ogromnym wyzwaniem – co zrobić z tysiącami paneli, które ludzie będą zdejmować z dachów?
Utylizacja paneli fotowoltaicznych? Polska firma ma patent: „panele mielimy na ziarna 1-2,5 milimetra”
Rozmawiałem na ten temat z założycielem firmy Thornmann Recycling Piotrem Widuchem. To założona w 1998 r. polska firma rodzinna, która wyspecjalizowała się w recyklingu materiałów z kompozytów. W fotowoltaikę weszła niejako przy okazji.
„Panele służą 20 lat. Ale moim zdaniem ich posiadacze wymienią je dużo wcześniej, trafiają do nas bardzo „młode” surowce. Technologia idzie tak naprzód, rośnie sprawność nowych paneli, a ceny spadają. Firmy i osoby prywatne będą miały pokusę wymiany paneli na instalacje nowej generacji wcześniej, niż dziś się wydaje. Mamy już takie przypadki – zgłaszają się do nas szpitale, które wiele lat temu montowały fotowoltaikę na dachu, inwestycja została spłacona i one chcą wymienić instalację na nową. Inny przykład: mamy przeznaczone do utylizacji panele, którzy przypłynęły do portu w Gdyni, za które ktoś nie zapłacił cła i większe ilości paneli od firmy, która postawiła nową farmę. Jak wygląda utylizacja paneli fotowoltaicznych? Wszystkie składniki panelu podlegają zmieleniu do ziarna 1-2,5 mm i biorą udział w wytwarzaniu nowych wyrobów kompozytowych”
– mówi nam Piotr Widuch. A ceny? Stawka netto to 1,5 zł za kilogram panelu, który waży przeciętnie 19 kilogramów. Typowa instalacja fotowoltaiczna o mocy 3kW może się składać z 10 paneli. Czyli klient indywidualny zapłaciłby 361 zł za samą utylizację. A to nie koniec wydatków – to stawka wyjściowa, do której należy doliczyć koszt odbioru, czy demontażu – to kolejnych kilkaset złotych. Na czym polega recykling?
„O ile recykling komputerów jest prosty, to wydobycie elementów z paneli jest trudne i nie zamierzamy dzielić się tą wiedzą z innymi. Mamy trzy patenty, które pozwalają nam maksymalnie wykorzystać elementy z paneli fotowoltaicznych. Pracujemy w zamkniętym obiegu, z odpadu robimy kompozytowe pokrywy do studzienek i kanały kablowe, wykorzystujemy też zawarty w panelach krzem”
Pytany o sytuację na rynku Piotr Widuch przyznaje, że recykling paneli to nisza, w dodatku klientów nie jest dużo, ale to „coś co go rajcuje i do tego pomaga środowisku”. Ale o obowiązujących przepisach wypowiada się gorzko.
„Miałem klienta, który chciał oddać 10 paneli i mówi, że on już zapłacił opłatę recyklingową, gdy wprowadzał produkty na rynek. Teoretycznie to prawda – ci, którzy wprowadzają panele na rynek, odprowadzają podatek na poczet recyklingu. Ale ja z tego nie dostałem ani złotówki, więc mam swoje stawki. Rynek generalnie raczkuje, nie ma dużo paneli do utylizacji, choć miałem zapytanie o zniszczenie paneli z farmy o powierzchni 6 hektarów. Gdy klient usłyszał cenę, zrezygnował. Nie chcę być złym prorokiem, ale tyle ile ludzie zaoszczędzą na prądzie, będą musieli oddać za recykling”
– konstatuje Piotr Widuch. Czy nie przesadził? Prosta kalkulacja mówi, że jest to na wyrost – nawet gdyby utylizacja paneli fotowoltaicznych w średniej wielkości instalacji kosztowała 1000 zł, to przy obecnych przepisach jest to równoważnik rocznej oszczędności na prądzie.
Utylizacja paneli fotowoltaicznych: absurd? „Lepiej rozpylić na nich perowskity”
Zrelacjonowałem moją rozmowę Dawidowi Zielińskiemu, prezesowi firmy Columbus Energy, największej w Polsce z tych, które stawiają fotowoltaikę. „Jeśli ktoś mówi, że za utylizację paneli zapłaci więcej niż zaoszczędził na prądzie, to odpowiadam krótko: to jest bzdura. I proszę to zacytować” – powiedział Dawid Zieliński, który zupełnie inaczej widzi przyszłość recyklingu fotowoltaiki.
„Instalacje fotowoltaiczne nie będą wymagały demontażu ani za 20 lat, ani nawet za 30 lat. Panele ciągle będą produkować prąd, choć oczywiście z niższą sprawnością. Jestem pewien, że przez następnych 30 lat podwyżki prądu będą większe, niż degradacja krzemu w ogniwach fotowoltaicznych. I każdy właściciel będzie musiał sobie odpowiedzieć na pytanie – czy opłaci mu się kolejna, duża inwestycja i wymiana paneli, czy lepiej zostać przy tym co ma, co jest zamortyzowane, a ciągle produkuje prąd, choć ze sprawnością 30% mniejszą. To będą indywidualne decyzje”
– mówi prezes Columbusa. Podaje też drugi argument. Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, jak będzie wyglądał rynek recyklingu paneli za 30 lat. Są – zdaniem mojego rozmówcy – dwa scenariusze. Pierwszy jest taki, że powstaną duże fabryki, wyspecjalizowane firmy, których celem będzie odzyskiwane z instalacji aluminium. Dziś nie sposób jednak szacować jaki popyt będzie na takie usługi, a tym bardziej koszt. A drugi scenariusz?
„To uszlachetnianie instalacji. Zamiast demontować, oddawać do recyklingu i kupować nowe panele, będzie można usprawnić te, które są. Pracujemy nad tym z firmą Saule (w której pracuje słynna Polka Olga Malinkiewicz – wynalazca perowskitów) – na istniejące panele będziemy nakładać warstwę perowskwitową, co poprawi sprawność instalacji, da jej drugie życie, ale mniejszym kosztem wymiana całych paneli”
Zielińskiemu kraje się serce na myśl o zmielonych na pył nowych, ale nieoclonych panelach – niejedna firma by je w Polsce odkupiła i zapłaciła cło. Jednak jeśli by się wsłuchać w to, co mówi przedstawiciel branży recyklingowej i dystrybutor, to głosy są podobne – tak naprawdę trudno przewidzieć i prognozować co się będzie dziać z fotowoltaika za 20-30 lat. Ile będzie kosztować recykling, utylizacja paneli fotowoltaicznych i kto za nią zapłaci. Jest to więc pewien czynnik ryzyka dla osób inwestujących w fotowoltaikę.
źródło zdjęcia: Unsplash/YouTube