Gigantyczny sukces polskiego sportowca w jednej z najpopularniejszych dyscyplin na świecie. Hubert Hurkacz wygrał Miami Open, jeden z największych turniejów zawodowych. I został pierwszym Polakiem, który triumfował w tak dużym turnieju – rangi Masters 1000. Niestety, polski tenisista został bardzo skrzywdzony finansowo
Tenis jest uznawany za jedną z pięciu-sześciu najbardziej popularnych dyscyplin sportu na świecie. Liczbę ludzi, którzy mniej lub bardziej regularnie oglądają turnieje tenisowe (choćby w telewizji) szacuje się na miliard. Więcej ludzi pasjonuje się tylko piłką nożną (4 miliardy), krykietem oraz hokejem, niektórzy wspominają też o Formule 1 oraz o lekkoatletyce jako o całym zespole dyscyplin.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nic dziwnego, że najlepsi tenisiści są regularnie na czołowych miejscach na listach najlepiej zarabiających sportowców na świecie. W 2020 r. – ostatnim „normalnym” przed pandemią – Roger Federer z wynikiem 106 mln dolarów był liderem tej listy, wyprzedzając nawet najlepiej wynagradzanych piłkarzy (Messi, Ronaldo, Neymar), czy koszykarzy (LeBron James, Stephen Curry, Kevin Durant)
Owszem, cieszymy się sukcesami np. skoczków narciarskich, ale jednak to Robert Lewandowski – jako najlepszy piłkarz na świecie – jest megagwiazdą, zarabiającą rocznie jakieś 60-70 mln zł (licząc razem z kontraktami reklamowymi).
Hubert Hurkacz wygrał Miami Open. Żaden Polak nie wszedł tak wysoko w turniejowej hierarchii
Tenis jest drugą globalną dyscypliną, w której mamy zawodników zaliczających się do światowej czołówki. Niedawno karierę zakończyła Agnieszka Radwańska, która w czasie kilkunastu lat grania i bycia w ścisłej czołówce światowej (choć bez zwycięstwa w Wielkim Szlemie i bez choćby tygodnia z numerem „1” w rankingu) zarobiła na korcie – jak pisaliśmy na „Subiektywnie o finansach” jakiś czas temu – ok. 100 mln zł. Zaś na kontraktach reklamowych mogła zarobić nawet drugie tyle.
Niedawno Iga Świątek, jako pierwsza tenisistka w historii Polski, wygrała turniej wielokszlemowy French Open (rozgrywany na kortach Rolanda Garrosa), a teraz Hubert Hurkacz, jako pierwszy tenisista w historii, wygrał turniej rangi tylko ciut niższej – Masters 1000.
Takiego sukcesu nie odniósł nawet Wojciech Fibak, największy polski tenisista i legenda tej dyscypliny (wygrywał tak duże turnieje, ale w deblu). Prawdopodobnie mówimy więc o największym sukcesie w męskim tenisie w Polsce, choć można się kłócić, czy półfinał Wimbledonu w wykonaniu Jerzego Janowicza nie był ważniejszym osiągnięciem, przynajmniej w erze „postfibakowej”.
W turnieju w Miami – inaczej, niż zwykle – nie brali udział Roger Federer, Novak Djoković, ani Rafael Nadal, czyli trzej najlepsi tenisiści na świecie (zniechęciło ich cięcie wysokości nagród, o czym dalej). Ale Hubert Hurkacz na drodze do wygranej musiał pokonać trzech tenisistów z pierwszej dziesiątki światowego rankingu ATP: Szapowałowa, Rublewa i Tsitsipasa. A w finale wygrał ze… swoim partnerem deblowym i kolegą z kortu, Jannikiem Sinnerem.
To oczywiście jest największy, kosmiczny wręcz sukces w karierze 24-letniego Polaka, który do tej pory wygrał tylko dwa mniejsze turnieje, a w tym roku tylko jeden – Delray Beach (rangi ATP 250). Był w nim rozstawiony z numerem czwartym i za wygraną zgarnął 30.000 dolarów.
Przeczytaj też: E-sport to już wielki biznes. Czy wkrótce największe gwiazdy będą zarabiały więcej, niż „tradycyjni” sportowcy? [Homodigital.pl, czyli subiektywnie o technologii]
Jak koronawirus „okradł” Huberta Hurkacza z 4 mln zł
Sukces w Miami finansowo jest z zupełnie innej półki. Za wygraną w Miami na konto polskiego tenisisty wpłynie 300.000 dolarów, czyli równowartość 1,2 mln zł. To jednak aż cztery razy mniej, niż wynosiła nagroda za zwycięstwo w tym samym turnieju dwa lata temu, przed pandemią. Gdyby teraz też płacono 1,3 mln dolarów (czyli 5 mln zł), mówilibyśmy o finansowym megasukcesie Polaka.
Inna sprawa, że gdyby nagrody były wyższe, to w turnieju pojawiliby się Federer, Djoković i Nadal. Tym niemniej 1,2 mln zł nagrody za turniej traktowany jako piąty najważniejszy na świecie (zaraz po czterech wielkoszlemowych) to drastycznie mniej od wypłaty dla Igi Świątek za wygraną we French Open (7,2 mln zł).
Hubert Hurkacz w tym roku – przed Miami – podniósł z kortu niecałe 180.000 dolarów, co oznacza, że jego tegoroczne zarobki zbliżyły się właśnie do pół miliona „zielonych”, czyli niecałych 2 mln zł. A sezon dopiero się zaczyna!
W całej karierze – a Hurkacz stał się zawodowym graczem dopiero w 2015 r., czyli zarabia na życie grając w tenisa raptem od sześciu lat – podniósł z kortu 2,8 mln dolarów (dla porównania: Iga Świątek zarobiła do tej pory 3,2 mln dolarów, a ma dopiero 19 wiosen).
To oznacza, że w wieku już 24 lat zarobił więcej, niż większość z nas zarobi do końca życia (11 mln zł). To równowartość 22.000 zł miesięcznej pensji netto przez 40 lat.
Tyle, że tenis jest megapopularnym sportem globalnym, w którym zarabia tylko 100-200 najlepszych zawodników na świecie. Cała reszta dopłaca do interesu, finansując treningi, trenerów, fizjoterapeutów, podróże, hotele. Dość powiedzieć, że w większości turniejów nagrody za udział w pierwszych rundach wynoszą góra kilka tysięcy euro lub dolarów.
Hubert Hurkacz po zwycięstwie w Miami awansuje na 16. miejsce w rankingu ATP (nota bene również na 16. miejscu w rankingu kobiecej organizacji tenisowej WTA jest Iga Świątek). To oznacza, że nasi najlepsi tenisiści znaleźli się w absolutnej czołówce światowej.
Hubert Hurkacz zarabia miliony na korcie, bo pracował i… zaryzykował
Celem dla obojga jest pierwsza dziesiątka rankingu, która – poza splendorami sportowymi – oznacza zarobki rzędu 10-20 mln zł rocznie. Hubert Hurkacz imponuje, bo inwestuje w swoją karierę, nierzadko stawiając wszystko na jedną kartę. Gra w tenisa od ukończenia piątego roku życia (pochodzi z rodziny sportowej, mama grała w tenisa, dziadek był reprezentantem Polski bodaj w siatkówce). W pierwszych latach (2010-2016) był podopiecznym wrocławskiego trenera Filipa Kańczuły.
W 2017 r. (gdy był w okolicach 380. miejsca w rankingu ATP) miał już dwóch trenerów (Alexander Charpantidis i Paweł Stadniczenko, którzy zrobili porządnego tenisistę z Michała Przysiężnego) i trenera od przygotowania fizycznego. W 2018 r. (gdy był w okolicach 180. miejsca w rankingu ATP, czyli wciąż „dopłacał do interesu”) jego trenerem został Nowozelandczyk Rene Moller.
W 2019 r. (gdy był na 50.-70. miejscu w ATP) Hurkacz rozpoczął współpracę z Craigiem Boyntonem, trenerem z górnej półki (takim za najmarniej 200.000-300.000 dolarów rocznie, jak można wyczytać w plotkarskich tenisowych portalach), który pracował z takimi graczami jak Jim Courier, Mardy Fish, John Isner, czy Sam Querrey.
Na moje oko Hurkacz mógł w to – „to”, czyli trenera z topu oraz przeniesienie się z trenowaniem do USA – zainwestować zdecydowaną większość pieniędzy, które do tamtej pory zarobił na korcie (w 2019 r. największym jego sukcesem była wygrana w turnieju w Winston-Salem, za niecałe 100.000 dolarów). A więc mogła to być decyzja z gatunku va banque.
Więcej o sportowym życiorysie Huberta Hurkacza poczytacie tutaj. Warto też poczytać ciekawy wywiad z Hurkaczem w jednym z wrocławskich portali.
To nie jest tak, że miliony na korcie zarabia się tak łatwo i lekko – miliony płyną na konta nielicznych, którzy na to zasłużą ciężką pracą, konsekwencją, właściwymi decyzjami, zgromadzą wokół siebie wartościowych ludzi oraz mają przy tym trochę szczęścia (i zdrowia). Wygląda na to, że mamy takich ludzi w tenisie – jednej z kilku dyscyplin globalnych.
zdjęcie tytułowe: Miami Open/Twitter