Trzecia fala epidemii COVID-19 już prawie na pewno będzie wyższa niż druga. Liczba zmarłych zarejestrowanych jako bezpośrednie ofiary pandemii za chwilę przekroczy 50 000. Drugie tyle to ofiary zapełnionych szpitali. Czy rządowa strategia „drogi środka” właśnie spektakularnie bankrutuje? A może to nie strategia jest zła, tylko jej wykonanie?
Zaledwie półtora miesiąca trwało częściowe „odmrożenie” gospodarki (nie licząc kilku województw, które „wytrzymały” tylko miesiąc). Przypomnę pokrótce, że od listopada 2020 r. do stycznia 2021 r. – gdy mieliśmy zamknięte nie tylko restauracje i obiekty sportowe, ale też hotele, kina, w dużej części galerie handlowe – zanotowano 30N000 osób zmarłych na COVID-19. To był tzw. miękki lockdown, który był od początku ryzykownym pomysłem. Potem przyszedł strajk przedsiębiorców i akcja #otwieramy (spowodowana nieudolną pomocą rządu dla poszkodowanych firm) i zaczęło się odmrażanie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wystarczyło jednak tylko cztery-sześć tygodni otwartych kin, hoteli, niektórych obiektów sportowych (np. stoków narciarskich) i galerii handlowych, by nastąpiła katastrofa, czyli trzecia fala. I od 20 marca mamy – na co najmniej trzy tygodnie, a zapewne raczej na sześć lub osiem – powrót do soft lockdownu. To nadal jest bez porównania mniej restrykcyjna forma obostrzeń, niż to, co mieliśmy wiosną 2020 r., ale rządzący jeszcze się łudzą, że hard lockdown nie będzie potrzebny. Że trzecia fala nie będzie taka straszna. Hmmm… Poniżej liczba zgonów covidowych w przeliczeniu na milion mieszkańców w kilku krajach:
Przypomnę, że oznaczałby on zamknięcie wszystkich sklepów poza spożywczakami i aptekami, zaryglowanie wszystkich punktów usługowych (fryzjerzy, kosmetyczki), przejście na naukę zdalną nie tylko szkół, ale też zamknięcie przedszkoli i żłobków, oficjalne zakazanie pracy „na miejscu” tam, gdzie to nie jest konieczne, zamknięcie kościołów, zakaz przemieszczania się między województwami oraz zakaz wychodzenia z domu bez ważnego powodu.
Czytaj też: To już rok odkąd pandemia przyszła do Polski. Oto jej najważniejsze liczby
Nadeszła straszna trzecia fala, czyli co poszło nie tak?
Niewykluczone, że to właśnie nas czeka, bo patrząc na najważniejsze dane dotyczące rozpędzającej się trzeciej fali epidemii trudno mieć nadzieję, że nie skończy się kolejnymi 20.000 zmarłych. Jesteśmy ostatnio w ścisłej czołówce krajów na świecie, w których umiera najwięcej ludzi każdego dnia. Jeśli ktoś potrzebuje jeszcze dowodu na to, że politycy zarządzający pandemią w Polsce są zgrają skrajnie niekompetentnych ludzi, to chyba go właśnie dostał do ręki:
Od początku pandemii w Polsce zmarłych zaklasyfikowanych jako ofiary COVID-19 jest 49.000 i już odliczamy godziny do tego, aż pożegnamy zmarłego numer 50.000. Poniżej wykres pokazujący średnią 7-dniową oficjalnie wykrywanych przypadków. Tylko tych oficjalnych, bo tak naprawdę choruje z pięć razy więcej. Ten i wszystkie poniższe wykresy zrobiłem na podstawie danych Michała Rogalskiego i obliczeń Adama Gapińskiego (bardzo dziękuję za udostępnienie arkuszy).
A poniżej 7-dniowa średnia dziennej liczby zgonów raportowanych jako covidowe. Warto wiedzieć, że liczba dziś umierających ludzi jest dość dobrze skorelowana z liczbą oficjalnie diagnozowanych osób dwa tygodnie temu. To oznacza, że dzisiejsza średnia – wynosząca niespełna 400 osób umierających dziennie – odnosi się do średniej liczby wykrytych przypadków dwa tygodnie temu.
Dwa tygodnie temu 7-dniowa średnia wykrywanych przypadków wynosiła 12.500-13.000 dziennie, a dziś wynosi już 21.500. A to oznacza, że mamy już pewne jak w banku, że wzrośnie średnia liczba osób dziennie umierających. Za dwa tygodnie będzie umierało średnio po 450-500 osób dziennie i to wynika z liczby osób, które już są w szpitalach w kiepskim stanie.
W szczycie drugiej fali 7-dniowa średnia wykrywanych przypadków wynosiła 25.000, zaś dwa tygodnie później 7-dniowa średnia liczby codziennie umierających też osiągnęła szczyt na poziomie 500 osób. Prawdopodobnie z obecnej średniej 21.500 w ciągu tygodnia-dwóch dojdziemy do tych 25.000, a niektórzy analitycy spodziewają się, że może być nawet 30.000.
Jak długo sytuacja będzie się pogarszała? To proste: tak długo, jak długo jedna zakażona osoba przeciętnie będzie zakażała więcej, niż jedną zdrową. To też czysta statystyka. Na jakim poziomie dziś jesteśmy? Ten wykres odpowiada na to pytanie:
Ile czasu potrwa, zanim trzecia fala zelżeje i zjedziemy z poziomu 1,2-1,3 poniżej „jedynki”? Przy drugiej fali obostrzenia podobne do obecnych wprowadzono na początku listopada, a współczynnik reprodukcji wirusa poniżej poziomu 1 spadł w trzy tygodnie później. To by oznaczało, że jeśli dziś zaczynamy soft-lockdown, to pierwszych spadków liczby zgonów możemy się spodziewać mniej więcej po tym samym czasie.
Soft-lockdown trwa od teraz na terenie całego kraju, ale od dwóch tygodni jest w województwie Warmińsko-Mazurskim. I tam – jak wyczytuję z danych – po tych dwóch tygodniach widać już, że współczynnik reprodukcji zjechał w okolice jedności. A więc liczba chorych przynajmniej nie będzie rosła. I trzecia fala się uspokoi. Ale potrzeba było na to co najmniej dwóch tygodni.
Krótko pisząc – mamy przed sobą jeszcze dwa-trzy tygodnie wzrostu liczby osób codziennie umierających na COVID-19. Obecna średnia to 400 osób dziennie, „docelowa” to 500, a jak źle pójdzie, to 600. Czyli nie unikniemy 8.000-12.000 pogrzebów. A jak źle pójdzie, to i 20.000.
Czytaj też: Tak pandemia zmieniła sposób wydawania przez nas pieniędzy
Trzecia fala będzie już ostatnią?
Jedyna dobra wiadomość to ta, że trzecia fala może być jednak ostatnią. Co by nie mówić mamy już 5 mln osób zaszczepionych, zaś prawdopodobnie ok. 12 mln osób (oficjalnie zgłoszonych oraz „utajonych”) przeszło chorobę. Ta liczba jest dość wiarygodna, bo do podobnych wniosków prowadzi porównanie ok. 50.000 zmarłych w Polsce ze śmiertelnością wirusa w całej populacji na poziomie ok. 0,4-0,5%, bo o takiej mówią epidemiolodzy.
To oznacza, że mniej więcej połowa Polaków jest czasowo zabezpieczona przed wirusem (czasowo, dopóki działają przeciwciała, czyli przez kilka miesięcy, może rok). Być może za cztery-pięć miesięcy osiągniemy poziom 70% „bezpiecznych” obywateli. Zresztą niektórzy analitycy widzą nadzieję na to, że ta fala pandemii będzie jednak nieco łagodniejsza, niż poprzednia – właśnie dlatego, że wirus już nie ma tak łatwo z namnażaniem się (być może modele obrazujące wskaźnik reprodukcji nieco go „przeszacowują”)…
Czytaj też: A jeśli COVID-19 nie zniknie ani za rok, ani za dwa, ani za pięć lat? Nadchodzi straszna wiadomość
No dobra, ale co się stało, że się… zepsuło? A właściwie że zepsuła się rządowa polityka „trzeciej drogi”? Powody jej prowadzenia można próbować motywować kosztami hard-lockdownu. Jakiś czas temu podliczałem, że w czasie pełnego lockdownu wiosennego straty dla gospodarki mogły wynosić 30-40 mld zł miesięcznie (choć były szacunki mówiące i o 60 mld zł miesięcznie), zaś w czasie trzech miesięcy jesienno-zimowego łącznie mogły wynieść 25-50 mld zł.
Kłopot w tym, że soft-lockdown – choć nieco ograniczył koszty pandemii dla gospodarki – nie zmniejszył radykalnie liczby umierających na COVID-19. Pisałem o tym w artykule, w którym sugerowałem, że trzeba przestać stać w rozkroku. Wtedy właśnie rząd zaczął odmrażać gospodarkę, niejako realizując mój postulat.
Czy soft-lockdown wystarczy, żeby uratować nas przed korona-rzezią?
Okazało się, że liberalizacja przyniosła wybuch kolejnej fali epidemii. Trzecia fala będzie kosztowała co najmniej 10.000 istnień ludzkich. Czy soft-lockdown wystarczy, żeby opanować sytuację? Wszystkie moje wcześniejsze wyliczenia i szacunki opierają się na takim założeniu (i na doświadczeniach z Warmińsko-Mazurskiego), ale patrząc na to, co przysyłają mi czytelnicy, czyli np. obrazki z warszawskiej komunikacji miejskiej w czasie soft-lockdownu…
…albo na niektóre decyzje polskich firm odpowiedzialnych za bezpieczne przewożenie ludzi nie tylko po Polsce…
…istnieje ryzyko, że soft-lockdown będzie po prostu niewystarczający. Jeśli w ciągu tygodnia nie będzie zahamowania wzrostu zakażeń (które w ciągu dwóch-trzech tygodni dają gwarantowaną statystycznie liczbę pogrzebów), to znaczy, że tym razem lockdown w wersji „soft” działa zbyt słabo. I trzecia fala przybierze na sile, choć przecież mamy już połowę ludzi, którzy powinni mieć barierę odporności na Covid.
Od początku marca Konfederacja – prawicowa koalicja polityczna – propaguje inicjatywę ustawodawczą „Otwieramy gospodarkę”. Projekt ustawy zawiera otwarcie wszystkich branż i zakaz karania za niestosowanie się do obostrzeń. Moim zdaniem to nie do przyjęcia, ale warto zastanowić się nad nowymi zasadami ochrony firm przed lockdownami, zanim ludzie będą już tak źli, że podpiszą się pod propozycjami Konfederacji
Postulat „liberałów” jest prosty i jasny: trzecia fala niech spier… la oraz otwarcie wszystkich firm zamkniętych (zdaniem autorów projektu – bezprawnie, z czym się wypada chyba zgodzić) w ramach rządowych rozporządzeń.
A więc – gdyby taka ustawa została nie tylko wniesiona przez grupę obywateli (potrzebnych jest do tego 100.000 podpisów), ale i uchwalona przez parlament i podpisana przez prezydenta – otwarte zostałyby restauracje, siłownie i kluby fitness. Jeśli dobrze czytam intencje – można by też iść na stadion, do klubu muzycznego, a także na koncert. Albo na dowolne inne koronaparty.
Poza tym policja oraz Sanepid straciłyby możliwość nakładania kar za łamanie obostrzeń. O ile dobrze rozumiem, oznaczałoby to również zakaz karania za brak maseczek lub za noszenie ich na brodzie. Państwowe urzędy i organy straciłyby też prawo do wykluczania z tarcz antykryzysowych firm, które łamią obostrzenia.
Czytaj też: W którym komitecie wyborczym mają najciekawsze propozycje dla naszych portfeli? Głupia sprawa, ale…
Dlaczego lockdown rządowi nie wychodzi?
Można Konfederację lubić albo nie, ale z całą pewnością jej pomysł dotyka istoty polityki walki z COVID-19. Stopień wkurzenia ludzi głupio wprowadzanymi lockdownami jest bowiem duży. Gdzie są problemy?
– rząd zamknął różne branże w sposób automatyczny, bez pomyślunku. Są restauracje, w których da się zachować dystans i zasady sanitarne. Są hotele na tyle duże, że można w nich wypoczywać bezpiecznie. Są siłownie, w których ludzie nie ściskają się obok siebie. Utrzymywanie dłużej obostrzeń „po linii branżowej” wydaje się nieuzasadnione. Tutaj więcej o debilnych zasadach pomagania firmom przez rządy.
– rząd nie prowadzi prawidłowo akcji pomocowej dla przedsiębiorców. Jeśli na 70.000 restauracji pomoc w ramach drugiej edycji tarczy dostaje 15.000 (może więcej, bo ta ostatnia liczba odnosi się do restauratorów, a niektórzy z nich mają po kilka lokali), to znaczy, że straty zamykanych nielegalnie firm nie są sprawiedliwie rekompensowane. Tutaj przeczytacie ile pieniędzy rząd „zapomniał” wypłacić zamkniętym przez siebie przedsiębiorców.
– lockdown jest bezskuteczny, bo łatwy do ominięcia. Większość siłowni działa na licencji Polskiego Związku Przeciągania Liny, do restauracji można pójść bez problemu, o ile wejdzie się od kuchni, zaś kto chce się napić piwa w klubie i poczuć atmosferę jak sprzed pandemii – może udać się do dowolnego działającego w podziemiu klubu. Obostrzenia, których przestrzegają tylko frajerzy lub legaliści jedynie podważają zaufanie do państwa. Tutaj trzy powody, dla których lockdowny wprowadzane na obecnych zasadach nie będą skuteczne.
– badania dotyczące tego, w jaki sposób rozprzestrzenia się COVID-19 są dość sprzeczne. Jedne pokazują, że w czołówce narażonych miejsc są hotele, a inne – że bynajmniej. Jedni naukowcy twierdzą, że w supermarketach można się łatwo zarazić, a inni – że bynajmniej. Co więcej, nie widać prostego przełożenia między liczbą nadmiarowych zgonów w różnych krajach, a intensywnością lockdownów. Tutaj więcej o rozbieżnościach co do tego, jak i gdzie się zakażamy.
– istnieje coraz większe prawdopodobieństwo, że COVID-19 nie zniknie, bo jego kolejne mutacje mogą rozpowszechniać się szybciej, niż będzie zwiększała się liczba zaszczepionych osób. Według Bloomberg Vaccine Tracker 75% ludzkości będzie zaszczepiona za pięć lat. To wystarczająco długi czas, by wirus zmutował. To oznacza, że politykę lockdownów trzeba zmienić.
Czytaj więcej o tym: Nadchodzi straszna wiadomość. COVID-19 może nie zniknąć ani w tym, ani w przyszłym roku. Ani nigdy. Jak się przygotować na tę opcję?
– lockdowny to potwornie drogie „lekarstwo” na wirusa. Polskę kosztowały – uśredniając różne wyliczenia – już 200 mld zł. Rząd mówi, że za te miejsca „uratował” ileś-tam milionów miejsc pracy. Owszem, ale jednocześnie na te pieniądze zadłużył nas wszystkich, czyli obciążył pracodawców w przyszłości. Za „uratowane” dziś miejsca pracy zapłacimy większym bezrobociem z powodu wyższych podatków lub wyższej inflacji w przyszłości.
Czytaj więcej: W jakim miejscu pandemii jesteśmy? Oto najważniejsze liczby pandemii
Jest więcej, niż pewne – a przynajmniej taką tezę stawiam – że nieudolny lockdown „a la Morawiecki” oznacza mimo wszystko trochę mniej zakażeń, niż brak lockdownu „a la Konfederacja”. I jest pewne – to już akurat sprawdziliśmy w październiku i listopadzie – że przy tej liczbie zakażeń polska ochrona zdrowia nie wytrzymuje obciążenia.
Z powodu krachu ochrony zdrowia w Polsce zmarło nie tylko 50 000 osób na COVID-19, ale też drugie tyle z innych powodów. A w przyszłości umrą kolejne dziesiątki tysięcy ludzi, bo część efektów blokady służby zdrowia będzie miała odłożony w czasie efekt.
Czytaj też: Strategia rządu zdradza, na ile „wycenia” on każde uratowane w czasie pandemii COVID-19 życie
Trzecia fala i cztery zasady inteligentnej walki z wirusem
Utrzymywanie obecnej polityki walki z wirusem zwiastuje wysoką cenę. Z jednej strony soft-lockdown kosztuje dużo i nie daje żadnej gwarancji, że nie skończy się hard-lockdownem. Z drugiej strony – Polska za chwilę znajdzie się w czołówce państw o największej śmiertelności z powodu COVID-19 od początku pandemii. Nie unikamy ani strat w ludziach, ani w firmach. Co trzeba zmienić? Oto mój pomysł.
1. Opracowanie indywidualnych protokołów sanitarnych dla każdej branży. A więc katalogu zasad, które muszą być przestrzegane, żeby zminimalizować ryzyko zakażenia (limity osób uzależnione od powierzchni, obowiązek zachowania dystansu, maseczki, ozonowanie, dezynfekcja, pleksi, wietrzenie albo klimatyzacja działająca we właściwy sposób). A więc: masz restaurację? Możesz ją otworzyć udostępniając niezbyt gęsto rozmieszczone stoliki na zewnątrz albo stoliki barowe do zjedzenia „na stojaka”. Możesz też przyjąć określoną liczbę gości przy stolikach w środku, ale pod warunkiem, że będą one odpowiednio oddzielone (pleksi?). Możesz też stworzyć przestrzeń dostępną bez ograniczeń dla osób posiadających elektroniczny certyfikat zaszczepienia. Ale musi być wydzielona, oznaczona i osobno nadzorowana.
Czytaj też: Czy chciwość technologicznych korporacji zabije restauracje? Jak możemy im pomóc?
2. Właściciel każdego sklepu, restauracji, hotelu, siłowni odpowiada nie tylko za to, co dzieje się w jego „firmie”, ale też przed wejściem. A więc ma zrobić tak, żeby ludzie się tam nie zgęszczali. Jeśli jest to konieczne – ma wprowadzić zapisy dla klientów, żeby przychodzili tylko na godziny, zgodnie z harmonogramem, a nie spontanicznie. Rząd powinien udostępnić specjalną, darmową aplikację umożliwiającą taki sposób działania firm.
3. Każde udowodnione złamanie protokołu sanitarnego jest karane zamknięciem firmy na tydzień albo na miesiąc (chyba, że sprawcą jest „niesterowalny” klient i że zostanie ono natychmiast zgłoszone przez przedsiębiorcę na policyjny numer alarmowy). Rząd finansuje systematyczne, intensywne kontrole, opracowuje też platformę informatyczną, która pozwala samym obywatelom zgłaszać nieprawidłowości (tak, jak dziś przekazują policji nagrania piratów drogowych). Wszyscy solidarnie musimy przyjąć odpowiedzialność za to, żeby gospodarka była otwarta, ale żeby jednocześnie zminimalizować ryzyko łamania zasad sanitarnych.
4. W najbardziej „ryzykownych” momentach rząd ma prawo wprowadzić działanie określonych branż na zasadach „alertu covidowego”. A więc ograniczyć skalę ich działania tylko do obsługi lokalnych mieszkańców albo tylko do osób wcześniej „umówionych” (tak podobno działają sklepy w niektórych niemieckich landach). Nie może być tak, że gdzieś zbierają się tłumy. W dniach świątecznych, a gdy trzeba – także w weekendy – trzeba po prostu uniemożliwić jakieś wyjątkowo tłumne „świętowanie”. Ale po pierwsze może to dotyczyć tylko określonych dni (np. Sylwester), a po drugie – nie może oznaczać całkowitego zamknięcia biznesu. Po trzecie: każde „przymknięcie” musi oznaczać możliwość ubiegania się firmy o rekompensatę w formie dopłaty do zwyczajowo osiąganych w dany dzień obrotów.
Czytaj też: Zaszczepieni na COVID-19 Polacy dostają już QR kod w aplikacji mObywatel. Czas się bać czy cieszyć?
Zaczęła się wiosna, potem lato (czyli być może nieco mniej „intensywny” okres w życiu wirusa – choć lekarze tego nie potwierdzają). Z drugiej strony: połowa Polaków jest już zaszczepiona lub odporna. Z trzeciej strony: straty gospodarki przekroczyły już 200 mld zł, a rząd nie umie sprawnie ich rekompensować. Coś więc trzeba zacząć robić.
A na koniec mam dla Was ciekawy wykres: najbardziej śmiertelne pandemie w historii ludzkości. Covidowi jeszcze trochę brakuje do pozycji na podium. I chyba nawet jej nie osiągnie. Widać jednak, że rozwój cywilizacji pomaga walczyć z chorobami:
Czytaj też: Jakie technologie mogłyby sprawić, że galerie handlowe byłyby w pełni bezpieczne?
Czytaj też: Czy te nowinki technologiczne pozwoliłyby otworzyć restauracje?
————————
Posłuchaj najnowszego podcastu Ekipy Samcika!
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” Ekipa blogu „Subiektywnie o finansach” w składzie Maciej Bednarek, Irek Sudak, Michał Wachowski i Maciek Samcik walczy z następującymi zagadnieniami:
02:09 – „Temat tygodnia”: Dane GUS kontra dane z PIT-ów, czyli ile tak naprawdę zarabiają Polacy?
09:57 – „Liczba tygodnia”: NBP kupuje złoto. Co to oznacza i czy my też powinniśmy?
19:10 – „Dwie strony medalu”: Czy pieniądze rzeczywiście szczęścia nie dają? Naukowcy znów to sprawdzili i… się zdziwili
25:10 – „Poradnik Ekipy Samcika”: Testy na przeciwciała Sars-Cov-2 w Biedronce. Za jaką wiedzę płacimy 50 zł?
35:39 – „Ciekawostka tygodnia”: Czy przeciętny klient firmy deweloperskiej może liczyć na „obajtkowy” rabat przy zakupie mieszkania?
Zapraszamy do posłuchania po kliknięciu w ten link
zdjęcie tytułowe: dlaciebietv (YouTube)/Govind Krishnan (Unsplash)