Coraz więcej osób kupuje używane auto nie dlatego, że ich nie stać na nowe, ale z pobudek ekologicznych. Trend dostrzegł koncern Renault, który stworzył fabrykę nowych-używanych aut. I będzie odnawiał zdatne do jazdy modele, by ponownie wprowadzić je na rynek. Czy znajdą się chętni na takie samochody?
Firmy leasingowe kuszą: „co trzy lata nowy samochód”. Ale nowe auta tracą szybko na wartości, więc tak, jak rośnie moda na kupowanie używanych ubrań i dawanie im drugiego życia, tak swoją „reinkarnację” będą przeżywać samochody. Nie chodzi wyłącznie o oszczędność dla portfela, ale też o oszczędność dla planety. Przeciętne auto to półtorej tony wytapianej w węglu stali, kilogramy miedzianych kabli i kilogramy tworzyw sztucznych, gumy, szkła, żarówek… W trakcie całego swojego życia przeciętne auto osobowe zostawi po sobie 24 tony CO2 – licząc emisję i zużytą do produkcji energię.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ograniczenie negatywnego wpływu naszego życia na planetę dziś zaprząta głowy coraz większej liczbie osób – montujemy fotowoltaikę na dachach, walczymy ze smogiem, oszczędzamy wodę, prąd, ubrania – wkrótce przyjdzie czas na samochody. Jak to może wyglądać?
7 powodów, dla których przemysł motoryzacyjny musi się zmienić, by przetrwać
W ubiegłym roku w Europie sprzedano 12,2 mln nowych aut osobowych, o jedną czwartą mniej, niż w 2019 r. Polska jest w połowie europejskiej stawki, bo u nas zarejestrowano o 23% aut mniej, niż w 2019 r. Powód? Wiadomo – pandemia. Zainteresowanie zakupami było mniejsze z powodu serii lockdownów, największego kryzysu ekonomicznego od drugiej wojny światowej. Ale nie tylko. Produkcja aut osobowych w skali świata zaczęła spadać od 2017 r. gdy było to prawie 73 mln,. W 2020 r. już niewiele ponad 60 mln.
Na naszych oczach kończy się rynek motoryzacyjny jaki znamy. Produkcja aut w ubiegłym roku jest najmniejsza od dziesięcioleci i być może już nigdy nie wróci do poziomu z 2019 r. Młodzi nie chcą kupować a tylko użytkować. O ile kiedyś w salonach nie brakowało młodych ludzi, którzy chcieli sobie kupić pierwsze auto, dziś taki widok jest bardzo rzadki. „Młodzi ciągle chcieliby się przejechać ferrari po torze, ale bez kupowania” – mówił prezes włoskiej firmy. To dotyczy wszystkich marek, nie tylko sportowych.
Koncerny, takie jak BMW i Daimler, już wiedzą, że w przyszłości nie wyżyją z produkcji samochodów i wchodzą w nowe, poboczne przedsięwzięcia, jak np…. najem hulajnóg. Narzekał na to nie tylko legendarny prezenter Jeremy Clarkson, ale głowią się nad tym socjologowie. Do tej pory zdiagnozowano co najmniej 7 powodów, dla których millenialsów nie podniecają auta tak, jak pokolenia ich rodziców, czyli baby boomers.
Po pierwsze: uważają, że to strata pieniędzy. Nowe auto traci kilkadziesiąt procent swojej wartości po opuszczeniu salonu, a kosztuje równowartość np. rocznych zarobków. Wydawać tyle pieniędzy tylko po to, żeby komfortowo się przemieszczać?
Po drugie: pojawił się Uber i „uberopodobne” aplikacje. Rewolucja technologiczna sprawiła, że taksówkę, czy też pojazd do przewozu osób, zamawia się ze smartfona, tak jak zamawia się pizzę. To proste, szybkie i wygodne: nie trzeba nigdzie dzwonić, podawać adresu, ani mieć gotówki.
Po trzecie: życie jest za krótkie, by martwić o się stawki OC i miejsca do parkowania. Wiele obecnych 40-latków ze zdziwieniem obserwuje beztroskę najmłodszych, np. umawianie się na rozmowę o pracę, a potem zapominanie o tym spotkaniu. To szersze zjawisko, które dotyczy także takich „przyziemnych” spraw, jak koszty posiadania samochodu: trzeba to to ubezpieczyć, trzeba zrobić przegląd, a w dodatku może się coś popsuć. Nie masz samochodu – nie masz tych problemów.
Po czwarte: jazda samochodem? Toż to nuda. Prozaiczna przesłanka, która skłania do niekupowania aut: niektórzy mają auto, bo po prostu lubią jeździć – i nie mam na myśli nocnych rajdów, ale po prostu przyjemność z jazdy. Młodzi w większości w ogóle tego nie czują, nie podniecają ich znaczki na karoserii, dla nich transport oznacza przemieszczanie się z punktu A do punktu B. Może to za nich robić samochód autonomiczny bez kierowcy. Albo Uber.
Po piąte: FOMO – z ang. fear of missing out, czyli strach przed tym, co nas omija. Tak, to podobno jedna z ważniejszych kwestii, która zaprząta młode pokolenie. Dlaczego mam teraz kupować np. auto z napędem hybrydowym, jeśli zaraz w modzie będą elektryki? Albo dlaczego mam kupować elektryka, skoro zaraz „wjedzie” wodór? Albo kabrioleta, a nie SUV-a? Takie dywagacje mogą doprowadzić do prawdziwego wewnętrznego rozdarcia. Recepta? Olać wybór i zrezygnować z auta.
Czytaj też: Auta elektryczne odjadą w niebyt zanim zdążą się na dobre rozgościć? Oto wodór – paliwo przyszłości
Po szóste: z posiadaniem auta jest za dużo papierkowej roboty. Umowy kupna, polisy ubezpieczeniowej, a jeszcze perspektywa dostania mandatu. Dlaczego lepiej użytkować, niż posiadać.
Po siódme: młodzi są zbyt ekologiczni na auto spalinowe, za mało awangardowi, żeby kupić elektryka. Rośnie świadomość ekologiczna i tego, że podróż autem, w dodatku w pojedynkę, to rachunek wystawiony klimatowi. Można by oczywiście kupić auto elektryczne, ale jest jeszcze droższe niż zwykłe, poza tym trzeba je długo ładować i ma mały zasięg. Może kiedyś.
Renault i samochody „z recyklingu”. Tańsze i bardziej eko?
Z samochodów nie zrezygnujemy, ale będziemy z nich inaczej korzystać i chętniej kupować używane z wyboru, a nie z konieczności. Pierwsze zmiany czekają nas już w tym roku.
Sygnał do zmian dał francuski koncern Renault, który w tym roku, w podparyskiej miejscowości Flins, gdzie stoi już jego potężna fabryka, dobuduje nową część. Będzie to strefa startupów, w których entuzjaści będą głowić się nad tym, jak sprawić, by auta stały się bardziej ekologiczne. Nie będzie się tam produkować aut od zera, ale będzie się je „odnawiać”.
Szefowie Renault przekonują, że mobilność musi się zmienić. Samochody przyszłości muszą być produkowane w sposób bardziej zrównoważony, muszą być czystsze, mieć „kilka żyć” i móc przejechać 1 mln mil (1,6 mln kilometrów). Do tej pory jedynie właściciele toyoty prius opowiadali o jej legendarnej niezawodności, która pozwala przejechać 1 mln, ale kilometrów.
„Rynek aut z drugiej ręki przeżywa boom, który jest napędzany rosnącą świadomością ekologiczną i nowym modelem konsumpcji, w którym klienci zamiast posiadać, wolą użytkować” – przyznaje w komunikacie Renault. I zamierza w swojej fabryce odnawiać samochody z wykorzystaniem części, które będą się do tego nadawać i wprowadzać modele ponownie na rynek.
Renault stworzy w tym celu oddzielną linię do demontażu pojazdów, a na drukarkach 3D będzie „drukować” nieprodukowane już tradycyjnymi metodami części do starszych modeli. Docelowo nawet w zupełnie nowych samochodach Renault do 30% ma się zwiększyć udział materiałów z odzysku.
Na początek skala przedsięwzięcia będzie niewielka, ale od czegoś trzeba zacząć. Mowa o 45.000 odnowionych aut rocznie. Do tej pory Renault produkowało ok. 7 mln aut rocznie.
Dla całej branży to duże wyzwanie. Głównie jeśli chodzi o elektromobilność, ponowne użycie baterii i ich recykling. Francuska firma chce udoskonalić proces regeneracji baterii tak, by używane podzespoły poprawnie funkcjonowały przez kolejne 4.000 cykli ładowania. Firma chce „odnawiać” 20.000 baterii rocznie. Czy to ma sens?
Używane jak nowe? Nie tylko od Renault. Czy przypadkiem to nie polski patent?
Czy można zaryzykować tezę, że to Polacy byli pionierami „samochodowego zero waste”, skoro rok w rok sprowadzają do kraju circa milion używanych samochodów z Niemiec czy Francji i jeżdżą nimi kolejne kilka-kilkanaście lat? To jest dopiero gospodarka o obiegu zamkniętym, choć ostatnio rząd myśli, żeby ten obieg ograniczyć.
Ale czy rzeczywiście jesteśmy tacy ekologiczni? W polskim wydaniu to raczej karykatura, bo auta często są niesprawne technicznie, mają wycięte katalizatory, a stacje badań technicznych nie są w stanie (lub nie chcą) wychwycić tych usterek.
To, co proponuje Renault, to kontrolowana odnowa aut i niektórych części. To gwarancja tego, że auta będą bezpieczne, a nie zespawane z części dwóch (lub więcej) niepasujących do siebie aut. I że przejdą testy bezpieczeństwa. Na rynku wtórnym już teraz można dostać tzw. „regenerowane” podzespoły, takie jak skrzynie biegów czy turbiny, wielokrotnie tańsze niż części nowe. Do tej pory taką odnową zajmowały się wyspecjalizowane lokalne serwisy. Renault chce to robić na dużą skalę i w reżimie fabrycznym.
Czy taka filozofia może być przyszłością motoryzacji? Gdy zapytałem o to polskich dilerów samochodów, to nie chcieli komentować. A przecież już teraz mają swój udział w „recyklingu” aut, wprowadzając na rynek auta poleasingowe czy flotowe. Klient, który kupuje takie używane auto w salonie, który jest pośrednikiem, dostaje gwarancję, że stan techniczny samochodu jest nienaganny, a może przede wszystkim – znając historię auta i jego pochodzenie – że nie jest ono kradzione.
Czytaj też: Pierwszy telekom w Polsce sprzedaje smartfony z odzysku w… abonamencie. I to jakie!
Auta fabrycznie odnowione: ile będą kosztowały?
O komentarz w sprawie recyklingu aut poprosiłem Wojciecha Drzewieckiego, dyrektora firmy Samar, która analizuje rynek motoryzacyjny. Co o sądzi o tej nowince?
„To dobry pomysł. Zainteresowanie używanymi auta jest duże i będzie rosło, nie tylko w Polsce. Z drugiej strony, w nadchodzących latach zapotrzebowanie na nowe samochody będzie malało. Głównie za sprawą ekonomii współdzielenia: do wyboru są hulajnogi, przewóz osób, ale też car-sharing. W Polsce, może nie odniósł jeszcze dużego sukcesu, ale perspektywy ma dobre”
Dlatego wprowadzanie do sprzedaży odnowionych aut to z punktu widzenia całego rynku wtórnego dobra formuła. Zdaniem Drzewieckiego, takie odnowione auto będzie miało dla konsumenta większą wartość niż używane, ale nieodnowione fabrycznie.
„Oczywiście, proces odnawiania musi być w granicach rozsądku, z weryfikacją wszystkich systemów, aktualizacją oprogramowania, kto wie – być może trzeba by wymieniać tapicerkę. Każde auto jest w innym stanie, firma będzie musiała obliczyć, ile pieniędzy będzie się jej opłacało zainwestować w taki samochód”
Zdaniem eksperta nie chodzi tylko o ekologię, ale też o kalkulację ekonomiczną. Nowe samochody są coraz droższe ze względu na coraz bardziej restrykcyjne przepisy dotyczące norm emisji spalin (w tym roku ceny nowych samochodów w zależności od modeli są wyższe od 5-15%).
Zdaniem Wojciecha Drzewieckiego będzie rosło rozwarstwienie – nie wszystkich będzie stać na te nowe samochody, a jeśli tak, to zmieni się sposób ich użytkowania – klienci będą szukać nowych modeli finansowania (leasing, wypożyczanie długoterminowe), być może car-sharing. Ale na końcu tej drogi popyt na nowe auta, nie będzie już tak duży, jak do tej pory.
Od siebie bym dodał, że wiele zależy, jak zawsze, od finalnej ceny: jeśli auta „fabrycznie odnowione” będą relatywnie tanie i nie obłożone wysoką marżą, to zaryzykuję tezę, że klienci dopiszą. W tym momencie nie znamy przyszłych cenników, więc możemy jedynie gdybać, ale wyobrażam sobie, że jeśli odnowione modele będą sprzedawane za połowę wartości porównywalnych albo nieznacznie drożej niż auta używane, sprzedawane przez przypadkowe osoby „z ogłoszenia”, to warto będzie dopłacić do takiego używanego, odnowionego auta z gwarancją.
źródło zdjęcia: PixaBay