Biuro Informacji Kredytowej wprowadziło mobilną wersję swojej konsumenckiej usługi – bieżącego dostępu do historii kredytowej, oceny wiarygodności płatniczej oraz alertów o próbach wyłudzenia. Oferta jest bardziej wypasiona, niż w wersji desktopowej, ale i sporo droższa. Przetestowałem na własnej skórze aplikację „Mój BIK”. Czy mógłbym Wam ją zarekomendować?
Biuro Informacji Kredytowej już od jakiegoś czasu udostępnia swoją wiedzę dotyczącą historii kredytowej – i tego, co z niej wynika – nie tylko bankom, ale też zwykłym konsumentom. Rejestrując się na stronie www.bik.pl i płacąc abonament albo za jednorazowy dostęp do konkretnego pakietu, możemy zabawić się w „kontrwywiad” i uzyskać wiedzę, którą dostałby od BIK bank, gdyby ów bank zapytał o nas (bo np. złożyliśmy wniosek kredytowy).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
BIK powie nam to, co mówi bankom. Ile to kosztuje
Chodzi nie tylko o informację o tym, ile kredytów spłacamy i czy robimy to w terminie, ale też jak to było w przeszłości. W oparciu o nasze „życie kredytowe” BIK wystawia też procentową ocenę scoringową – czyli ile procent wiarygodności, jego zdaniem, posiadamy w drodze do ideału (wynoszącego 100%).
Oczywiście: żaden bank nie opiera się wyłącznie na wiedzy zassanej z BIK, ale to jedyne miejsce w Polsce, mające dostęp do pełnej historii kredytowej każdego Polaka. Z dość dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że jeśli w BIK mamy „zabrudzoną” kartę, to banki niechętnie nam pożyczą pieniądze.
Najpopularniejszą usługą BIK są jednak nie dane dotyczące historii kredytowej, terminowości spłaty bieżących kredytów oraz scoringu, lecz Alerty BIK. To usługa pozwalająca nam się dowiedzieć, że jakiś bank o nas pytał w BIK. Natychmiast po takim zapytaniu otrzymujemy na ten temat SMS z BIK-u. Jeśli nie występowaliśmy o kredyt, może to być dla nas cenna informacja „kontrwywiadowcza”, że bank się nami ponadprzeciętnie interesuje lub też, że ktoś chce wyłudzić kredyt na nasze dane. Dobrze wiedzieć, że tak się dzieje, zwłaszcza, że dostęp do Alertów BIK nie kosztuje fortuny – to 24 zł rocznie.
Cała wiedza o relacjach z bankami pod ręką
No i teraz z całym tym dobrem BIK wchodzi do naszych smartfonów, uruchamiając specjalną aplikację „Mój BIK”, którą można od dziś ściągnąć ze sklepów AppStore i Google Play.
Tylko czy warto obciążać nią pamięć swojego smartfona? Jakie mogą być korzyści z używania wiedzy o historii i wiarygodności kredytowej w postaci kieszonkowej i dostępnej w każdym momencie? Czy to są na tyle konieczne do bieżącego użytku dane, że trzeba je mieć pod ręką non stop? I za nie płacić?
Aplikacja smartfonowa to coś rodzaju „centrum sterowania kredytami”. Rzecz wygodna, choć zapewne nie-niezbędna do życia. Zaraz po odpaleniu aplikacji (można się zalogować palcem lub twarzą, o ile smartfon posiada tę funkcję) mam na jednym ekranie całą wiedzę na temat relacji z bankami.
A więc: czy mam jakąś zaległą ratę kredytu, karty kredytowej, debetu itp., czy od ostatniego logowania jakiś bank o mnie pytał w BIK, jaka jest w danym momencie moja ocena punktowa w skali 0-100% oraz ile zobowiązań mam do spłaty, o jakiej wartości i jaki procent zaciągniętego długu już spłaciłem.
A poniżej – jednym kliknięciem – mogę wygenerować szczegółowy Raport BIK, w którym będzie już szczegółowa wiedza o każdym obecnym i byłym kredycie. Raport mogę przeglądać w smartfonie, albo wyeksportować na skrzynkę e-mail jako pdf.
Czytaj też: Ponad połowa Polaków ma doskonały scoring. Jak dołączyć do tego ekskluzywnego klubu? Oto kilka wskazówek
Czytaj też: Wyłudzony na dane klienta 17 lat temu kredyt podstawą do negatywnego wpisu w BIK. Co bank na to?
Zastrzeganie dokumentów, „credit freeze”, analizator i „ochraniacz” smartfona
Obok mam ikonkę z Analizatorem BIK. To narzędzie, które BIK udostępnił stosunkowo niedawno i przydaje się do oceny prawdopodobieństwa przyznania kredytu.
Wklepuje się kwotę kredytu, który sobie wymarzyliśmy, podaje kilka danych, kilka kolejnych Analizator pobiera sobie sam z naszej historii kredytowej w BIK i „wypluwa” prawdopodobieństwo, że dostaniemy w banku kredyt o danych parametrach. Nie jest to oczywiście żadna obietnica, ale przynajmniej wskazówka dotycząca tego, czy nie warto np. obniżyć kwoty kredytu, żeby mieć większą szansę na pozytywne rozpatrzenie wniosku.
Do tego dochodzi możliwość zastrzeżenia dokumentów (gdyby zostały zgubione) – niestety u mnie ta opcja nie działa, jest tylko lista wcześniej zastrzeżonych dokumentów – oraz złożenia zastrzeżenia kredytowego. A więc poinformowania banków (wszystkich) oraz firm pożyczkowych (tych, które współpracują z BIK), że nie planuję zaciągania kredytów. A to oznacza, że jak do jednej z tych instytucji przyjdzie ktoś, kto się za mnie podaje i poprosi o kredyt, to trzeba go potraktować jak potencjalnego złodzieja.
No i jeszcze jest narzędzie BIK Protect, które skanuje ustawienia smartfona i informuje jeśli któreś z nich będzie rodziło niebezpieczeństwa dla prywatności. Nie jest to co prawda program antywirusowy, ale gadżet, który pozwala to i owo monitorować.
Ile kosztuje „Mój BIK”?
Ogólnie rzecz biorąc: całkiem solidny pakiet. Jest tylko jeden problem – nie jest za darmo. Korzystanie z tej całej wiedzy kosztuje 49,99 zł kwartalnie, czyli 200 zł w skali roku. To dużo więcej, niż pakiet desktopowy, który w najbardziej wypasionej wersji kosztuje 99 zł w skali roku.
Na czym polega różnica? Zapewne na tym, że pakiet desktopowy zawiera możliwość zassania tylko sześciu raportów BIK w ciągu roku. A w wersji mobilnej tych raportów możemy wziąć tyle, ile dusza zapragnie, nawet i co drugi dzień. Tylko po co? Być może tych sześć by wystarczyło?
W wersji mobilnej można kupić tańszą wersję, za 9,99 zł miesięcznie, która obejmuje tylko Alerty BIK, Wskaźnik BIK (informacja o zaległościach w spłacie bieżących rat), aktualny scoring oraz gadżety typu zastrzeżenie kredytowe, zastrzeżenie dokumentów oraz BIK Protect. Jednorazowe dokupienie Raportu kosztuje 27,99 zł. Żeby skorzystać z Analizatora też trzeba mieć droższą wersję.
Czytaj też: Czy da się za pieniądze „wyczyścić” BIK?
„Mój BIK” w smartfonie? Ma sens tylko w wersji płatnej
Instalowanie aplikacji na swoim smartfonie ma sens w zasadzie tylko wtedy, jeśli chcemy korzystać z któregoś z płatnych pakietów. W wersji darmowej (czyli bez wybranego pakietu) aplikacja w zasadzie tylko zajmuje pamięć w smartfonie.
Wydaje się, że dla większości konsumentów wersja za 9,99 zł miesięcznie będzie wystarczająca i oferująca dość przyjemny przelicznik korzyści do ceny (choć to indywidualna sprawa). Wersja za 49,99 zł kwartalnie (z Raportem no limits oraz Analizatorem) to moim zdaniem gruba przesada cenowa.
Trochę nie rozumiem powodów, dla których konsumencka oferta BIK jest zupełnie inna w wersji desktopowej i mobilnej. W jednej mamy pakiet full za 100 zł, a w drugiej – full mobile za 200 zł rocznie. W jednej mamy „gołe” Alerty za 24 zł rocznie, a w drugiej – Alerty oraz dwa dodatkowe wskaźniki i kilka gadżetów za 120 zł rocznie.
Aby skorzystać z oferty mobilnej BIK trzeba oczywiście pobrać aplikację i się w niej zarejestrować. Polega to albo na sparowaniu aplikacji z już istniejącym kontem w BIK albo na pełnej rejestracji w smartfonie, obejmującej potwierdzenie tożsamości. W BIK tłumaczą, że rejestracja musi być restrykcyjna ze względu na dostęp do danych objętych tajemnicą bankową.
Ja akurat nie przechodziłem pełnej rejestracji (słyszałem, że zajmuje od kilku do kilkunastu minut, jest weryfikacja dowodu tożsamości), bo mam już konto w BIK. Po wykupieniu oferty mobilnej mogę z niej korzystać też w wersji desktopowej.
Co BIK musi dać ci za darmo?
Podsumowując: jeśli ktoś może sobie pozwolić na wydatek rzędu 120-200 zł rocznie na to, by mieć wygodny, stały dostęp do informacji finansowych na swój temat (przez pryzmat kredytów i wiarygodności płatniczej) – znać swoją ocenę kredytową, mieć stały wgląd w terminowość rat kredytów, wygodnie zastrzegać dokumenty, „zamrażać” i „odmrażać” sobie możliwość zaciągania kredytów – to aplikacja jego oczekiwania spełni.
Ale jeśli ktoś ma jeden kredyt, nie planuje jakoś specjalnie się zadłużać, to w zupełności wystarczy mu zapłacić 24 zł rocznie za Alerty BIK. To jedyna usługa BIK-u, którą bezwarunkowo polecam każdemu. Po prostu zwiększa nasze bezpieczeństwo. Oferta mobilna BIK to wygodna wiedza pod ręką, ale czy niezbędna w codziennym życiu i warta wspomnianych wyżej 120-200 zł? To już pozostawiam Waszej ocenie.
Warto dodać, że BIK ma obowiązek udzielić raz na jakiś czas informacji o tym, co o nas wie, bez żadnych opłat, w ramach ustawy RODO. To tzw. kopia danych. Nie ma ona przyjaznej formuły i nie zawiera dodatkowych informacji, takich jak scoring. Nie wiąże się z żadnymi dodatkowymi usługami (terminowość spłaty rat, analizator, zastrzeżenie dokumentów, kredytowe itp.), ale jeśli ktoś potrzebuje wyłącznie wiedzy o swojej historii kredytowej, to nie musi za nią płacić.
Tutaj więcej: o tym jak zamówić kopię danych z BIK (i nie tylko z BIK)
————————————
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” – w składzie Michał Wachowski, Maciek Bednarek, Irek Sudak oraz Maciek Samcik – rozmawiamy z przedsiębiorcą, który zdecydował się otworzyć swoją działalność mimo narzuconych przez rząd obostrzeń. Czy to nieodpowiedzialna partyzantka, czy zwyczajny odruch człowieka, który jest pod ścianą, pozostawiony bez żadnej pomocy i walczy o życie? Zastanawiamy się też komu pomoże administracyjne przedłużenie obniżki kosztów pożyczek pozabankowych (i czy firmy, które nam ich udzielają, to zniosą). Zdradzamy trzy mało popularne sposoby na oszczędzanie pieniędzy i ujawniamy, ile można było zarobić opóźniając tylko o kilka miesięcy ewakuację z pewnego niezbyt popularnego programu oszczędnościowego. A na koniec sprawdzamy po co prezesowi UOKiK konsola do gier? Zapraszamy do posłuchania! Trzeba kliknąć ten link. Albo znaleźć nas na jednej z popularnych platform podcastowych, np. w Spotify, Google Podcasts, czy Apple Podcasts.
zdjęcie tytułowe: Craig Whitehead/Unsplash/BIK