Na czas covidowego kryzysu rząd obniżył maksymalny koszt pożyczki. Ale za tę politykę muszą zapłacić firmy pożyczkowe. Limit miał obowiązywać do marca, ale wygląda na to, że branża będzie musiała z nim żyć do końca roku. Co to dla niej oznacza i dla jej klientów? Wygląda na to, że złote czasy dla lombardów dopiero nadchodzą
Politycy raz na jakiś czas dokuczają branży pożyczkowej. Najczęściej w postaci ustawowego maksymalnego kosztu pożyczki. Za każdym razem przedstawiciele branży lamentują, że to już koniec, że to już ostatni gwóźdź do ich trumny. Ale koniec jakoś nie nadchodzi. Czy teraz będzie inaczej? Wiosną, gdy wybuchła pandemia, rząd (pod naciskiem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów) postanowił ulżyć Polakom-kredytobiorcom i wprowadził niższy maksymalny koszt pożyczek.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wcześniej limit był następujący: 25% kwoty pożyczki plus 30% kwoty pożyczki w skali roku. Czyli przy pożyczce o wartości 1000 zł na miesiąc do zapłaty było maksymalnie 275 zł (250 zł plus 25 zł). Gdyby pożyczka udzielona była na dwa miesiące, cena nie mogłaby przekroczyć 300 zł (250 zł plus 50 zł).
Natomiast „covidowy” limit dla pożyczek udzielonych na okres od 30 dni wynosi 15% kwoty pożyczki plus 6% kwoty pożyczki w skali roku. Przykładowa 1000-złotowa pożyczka udzielona na 60 dni wcześniej mogła kosztować 300 zł, przy nowym limicie – 160 zł (150 zł plus 10 zł). Inaczej potraktowano też pożyczki do 30 dni. Limit wynosi 5%, czyli za pożyczone 1000 zł firma pożyczkowa nie można zażądać więcej niż 50 zł plus odsetki (a te obecnie to maksymalnie 7,2% w skali roku).
Na powyższe limity nałożono jeszcze jeden – pozaodsetkowe koszty nie mogą przekroczyć 45% kwoty kredytu. Poprzedni – czasowo zawieszony – limit przewidywał, że koszty nie mogą być wyższe niż 100% wartości pożyczki.
Przeczekamy do wiosny… Albo do grudnia
Niższy limit miał obowiązywać do marca 2021 r. Przedstawiciele firm pożyczkowych przyjęli go z przerażeniem, ale uznali, że choć rok zapewne zakończą pod kreską, to jakoś przeczekają do wiosny. Ale pod koniec ubiegłego roku dowiedzieli się, że rząd planuje przedłużyć obowiązywanie niższego limity do końca 2021 r. (nad tą sprawą pochyla się właśnie Senat). Już 2019 r. branża pożyczkowa jako całość zamknęła stratą w wysokości ponad 120 mln zł (choć oczywiście były firmy, którym udało się zachować rentowność), a przecież wówczas mogła liczyć sobie za pożyczkę więcej niż obecnie. Nie ma wątpliwości, że 2020 r. branża zamknie na jeszcze większym minusie.
Kilka chwilówkowych „brandów” nie wytrzymało covidowych ograniczeń. Pożyczek nie udzielają Yolo, SMS Kredyt, Lendo, Cashalot, Opoqa Finance, Lime-Kredyt, Mikrokasa jest w restrukturyzacji, a LoanMe udziela pożyczek tylko do 1000 zł na rok. To tylko przykłady firm, które wypadły na stałe, bądź chwilowo z rynku. Lista „licencjonowanych” firm pożyczkowych (znajdują się na specjalnej liście UOKiK) przekracza pół tysiąca, ale na koniec ubiegłego roku aktywnie działało tylko 38 firm.
„Po wejściu w życie przepisów ustanawiających nowy, obniżony poziom kosztów pozaodsetkowych liczba aktywnych instytucji pożyczkowych zmniejszyła się o około 25% i należy oczekiwać dalszego spadku, mając na względzie, że część podmiotów zdecydowała się na kontynuowanie działalności jedynie przy założeniu, że po dniu 8 marca 2021 r. wygaśnie limit nałożony przez ustawę covidową”
– mówi Tomasz Fedyna, prezes firmy pożyczkowej Wonga. Z kolei Zbyszko Pawlak, prezes Everest Finanse, do której należy marka Bocian, prognozuje, że utrzymanie niższego limitu spowoduje, że liczba aktywnych firm pożyczkowych spadnie w tym roku grubo poniżej 30. Przedstawiciele branży przypominają, że celem ograniczenia pozaodsetkowych kosztów było i jest zniechęcenie firm pożyczkowych do udzielania bardzo krótkich i wysokokosztowych pożyczek. Wygląda jednak na to, że skutek jest odwrotny.
„Jak wynika z danych BIK prezentowanych na ostatnim Kongresie Consumer Finance, wprowadzone zmiany doprowadziły do tego, że firmy pożyczkowe udzielają więcej pożyczek krótkoterminowych, a pożyczki, które były udzielane na najdłuższe okresy doznały największych spadków. Skutek nowych regulacji jest odwrotny niż zamysł ustawodawcy. Przedłużenie przepisów do końca 2021 r. zaowocuje dalszym spadkiem sprzedaży pożyczek ratalnych i wzrostem pożyczek krótkoterminowych udzielanych jedynie na 30 lub 60 dni”
– mówi Tomasz Fedyna. Szef Bociana podkreśla, że w ubiegłym roku firmy pożyczkowe musiały bardziej restrykcyjnie podejść do scoringu klientów, przez co kolejna grupa klientów została wykluczona z legalnego rynku pożyczkowego i trafiła do pożyczkowej szarej strefy. Nie mają szans na kredyt w banku, teraz nie dostaną chwilówki. Jeśli mają nóż na gardle, pozostaje im korzystanie z szemranych firm, pożyczanie od rodziny, znajomych, czy zastawianie przedmiotów w lombardach, które kwitną w dobie koronakryzysu.
Żeby przetrwać, trzeba handlować nie tylko pieniądzem
Szefowie firm pożyczkowych, z którymi rozmawiałem, nie lamentują. Ich zdaniem, w tym roku rynek chwilówkowy się skurczy, ale to nie oznacza, że całkiem zniknie.
„Część firm oczywiście będzie w stanie działać, przeczeka po prostu kolejny trudny rok z obniżonym limitem. Wieloletnie doświadczenie, zbudowana organizacja, poczynione inwestycje… Nie zamyka się firmy tylko dlatego, że wisi nad nią ryzyko straty za rok czy dwa”
– mówi Zbyszko Pawlak, który ma inny pomysł na przetrwanie, niż tylko liczenie na to, że rząd odmrozi limit. Ten pomysł to dywersyfikacja, czyli zróżnicowanie działalności. Przyznaje, że w 2020 r. Everest Finanse zanotuje bardzo duży spadek wyniku finansowego, ale mimo trudnych warunków prowadzenia działalności firma będzie na plusie. Jak to się jej udało?
Po pierwsze, w portfelu firmy znajdują się jeszcze pożyczki sprzedawane przed wprowadzeniem niższego limitu. Po drugie, Everest Finanse od kilku lat notuje przychody ze sprzedaży… produktów innych niż pożyczkowe.
„Chodzi o inne produkty finansowe, np. ubezpieczenia, ale też produkty konsumpcyjne. W ubiegłym roku sprzedawaliśmy np. perfumy, choinki, produkty AGD. Jesteśmy obecni w blisko 100.000 gospodarstw domowych. Dzięki przygotowywanej aplikacji i sieci naszych doradców terenowych będziemy mogli wkrótce zaoferować kanał sprzedaży wszelkich dóbr konsumpcyjnych. Szacuję, że w 2021 r. sprzedaż produktów niefinansowych Everest Finanse stanowić będzie ok. 40% przychodów firmy”
Firma jest o tyle w komfortowej sytuacji, że postawiła na model pożyczek udzielanych w domu klienta, podobnie jak Provident. Te zasoby i energię można stosunkowo łatwo przekierować do sprzedaży innych produktów niż pożyczki.
Rządowe gwarancje pożyczkowe?
Ekipa „Subiektywnie o finansach” nie jest grupą fanów firm pożyczkowych, głównie dlatego, że przez lata musiała piętnować patologiczną wręcz politykę tych firm. Nie podobają nam się często horrendalnie wysokie koszty pożyczek, czy uzależnianie klientów od chwilówek „pierwszą pożyczką gratis”. Ale faktem jest, że pożyczki wypełniają lukę, którą odpuściły sobie banki. A przecież ludzie, których nie stać na kredyt w banku, też mają konsumpcyjne aspiracje.
Rząd postanowił zmusić branżę pożyczkową do finansowania jego polityki, czyli w tym przypadku sprawienia, by w kryzysie Polacy mogli zapożyczać się taniej. Co prawda niższy limit dotyczy wszystkich pożyczkodawców, a więc też banki, ale te – oprócz kredytów – mają inne źródła przychodów. Może nie sprzedają choinek czy sprzętu AGD, ale zarabiają m.in. na opłatach i prowizjach od kont osobistych i kart, a źródło finansowania, czyli nasze depozyty mają dziś prawie za darmo.
Zablokowanie rynku pożyczkowego powoduje, że część klientów z konieczności zasila rzesze gości lombardów. A więc i tak się zadłużają, tyle, że pod zastaw cennych rzeczy, czasem pamiątek rodzinnych. Pożyczka z lombardu niekoniecznie bywa bezpieczna, na pewno nie jest też tania. Pytanie brzmi: czy rząd, chcąc pomóc konsumentom, nie zrobił – przynajmniej części z nich – krzywdy?
A może rząd – zamiast majstrować przy limitach – powinien w inny sposób pomóc osobom gorzej sytuowanym, które nie mogą sobie pozwolić na bankowy kredyt? Może warto porozmawiać o systemie rządowych gwarancji dla pożyczek (przynajmniej tych pożyczek, które mają rozsądne warunki)? W przeszłości państwo dopłacało niektórym kredytobiorcom do kredytów mieszkaniowych, a ponoć PiS chce wrócić do tego pomysłu. Z kolei przedsiębiorcy mogą liczyć na wsparcie w postaci gwarancji, dzięki którym łatwiej jest im uzyskać kredyt w banku.
Jak można pomóc ludziom „skazanym” na pożyczki? Rząd mógłby dać swoje gwarancje, czyli obietnicę spłaty pożyczki, gdyby z tego obowiązku nie wywiązał się pożyczkodawca. Przepustką do takiej „gwarantowanej” pożyczki mogłoby być spełnienie przez pożyczkobiorcę jakichś wstępnych warunków (np. dochód na poziomie „od”-„do” i przynajmniej akceptowalna wiarygodność płatnicza) oraz odpowiednie parametry pożyczki, np. spłata nie w jednej, a kilku ratach oraz koszt pożyczki, który nie byłby wzięty z Księżyca, ale pozwoliłby firmie pożyczkowej trochę zarobić.
————————————
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” – w składzie Michał Wachowski, Maciek Bednarek, Irek Sudak oraz Maciek Samcik – rozmawiamy z przedsiębiorcą, który zdecydował się otworzyć swoją działalność mimo narzuconych przez rząd obostrzeń. Czy to nieodpowiedzialna partyzantka, czy zwyczajny odruch człowieka, który jest pod ścianą, pozostawiony bez żadnej pomocy i walczy o życie? Zastanawiamy się też komu pomoże administracyjne przedłużenie obniżki kosztów pożyczek pozabankowych (i czy firmy, które nam ich udzielają, to zniosą). Zdradzamy trzy mało popularne sposoby na oszczędzanie pieniędzy i ujawniamy, ile można było zarobić opóźniając tylko o kilka miesięcy ewakuację z pewnego niezbyt popularnego programu oszczędnościowego. A na koniec sprawdzamy po co prezesowi UOKiK konsola do gier? Zapraszamy do posłuchania! Trzeba kliknąć ten link. Albo znaleźć nas na jednej z popularnych platform podcastowych, np. w Spotify, Google Podcasts, czy Apple Podcasts.