Niemal zerowe oprocentowanie depozytów skłania wielu Polaków do poszukiwania zysków poza bankami. Skończy się to różnie. W ciągu kilku ostatnich tygodni śledczy powsadzali do aresztów kilkadziesiąt osób z trzech różnych firm, które jeszcze przed erą zerowych stóp procentowych oferowały obligacje korporacyjne albo certyfikaty inwestycyjne. W sumie poszkodowanych może być nawet 10.000 osób, które straciły ponad 1 mld zł. Jaką sumę da się z tej kwoty odzyskać? I czy to rekordowe lato afer jest zapowiedzią jeszcze bardziej aferalnej jesieni?
Nie wiadomo co gorsze – że po doświadczeniach afery Getback ktoś próbował znów sprzedawać obligacje firm twierdząc, że to w pełni bezpieczna i gwarantowana inwestycja, czy to, że są jeszcze w Polsce ludzie gotowi w to uwierzyć. Jak widać chciwość ma się dobrze. Gorzej, że wśród poszkodowanych – jak sprawdziliśmy – jest bardzo dużo seniorów, dla których utrata pieniędzy jest wyjątkowo dotkliwa i którzy mogą nie dożyć sprawiedliwości.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Lato 2020 to nie tylko pandemia. To lato finansowych afer
Od zawsze narzekamy, że organy ścigania są niemrawe, jeśli chodzi o ściganie oszustw na rynku finansowym. Ale można odnieść wrażenie, że ostatnio prokuratura wzięła się ostro do roboty. Ostatnie dni wakacji kilkoro członków władz firm oferujących nam korzystne inwestycje spędzi w areszcie. Podliczając ostatnie działania prokuratury można się jednocześnie obawiać, że w erze niskiego oprocentowania depozytów znów wzrośnie liczba oszustów, oferujących wysokie zyski bez ryzyka.
Afera nr 1. Straty: od 17 mln zł do kilkuset milionów złotych. Pieniądze miały być inwestowane w grunty i condohotele
W poniedziałek 24 sierpnia CBA poinformowało, że zatrzymało trzy osoby podejrzane o stworzenie piramidy finansowej. A dokładnie o to, w latach 2016-2020 prowadzona przez nich firma sprzedawała obligacje kilkudziesięciu spółek z różnych branż, przede wszystkim z rynku nieruchomości, wprowadzając klientów w błąd. Zarzuty prokuratora stawiane szefom firmy to to działanie w zorganizowanej grupie przestępczej oraz oszustwo wielkich rozmiarów.
„Pracownicy spółki, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej wprowadzali klientów w błąd. Wszystko wskazuje na to, że mieli świadomość, że kondycja finansowa emitentów już w chwili emisji instrumentów finansowych budziła wątpliwości co do możliwości wypłaty zainwestowanego przez obligatariuszy kapitału oraz wynikających z niego odsetek, a deklarowana wartość ustanawianego zabezpieczenia znacząco odbiegała od realnej wartości rynkowej”
– czytamy w komunikacie CBA. Skala oszustwa? CBA mówi o kilku tysiącach osób i kilkuset milionach złotych strat. Prokuratura oblicza inaczej: że pokrzywdzonych jest 80 osób, a straty to 17 mln zł. Możliwe, że racje mają obydwie te instytucje – po prostu nie wszyscy poszkodowani zgłosili się ze swoimi stratami.
O jaką firmę chodzi? Według nieoficjalnych informacji może chodzić o Alpha Bridge Broker, poprzednio występującej pod nazwą Gerda Broker, która oferowała inwestycje m.in. w grunty, apartamenty, czy condohotele. Sprawę opisał portal dziennikśledczy.pl, do którego zgłosili się pierwsi poszkodowani. Firma miała obiecywać regularny i bezpieczny zysk z odsetek nawet do 20% w ciągu dwóch-trzech lat.
Afera nr 2. Fundusze inwestycyjne i luksusowy dom seniora. I straty 600 mln zl
30 lipca CBA zatrzymało dwie osoby w związku z śledztwem dotyczącym zorganizowanej grupy przestępczej. Sprawa jest zawiła. W tym przypadku w latach 2012-2017 „przedsiębiorcy” mieli stworzyć i zarządzać czterema funduszami inwestycyjnymi, a przekręty miały polegać m.in. na fikcyjnym podbijaniu cen nieruchomości poprzez ich kupowanie przez powiązane podmioty.
Zatrzymano już 24 osoby, a straty inwestorów mogą wynieść 600 mln zł. W sumie oszukano 2.000 osób. Certyfikaty funduszy oferowane były za pośrednictwem banków – informuje CBA, ale nie wiadomo o jakie instytucje chodzi. Wiadomo, że spółka miała inwestować w luksusowy dom seniora w Otwocku. Jak namawiano klientów do inwestycji? Niemal identycznie, jak w przypadku obligacji Getback. CBA informuje:
„Pracownicy banków, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, świadomie wprowadzali nabywców w błąd. Przekonywali ich, że oferowane produkty są zabezpieczone gwarancjami bankowymi lub są po prostu zwykłymi lokatami bankowymi”
Afera nr 3. Prywatne akademiki, obligacje na 8% rocznie. I 250 mln zł strat
Jest jeszcze przypadek warszawskiej spółki Metropolitan Investment. W pierwszej połowie lipca funkcjonariusze CBA zatrzymali dwóch założycieli firmy. Zarzut? Niekorzystne rozporządzanie mieniem ludzi, którzy im zaufali. W sumie 1466 osób mogło stracić 250 mln zł. Zatrzymani apelują na łamach „Pulsu Biznesu”: „Wypuście nas z aresztu, to wtedy inwestorzy łatwiej dostaną pieniądze”. Czy rzeczywiście? Jakie są szanse że w tej sprawie, i w innych inwestorzy zobaczą choćby zainwestowaną złotówkę?
Przyjrzyjmy się sprawie Metropolitan Investment. Ta warszawska spółka w latach 2016-19 łowiła klientów na dwa sposoby. Pierwszy, klasyczny, to inwestycje na rynku nieruchomości w formie obligacji. A drugi – „innowacyjny”- to sprzedawanie udziałów w swoich przedsięwzięciach. Inwestorzy stawali się wspólnikami wybranych inwestycji.
Firma się chwaliła, że jako pierwsza w Polsce „oferuje inwestycje na rynku nieruchomości komercyjnych dla klienta indywidualnego”. Oferta trafiała na podatny grunt, w końcu nieruchomości są postrzegane jako pewna i względnie bezpieczna forma lokowania kapitału, a do tego Metropolitan Investment otwierał możliwości tym, którzy niekoniecznie chcieli i mieli pieniądze żeby kupować całe osiedle, piętro albo mieszkanie. Zamiast tego można było „zadowolić się” udziałami lub obligacjami. Firma znana była m.in. z tego, że w Trójmieście chciała postawić pierwsze prywatne akademiki.
Jeszcze na koniec 2018 r., jak podawał portal Obligacje.pl, spółka miała łącznie 30,6 mln zł zobowiązań wynikających z 30 emisji papierów dłużnych oprocentowanych na 5-8% z terminami wykupu od lutego 2019 r. do grudnia 2020 r.
Jednak te papiery nie zostały już wykupione. Pierwsze informacje o problemach docierały do inwestorów w połowie ubiegłego roku, aż w grudniu 2019 r. gruchnęła wiadomość, że spółka nie wykupi obligacji. Zamiast tego inwestorom proponowano rolowanie zadłużenia. Nie znamy dokładnych liczb, ale prawnicy, którzy zajmują się tą sprawą mówią, że wśród poszkodowanych jest wysoka „nadreprezentacja” osób w podeszłym wieku.
Już wtedy wiele wskazywało na to, że pieniądze z nowych emisji obligacji finansowały wykup poprzednich emisji. Żeby system nie upadł, tak jak w klasycznej piramidzie finansowej, potrzebował świeżego dopływu nowej gotówki.
Swoich klientów firma łowiła w nietypowy sposób, głównie przez własną sieć sprzedaży – miała lokalizacje w wielu polskich miastach, w reprezentacyjnych lokalizacjach (skojarzenia z Amber Gold nasuwają się same). Sprzedawcy namierzali swoich stałych klientów, bo do Metropolitan Investment trafiali po odejściu z pracy z banków i firm ubezpieczeniowych. Wyciągali notatnik z telefonami, obdzwaniali swoich „zaufanych” klientów, a ci wchodzi w ich ofertę jak w masło.
Sprzedawcy obławiali się na nieświadomych ryzyka inwestycyjnego klientach, bo według nieoficjalnych informacji mogli dostawać 5-15% prowizji od kwoty sprzedaży. Poszkodowanych reprezentuje kilka kancelarii prawnych, m.in. Capital Legis.
„Sposób sprzedaży obligacji odbywał się z rażącym naruszeniem dobrych obyczajów. Obligatariusze zostali wprowadzeni w błąd, co do cech produktu finansowego, w tym ryzyka związanego z jego nabyciem oraz późniejszej możliwości zrealizowania świadczenia z tytuły obligacji. Pokrzywdzeni obligatariusze na pewno nie zdecydowaliby się na zainwestowanie często swoich ostatnich oszczędności, gdyby znali prawdziwy obraz rzeczywistości.
– mówi mi Paulina Kolowca, radca prawny z kancelarii Capital Legis. Jak to obraz? A na przykład taki, że środki wpłacone przez inwestorów były przekazywane nie na zakup nieruchomości, lecz na spłatę zobowiązań obligatariuszy i bieżącą działalność spółki: opłacenia rachunków, rat leasingowych za luksusowe samochody, czy na koszty najmu biur.
Jednym słowem: to był klasyczny missealing, za który, tak jak w przypadku Idea Banku, ktoś powinien „beknąć”. Ale czy tak się stanie? I jak to zadośćuczyni inwestorom? W takich przypadkach niestety odpowiedzialność karna złych ludzi nie przekłada się na odzyskanie wszystkich zainwestowanych pieniędzy przez ofiary. W najlepszym wypadku można odzyskać część pieniędzy.
Czytaj też: Kupiłeś w banku „bezpieczny” fundusz, a on okazał się przekrętem. Kto pilnuje funduszowych nielotów?
Czytaj też: I bez koronawirusa byłby problem? Oni ostrzegali przed condo-tsunami
Nadzorca walczy o odzyskanie pieniędzy. Co wywalczy?
Przed tygodniem powołano (dopiero trzeci raz zastosowano taką procedurę w Polsce) tzw. zarządcę przymusowego spółki Metropolitan Investment. To osoba, która przejmuje – na wniosek prokuratury, bez decyzji sądu – kierowanie spółką po tym, jak jej dotychczasowi szefowie znaleźli się za kratkami. Taki ktoś ma obowiązek spisania majątku spółki, ale też ma zapewnić ciągłość pracy firmy, a raportuje bezpośrednio do prokuratora. Gdy uchwalano te przepisy wielu obawiało się, że śledczy będą nadużywać tego przepisu i będą „przejmować” firmy, ale na razie zapis ten jest używany sporadycznie i raczej na wniosek poszkodowanych. Tak było w tym przypadku.
Zadzwoniliśmy do zarządcy, mec. Jana Hambury, by wcielić się w rolę adwokata diabła i zapytać, czy może nie warto wypuścić tych „nieszczęśników”, którzy siedzą w areszcie, skoro – jak sami mówią – miałoby to pomóc sprawie i przyczynić się do tego, że obligatariusze zostaną spłaceni.
„Pomysłem twórców Metropolitan Investment na wyjście z kłopotów spółki jest spłacenie starszych zobowiązań za pomocą wpłat na nowe projekty lub z przyszłych zysków. To jest klasyczny przykład piramidy finansowej”
– odpowiedział Jan Hambura. A to był dopiero początek jego wywodu.
„Do spółki Metropolitan Investment wszedłem we wtorek 18 sierpnia i to, co od razu mnie zaskoczyło, to fakt, że nie mam władania nad jej pracownikami. Okazało się, że ci, którzy zostali, są przeniesieni do innej spółki. Mało tego, wydaje się, że wszyscy z szacunkowo 800-1500 obligatariuszy dostali numer mojej komórki, co chyba miało na celu sparaliżowanie moich działań. Telefony się urywają. To mnie jednak nie zniechęca i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby odzyskać jak najwięcej pieniędzy dla inwestorów”
Jakie są tak naprawdę szanse, że ci ludzie odzyskają pieniądze? Zdaniem Hambury sprawy nie ułatwia „konflikt międzypokoleniowy”, czyli „starych”, częściowo spłaconych obligatariuszy i nowych, którzy nie dostali ani grosza. Osoby, które inwestowały we wcześniejsze projekty spółki, które już są ukończone i generują jakieś-tam przychody, są przeciwni zbyt radykalnym działaniom zarządcy przymusowego. Samo połapanie się w majątku firmy nie będzie proste – Metropolitan Investment to sieć 90 spółek zależnych, w których rozpływały się pieniądze.
Amber Gold to przy tym pikuś?
Oprócz tych wymienionych w artykule jest jeszcze opisywane przez nas Saturn TFI i Debt Factory. Choć ta ostatnia wpadła w problemy podobno przez lockdown. Niepostrzeżenie zrobiło się nam tych afer i aferek całkiem dużo, a przynajmniej nieporównywalnie więcej i o większej skali, niż w czasach Amber Gold. Wszystkie mają jeden wspólny mianownik – chciwość, wprowadzenie klientów w błąd i przekonywanie, że istnieje coś takiego, jak pewny zysk bez ryzyka. I że jak coś nazywa się „obligacje”, to nie można na tym stracić.
Nikt o nas się lepiej nie zatroszczy, niż my sami. Bo nie czarujmy się – odzyskanie pieniędzy ulokowanych w obligacje lub certyfikaty inwestycyjne niewypłacalnej firmy, to droga przez mękę. Pod tym względem wprowadzenia nadzorcy przymusowego wydaje się ciekawym eksperymentem i drogą w dobrą stronę. Finalnie (czyli pewnie za kilka lat) zobaczymy, ile procent z zainwestowanych w Metropolitan Investment pieniędzy odzyska przeciętny inwestor. O ile dożyje.
źródło zdjęcia: PixaBay