Te wakacje to nie sezon ogórkowy. Nie dość, że walczymy z koronawirusem na froncie medycznym, to co i rusz będą wychodzić problemy finansowe wywołane przez lockdown. Zgłosiła się do nas pani Ola, która zainwestowała w obligacje firmy z sektora wierzytelności. W czerwcu przypadł termin wykupu, ale pieniędzy na razie nie dostanie. Spółka tłumaczy: „wszystko przez lockdown” i #zostańwdomu”. Co tu się wyprawia?
Skutki pandemii i zarządzonego w imię wyższego dobra lockdownu będą dawać nam się we znaki jeszcze długie miesiące, jeśli nie lata. Kryzys gospodarczy i finansowy zawsze niosą ze sobą niespodziewane, zwykle niekorzystne dla konsumentów skutki. „Prawdziwa natura rzeczy często ujawnia się w momencie kryzysu” – nie przez przypadek taka właśnie jest teza opublikowanego ostatnio raportu EY o tytule „Światowe Badanie Uczciwości w Biznesie”.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Obligacje na zakup wierzytelności. Termin wykupu mija, a pieniędzy ni ma
Pod koniec czerwca na naszą skrzynkę mailową trafił list o tytule: „Copernicus nie chce wykupić obligacji”. Postanowiliśmy zgłębić temat i poprosiliśmy autorkę, panią Aleksandrę, o więcej szczegółów.
„Dwa lata temu skusiłam się na obligacje wierzytelnościowe oferowane przez biuro maklerskie Copernicus, a wyemitowane przez spółkę Debt Factory, z terminem zapadalności przypadającym na początku czerwca (obligacje serii A1). Data w kalendarzu minęła, pieniędzy nie otrzymałam”
– relacjonuje czytelniczka. Pisze o obligacjach „wierzytelnościowych”, czyli wyemitowanych przez spółkę zajmującą się egzekucją długów. Zwykle skupionych od banków, firm telekomunikacyjnych, operatorów kablowych za 10-20-30, a nieraz i 40% ich „prawdziwej” wartości. W dobrych czasach może z tego powstać niezły biznes, o czym świadczą sukcesy takich spółek, jak Kruk, czy Kredyt Inkaso.
Do tego grona przez jakiś dopisywano GetBack. Ostatecznie za sprawą tej spółki windykacyjnej wybuchła największa od czasów AmberGold afera finansowa. Procesy sądowe będące efektem tej afery dopiero się rozkręcają. Ostatnio, w marcu, sąd orzekł nieprawomocnie, że Idea Bank (firma, która sprzedawała obligacje) ma zwrócić pieniądze jednej z klientek, które ta wpłaciła myśląc, że lokuje w coś bezpiecznego, ekwiwalent lokaty bankowej.
Pani Aleksandra kupiła obligacje firmy windykacyjnej dwa lata temu. Sprzedającym był dom maklerski Copernicus Securities, a emitentem obligacji – jak wyżej wspomniano – spółka Debt Factory. W sumie spółka wyemitowała obligacje o wartości 34 mln zł.
Debt Factory to nowy gracz w branży długów, firma założona została w 2017 r. Skupuje wierzytelności i pozyskuje finansowanie od inwestorów prywatnych i instytucjonalnych, w tym także poprzez emisje obligacji korporacyjnych. W jej portfelu są długi o wartości 150 mln zł. Krótko pisząc: takie obligacje to inwestycja wysokiego ryzyka.
Czytaj więcej: Czy raport NIK zwiększa szanse obligatariuszy Getback na odzyskanie pieniędzy?
Czytaj też: „Państwo zawiodło”, „organa państwa nie ochroniły ciułaczy”. Wkurza mnie to gadanie
Pani Ola przytuliła 6,6%. Ale osobisty wealth manager popsuł jej humor
Panią Aleksandrę urzekło 6,6% netto oprocentowania obligacji. A renoma tego typu papierów wartościowych, czegoś – jak myślała – znacznie bezpieczniejszego, niż akcje, też miała udział w podjęciu ostatecznej decyzji, żeby zainwestować niewielką kwotę w te obligacje.
Co kwartał odsetki wpływały na konto i pani Ola była zadowolona. Do czerwca tego roku, kiedy spółka miała wykupić obligacje i oddać pieniądze. To się nie stało. Nasza czytelniczka wysłała maila z zapytaniem: co się u licha dzieje? Dostała niespodziewaną odpowiedź:
„Dzień dobry, jestem wealth managerem krakowskiego oddziału Copernicus Investments. Zwracam się z prośbą o zaplanowanie spotkania w biurze. Celem spotkania będzie przedstawienie aktualnej sytuacji spółki i omówienie propozycji, które pod nadzorem administratora zabezpieczeń zostały przygotowane”
Pani Aleksandra relacjonuje, że nie miała czasu, by jechać do Krakowa. Myślała, że chodzi o ofertę przedłużenia inwestycji – zamianę kończącej żywot serii obligacji na nową. Poprosiła o konkretne informacje na maila. Informacja przyszła dość szybko:
„Czy mogę prosić o kontakt telefoniczny? Sytuacja jest dynamiczna i bardzo trudno opisać sytuację z kilkunastu spotkań z prezesem spółki. Oczywiście napisze maila jeśli woli Pani taki kontakt”
No to teraz pani Aleksandra poczuła, że coś jest mocno nie w porządku. Szybko dostała kolejnego maila z krótkim wyjaśnieniem na czym stoi. Po pierwsze: firma chce zwrócić tylko 70% kapitału zainwestowanego przez obligatariuszy. Ci w większości się na to nie zgadzają (nic dziwnego). Po drugie: firma dopuszcza zwrot 100% zainwestowanego kapitału, ale to na potrzebuje więcej czasu. W zamian daje dodatkowe zabezpieczenie w postaci nieruchomości o wartości 42 mln zł. Oficjalnie propozycja brzmiała tak:
Pani Aleksandra się zdenerwowała napisała maila z wezwaniem o natychmiastowy wykup obligacji. Jaki był efekt? Kilkunastodniowe czekanie w napięciu przyniosło rozczarowanie. Dowiedziała się, że na razie żadnych pieniędzy nie otrzyma.
Komorniku, #zostańwdomu. Czy pani Aleksandra zobaczy jeszcze swoje pieniądze?
Co się takiego stało? Okazuje się, że Debt Factory… padł ofiarą pandemii koronawirusa i lockdownu gospodarki. A ponieważ jej działalność została „zamrożona”, nie jest w stanie oddać pieniędzy ludziom.
„Z powodu pandemii podstawowa działalność windykacyjna została całkowicie zatrzymana. W związku z zaistniałą sytuacją, Zarząd Emitenta podjął decyzję o złożeniu wniosku o restrukturyzację. Jednocześnie informujemy, ze Emitent wraz z Copernicus Securities oraz przy współpracy z Administratorem Zabezpieczeń, niezależnie od wstępnie proponowanych warunków postępowania restrukturyzacyjnego, aktywnie działa w kierunku jak najszybszej spłaty wierzytelności wynikających z obligacji”
– czytamy w wiadomości od Copernicus Securities. Gdy zajrzy się na stronę spółki (tutaj link), widać, że pierwsze informacje o kłopotach pojawiły się już na początku kwietnia. Zawieszona została windykacja terenowa i egzekucja komornicza. Wtedy spółka poinformowała obligatariuszy o konieczności restrukturyzacji zadłużenia – wedle planów spłata miałaby potrwać aż do 2026 r. Więcej można przeczytać we wstępnym planie restrukturyzacyjnym.
Spółka korzysta z tarcz antykryzysowych i być może wyjdzie na prostą, a posiadacze obligacji dostaną swoje pieniądze. Wiadomo, że nie stanie się to w pierwotnie założonym terminie. Nasza czytelniczka pytała, czy mamy jakieś porady dotyczące tego, co zrobić w sytuacji, kiedy nie można odzyskać pieniędzy z obligacji. Niestety, ochrona inwestora, który kupuje papiery korporacyjne, jest ograniczona. Dobrze, jeśli obligacje są zabezpieczone (np. nieruchomością), ale to rzadkość.
Dobra informacja jest taka, że spółka chce wznowić działalność, a nie zwija interes – to być może jedyna gwarancja, że uda się odzyskać pieniądze. Jest szansa, że skończy się inaczej, niż w przypadku Getbacku. Emisje obligacje GetBack miały w większości charakter prywatny i nie podlegały konieczności zatwierdzania dokumentacji przez KNF. W tym przypadku Urząd przygląda się sytuacji i podejmował działania. Tak przynajmniej usłyszeliśmy w KNF.
Urząd KNF zajmował się kwestią oferowania obligacji Debt Factory sp. z o.o., podejmowaliśmy w tej sprawie stosowne działania nadzorcze. Z uwagi na ustawową tajemnicę zawodową nie możemy przekazać szczegółowych informacji na temat wyników naszych ustaleń oraz na temat kroków podjętych na ich podstawie.
Ale w tym przypadku pani Aleksandra – inaczej, niż nabywcy obligacji Getbacku – nie czuje się wprowadzona w błąd przez sprzedawcę obligacji. Ma raczej pretensję do spółki, że nie wywiązuje się ze zobowiązań.
U zarania pandemii zastanawialiśmy się czy nadchodzący kryzys nie wysadzi w powietrze obligacji korporacyjnych. Wygląda na to, że ci, którzy kupili w nadziei na dobry zarobek obligacje prywatnych spółek działających w branżach dotkniętych lockdownem, muszą się przygotować na kłopoty i uzbroić w cierpliwość.
Zresztą branża deweloperska – która jest jednym z największych emitentów obligacji na polskim rynku – już ostrzegła, że jeśli państwo nie pomoże, to zwrócenie pieniędzy inwestorom może być trudne. Miejmy nadzieję, że podobnych historii będzie jak najmniej, ale jeśli ktoś zainwestował w obligacje korporacyjne, to powinien brać pod uwagę scenariusz „awaryjny”.
Czytaj więcej o tym: Żądają od Skarbu Państwa 141 mln zł odszkodowania za nielegalny lockdown. To początek fali roszczeń?
źródło zdjęcia: PixaBay