22 lipca 2020

Zmiany na rynku pracy po Covid-19. Firmy apelują, by uregulować pracę zdalną. A może przy okazji zrobić etat, dzieło, zlecenie w jednym? Komu to się opłaci?

Zmiany na rynku pracy po Covid-19. Firmy apelują, by uregulować pracę zdalną. A może przy okazji zrobić etat, dzieło, zlecenie w jednym? Komu to się opłaci?

Zakończenie cyklu wyborczego, Covid-19 i wymuszona przez wirusa „nowa normalność” mogą sprawić, że turboprzyspieszenia dostaną planowane przez rządzących zmiany w kodeksie pracy. Pracodawcy zaapelowali właśnie o uregulowanie kwestii pracy z domu. To ważne, bo dwóch na trzecg pracowników chce takie pracy, w której będzie można pracować również z domu. Jak wprowadzić nowe zmiany? Na horyzoncie jest ujednolicony kontrakt o pracę. Kto na nim skorzysta – pracownik, czy pracodawca? A może… tylko państwo i jego „zbrojne ramię”, czyli ZUS?

Według firmy PwC  aż 74% firm ma w planach przejście w większym wymiarze na pracę zdalną  nawet, gdy pandemia się już skończy. To są miliony miejsc pracy.

Zobacz również:

Nie wiadomo kiedy tak naprawdę skończy się panademia koronawirusa, ale już  teraz wielu z nas (na stałe?) pracuje zdalnie, lub rotacyjnie co przyprawia o ból głowy działy HR: co z przepisami BHP, jak rozliczać czas pracy, co się stanie gdy pracownik zwichnie nogę w pracy, czyli w domu. Przepisy tarczy antykryzysowej to prowizorka (a prowizorki lubią zostawać w Polsce na lata).

Żeby tak się nie stało, odpowiedzią na nową rzeczywistość muszą być zmiany prawne – mówią chórem wszystkie organizacje pracodawców: AmCham, BCC, Francusko-Polska Izba Gospodarcza, Konfederacja Lewiatan, Polskie Forum HR, Polsko-Szwajcarska Izba Gospodarcza, Pracodawcy RP i Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych

Co więcej, jak wynika z raportu firmy rekrutacyjnej Devire, dwóch na trzech kandydatów chętniej teraz wybierze ofertę, która zapewnia częściowy lub pełny wymiar pracy zdalnej. A może iść o krok dalej? I nie poprzestać na dopisaniu rozdziału do kodeksu pracy, ale napisać nowy kodeks pracy? Zrobić porządek z elastycznymi formami zatrudnienia, ujednolicić różne umowy? Czy to możliwe? Jakby to mogło wyglądać?

Czytaj też: Straciłeś pracę? Liczysz na zasiłek dla bezrobotnych? Jak się zarejestrować w Urzędzie Pracy i kto dostanie zasiłek. Oto dwa postulaty, by bezrobotnym było łatwiej

Czytaj też: Dziurawa tarcza antykryzysowa. Firma nie dostanie pomocy na ochronę miejsc pracy, bo jest jednocześnie za duża i za mała. Czy jest jakiś ratunek? Podpowiadamy

Czytaj też: Szukasz pracy w czasie pandemii? Czy wykształcenie, doświadczenie i znajomość języków obcych jest dziś w cenie? Oni sprawdzili, kogo szukają pracodawcy

Rynek pracy jest jak sałatka jarzynowa. A powinien być klarowany jak rosół

Nowa normalność to nowy rynek pracy: praca zdalna,  praca rotacyjna, kwarantanny w zakładach i biurach, nowe formy pracy przez telefon (teleporady medyczne)…  Żeby to wszystko uporządkować, należałoby zacząć od ujednolicenia form zatrudnienia.

Rynek pracy można porównać do składników źle skomponowanej sałatki jarzynowej. Składniki to różne formy zatrudnienia: są umowy o pracę terminowe, na czas nieokreślony, umowy zlecenia, o dzieło, działalność gospodarcza. Skąd to się wzięło? W dużej mierze to zasługa poprzedniego kryzysu, kiedy rozluźniono zapisy kodeksu pracy, żeby zmniejszyć bezrobocie. 

W Polsce jest ok 16 mln osób aktywnych zawodowo. Bardzo dużo osób pracuje w budżetówce. To m.in. 580.000 pracowników edukacji, 415.000 w administracji, 360.000 w służbie zdrowia. W sumie państwo polskie zatrudnia 1,8 mln osób. To stawia nas w środku światowej stawki (dane za fundacją Republikańską). Najmniej osób zatrudniają bezpośrednio takie państwa jak Korea, Japonia, Grecja (5-7% wszystkich zatrudnionych), zaś najwięcej – Stany Zjednoczone, Włochy i Czechy (12-14%).

Ile osób zatrudniają firmy? Przeciętne miesięczne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw to „tylko” 6,4 mln osób.  Ale mówimy tylko o zatrudnieniu etatowym. Ilu jest samozatrudnionych? Mówią o tym najnowsze (opublikowane 30 grudnia 2019 r., ale dotyczące 2018 r.) dane GUS. Wynika z nich, że mieliśmy 1,3 mln samozatrudnionych.

Ile jest umów o dzieło i umów-zleceń? Co ciekawe, liczba osób, które pracowały w oparciu o te dwie formy zatrudnienia, jest taka sama jak liczba samozatrudnionych – 1,3 mln. Trzeba jednak pamiętać, że umowy zlecenia i o dzieło są jak gruszki i jabłka – nieporównywalne. Z umowy zlecenia pracodawca opłaca ZUS i składkę zdrowotną. Umowa o dzieło jest „goła”. Ilu jest pracujących emerytów? Dorabiających emerytów i rencistów mamy 1,4 mln. Ilu jest rolników? 1,4 mln – tyle osób podlega ubezpieczeniu w KRUS, czyli Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego.

Każdy z tych rodzajów zatrudnienia ma nieco inne opodatkowanie i oskładkowanie. Kwitnie „arbitraż zatrudnieniowy”, czyli dobieranie formy umowy do finansowej opłacalności dla pracownika i pracodawcy. To nie sprzyja stabilności zatrudnienia. Na umowę czasową (KE zalicza wszelkie umowy na czas określony do niepewnych form zatrudnienia) pracował w Polsce co czwarty pracownik (26%.). Średnia w UE to 14,3%. Wyżej od Polski w zestawieniu jest tylko Hiszpania – prawie 27%.

Kontrakt o pracę, czyli wszystkie formy zatrudnienia jak etat?

Na to pole chyba wjedzie niedługo legislacyjny walec i wyrównać. Polski Instytut Ekonomiczny zaproponował, żeby zacząć debatę nad jednolitym kontraktem o pracę. Co to takiego? 

W skrócie: chodzi o to żeby objąć gwarancjami socjalnymi osoby zatrudnione na umowach cywilnych i samozatrudnione. W zamian za to nastąpiłoby ujednolicenie składek i podatków. Skończyłoby się faworyzowanie jednych umów kosztem drugich – można by wprowadzić „skonsolidowaną” daninę podatkowo-składkową: PIT, ZUS i składkę na NFZ.

Ile ona by wynosiła? Stawki miałyby być progresywne i wynosić od 10% do 40% wynagrodzenia brutto, w zależności od ich wartości. Wiele osób nawet nie zauważyłoby różnicy, za to ci, którzy do tej pory nie płacili nic, albo płacili bardzo mało – musieliby się podzielić pensją z rządem (podatki) i ZUS-em (składki). W zamian uzyskali by prawo do korzystania z tego, co państwo daje (np. zasiłki w razie potrzeby).

Łatwiej byłoby też zwalniać pracowników w ramach takiego kontraktu. Okres wypowiedzenia wynosiłby do dwóch tygodni w pierwszym roku zatrudnienia. Pracownik mający 1-3 lata stażu miałby miesiąc wypowiedzenia. Powyżej trzech lat stażu – byłyby dwa miesiące

Pomysł nie jest nowy – podobnie jak emerytury stażowe przewijał się w ostatnich latach (w 2015 r. zaproponowała go Platforma Obywatelska), ale nigdy nie został wniesiony na rządową agendę. Ale ponieważ właśnie skończył się cykl wyborczy, wśród polityków zapewne wzrośnie ochota na porządkowanie rynku pracy. Dobrym powodem do głębokiego majstrowania przy regulacjach dla pracowników już tej jesieni mogłoby być przygotowywanie prawa do wymagań rynku pracy w czasach pandemii, gdy kwitnie praca zdalna.

Czy można zwolnić dyscyplinarnie człowieka, który nie pojawił się „w pracy” na Zoomie czy w Teams? Czy można zwolnić lub zatrudnić człowieka przez e-mail? Jak rozliczać ośmiogodzinny czas pracy z domu? Co z przerwą obiadową? Delegacjami? To wszystko można zawrzeć w nowym kontrakcie o pracę. Kto na nim skorzysta – pracownik, czy pracodawca? A może… ZUS?

Czytaj też: Czterodniowy tydzień pracy i ta sama pensja? Oni to przetestowali i wszystkim polecają. Ale skutki mogą być opłakane. Mam lepszy pomysł!

Czytaj też: Bon turystyczny 500+ jest jak zero+? Czy ceny w hotelach, ośrodkach wypoczynkowych i nadmorskich barach już „zjadły” covidowy zasiłek?

Czy jednolity kontrakt ma drugie dno? I czy sięga ono skarbca ZUS?

Rozkwit elastycznych form zatrudnienia w Polsce (dziś pracuje w tej formule 3-4 mln osób) można podzielić na dwa etapy. Pierwszy, to wzrost takich umów po kryzysie 2008 r. kiedy to pracodawcy – żeby nie zwalniać – zatrudniali pracowników na umowach zlecenie lub o dzieło.  W 1998 r. na umowę terminową (w tym cywilnoprawną) było zatrudnionych około 4,7% osób, a w 2012 już 27%. To największy przyrost w całej Unii Europejskiej. Drugi etap, to ostatnie kilka lat i wzrost liczby osób samozatrudnionych, które w ten sposób uciekają przed wyższymi kosztami pracy i chcą zarabiać więcej netto.

Idea równości obciążeń płacowych i równego dostępu do „socjalu” jest jakoś-tam zrozumiała, ale jest ryzyko, że w tej propozycji kryje się drugie dno. Instytut Badań Strukturalnych obliczył, że główną przyczyną, dla której niektórzy chcą się „samozatrudnić”, jest optymalizacja podatkowo-składkowa. Przy rocznym dochodzie rzędu 100.000-200.000 zł opodatkowanie działalności gospodarczej może być nawet o jedną trzecią niższe, niż opodatkowanie umowy o pracę.

Rosnąca popularność elastycznych form pracy odbija się na kondycji ZUS. Jeszce niedawno ZUS-owi brakowało rocznie 40 mld zł na wypłaty emerytur, teraz „dziura” wynosi trochę mniej.To od poziomu zatrudnienia na etatach zależy kondycja ZUS. Ujednolicenie rynku i składek  zwiększyłoby wpływy do ZUS.  Pamiętacie zakusy rządu, który chciał aby samozatrudnieni płacili składkę ZUS liczoną od dochodu?. Były też plany, żeby zlikwidować tzw. limit 30-krotności ZUS, czyli by skasować zasadę ograniczającą składki odprowadzane do ZUS przez najlepiej zarabiających. 

Ile państwo mogłoby zarobić na zmianie kodeksu pracy? Dziś jest tak, że jeśli pracujesz na etacie, to prawie jedną trzecią wynagrodzenia oddajesz państwu w postaci różnych składek. Wiadomo, że np. zniesienie limitu 30-krotności dałoby dodatkowo 7,1 mld zł rocznie. Gdyby założyć, że 1,3 mln osób pracujących na umowach zlecenie lub o dzieło zarabia 5.000 zł brutto, to – jeśli rząd zabierałby im 25% wypłaty –  rocznie uzbierałoby się 19,5 mld zł w postaci składek i podatków. Kontrakt o pracę bardzo by się rządowi opłacił.

Idzie kryzys: czy zatrzyma rewolucję na rynku pracy?

Rodzi się więc pytanie: czy nowy kontrakt o pracę byłby od strony podatkowo-składkowej równaniem w górę wszystkich form zatrudnienia do etatu, czy też rewolucja utrzymałaby się w ramach jakiegoś rozsądnego kompromisu? Biorąc pod uwagę gigantyczny deficyt budżetu państwa w tym roku, można się spodziewać, że rząd nie przegapi okazji, by podreperować kasę. Nowy „kontrakt” mógłby się bardzo przysłużyć ograniczaniu dziury budżetowej.

Z drugiej strony: będziemy za chwilę mieli ciężki kryzys gospodarczy. To raczej czas na rozluźnianie reguł i obniżanie kosztów pracy, by jak najbardziej ograniczyć wzrost bezrobocia. Bardzo ciekawe, czy te argumenty będą wzięte pod uwagę, czy też jeszcze w tym roku – niezależnie od rozwoju sytuacji w gospodarce (czy też raczej jej zwoju) rząd zabierze się do reformy rynku pracy i zaproponuje „kontrakt o pracę”.

Nowa rzeczywistość gospodarcza z całą pewnością wymaga nowego prawa – w tym prawa pracy i być może jednolitych zasad gry dla wszystkich pracowników. Jeśli rząd zamierza rzeczywiście zająć się tą sprawą, musi dobrze się przygotować. Jeśli okaże się, że kontrakt o pracę da głównie zwiększenie składek do ZUS, to nie kupią tego ani pracodawcy, ani pracownicy. Ważne będzie to, co znajdzie się po stronie zachęt.

źródło zdjęcia: PixaBay

Subscribe
Powiadom o
6 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Sherlock
4 lat temu

To nie jest komentarz, sam robie bledy, drobna literowka w tekscie,
To ważne, bo dwóch na trzecG pracowników chce takie pracy….

Krzysztof A.
4 lat temu

„Ile państwo mogłoby zarobić na zmianie kodeksu pracy?”
państwo mogłoby zarobić drugą falę emigracji „wrogów narodu” zarabiających niemiecką minimalną krajową, z jakiegoś powodu u nas traktowaną jako bogaczy do łojenia 🙂

Steve Burczymucha
4 lat temu
Reply to  Krzysztof A.

Nic takiego nie będzie miało miejsca

Steve Burczymucha
4 lat temu

Przede wszystkim spacyfikować jednofakturowych przedsiębiorców, którzy de facto świadczą pracę najemna pod dyktando pracodawcy, a mają liniowy .

Lena
4 lat temu

Taaak, i zatrudnić kolejna armię urzędników do weryfikowania, który samozatrudniony powinien jednak pracować na umowę o pracę? Zabierać znowu czas przedsiębiorcom, każąc wypełniać kolejne tony dokumentów, przyjmując kolejne kontrole itp? Myśląc w ten sposób będziemy mieć coraz więcej urzędników, coraz mniej osób pracujących na umowę o pracę i coraz większą szarą strefę i emigrację co lepszych specjalistów. Ja uważam, że po prostu przepisy należy uprościć, obniżyć obciążenia na umowę o pracę ( bo to nie tylko podatek dochodowy ale też różne składki i fundusze) i sprawić, żeby nie opłacało się kombinować. Zwłaszcza, że coraz więcej osób pracuje zdalnie…i może tak… Czytaj więcej »

DawidK
4 lat temu

Oczywiście, najlepiej niech przeniosą się do Czech, Estonii albo Rumunii, Rzeczpospolita Kaczorowa tylko na tym zyska!

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu