Podobno rząd dlatego wzbrania się przed ogłoszeniem stanu wyjątkowego, bo kasa państwa mogłaby nie udźwignąć roszczeń odszkodowawczych od firm – w tym zagranicznych koncernów – i obywateli. Sprawdzam, czy to prawda. I czy brak stanu klęski żywiołowej coś zmienia w możliwościach dochodzenia roszczeń od państwa za zatrzymanie – a niekiedy wręcz zrujnowanie – biznesu?
Opozycyjni politycy domagają się, by rząd ogłosił, któryś z trzech stanów nadzwyczajnych: stan wojenny, stan wyjątkowy albo stan klęski żywiołowej (po głowie chodzi im zwłaszcza ten trzeci). Chodzi głównie o możliwość przełożenia wyborów prezydenckich, ale w tle są również inne sprawy – w tym roszczenia odszkodowawcze firm, które byłyby ułatwione, gdyby formalnie w Polsce ogłoszono stan klęski. Polityk koalicji rządzącej Jarosław Gowin straszy, że państwo w takiej sytuacji by się nie wypłaciło. Czy rzeczywiście tak jest?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista. Sprawcą całego zamieszania jest ustawa z 2002 r. o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności oraz praw człowieka i obywatela. Mimo, że to nie jest skomplikowana lektura – jedna kartka A4 – to głowią się nad nią najtęższe prawnicze umysły. Pogłowiłem się więc i ja.
Czytaj też: Nowy pomysł polityków – dać ludziom pieniądze natychmiast, że zaczęli je wydawać od razu
Jest tam literalnie napisane, że odszkodowanie należy się każdemu, kto poniósł stratę majątkową w następstwie ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela w czasie stanu nadzwyczajnego. Jest też opisany tryb składania wniosku o odszkodowanie (rachunek wystawia się wojewodom) i wzór wniosku. Jest prosty, jak drut: imię, nazwisko, adres, wysokość poniesionej straty, okoliczności, rodzaj ograniczenia, z którego wynikła strata majątkowa.
Stan klęski żywiołowej: czy to rzeczywiście taki dobry stan, by żądać odszkodowań?
Odszkodowanie obejmuje wyrównanie straty majątkowej, bez korzyści, które poszkodowany mógłby osiągnąć, gdyby strata nie powstała. Dobra wiadomość jest więc taka, że odszkodowanie się należy – o ile ktoś stracił jakieś pieniądze wskutek blokady działalności gospodarki (ale już nie wtedy, gdy jakichś pieniędzy przez to nie zarobił) – a zła wiadomość jest taka, że przyznaje je wojewoda, czyli namiestnik rządu w terenie. Należy się domyślać, że wojewoda nie będzie miał chęci, by uwzględniać roszczenia jak leci i w takiej wysokości, jak leci. To trochę tak, jak z reparacjami wojennymi dla Polski. Możemy ich od Niemców i Rosjan żądać, ale czy wypłacą i ile?
Profesor Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego (była nim, gdy ów Trybunał jeszcze coś znaczył i był przez duże „T”), była Rzeczniczka Praw Obywatelskich i była sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego, dopytywana przez OKO.Press przyznaje:
„Wnioski o odszkodowanie mają być składane do wojewody. I on jakieś groszowe odszkodowanie pewnie przyzna, ale jak się komuś to nie spodoba, to może pójść do sądu powszechnego. Sądy bez doświadczenia w takich sprawach będą te sprawy mieliły z trudem”
Zdziwiłbym się gdyby było inaczej. Pisał co nieco o tym Maciej Samcik. Skoro więc nie ma żadnych konkretnych wytycznych co do wysokości odszkodowań – wiemy tylko, że mają być ograniczone do faktycznych strat – to obawy Jarosława Gowina, że państwa zbankrutuje, chyba nie są uzasadnione.
Realne straty ponieśli ci, którzy stracili pracę wskutek zamknięcia firm, w których pracowali. Być może także ci, którym zmarnował się jakiś towar, albo ci, którzy musieli zapłacić kary umowne za niewywiązanie się z kontraktu. Ale – powiedzmy sobie szczerze – większość strat gospodarki – szacowanych przez Maćka Samcika na 200-400 mld zł – to jednak pieniądze nie zarobione, nie zaś stracone.
Nawet gdyby rząd bał się lawiny odszkodowań, to nie byłoby nic prostszego, niż zmiana „ryzykownej” ustawy o odszkodowaniach. Parlament tej i poprzedniej kadencji już nie raz pokazał, że wystarczy kilka godzin, by zmienić lub uchwalić nowy akt prawny, więc pewnie i ustawę z 2002 r. dałoby się szybko okroić z newralgicznych zapisów. Albo „uzbroić” w bezpieczniki: np. wprowadzić jakieś ograniczenie odszkodowania (na tej samej zasadzie, na której ogranicza się np. odszkodowania dla spadkobierców przejętych kiedyś przez państwo nieruchomości)
Jest też oczywiste, że gdyby okazało się, iż budżet państwa jest bardzo obciążony odszkodowaniami, to zostałyby one ujednolicone. Zostałby wprowadzony solidarnościowy ryczałt dla każdego, kto stracił w czasie stanu nadzwyczajnego pracę, płynność finansową lub firmę.
Nie będzie stanu wyjątkowego? Przedsiębiorcy i tak mogą iść do sądu i żądać odszkodowań od Skarbu Państwa
Zapisy ustawy o odszkodowania nie obiecują przedsiębiorcom jakichś wielkich konfitur: można ubiegać się – powtarzam – jedynie o odszkodowanie za poniesione straty, a nie utracone zyski. Wyobraźmy sobie to na przykładzie gastronomii, która jest jedną z najmocniej odczuwających kryzys branżą.
Przykładowy restaurator mógłby się ubiegać o wyrównanie strat, czyli np. opłat, które musiał uiszczać w czasie trwania stanu wyjątkowego: czynszów, składek na ZUS za siebie i pracowników oraz pensji tych pracowników (dopóki by ich nie zwolnił), pensji, w okrojonym zakresie rachunków za energię. Nie mógłby ubiegać się odszkodowanie za to, że w tym czasie przyjąłby 5000 klientów, którzy wydaliby u niego np. 500.000 zł. I na których zarobiłby – po odjęciu wszystkich kosztów – pewnie 50.000 zł.
Niektórzy prawnicy uważają wręcz, że rząd powinien wpisać do Tarczy Antykryzysowej opcję odszkodowań dla najbardziej poszkodowanych przedsiębiorców choćby po to, by… uniemożliwić im żądanie dużo wyższych odszkodowań od Skarbu Państwa na drodze sądowej. Do tego wcale nie jest potrzebne ogłoszenie stanu wyjątkowego – on tylko upraszcza procedurę i pozwala ominąć sąd. A przecież jeśli biznes został zamknięty i zniszczony na podstawie rządowego nakazu, to każdemu przedsiębiorcy przysługuje możliwość żądania w sądzie rekompensaty.
Trudno ocenić jaka byłaby szansa na ich uzyskanie – prawnicy nie są zgodni. Siła wyższa, katastrofa naturalna, konieczność ratowania dobra wyższego, czyli życia ludzkiego – to mogłyby być mocne argumenty Prokuratorii Generalnej, która w takich sytuacjach zwykle reprezentuje Skarb Państwa. Ale wcale nie jestem przekonany, że przedsiębiorca byłby na całkiem straconej pozycji. Znamy już przykłady takich roszczeń. I pisaliśmy o nich na „Subiektywnie o finansach”.
Czytaj więcej o tym: Seksmisja, czy smogmisja? Państwo zapłaci ciężkie odszkodowania za to, że dopuściło do zanieczyszczenia powietrza? Za co jeszcze można pozwać Skarb Państwa, proszę państwa?
Czytaj również to: Złożyli pozew przeciwko państwowemu właścicielowi Elektrowni Bełchatów. Bo truje. Czy mają szansę na odszkodowanie – być może z kieszeni podatników?
źródło zdjęcia: raport firmy doradczej pwc pt. „Polski sektor modowy na krawędzi”