Boimy się nowych niebezpieczeństw. W obawie przed koronawirusem niektórzy robią zapasy żywności i leków, z aptek zniknęły maseczki higieniczne i środki do dezynfekcji, a nawet mydło. Są tacy, którzy przestają chodzić do pracy (wybierając pracę zdalną) lub nie wsiadają do komunikacji miejskiej. Odwoływane są pierwsze koncerty i konferencje. Im mniej „kontaktu”, tym mniej ryzyka, to jasne. Ale jak duże tak naprawdę jest ryzyko, że umrzemy na koronawirusa? Policzyłem i chyba będę uważniej rozglądał się na ulicy
Ta choroba – przez fakt, że jest już w Polsce, że na razie nie mamy na nią lekarstwa i że czasem zabija – weszła do głów wszystkich Polaków. W odróżnieniu od wielu innych wirusów ten jest dość zdradliwy – możemy zarażać nim jeszcze wtedy, gdy jeszcze sami nie mamy żadnych objawów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nie ma dwóch zdań, że Covid-19 rozprzestrzenia się znacznie szybciej, niż jego poprzednicy – MERS i SARS. Pierwszemu z tych wirusów zarażenie 1000 pierwszych osób zajęło dwa i pół roku. Drugiemu – już tylko 130 dni. A „naszemu” koronawirusowi – już tylko niespełna dwa miesiące.
Jeszcze gorzej wygląda krzywa rozpowszechniania się wirusa – przez to, że roznosi się łatwo, to liczba zarażonych osób rośnie wielokrotnie szybciej, niż w przypadku poprzednich epidemii. Poniżej taki właśnie wykres, niespecjalnie aktualny jeśli chodzi o cyferki (w chwili, gdy piszę te słowa, liczba zarażonych jest już w skali globalnej trzy razy większa), ale za to aktualny jeśli chodzi o krzywą.
(wykresy zassałem z wpisu kolegi po fachu, brytyjskiego influencera Chrisa Skinnera)
Wygląda też na to, że nie ma nadziei, iż wirus zostanie szybko stłumiony. Po tym, jak rozpełzł się poza Azją widać, że liczba przypadków bardzo szybko rośnie, choć przecież wciąż mówimy raptem o 100.000 ludzi w skali świata, na którym żyje mniej więcej 8 miliardów ludzi.
(po więcej tak ładnych wykresów zapraszam do SpotData.pl)
To tyle, jeśli chodzi o złe wiadomości. Dobra jest taka, że śmiertelność nowego wirusa jest wielokrotnie mniejsza, niż jego poprzedników – SARS i MERS. Światowa Organizacja Zdrowia mówi, że umiera średnio 3% zarażonych, ale są to dość „napompowane” dane.
Po pierwsze dlatego, że dotyczą tylko potwierdzonych testami przypadków (a epidemiolodzy mówią, że po świecie chodzi najmarniej cztery razy tyle ludzi, u których koronawirusa nie stwierdzono, więc myślą, że po prostu przechodzą grypę), a po drugie ta śmiertelność mocno zmienia się w zależności od wieku chorego.
Czytaj, bo to też cholernie ciekawe: Koronawirus kusi miłośników inwigilacji. Wymyślili aplikację, która analizuje dane i.. może zarządzić „automatyczną kwarantannę”. Bez niej nie ruszysz się z domu, ani nie wejdziesz do metra
Koronawirus: czy to badziewie rzeczywiście jest takie groźne?
Według najnowszych danych z China Center for Disease Control śmiertelność wśród osób do 50. roku życia wynosi od 0,2% do 0,4% zarażonych (tylko wśród potwierdzonych testami przypadków). Wśród osób w wieku 50-60 lat śmiertelność rośnie do 1,3%, przed 60-tką już do 3,6%, a w późniejszym wieku – 14,8%.
Ryzyko wzrasta z wiekiem, ponieważ osoby starsze częściej cierpią na inne choroby – nadciśnienie, cukrzyca lub choroby płuc, które pogarszają rokowania do walki z Covid-19. Generalnie jednak w 80% przypadków wirus przechodzi przez człowieka lekko, objawiając się katarkiem i kasłaniem, albo wręcz tylko ogólnym osłabieniem. Tylko w 20% przypadków potrzebne jest jakieś poważniejsze leczenie. A z tych, którzy leczenia wymagają, umiera nie więcej, niż co dziesiąty.
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
Z trzeciej strony trzeba się bardzo „postarać”, żeby się zarazić. Tak naprawdę do zminimalizowania ryzyka niemal do zera wystarczy unikanie dużych skupisk kichających na ciebie ludzi i częste mycie rąk oraz napełnianie organizmu witaminkami, żeby był silny i dzielny.
Profesor Neil Ferguson z College of Medicine w Imperial College London powiedział dziennikowi „The Times”:
„Obliczyliśmy, że jeden procent zainfekowanych może umrzeć – z czterokrotnym marginesem błędu w każdym kierunku. Śmiertelność w wysokości 0,25% przypadków byłaby podobna do pandemii grypy z 1957 i 1968 r., podczas gdy czteroprocentowy wskaźnik można by porównać z epidemią hiszpańskiej grypy w 1918 r., która przyniosła 40-50 milionów ofiar śmiertelnych, według różnych szacunków”
Te szerokie, czterokrotne widełki biorą się głównie z tego, że nie wiadomo tak do końca jak wirus zachowuje się w różnych warunkach klimatycznych. No i, powiedzmy sobie szczerze, sytuacja jest „rozwojowa”, więc mnóstwo przypadków zachorowań jest jeszcze nierozstrzygniętych
Jaka jest więc skala ryzyka? Czy kopanie ziemianki, robienie zapasów żywności na miesiąc z góry, zerwanie wszelkich znajomości i poddanie się dobrowolnej kwarantannie domowej oraz wykupienie wszelkich dostępnych pakietów VOD (żeby się w czasie tej kwarantanny nie nudzić) znacząco ograniczy ryzyko śmierci z powodu zarażenia koronawirusem?
Czytaj też: Koronawirus nadchodzi. Czy jesteśmy gotowi do walki z epidemią? Ta tabelka wiele mówi
Czytaj też: Mimo wszystko myślisz o wakacjach? Rezerwując hotel pamiętaj o tej opcji. Nie tylko z powodu koronawirusa
Jakie jest ryzyko, że „trafisz” na ulicy koronawirusa?
Policzmy, oczywiście przyjmując założenie, że to bardziej zabawa liczbami, niż poważna statystyka. Wiadomo, że jakiekolwiek szacunki musiałyby się odnosić do konkretnej liczby zarażonych osób. A na tej niwie sytuacja może – i będzie – się zmieniała. Poza tym wiadomo, że liczba oficjalnie potwierdzonych przypadków nie musi odzwierciedlać realnej liczby osób, które z koronawirusem chodzą po ulicach.
Patrząc na liczbę przetestowanych w różnych krajach osób i porównując to z liczbą ludzi, którzy przeszli testy w Polsce (raptem kilkaset osób) można się zastanawiać, czy gdybyśmy przetestowali proporcjonalnie tylu ludzi, ilu we Włoszech, to liczba przypadków potwierdzonych by nie okazała się bardziej znacząca. Z drugiej strony: gdybyśmy mieli tylu chorych, co we Włoszech, to pewnie byśmy więcej ludzi testowali, więc może nie ma się czym przejmować ;-).
Przyjmijmy umiarkowanie pesymistyczny scenariusz, w którym dochodzimy do sytuacji, w której mamy kilkaset zarażonych osób (tyle, ile jest w Niemczech, Francji, czy Hiszpanii) oraz załóżmy mnożnik mówiący, iż realnie chorujących (w większości bezobjawowo), lecz nieprzetestowanych na obecność koronawirusa jest cztery razy więcej. Przyjmijmy też, że dziennie kontaktujemy się z liczbą osób od 10 do 100 – w zależności od tego jak spędzamy czas i czy jeździmy komunikacją miejską.
Załóżmy, że nie oblizujemy każdej klamki i że zachowujemy podstawowe zasady higieny, a więc nie mnożymy ryzyka zabrania ze sobą wszelkich możliwych zarazków np. od wszystkich osób, które danego dnia dotknęły poręczy w tramwaju.
—————————–
POSŁUCHAJ NAJNOWSZEGO ODCINKA PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
—————————–
W takiej sytuacji prawdopodobieństwo, że zetkniemy się z kimś, kto choruje na koronawirusa, trzeba szacować na 1:3800 (przy kontakcie z dziesięcioma osobami dziennie, na tyle bliskim, że byliby w stanie na nas – za przeproszeniem – nakichać ;-))) lub 1:380 (gdy kontaktujemy się ze 100 osobami dziennie, zaś 1000 osób w skali 38-milionowego kraju jest zarażonych). Prawdopodobieństwo, że ten ktoś akurat będzie zarażał, nie będzie w szpitalu, ani na kwarantannie domowej wynosi pewnie nie więcej, niż 10% (a może i 5%).
Wychodzi 1:38.000 (w przypadku dziennego bliskiego kontaktu z 10 osobami) „szansy” na zarażenie. I to licząc dość wysokie prawdopodobieństwo (10%) iż kontakt równa się zarażeniu.
Nawet jeśli założymy, że jakimś cudem damy się zarazić, to prawdopodobieństwo, że w ogóle zauważymy, iż mamy koronawirusa trzeba podzielić przez cztery (bo 80% przypadków jest bezobjawowych). Wychodzi 1:160.000 (w przybliżeniu). Zaś prawdopodobieństwo śmierci – o ile nie jesteśmy w podeszłym wieku – to mniej, niż 1% w przypadku zarażenia. A tak naprawdę – biorąc pod uwagę, że uwzględniamy także ludzi „bezobjawowych”, z którymi się kontaktujemy – należałoby przyjąć góra 0,5%.
Na co bardziej uważać: koronawirusa, czy cegłę, która może nam spaść na głowę na ulicy?
A więc to prawdopodobieństwo trzeba szacować na jakieś… 1:700.000. Oczywiście to prawdopodobieństwo w skali jednego dnia. I to przy założeniu, że mamy już tych kilkuset formalnie chorych lub „siejących” wirusa nieświadomie (na razie w Polsce takiej sytuacji nie ma). Jeśli kontaktujemy się blisko ze stoma osobami, a nie z dziesięcioma dziennie – będzie większe.
Jeśli zlizujemy zarazki z poręczy i klamek – będzie większe. Jeśli kiedyś będziemy mieli w Polsce – docelowo, nie dziś, bo może uda nam się przejść przez wirusa suchą stopą – nie kilkaset, lecz kilka tysięcy przypadków zarażenia (jak we Włoszech), to też prawdopodobieństwo będzie większe. Ale bazowo jest to 1:700.000 przy założeniu, że nie skończy się na jednym, czy dwóch przypadkach, lecz będzie ich kilkaset. I przy zrobieniu mnóstwa innych założeń, powodujących, że cały mój wywód to tylko zabawa liczbami, a nie materiał naukowy.
Ale gdyby… potraktować te wyliczenia poważnie: czy takie 1:700.000 to mało, bardzo mało, czy mikroskopijnie mało? Wiadomo, że wyjąć jeden szczęśliwy los z 700.000 kul to dość mało prawdopodobne wydarzenie, ale oczywiście warto zawsze wrzucić taką liczbę w jakiś kontekst.
Z danych GUS wynika, że rocznie umiera w Polsce 400.000 ludzi, czyli nieco ponad 1% wszystkich obywateli. W tym z powodu nieszczęśliwych wypadków jakiegokolwiek typu – co szesnasty. Większość zgonów (mniej więcej połowa) jest spowodowanych chorobami układu krążenia. Już co czwarta osoba umiera na jakiś rodzaj nowotworu (jeszcze 50 lat temu było to tylko 10% przypadków śmierci…).
Oznacza to, że rocznie mamy w kraju jakieś 25.000 śmiertelnych ofiar wypadków. Statystycznie więc mamy szansę jak 1:1500, że padniemy ofiarą jakiegoś wypadku śmiertelnego (co szesnasta śmierć z 1% umierających, w większości ze starości) w każdym roku. Trzeba jeszcze założyć, że najmarniej połowa wypadków śmiertelnych dzieje się w zawodach wysokiego ryzyka oraz przy uprawianiu sportów ekstremalnych.
Prawdopodobieństwo śmierci w wypadku dla przeciętnego Polaka mógłbym szacować na 10% prawdopodobieństwa dla osób wykonujących zajęcia wysokiego ryzyka – czyli 1:15.000. Idźmy dalej: rocznie w Polsce 3000 osób ginie w wypadkach samochodowych (także pieszych). Ryzyko, że trafi nas taki pech wynosi więc 1:10.000. Krótko pisząc – ryzyko śmierci w nieszczęśliwym wypadku (w pracy, w szkole, w domu) lub w wypadku na drodze jest kilkanaście razy większe, niż to, że trafi nas „nieszczęśliwy koronawirus”.
Czytaj też: A ile osób w Polsce umiera na zwykłą grypę, na którą się nieszczepimy, bo mamy ją w… poważaniu?
Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Prawdopodobieństwo wygranej w Lotto nie jest, delikatnie pisząc, największe: wynosi 1:13.983.816. Dla tych, którym cyferki roją się w oczach – jeden do prawie czternastu milionów. Tu wiadomość jest gorsza. Mimo wszystko łatwiej będzie zarazić się wirusem (jeśli na dobre rozgości się w Polsce), niż zgarnąć miliony w Lotto.
Czytaj też: Niewyobrażalne? Ale się zdarza. Polak wygrał prawie 200 mln zł w Eurojackpot!
Koronawirus? U bukmacherów jeszcze długo, długo nie porządzi
To jeszcze na koniec kilka cyferek od Światowej Organizacji Zdrowia. Otóż rocznie umiera na świecie 5.000.000 osób z powodu złego powietrza oraz 3.000.000 z powodu alkoholu. Wirus grypy rocznie zabija podobno do 600.000 osób (chociaż to się mocno waha). Na razie mamy 3.000 osób, które umarły na koronawirusa. To 1:20.000 z tych, które w ogóle umrą w tym roku.
Gdyby bukmacherzy przyjmowali zakłady na temat powodów naszej śmierci, to kursy byłyby następujące. Choroba serca – 6:1. Nowotwór – 7:1. Choroba układu oddechowego – 27:1. Wypadek samochodowy – 109:1. Nieszczęśliwy wypadek – 119:1. Wypadek na ulicy w roli pieszego – 561:1. Utonięcie – 1086:1. Ogień, pożar, dym – 1506:1. Zakrztuszenie się jedzeniem – 3138:1. Wypadek na rowerze – 4050:1. Ugryzienie przez robala – 54.093:1. Porażenie piorunem – 114.195:1. Wypadek kolejowy – 178.741:1. Katastrofa lotnicza – 205.552:1. Koronawirus byłby raczej w dolnych rejonach notowań. Aczkolwiek nie polecam bukmacherom przyjmowania tego typu zakładów.
—————————-
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
—————————-
zdjęcia tytułowe: Pixabay