Trochę się zżymam na ten cały szał zainteresowania sprawą kredytu frankowego państwa Dziubak. Choć to właśnie ich sprawa stała się przedmiotem rozważań TSUE, od strony formalnej jest to tylko jeden z wielu procesów „frankowych”. Ale wygląda na to, że właśnie z powodu zainteresowania mediów – stanie się polem, na którym bankowcy przetestują swoje najcięższe armaty. Testy właśnie ruszyły. I już widać, że będzie grubo
Choć minął już miesiąc od głośnego orzeczenia TSUE w sprawie polskich kredytów frankowych, wciąż nie jest jasne w jakim stopniu wpłynie ono na orzecznictwo polskich sądów. Z wyliczeń kancelarii Votum dla „Parkietu” i „Rzeczpospolitej” wynika, że od wyroku TSUE było w polskich sądach 26 wyroków frankowych, z czego 8 było niekorzystnych dla klientów, zaś 18 – korzystnych (zamiana kredytu na złotowy lub unieważnienie umowy).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O tym, że odwracają się – korzystne do niedawna dla banku – proporcje między wygranymi i przegranymi sprawami sądowymi, informował też prezes mBanku Cezary Stypułkowski. Ale bankowcy wiedzą, że jest jeszcze możliwość, by zneutralizować dobrą dla kredytobiorców atmosferę po orzerzeniu TSUE.
Jednym z ważniejszych elementów tego odwracania mogłoby być wywinięcie się od niekorzystnego wyroku w sprawie państwa Dziubak, czyli tej samej, w której po ich stronie stanął TSUE. Wprawdzie decydująca rozprawa została właśnie odroczona, ale najcięższe armaty i tak wyjechały na pole bitwy.
Czytaj też: Pisze prawnik do frankowicza, czyli ile jest wart twój e-mail jeśli jesteś klientem „frankowego” banku?
Kredytobiorcy przedstawiają Rzecznika, a bank – wyliczenia. Jest grubo
Po stronie kredytobiorców do sprawy przystąpił niespodziewanie Rzecznik Praw Obywatelskich, który będzie pilnował, żeby bankowcy nie przeholowali z antykonsumenckimi argumentami i nie próbowali zdzierać z klientów skóry (RPO ma teraz miesiąc na przedstawienie stanowiska). Bankowi prawnicy odpalili z kolei swój największy pocisk – roszczenie o odsetki od kapitału, z którego klienci korzystali przez 11 lat.
I to w sumie jest najciekawsze, bowiem reprezentanci Raiffeisen International (to ten bank jest po drugiej stronie sporu) pokazali na konkretnych liczbach plan, który prawdopodobnie będą realizowały banki na sądowych salach przez najbliższe miesiące. Stawką będzie zniechęcenie frankowiczów do składania kolejnych pozwów.
Jak ten plan wygląda w konkretach? Otóż prawnicy Raiffeisena poinformowali kredytobiorców, że w przypadku unieważnienia umowy bank zażąda od nich 477.000 zł za bezumowne korzystanie z kapitału przez 11 lat, a także 321.000 zł odsetek z tego tytułu.
Co by to oznaczało, gdyby słowo stało się ciałem? Państwo Dziubak zaciągnęli 400.000 zł kredytu, a po spłaceniu 230.000 zł ich obecne zadłużenie wynosi 520.000 zł. Te dane zassałem z relacji mediów, nie z pierwszej ręki. Ale zakładam, że się zgadzają. Oznacza to, że – przy założeniu niezmiennego kursu franka – musieliby spłacić 750.000 zł.
Bankowi prawnicy pojechali grubo, bowiem zapowiedzieli żądanie warte… 798.000 zł. Czyli zgodne z „doktryną Pietraszkiewicza”. Prezes Związku Banków Polskich informował kredytobiorców po wyroku TSUE, że rozliczenie finansowe po unieważnieniu umowy nie musi się wcale klientom opłacać.
Czytaj więcej o tym: Już wiemy jak banki będą zniechęcały frankowiczów do składania pozwów. „To będzie was kosztowało więcej, niż myślicie”
Jak prawnicy Raiffeisena to policzyli? Nie znam źródłowych rachunków, ale na moje oko odsetkową część roszczeń „wycenili” tak, jakby państwo Dziubak zaciągnęli złotowy kredyt konsumpcyjny oprocentowany na 12% w skali roku i spłacali w równych ratach przez 11 lat. Od takiego kredytu w wysokości 400.000 zł narosłoby przez ten czas 322.000 zł odsetek.
Oprócz tych odsetek prawnicy zamierzają też zażądać 477.000 zł kapitału. Dlaczego nie 400.000 zł? To – jeśli dobrze rozumiem – wartość pieniądza w czasie. Gdybym miał 400.000 zł przed 11 laty, to dziś (przy założeniu inflacji na poziomie 2% rocznie) te pieniądze realnie byłyby warte 321.000 zł. Zakładam, że bank zamierza żądać zwrotu nie 400.000 zł sprzed 11 lat, lecz kwoty odzwierciedlającej realną wartość tych pieniędzy dziś – czyli 477.000 zł.
321.000 zł odsetek i 477.000 zł „urealnionego” kapitału to w sumie 798.000 zł. Jakkolwiek faktyczne możliwości uzyskania takich pieniędzy przez bank (jak rozumiem – roszczenie musiałoby być skorygowane o wartość zapłaconych rat) zostaną dopiero poddane weryfikacji, widzimy na konkretnym przykładzie w jaki sposób banki będą chciały udowadniać klientom, że unieważnianie umowy im się nie opłaci.
———————-
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————-
Taka będzie argumentacja banków? „Unieważnienie się nie opłaci”
Dlaczego to ważne? Roszczenie o wynagrodzenie za kapitał to dziś dla banków jedna z ostatnich desek ratunku. Idę o zakład, że tok myślenia prawników banku będzie następujący: „skoro TSUE orzekł, że nieuczciwe klauzule w umowach w zasadzie powinny oznaczać unieważnienie umowy pod warunkiem, że jest to korzystne dla kredytobiorcy, to my – Wysoki Sądzie – niniejszym dowodzimy, że korzystne nie jest, bo uruchamia nasze roszczenia zwrotne o większej wartości”.
TSUE uważa, że jeśli unieważnienie umowy ma być niekorzystne dla klienta, to może ona być utrzymana, mimo tego, iż zawiera nieuczciwe klauzule. I chyba w tę grę będą grali bankowi prawnicy, wykorzystując hipotetyczne roszczenia zwrotne.
Powtórzmy: te roszczenia zwrotne na razie są palcem na wodzie pisane. Prawnicy konsumentów – wspierani przez Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Finansowego, a być może także przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta – będą po pierwsze dowodzić, że bankowi żadna rekompensata się nie należy (TSUE wielokrotnie orzekał, że tego rodzaju straty banku to kara, która ma mieć walor odstraszający), a po drugie, że roszczenia się w dużej części przedawniły.
Czytaj też: Rzecznik Finansowy nie widzi podstaw do żadnych roszczeń banków wobec klientów
Przedawnienie to jednak sporna rzecz, bo bankowcy mówią, że po pierwsze termin przedawnienia liczy się dopiero od momentu unieważnienia umowy, a po drugie – że przedawnienie można „zdjąć” z tzw. względów słuszności (jest na to niedawno wprowadzony paragraf w Kodeksie cywilnym).
No i zostaje jeszcze argument dotyczący pokrzywdzenia złotowych kredytobiorców, który – choć luźno związany z meritum, czyli klauzulami abuzywnymi – też zapewne znajdzie się na wokandzie. W przypadku państwa Dziubaków z pożyczonych 400.000 zł w ramach kredytu indeksowanego zrobiło się – według rachunków na dziś – 750.000 zł. Ale gdyby wzięli zamiast tego oprocentowany średnio na 4% rocznie kredyt złotowy na 30 lat, to łączny koszt wyniósłby 690.000 zł. Mniej, ale nie tak znowu bardzo. Czyli ten frankowy kredyt nie jest wcale taki „złodziejski”.
Jestem niezmienie ciekaw jak na to wszystko spojrzy sąd. Ile argumentacji wyjmie z orzeczenia TSUE i jak będzie je czytał? Wybierze „bezpieczniejsze” unieważnienie umowy, czy będzie kombinował z odwalutowaniem lub wymyśli jakieś rozwiązanie hybrydowe? Jak spojrzy na kwestię roszczeń zwrotnych banku? To ostatnie pytanie jest najważniejsze, bo to jedyny parametr, który może sprawić, że klient sporu z bankiem finansowo nie wygra.
Obecność Rzecznika Praw Obywatelskich na sali sądowej może się w tym przypadku bardzo przydać. Chodzi bowiem o to, by przypadkiem nie skończyło się tak, że klient, który ma w umowie abuzywne klauzule, zostaje „uszczęśliwiony” wyrokiem, po którym bank zarabia jeszcze więcej pieniędzy, a ów klient jeszcze więcej traci. Sprawa jest tym trudniejsza, że sąd ma zakaz uzupełniania umowy o cokolwiek, co mitygowałoby konsekwencje któregokolwiek ze skrajnych spojrzeń (unieważnienie umowy i sankcja kredytu darmowego, a z drugiej strony jej kontynuacja mimo istnienia nieuczciwych klauzul).
Czytaj też: Złotowi kredytobiorcy pokrzywdzeni orzeczeniem TSUE? „A jak kolega kupi telewizor w promocji, to co?”
Ważny poradnik. Tylko u nas!: Sześć rzeczy, które teraz – po orzeczeniu TSUE – powinien zrobić każdy frankowicz
Czy banki mogą jeszcze uciec spod frankowego noża?
Sprawa państwa Dziubak ma więc duże znaczenie „propagandowe”. Gdyby bankowcom udało się choćby częściowo zmienić niekorzystny dla nich horyzont widoczny po orzeczeniu TSUE – wciąż będą mieli szansę na ucieczkę spod noża. Jeśli zaś proces państwa Dziubak zakończy się zgodnie z przewidywaniami, czyli unieważnieniem umowy (ewentualnie jakimś zbliżonym do tego rozwiązaniem), wówczas kluczowe staną się prawomocne orzeczenia w innych sprawach zapadające w ciągu najbliższych miesięcy i kształtująca się na nowo linia orzecznicza.
Jak się ona ukształtuje? Cóż, TSUE odpowiedział tylko na cztery bardzo konkretne pytania polskiego sądu (i nie do każdej sprawy frankowej te odpowiedzi dają się zastosować), a polskie sądy wciąż mają samodzielność oceny sytuacji (m.in. tego, czy umowa w ogóle zawiera nieuczciwe klauzule). TSUE daje tylko drogowskaz, choć to i tak dużo, bo do tej pory polskie sądy działały w sprawie franków jak zepsuta busola – chaotycznie pokazywały coraz to inny kierunek.
Jeśli busola wskaże frankowiczom właściwą drogę, to bankom pozostanie tylko dać na tacę w intencji niskiej „mobilizacji elektoratu”, wystawić jakąś kompromisową propozycję ugód lub… liczyć na wsparcie rządu, który wciąż może urzeźbić ustawę „zamiatającą” problem franków.
Czytaj też: Ile będzie kosztowało banki orzeczenie TSUE? Dużo. Sprawdzam, czy się od tego nie przewrócą
zdjęcie: Money.pl/Pixabay