Leasing – zarówno w wersji konsumenckiej, jak i dla firm – jest usługą bardzo zgodną z trendami gospodarki XXI wieku. Coraz więcej rzeczy wynajmujemy, coraz rzadziej mamy potrzebę posiadania. Chcemy płacić za coś tylko wtedy, gdy tego używamy. Leasing, jako forma „wynajmowania” rzeczy, będzie zyskiwał na popularności. O ile będzie mniej „drewniany”. Mniej formalności, więcej elastyczności. I więcej indywidualnego podejścia do klienta
Jakiś czas temu opisywałem internetową formę leasingu, którą wprowadził na polski rynek serwis Leaselink. W tej usłudze w leasing można wziąć właściwie każde większe zakupy dla firmy. Wystarczy wybrać sobie w internecie przedmiot zakupu, wkleić link w formularzu na Leaselink.pl, podać dane swojej firmy, zweryfikować się przelewem na 1 zł. Leasingodawca prześwietla klienta przez internet i – jeśli nie znajdzie nic niepokojącego w bazach BIK, BIG-ach oraz w publicznie dostępnych danych – wystawi propozycję umowy leasingowej. Nie będzie tanio, ale za to wygodnie. Testowałem to jakiś czas temu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czy to ma sens? Do tej pory leasing był raczej stosowany do zakupów samochodów lub dużych maszyn. To bardzo popularna forma użytkowania aut w firmach. Ale żeby kupować w tej formule np. smartfona czy drukarkę? Na Leaselink minimalna wartość leasingu wynosi tylko 1000 zł, więc można internetowo leasingować większość sprzętu biurowego (inna sprawa, że przy niskich kwotach cena leasingu jest zaporowa).
Nie jest to jedyna firma, która próbuje wpuścić leasing do internetu. Jakiś czas temu opisywałem pomysł SimplyLease ze „stajni” Siemensa. A dosłownie kilka dni temu internetowy leasing samochodów zaprezentował CarSmile.
Przy okazji debiutu Leaselink na rynku sprawdzałem ile to kosztuje. Oferta leasingu smartfona wyszła raptem ciut taniej, niż gdybym chciał na ten cel zapożyczyć się w firmie pożyczkowej typu Wonga. Owszem, Wonga jest jedną z najtańszych firm pożyczkowych, ale mimo wszystko nie jest to też tanie źródło pieniądza.
Mogłoby być taniej, gdyby było więcej analizy danych i personalizacji oferty, wyłuskiwaniu klientów z mniejszym ryzykiem i oferowanie im niskich cen. Taki pomysł na przyszłość kredytów dla firm zaczął realizować specjalizujący się w tego rodzaju działalności Kredytmarket.
Ostatnio na Leaselink pojawiły się dynamiczne ceny. A więc zajawka leasingu, którego cena jest zależna nie tylko od wartości „wypożyczanego” sprzętu, ale też od kilku parametrów opisujących klienta. Czyli: lepszy klient, bardziej wiarygodny, dostanie lepszą cenę. Jakie kryteria biorą pod uwagę?
Pracujesz w dobrej branży? Nawet z małym stażem masz szansę na tani leasing
W tym modelu podstawowym kryterium wpływającym na ofertę jest w dalszym ciągu wielkość zakupów. Oprocentowanie dla zakupów do 5.000 zł będzie wyższe, niż dla 30.000 zł. Kolejnym kryterium jest standing kredytowy klienta. I tu już zaczyna być ciekawie. Lepszą cenę dostaną ci, którzy działają w preferowanych przez Leaselink branżach (zwłaszcza takich, w których panuje dobra koniunktura i ma szansę się utrzymać) oraz mający prefereowane przez leasingowy serwis cechy.
„Klienci którzy kupują droższe urządzenia i spełniają określone kryteria – otrzymają cenę usługi leasingowej na niezwykle atrakcyjnym poziomie, nie gorszym niż w tradycyjnych firmach leasingowych, a to wszystko bez udziału handlowca, agenta, czy pośrednika całkowicie online w kilka minut, o każdej porze dnia i nocy”
– piszą mi ludzie z Leaselink.pl w odpowiedzi na pytanie jak można u nich „zasłużyć” na tani leasing. Bo – podkreślam to już drugi raz – do tej pory zaporowe ceny, mniej więcej równe dla wszystkich, to była główna wada tego rozwiązania. I to wada z gatunku tych „kończących temat”.
Sprawdziłem jak dla konkretnego zakupu kształtują się widełki cenowe przy uwzględnieniu, że pracuję w „dobrej branży” (czyli rozwojowej, niepodatnej na uderzenie pierwszą falą kryzysu). Nie udało mi się wycisnąć z Leaselinku listy „dobrych” i „schyłkowych” branż. Ale np. w branży informatycznej, w przypadku firmy działającej krócej niż pół roku cena leasingu będzie preferencyjna. A w przypadku branży budowlanej – już nie.
W tym przypadku na dobrą cenę „pracuje” charakterystyka branży i klienta – tam, gdzie „młodość” firmy może być zaletą (a przynajmniej nie zmniejsza znacząco jej szans rynkowych) – Leaselink znacznie obniża ceny. Znaczenie ma też np. konkurencyjność działalności w konkretnej branży na określonym terenie.
Przy leasingu komputera na 36 miesięcy, opłacie wstępnej rzędu 10% oraz 1% wartości wykupu i braku ubezpieczenia, dla zakupu o wartości 3.000 zł netto wyskoczył mi roczny koszt rzędu 12%, dla zakupu o wartości 11.000 zł – 7,5%, a dla zakupu o wartości 30.000 zł – już tylko 5,4%. To najniższa możliwa oferta – dla firmy z preferowanej branży i o wszystkich cechach, które „lubi” algorytm Leaselink. Dla porównania: standardowy koszt – dla małego zakupu dla firmy z małym stażem z niespecjalnie preferowanej branży – wyniósłby 20-40% rocznie.
Pytanie brzmi: jak duże są te „oazy taniego leasingu”, czyli kategorie i cechy firm, które powodują, że firma „wpada” w niskie kwotowania cenowe. Tego nie udało mi się ustalić, a to tak naprawdę decyduje o ocenie dynamicznych cen. Jeśli ów „dynamizm” robi różnicę dla 5% potencjalnych klientów – nie będzie się czym podniecać. A jeśli np. dla 25% i w dodatku leasingodawca zdoła do nich dotrzeć, odbierając je z rąk tradycyjnych firm leasingowych – wówczas dynamiczne ceny zrobią na rynku różnicę. Zobaczymy czy więcej w tym marketingu czy innowacyjności.
Leasing przez internet i szyty na miarę? Jeszcze poczekamy
Wygląda więc na to, że internetowy leasing – podobnie jak faktoring – powoli zaczynają się „profesjonalizować”, czyli wyłuskiwać klientów, którym warto podsunąć dobrą cenę. Osobiście oczekiwałbym znacznie szerzej zakrojonej customizacji, np. uzależnienia ceny od tego co można na temat firmy znaleźć w serwisach społecznościowych, opinii klientów, „śladów cyfrowych” – ujęcie w cenie szeroko pojętej reputacji, a nie tylko czynników finansowych (to podstawa), czasu działania oraz ratingu branżowego leasingobiorcy.
Do tej pory, zarówno w leasingu, jak i faktoringu online, obowiązywała zasada: chcesz oszczędzić czas i mieć wygodną usługę, to płać za nią jak za zboże. Pewnie dlatego liczba klientów Leaselink to raptem 20.000 firm, czyli niewiele jak na produkt, który jest jednym z najpotrzebniejszych w firmie i jednym z najwygodniejszych (bo internetowych).
Pewnym potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że wiosną tego roku Leaselink został kupiony przez mBank, co oznacza, że nie zobaczył możliwości podbicia rynku samodzielnie, bez wsparcia ze strony tradycyjnej instytucji finansowej, dysponującej milionami potencjalnych klientów.
Być może kluczem do sukcesu będzie wejście internetowego leasingu do większej liczby sklepów online. Bo tak naprawdę to tutaj są konfitury. Nikt nie planuje leasingowania – zwłaszcza przez internet – komputera, laptopa, smartfona, drukarki, czy sprzętu biurowego. Taka myśl może się pojawić w głowie przedsiębiorcy, gdy upatrzył już sobie sprzęt i na liście potencjalnych źródeł finansowania zobaczy leasing online.
zdjęcia tytułowe: strona internetowa Leaselink