Niedawno pisałem o ofercie internetowego faktoringu dla małych firm, który – jeśli zyska na popularności – może być konkurencją dla szybkich pożyczek oferowanych przez Vivusa, Wongę, czy inne firmy pożyczkowe. Bo dla wielu przedsiębiorców, czekających bez końca na zapłatę wystawionych faktur, dziś jedyną opcją utrzymania płynności finansowej (by mieć kasę np. na zapłacenie podatków) jest właśnie pożyczka na 30 lub 60 dni.
Czytaj więcej o tej ofercie: Wystawiasz faktury, fotografujesz, wysyłasz im i… masz kasę na koncie
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Oprócz prostego faktoringu na rynku pojawił się też… internetowy leasing. Wprowadza go na polski rynek serwis Leaselink.pl, którego nazwa tylko na pierwszy rzut oka jest dziwaczna. W tym rozwiązaniu bowiem w leasing można wziąć właściwie każde większe zakupy do firmy. Wystarczy wybrać sobie w internecie przedmiot zakupu, wkleić link w okienku, a Leaselink.pl wystawi umowę leasingową. Wiarygodność płatniczą sprawdzą przez internet, więc sprawę da się ogarnąć z pozycji fotela, w 15 minut.
Do tej pory leasing był raczej stosowany do zakupów samochodów lub dużych maszyn. Zamiast zaciągać kredyt biorę samochód w leasing i formalnie jestem tylko jego użytkownikiem (właścicielem jest firma leasingowa). Płacę tylko niewielką opłatę wstępną, raty leasingowe wrzucam w koszty, a na koniec mam prawo (nie obowiązek!) odkupić pojazd za grosze. To bardzo popularna forma użytkowania aut w firmach. Ale żeby kupować w tej formule np. smartfona czy drukarkę? W tej formule minimalna wartość leasingu wynosi tylko 1000 zł.
Czytaj też: Wynajmij samochód na dwa lub trzy lata. Czy to się opłaca?
Leasing z linku, czyli tak fintech chce podgryźć pożyczki
Testowałem to na sobie i rzeczywiście jest wygodne. Żeby dostać ofertę leasingu na podstawie linka wystarczy wpisać NIP firmy, swój e-mail i telefon oraz wkleić link do kupowanego towaru oraz jego cenę netto. Po dosłownie kilku sekundach na ekranie pojawia się kalkulacja. System wypluwa proponowany okres leasingu (z reguły od 24 miesięcy w górę), ratę miesięczną, wysokość opłaty wstępnej (np. 10%) oraz rodzaj leasingu (operacyjny – czyli sklep wystawia fakturę na Leaselink, albo finansowy – faktura jest na firmę klienta).
I tu zaczynają się małe schody, bo trzeba wpisać kilka kolejnych danych na swój temat oraz na temat swojej firmy (nazwy, adresy, numerki…) oraz wysłać przelew weryfikacyjny z banku potwierdzający tożsamość (firma sprawdza w ten sposób czy nazwisko i adres zamieszkania podany w banku zgadza się z tym podanym w formularzu rejestracyjnym). Dobra wiadomość jest taka, że dane rejestracyjne firmy są zasysane bezpośrednio z ewidencji CEIDG, więc tak dużo wpisywania nie ma.
Jeśli dane podane w formularzu zgadzają się z bankowymi, to dostaję e-mailem umowę do zatwierdzenia, podpisuję ją elektronicznie (SMS-em autoryzacyjnym wysłanym na podany w formularzu telefon kontaktowy) i przelewam za pomocą przelewu pay-by-link opłatę wstępną. I to wszystko. Potem już tylko trzeba płacić raty zgodnie z harmonogramem i księgować je w koszty firmy.
Pozostaje jeszcze tylko jeden drobiazg: koszty. Świat jest tak zbudowany, że to co łatwo dostępne zwykle nie jest tanie. I oferta serwisu Leaselink.pl nie jest wyjątkiem od tej reguły. Skoro firma finansuje moje zakupy bez zadawania pytań o moją wypłacalność (w zasadzie potwierdzają tylko tożsamość człowieka – wiedzą, że klient istnieje i gdzie mieszka oraz potrafią do niego zadzwonić lub zamejlować), to ryzyko nie jest małe i musi być wpisane w ceny. Choć przecież przedmiot, który kupuję pozostaje ich własnością.
Leasing laptopa konta raty i szybka pożyczka. Co wyszło taniej? Sprawdzam!
Testowałem serwis na przykładzie iPada 32 GB za 2199 zł z VAT (bez podatku: 1787 zł). Wystawiono mi ofertę leasingu na 6-24 miesiące z opłatą wstępną 15-35%. Wybrałem opcję z opłatą 15% (330 zł) oraz z 12 ratami po 193 zł. W sumie oznacza to, że sprzęt będzie mnie kosztował 2646 zł. Czyli o jakieś 450 zł więcej, niż przy zakupie za gotówkę.
Dużo? Mało? Gdybym chciał pożyczyć 2199 zł na Wonga.com, czyli w dużej firmie pożyczkowej, to zaproponowaliby mi ratę rzędu 229 zł miesięcznie, co składa się do 2750 zł w skali roku. Koszt pożyczki wynosi więc około 550 zł, raptem o stówkę więcej, niż w Leaselink.pl. Gdybym skorzystał z systemu e-raty oferowanego przez MediaMarkt w koalicji z bankiem Santander Consumer, to rata wyniosłaby 194 zł. A koszt iPada wyniósłby 2330 zł. To już znacznie taniej, niż w leasingu przez internet. W sumie więc jest wygoda, ale w cenie niemalże z kategorii pożyczki zasysanej od firmy pożyczkowej.
Oczywiście, są i zalety. Internetowa firma leasingowa działa w modelu 24 h/7/365, dzięki czemu mogę kupować za pożyczone pieniądze w dowolnym momencie, „tu i teraz” w sklepach stacjonarnych i internetowych. Całość procedury leasingowej – w tym decyzja oraz akceptacja dokumentów umowy – nie trwa dłużej niż 15 minut, nie ma żadnych papierowych dokumentów, ani czekania na do następnego dnia na zatwierdzenie umowy. To też w tradycyjnych bankach się rzadko zdarza.
Nie zdziwcie się, jeśli leasing z tej firmy zaproponuje Wam sam sklep internetowy, w którym będziecie chcieli np. kupić elektronikę, bo Leaselink.pl przysysa się do wszystkich możliwych miejsc, w których robimy zakupy. Nie jestem pewien czy jest to atrakcyjna alternatywa w przypadku zakupów w sklepie stacjonarnym, ale w intenecie – o ile jesteśmy skłonni przepłacić – może być konkurencją dla firm pożyczkowych.
autor zdjęcia tytułowego: fancycrave1/Pixabay.com