Przez lata tankowałem paliwo niemal wyłącznie na stacjach BP. Choć to dopiero trzecia na rynku sieć dystrybutorów z benzyną, a i ceny ma nie najniższe, to dogodna lokalizacja stacji robiła swoje. Ostatnio jednak nastąpiła rewolucja. Tyle, że na razie zatrzymała mnie ona w połowie, nomen omenm, drogi
Od kilku lat piszę na „Subiektywnie o finansach” o najróżniejszych innowacjach łączących finanse ze światem kierowców i samochodów. Większość z nich to wciąż prototypy, ale jest jedna, która już podbiła moje serce. To mobilne płacenie za paliwo od razu przy dystrybutorze, bez wchodzenia do budynku stacji i stania w kolejce.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jak Orlen „odbił” mnie z rąk BP
W październiku zeszłego roku płatności smartfonem wprowadził dla klientów „nieflotowych” nasz narodowy koncern paliwowy. Aplikację Orlen Pay pokochałem miłością bezwarunkową, choć nie jest ona ani szczytem ergonomii, ani szybkości. Zanim sfinalizuję płatność muszę cztery razy coś zatwierdzać, co bywa denerwujące. Ale i tak tracę dużo mniej czasu, niż przy tradycyjnym płaceniu przy kasie.
Lubię też w Orlen Pay to, że potwierdzenie transakcji otrzymuję na e-maila, co ułatwia mi kontrolę wydatków i przechowywanie dokumentów. Możliwość mobilnego płacenia sprawiła, że od prawie roku mniej więcej 700 zł miesięcznie moich rachunków za paliwo wędruje do skarbca Orlenu, a nie BP, gdzie zdigitalizowany jest na razie tylko program lojalnościowy Payback.
Czytaj też: Tego jeszcze nie było. Orlen daje zniżki na paliwo pod warunkiem, że… kupisz jego akcje!
Ceny na Orlenie nie są niestety niższe od tych w BP (a często zauważalnie wyższe), lecz wygoda w moim przypadku przeważa. No i – paradoksalnie – wydaję na stacjach benzynowych mniej kasy, niż kiedyś. Bo skoro nie wchodzę do budynku stacji, to nie kupuję kawy, napojów energetycznych, czipsów, napojów bezalkoholowych, płynu do spryskiwaczy, bonów do myjni, czekoladek…
I tutaj dochodzimy do „połowiczności” orlenowej rewolucji. Owszem, przejął moje wydatki na paliwo, ale zarazem „uśmiercił” wszystkie inne, które zdarzało mi się czynić na stacjach. A to właśnie na nich koncerny paliwowe zarabiają najwięcej.
Rewolucja, która zatrzymała się w połowie
Gdyby nie Orlen Pay, nigdy nie zostałbym stałym klientem Orlenu, ale odkąd nim jestem – znacznie straciłem na „rentowności” z punktu widzenia firmy paliwowej. Być może nie jest to wielki problem, niewykluczone, że większość klientów Orlenu to i tak klienci typu „fuel only”. Ale pewnie nikt w Orlenie by się nie obraził, gdybym mimo wszystko raz na jakiś czas kupił też hot-doga. Orlen Pay wybitnie temu nie służą.
Płocki koncern wykonuje nieudolne ruchy, by jednak zaprosić mnie na zakupy. Po każdej paliwowej transakcji mobilnej wyświetla mi się na ekranie smartfona kupon – a to na zakup płynu do spryskiwaczy z 50% rabatu, a to na małą wodę za złotówkę, a to na 50% zniżki na kawę.
Czy to działa? Na mnie nie bardzo, przez niemal rok korzystania z Orlen Pay tylko raz udało im się skusić mnie do wejścia na stację. Problem w tym, że rabat obowiązuje tylko na jeden, wybrany towar i że propozycje są rzucane „na ślepo”, bez analizy moich wcześniejszych decyzji (np. tego jak długo dumałem nad ekranem smartfona z promocją, na jaką promocję udało się mnie skusić).
Co musiałoby się stać, bym na stacjach Orlenu przestał być klientem „fuel only”? Dwie rzeczy: po pierwsze bardziej zindywidualizowane, „celowane” oferty (lub też zniżka „na wszystko”), a po drugie – możliwość zakupu wyłącznie poprzez wzięcie towaru ze specjalnej półki przeznaczonej na zakupy Orlen Pay (bez konieczności prezentowania kuponu promocyjnego przy kasie).
Wymagałoby to umieszczenia na stacjach „inteligentnych półek”, wyposażonych w czujniki przekazujące „do centrali” informacje jaki towar został wzięty. A więcej o takich „inteligentnych półkach” pisałem przy okazji prezentowania „sklepu przyszłości” Żabki.
Tankowanie czy kupowanie?
Nie rozumiem też, dlaczego w czasie tankowania, gdy wgapiam się albo w ekran smartfona, albo w licznik dystrybutora, aplikacja Orlen Pay nie prezentuje mi możliwości zakupu treści cyfrowych, takich jak np. audiobooki, abonamenty VOD, kupony na zakupy w sklepach internetowych. Coś takiego uruchomił ostatnio Uber – klient w czasie jazdy nie ma się nudzić, tylko zarabiać dla firmy pieniądze.
Nota bene ostatnio, będąc w Krakowie, zdarzyło mi się skorzystać z usług samochodu sieci Bolt (to taki tańszy i mniej znany konkurent Ubera), który miał na pokładzie ekran, który pokazywał mi reklamy, zaś poniżej były umieszczone kupony zniżkowe na reklamowane usługi. Podobno to pilotażowy program jednego z partnerów Bolta (właściciela samochodów).
Wszędzie na świecie spece od e-commerce i m-commerce główkują nad tym, jak wykorzystać czas podróżowania konsumenta do generowania przez niego dodatkowych przychodów. Czas tankowania to idealny moment do oferowania treści cyfrowych i nie tylko.