Koniec ręcznego sterowania cenami prądu przez rząd. Od 1 lipca ceny energii zostaną uwolnione dla dużych firm, a od nowego roku prawdopodobnie już dla wszystkich. Jaki jest półroczny bilans ustawy zamrażającej ceny energii? Czego się nauczyliśmy i jak zniosą to nasze portfele?
W grudniu na pożegnanie starego roku rząd postanowił zamrozić ceny prądu wszystkim odbiorcom na 2019 rok. Inaczej groziły nam bezprecedensowe podwyżki cen prądu – klientom indywidualnym o jedną trzecią, a firmom – o ponad połowę! Główny powód to rosnące koszty produkcji związane ze spalaniem węgla i opłatami za emisję CO2.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Rachunki za prąd nie stanowią lwiej części domowych budżetów, a jedynie ok. 3-4% wszystkich wydatków Polaków. Ale lęk przed reakcją opinii publicznej sprawił, że Sejm uchwalił, a prezydent w ekspresowym tempie podpisał ustawę „ratunkową”.
Przepisy nie wytrzymały próby czasu. Jak powiedział minister energii, jedynie 65% odbiorców nie płaci obecnie za prąd ceny wyższej niż w 2018 r. Wiele firm miało indywidualne, trudne do renegocjowania kontrakty. A Komisja Europejska zaprotestowała przeciwko ograniczeniu kompetencji Urzędu Regulacji Energetyki, który dotąd zatwierdzał taryfy. W pełni udało się tylko obronić konsumentów.
Będący pod ścianą rząd, zaczął właśnie półroczną operację rozmrażania cen. Operacja zacznie się w lipcu, a od nowego roku zostanie po „mrożonce” zostanie tylko wspomnienie. Z jakim skutkiem dla naszych kieszeni? Czego się nauczyliśmy po tych sześciu miesiącach?
Komu damy, komu odbieramy?
W pierwszym półroczu firmy energetyczne mają dostać rekompensatę za to, że nie podniosły cen. Ma zostać im wypłacona do 20 sierpnia. Po 1 lipca zamrożenie będzie obowiązywało już tylko „wybrańców”. Kogo dokładnie?
- gospodarstwa domowe
- przedsiębiorstwa i zakłady usług społecznych,
- przedsiębiorstwa do 50 pracowników lub z przychodami maksimum 10 mln euro przez dwa lata
- jednostki finansów publicznych (samorządy) w tym szpitale i szkoły
A kto zapłaci więcej? Wszyscy pozostali, przede wszystkim duże zakłady przemysłowe, fabryki, kopalnie, huty, biura – duże i średnie firmy. Ale… urzędnicy postanowili, że nawet po 1 lipca firmy będą mogły ubiegać się o częściową rekompensatę – kilkusettysięczną pomoc publiczną dopuszczonej przepisami UE (dokładnie: do 200.000 euro). Niestety, jest całkiem możliwe, że niektórzy odbiorcy prądu już wykorzystali limit tej pomocy w poprzednich latach.
Równi i równiejsi, czyli kto i ile dostanie
Niestety, firmy muszą] czekać na rozporządzenia do ustawy, która ma ustalać nowe zasady rekompensat po 1 lipca i może dojść do prawnych absurdów – spółka gminna, czyli kontrolowana przez samorząd, która wywozi śmieci dostanie rekompensatę, a firma prywatnego przedsiębiorcy, która zajmuje się dokładnie tym samym – już nie.
Ile dokładnie firm może liczyć po 1 lipca na rekompensaty? Zaproponowane do tej pory kryteria wielkości zatrudnienia i własnościowe są na tyle nieprecyzyjne, że trudno oszacować liczbę beneficjentów – wiemy ile mają zatrudniać osób, ale nie wiemy ile ma wynieść zużycie prądu.
W Polsce rynek odbiorców wygląda tak: to najświeższe możliwe dane, ale i tak już nieco zwietrzałe, bo z 2017 r.
- tych najmniejszych, którzy zużywają do 50MWh rocznie (przeciętny dom zużywa 2,5 MWh rocznie) jest 16,8 mln. Zużywają 44,8MWh i płacą 12 mld zł
- między 50MWh-2.000 MWh – 77.000. Zużywają 28MWh i płacą 6,3 mld zł.
- pow. 2.000 MWh – 6.300. Zużywają 35MWh i płacą 6,5 mld zł
Czego nas to nauczyło, czego ciągle nie wiemy i jakie są obawy o przyszłość?
1. Rząd nie jest wszechmocny na rynku prądu. Rynek ciągle nie będzie zupełnie „wolny” (URE znów będzie taryfował stawki za sprzedaż i dystrybucję), ale nie ma zgody Brukseli na ręczne sterowanie gospodarką. I dobrze, bo już to przerabialiśmy w historii i do niczego dobrego to nie doprowadziło.
Być może za kilka lat pojawi się pomysł żeby zrezygnować w ogóle z taryfowania cen prądu za jego sprzedaż (dystrybucja, czyli dostarczanie po „kablu” to inna para kaloszy, bo każda firma jest naturalnym monopolistą na swoim terenie i warto żeby jakiś urząd nadzoru patrzył jej na ręce).
Stan gry dobrze podsumowuje Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego, który wystąpił na prezentacji zorganizowanej przez Fundację „Przyjazny Kraj” pod tytułem „Jak dokonać w Polsce transformacji od energetyki węglowej?”
2. Era taniego prądu dla gospodarstw domowych dobiega końca. Prawdopodobnie nie będzie już w 2020 r. ustawy, która „zamrozi” ceny prądu dla gospodarstw domowych. Wcale nie musi to oznaczać, że nagle zubożejemy i pół pensji będziemy przeznaczać na rachunki. Dziś wydatki na energię stanowią ułamek domowego budżetu i nawet spore podwyżki znacząco tego rozkładu sił nie zmienią. Poza tym wciąż będzie nas częściowo broniło URE.
Z przecieków wiemy, że w zeszłym roku firmy wnioskowały o podwyżki dla konsumentów o 30% i najwyżej o takiej skali podwyżek możemy mówić. Jeśli przeciętne gospodarstwo domowe („pożerające” 2500 kWh energii) płaci za zużycie prądu (bez dystrybucji) 750 zł, to w 2020 r. zapłaci 975 zł, czyli ok. 19 zł miesięcznie więcej.
Z drugiej strony ceny prądu w Polsce już teraz są najwyższymi w Europie, uwzględniając naszą siłę nabywczą. Według danych Eurostatu cena wyrażona w jednostkach siły nabywczej (PPS) wynosiła w Polsce w 2017 r. 25,4, drożej było tylko w 4 krajach: w Niemczech (28,8), Portugalii (28), Belgii (26,4), Rumunii (26).
3. Będziemy się musieli nauczyć oszczędzania prądu. Podwyżki cen prądu dla gospodarstw domowych więcej miały wspólnego z histerią niż realnym wpływem na domowe budżety.
Będzie drożej – to pewne, ale można przedsięwziąć środki zaradcze, których jest cała paleta. Konsumenci bardziej zainteresują się energooszczędnymi produktami. Nie zawsze i nie każdemu taka inwestycja się opłaca, bo takie produkty są droższe w zakupie. Policzyliśmy to w tym artykule: Zdradzamy sposoby, jak się bronić przed podwyżkami!)
Poza tym, dziś ponad 70% osób korzysta z taryf jednostrefowych (stała cena przez całą dobę), a mogliby zaoszczędzić na rachunkach gdyby wybrali opcję – taniej poza godzinami szczytu, drożej w po południu, czy o poranku.
Najbardziej przechlapane mają firmy, szczególnie średnie i małe, które już teraz płacą za prąd najwięcej w Europie. Efekt jest taki, że małe firmy i konsumenci zbroją się we własne źródła prądu (panele fotowoltaiczne), po to, by uniezależnić się od sprzedawców z elektrowni. Podobno firmom brakuje terminów na montaż takich urządzeń. W tym artykule znajdziecie dokładne wyliczenia komu i na jakich warunkach taka inwestycja się opłaci i gdzie szukać atrakcyjnego finansowania.
4. Koniec interwencji w prądzie odczują… posiadacze oszczędności w bankach
Wzrost kosztów energii przełoży się na wzrost cen w gospodarce, bo prąd jest „używany” przy wytwarzaniu wszystkich towarów i usług. Przypomnijmy – ustawa „mrożąca”, w wersji okrojonej od 1 lipca będzie wiązała nas tylko do końca roku. Co będzie potem? Drastyczna podwyżka? Kolejne „zamrożenie”? Raczej nie. Zbyt źle poszło tym razem. Bank Credit Agricole szacował, że wzrost cen prądu (w hurcie) o 50-70 % przyczyni się do zwiększenia tempa wzrostu cen konsumpcyjnych usług o 0,5-0,7 pkt. proc.
Inflacja już teraz zaczyna wstawać z kolan i pożerać nasze oszczędności i obniżać pensje.
Prąd będzie więc drożał. Musimy zacząć zwracać uwagę na to ile go zużywamy. A jedyną alternatywą dla tych, którzy zużywają go dużo i nie chcą lub nie mogą się odzwyczaić, są własne źródła prądu. Tym bardziej, że jeszcze nigdy nie były tak tanie, jak dziś.
źródło zdjęcia:PixaBay