Wolność kierowcy powinna kończyć się tam, gdzie druga osoba – inny kierowca, pieszy, pasażer – musi wdychać, to co wylatuje z rury wydechowej poprzedzającego samochodu. Jak być nowoczesnym i ekologicznym kierowcą? I jak na tym można jeszcze zaoszczędzić? Sprawdzamy
Kiedyś z ciekawością przysłuchiwałem się rozmowie zwolennika zakazu importu używanych aut i wolnościowca, który mówił, że choć starsze samochody trują, to nie można odbierać ludziom prawa do ich kupowania. W końcu, padł argument atomowy – przecież nie każdy musi mieć samochód.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Faktycznie, nie każdy. Ale póki nie mamy sieci komunikacji miejskiej o gęstości i częstotliwości kursowania zbliżonej do Berlina, czy infrastruktury rowerowej tak perfekcyjnej, jak w Kopenhadze, to cztery kółka, a nie dwa są koniecznością. Przyznają to nawet radykalni cykliści, zaraz po przeprowadzce na peryferyjne dzielnice i odczuciu na własnej skórze konieczności dowozu dziecka do przedszkola.
Problem w tym, że wolność powinna kończyć się tam, gdzie druga osoba – kierowca, pieszy, pasażer – musi wdychać, to co wylatuje z rury wydechowej poprzedzającego samochodu. Jak być nowoczesnym i ekologicznym kierowcą? I jak na tym można jeszcze zaoszczędzić? Sprawdzamy.
Co nas truje?
Mechanicy żartują, że o ile biały dym w Watykanie oznacza wybór papieża, to biały tym z rury wydechowej diesla oznacza rychły kres silnika. Każdy kierowca to chyba przeżywał – stanie w korku za niesprawnym autem, z którego rury wydechowej kipi żrący dym – smród jest niesamowity, wręcz czuć go na zębach. A kiedy rusza, to zostawia za sobą chmurę dymu. Co jest w tych toksycznych kłębuszkach?
- tlenek azotu (tlenek i dwutlenek),
- sadza, dymy, metale ciężkie (ołów),
- sadza,
- pyły,
- trójtlenek siarki SO3,
- dwutlenek węgla CO2.
Do niedawna Unia Europejska skupiała się na tym, żeby samochody emitowały jak najmniej dwutlenku węgla, który odpowiada za ocieplenie klimatu. To był główny parametr ekologiczności samochodu, który dla kierowcy mógł być czysto abstrakcyjny – w przeciwieństwie to śmierdzących spalin. Dopiero norma emisji spalin EURO4 dla diesla i EURO5 dla benzyny wyraźnie ograniczyły ilości tego co może wylatywać z rury wydechowej.
Czytaj też: TCO, czyli ile tak naprawdę kosztuje samochód? Policzyłem wszystkie koszty i… mam trzy wnioski
W praktyce dopóki transport nie stanie się w pełni bezemisyjny będziemy wdychać większe lub mniejsze ilości szkodliwych substancji. I fundować sobie epidemię chorób. Dlatego ten komu zdrowie swoje i innych nie jest obojętne, powinien zadać sobie pytanie: czym jeździć, żeby mniej truć – dieslem, benzyną, hybrydą, elektrykiem? Dwie ostatnie kategorie zostawmy sobie na deser.
Diesel raz na wozie, raz pod wozem
Co jest bardziej eko: diesel czy benzyna? Odpowiedź na to pytanie przypomina mi walkę zwolenników masła i margaryny. Co kilka lat wychodzą nowe „badania naukowe”, które udowadniają, że jeden z tych rodzajów tłuszczu jest zdrowszy niż drugi. Z tego co kojarzę obecnie szala przechyla się na stronę zwolenników masła.
W przypadku tego co pod maską jest podobnie. Jeszcze około dekady temu cała uwaga regulatorów Unii Europejskiej była skupiona na walce z emisją CO2. Droższe, bardziej skomplikowane silniki diesla spalają mniej paliwa na 100 kilometrów i emitują mniej CO2, niż porównywalne modele benzynowe. Rosła więc moda na diesla mimo tego, że emitowały więcej cząstek stałych, ale mniej dwutlenku węgla. W końcu nie bez przyczyny pojawiły się naklejki w stylu „diesel musi dymić”.
Zapraszam tutaj: Porównaj rozwiązania dotyczące finansowania nowych samochodów. Kredyt czy leasing?
Remedium na trującą sadzę, która wydobywa się razem z dymem były drogie (kilka tysięcy złotych za sztukę), nierozbieralne filtry cząstek stałych (owiane złą sławą wśród kierowców filtry DPF), które w dużym stopniu ograniczają emisję pyłów, ale często się psuły. Sprawa jednak ucichła, a Polscy kierowcy stali się mistrzami w demontowaniu owych filtrów na zgubę swoją i innych osób.
Diesle idą z dymem
Ale minęło kilka lat i przyszły nowe wyniki badań: otóż spaliny z pozornie czystszych silników benzynowych są jeszcze bardziej szkodliwe niż dym z diesla – bo drobinki sadzy są jeszcze mniejsze. Efekt? Od września 2017 roku wszystkie nowe modele samochodów, a od września 2018 roku wszystkie nowe samochody z silnikami benzynowymi muszą być wyposażone w benzynowy filtr cząstek stałych. Pożar został ugaszony, ale w przypadku diesla tli się dalej i wszystko wskazuje na to, że ten rodzaj napędu pójdzie z dymem.
Zły wizerunek diesli i przypadki fałszowania testów emisji spalin spowodowały spadek sprzedaży tych aut: według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA), w 2016 roku w krajach tzw. starej Unii samochody osobowe z silnikiem diesla stanowiły 49,9 proc. sprzedaży. W 2017 roku było to już 44,8 proc., a w pierwszej połowie tego roku już tylko 37% (to już szacunki firmy Jato Dynamics).
Czytaj też: Startuje dostawczy carsharing IKEA. Ale auta nie zostawisz gdzie chcesz. Kto na to pójdzie?
Unia Europejska w dalszym ciągu będzie zaostrzać kryteria dla nowych samochodów: w latach 2020-2021r. średnia emisja CO2 powinna wynieść dla wszystkich nowych samochodów osobowych danego producenta 95 g/km CO2.
Dla porównania hybryda emituje ok. 80 g/km więc bez problemu mieści się w normach. Odpowiada to zużyciu paliwa 4,1 litra na 100 km w przypadku pojazdów z silnikami benzynowymi i 3,6 litra/100 km dla diesla.
O, nowe auto. Nowe, czyli sprowadzone
Europa Zachodnia jako tako poradziła sobie z czystością powietrza – zarówno w przypadku diesli i benzynowców wprowadzono obowiązkowe filtry, które „dopalają” większość stałych cząsteczek z silników spalinowych. Ludzie jeżdżą nowymi autami, przybywa bezemisyjnych elektryków i czystych w ruchu miejskim hybryd.
Czyli problem teoretycznie rozwiązany – tak o ile mieszkamy za Odrą. Polska jest największym w Europie rynkiem leciwych samochodów z drugiej ręki. Chyba każdy ma kogoś znajomego, który mówi dumnie o swoim aucie „z Belgii sprowadziłem”. Efekt jest taki, że w ubiegłym roku z 870.000 sprowadzonych samochodów, aż 463.000 miało więcej niż 10 lat! Mamy jeden z najstarszych parków samochodowych w Europie, co nie da się wytłumaczyć li tylko kwestią niezamożnego społeczeństwa.
Rolą państwa jest takie ukierunkowanie rynku, żeby jeśli nie można zakazać importu, to stworzyć zachęty do zakupu nowych aut i rygorystycznie sprawdzać stan techniczny tych, które już jeżdżą – żebyśmy nie fundowali sobie zbiorowego samobójstwa.
Skoro w ramach UE nie można ograniczyć importu, to wprowadźmy rygorystyczne kontrole na Okręgowych Stacjach Kontroli Pojazdów. Takie, które będą sprawdzać stan spalin. Te są jednak pobłażliwe – spaliny można mierzyć dymomierzem (ocenia ilość sadzy), czy analizatorem spalin, ale w praktyce to fikcja – system jest dziurawy jak sito, a pojazdy nie są sprawdzane.
Zapraszam na 5% zniżki przy każdym tankowaniu: poznaj szczegóły programu „Tankuj Korzyści” i oszczędzaj na stacjach benzynowych. To chyba pierwszy pakiet usług finansowych aż tak bardzo sprofilowany pod posiadaczy samochodów. Tutaj jego subiektywna recenzja. A więcej szczegółów i możliwość zapisu do tańszego tankowania – tutaj.
Jak taniej być ekologicznym?
Jeśli nie zachęci nas troska o jakość życia, to może zrobią to pieniądze? Jeśli zależy nam żeby nas środek transportu był nieemisyjny powinniśmy wybrać samochód elektryczny. To na razie nisza – cena zakupu, niedostateczna infrastruktura są barierami, które zniechęcają kierowców do wyboru elektryków – to na razie wybór dla awangardy.
W takim razie co wybrać? Hybrydę, czy diesla? Policzmy. W katalogach znalazłem takie ceny Toyoty Auris w podstawowej wersji w zależności od silnika:
- hybrydowy 1.8 136 KM 88.400 zł; średnie spalanie w cyklu mieszkanym 3,5 l/100 KM; Emisja CO2 79 g/km
- benzyna – 1,6 132 KM 72.400 zł; średnie spalanie w cyklu mieszanym 6,1/100 KM; Emisja CO2 140 g/km
- diesel – 90 KM 84.300 zł; średnie spalanie w cyklu mieszanym 4 l/100 KM; Emisja CO2 105 g/km (uwaga, koncern Toyota os stycznia 2018 r. nie sprzedaje już samochodów z napędem diesla, podana cena dotyczy aut z rocznika 2017 – przyjąłem ją jako wartość „teoretyczną” do porównania)
Założenia:
- Auta mają roczny przebieg 15.000 km
- cena benzyny 5.10 zł, oleju napędowego 5,20 zł
Przejechanie 100 km kosztuje:
- hybryda 17,85 zł. Rocznie 2677,50 zł
- benzyna 31,11 zł. Rocznie 4666,50 zł
- diesel 20,80 zł. Rocznie 3120 zł
Korzyści z hybrydy odczujemy przy każdym tankowaniu. Problem w tym, że taki model jest droższy o 16.000 zł od „benzynowca” i 4100 zł od diesla.
Przy takim przebiegu (czyli 15.000 km rocznie) oszczędzam jeżdżąc hybrydą w porównaniu do diesla niewiele – 442 zł. Oznacza, to że teoretycznie potrzebowałbym 12 lat żeby zwróciła mi się różnica.
W przypadku benzyny roczne wydatki na paliwo są aż o 1546,50 zł większe. Jeżdżąc hybrydą z roku na rok w kieszeni zostaje mi więcej pieniędzy aż po niewiele ponad 8 latach odzyskałem sumę, którą musiałem na początku dołożyć do droższego, modelu hybrydowego.
Czy kogoś to przekonuje? Czy ów bodziec finansowy razem ze świadomością posiadania ekologicznego auta jest wystarczający? Żeby bilans był wiarygodny należałoby dodać kwestię kosztów eksploatacyjnych i potencjalnych napraw, które w przypadku modeli hybrydowych są statystycznie mniejsze. Wynika to nie tylko z większej bezawaryjności, ale też z zasady „czego nie ma, to się nie zepsuje”. A hybrydy nie mają sprzęgła, koła dwumasowego, skomplikowanych wtryskiwaczy, alternatora. Choć nie wszyscy mogą się przekonać do bezstopniowej skrzyni biegów.
Czytaj też: Czy Uber to finansowe niewolnictwo? A może to taksówkarze są pazerni? Liczę „kurs sprawiedliwy”
Wszystko jest kwestią pieniędzy
Do hybryd nie trzeba będzie nikogo dodatkowo przekonywać jeśli tylko ceny paliwa pójdą w górę. Przyzwyczailiśmy się do tego, że ceny paliw do 5 zł z niewielkimi odchyleniami. Ale co będzie jak benzyna zacznie drożeć? I zamiast 5 zł za litr będzie kosztować 6 zł? To nie jest zupełnie niewyobrażalne – ropa już drożeje na rynkach. Podobnie wiecznie tani miał być prąd – w tym roku zdrożał o połowę.
Policzmy: benzyna i olej napędowy kosztują 6 zł. Wtedy nasze roczne wydatki przy przebiegu 15.000 km wyglądają tak:
- hybryda 21 zł. Rocznie 3150 zł
- benzyna 36,5 zł. Rocznie 5475
- diesel 24 zł. Rocznie 3600 zł
Zakładamy, że różnice w cenie aut się nie zmienią. W tej opcji jeżdżąc hybrydą oszczędzam aż 2325 zł rocznie. Oznacza to, że wydatek zwraca mi się po niecałych 7 latach.
W porównaniu do diesla roczne wydatki to są tylko o 450 zł mniejsze – hybryda zwraca mi się po 9,1 latach.
Wniosek jest prosty – im większy roczny przebieg i im droższa cena paliwa, tym inwestycja w hybrydę będzie bardziej opłacalna – szybciej zwróci nam się zainwestowana na początku różnica.
Żeby być ekologicznym, trzeba wymienić samochód. Przyspieszaczem tych zmian mogą być strefy czystego transportu, które mogą już ustanawiać miasta. Masz diesla sprzed 2005 r.? Nie wjedziesz do centrum. Na razie lokalni politycy boją się wprowadzać takie prawo ze względu na gniew jednak dużej rzeszy kierowców, którzy zostaliby pozbawieni prawa poruszania się po mieście samochodem.
Czytaj też: Jak policzyć na jaki samochód tak naprawdę cię stać? Liczymy!
Będą dopłaty do ekosamochodów
Państwo żeby przyspieszyć rewolucję w motoryzacji rząd zmoże decydować o wprowadzaniu zachęt do wymiany aut: po wybuchu kryzysu niemiecki rząd dopłacał do wymiany samochodów właśnie po to, by reanimować swoją perłę w koronie, czyli przemysł auto-moto. Teraz dopłaty mają służyć do przestawienie motoryzacji na ekologiczne tory.
Rząd polski aby pobudzić program elektromobilność chce od przyszłego roku dopłacać do zakupu aut elektrycznych. Jak mówił w maju minister energii dopłaty mają wynieść 25.000 zł. A ponieważ zgodnie z tym co powiedziała kiedyś Margaret Thatcher, rząd nie ma własnych pieniędzy, na dopłaty zrzucimy się w w cenie paliwa i doliczanej od nowego roku opłaty emisyjnej, która ma wynieść 8 groszy netto na litrze.
Na razie jednak nie ma konkretów, więc pozostaje nam żyć nadzieją. Za to już teraz możemy liczyć na darmowe parkowanie o ile jeździmy samochodem elektryczny,. W skali ogólnopolskiej od lutego tego roku dzięki ustawie o elektromobilności samochody elektryczne mogą parkować za darmo w płatnych strefach – dowodem mają być wprowadzone dopiero w lipcu naklejki, ale w praktyce kierowcy dostają często kary za parkowanie, a sprawę muszą odkręcać przed sądem (jeden urząd polecił nam złożyć reklamację – zostanie ona z automatu uznana).
Setki złotych oszczędności na parkowaniu
Co z dużo popularniejszymi hybrydami? Te również mogą liczyć na łagodniejsze traktowanie.
Już teraz właściciele hybryd mogą parkować za darmo – niestety nie w Warszawie, która uznała, że takie preferencje już się nie należą. Właściciele hybryd, którzy załapali się na identyfikator mogą wjeżdżać na Trakt Królewski i Nowy Świat. Niestety – ZDM nie wydaje już pozwoleń, bo stwierdził, że samochodów zrobiło się za dużo.
Za to w Lublinie wszyscy użytkownicy pojazdów z napędem hybrydowym o emisji CO2 poniżej 100 g na przejechany kilometr są całkowicie zwolnieni z opłat za parkowanie (dla przykładu nowa Toyota Prius emituje średnio do 78 g/km CO2).
Podobnie w Gdańsku kierowcy hybryd są zwolnieni z opłat za parkowanie niezależnie od czasu i miejsca swego postoju.
W Toruniu już od 5 lat lat samochody z napędem hybrydowym i napędem elektrycznym mogą parkować za darmo.
W Krakowie w 2014 r. wprowadzony został abonament typu E, zgodnie z którym stawka opłaty za parkowanie hybryd wynosi 100 zł miesięcznie zamiast 250 zł. W skali roku to o 1800 zł mniej. Poza tym możliwy jest również wjazd do strefy ograniczonego ruchu.
Z kolei Poznań został podzielony jest na trzy strefy płatnego parkowania. Jeśli ktoś chciałby dojeżdżać do centrum przez miesiąc i tam zostawiać samochód spalinowy, to zapłaciłby 720 zł (abonament w wys. 24 zł za jeden dzień dla strefy A). Właściciel auta, które emituje maks. 95 gramów CO2 (hybryda) na kilometr – 60 zł za miesiąc.
Zdaniem radykalnych zwolenników transportu bez-emisyjnego hybrydy zatrzymały się w połowie drogi. Silnik elektryczny sprawdzi się głównie w miejskim stylu jazdy, z dużą liczbą startów i hamowań. W trasie hybryda musi polegać na silniku spalinowym – a ten emituje sapliny i CO2. Na horyzoncie jest już kolejna technologia – samochody na wodór, które zasięgiem będą dorównywać spalinowy, nie będą emitować CO2, a jedynie parę wodną.
———————————————————————————————————————————-
W cyklu „Motofinanse: portfel nowoczesnego kierowcy” opowiadamy o własnych doświadczeniach „finansowych” z samochodami, a także o tym jak wybierać najlepszy dla siebie sposób finansowania czterech kółek, jakie są nowe alternatywy dla tradycyjnego zakupu auta, czego można oczekiwać od porządnego dealera, jak zdjąć sobie z głowy kwestie związane z eksploatacją auta, jak je korzystnie zamienić na nowe. Jak oszczędnie używać samochodu i jak dzięki czterem kółkom żyć wygodniej. Naszym Partnerem w tym cyklu artykułów edukacyjnych jest Toyota Bank Polska oraz Toyota Leasing Polska, oferujące bogaty pakiet rozwiązań finansowych dla „konsumentów” samochodów
źródło zdjęcia: PixaBay