Rząd szuka sposobu, żeby zbić ceny prądu i uchronić konsumentów przed podwyżkami taryf. Minister Energii ogłosił, że cały prąd jaki wyprodukują elektrownie, powinien trafić na giełdę. I że chce, by zaczęło się to dziać od razu, od sierpnia. A jeśli fortel się nie uda? Na razie sierpniowe ceny energii są znów rekordowe. Czy przed nami ostatnie cztery miesiące niższych rachunków za prąd? I co będzie potem?
O tym, że ceny prądu (nie licząc opłat za jego dystrybucję) biją rekordy pisaliśmy już kilka razy, m.in. w tekście: Prąd drożeje na potęgę. Do akcji włącza się UOKiK i KNF. Czy czekają nas podwyżki? I jak możemy się przed nimi uchronić? Pojawiły się nawet spekulacje, że wzrost cen to efekt jakiejś zmowy producentów. Na razie nie słychać żeby UOKiK, czy KNF znalazły odpowiedzi czy faktycznie ktoś majstrował przy cenach prądu, za to do akcji przystąpiło Ministerstwo Energii.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ustawa na ratunek konsumentom prądu?
Urząd podjął nadzwyczajne kroki i zdecydował, że trzeba jak najszybciej (czyli po wakacjach, jak posłowie wrócą z urlopów) uchwalić ustawę, która zobliguje producentów prądu do tego, żeby wyprodukowaną przez nich energię w całości „wysyłali’’ na giełdę. Wcześniej przez parkiet wystarczyło przepchnąć jedynie 30% produkcji. Resztę można było zakontraktować z odbiorcami w umowach bezpośrednich.
Urzędnicy podejrzewają, że inwestorzy potraktowali energię jak jakiegoś bitcoina, którym można spekulować, podbijać ceny, tanio kupić i drogo sprzedać. Im mniej „towaru” jest na giedzie, tym łatwiej manipulować jego cenami. Obowiązkowe „przepuszczanie” całej energii przez giełdowy parkiet ma pomóc w utabilizowaniu cen. Skoro energii będzie można kupić na giełdzie więcej, to niższa powinna być jej cena.
Ustawa podwyższająca obowiązek handlowania energią poprzez giełdę w długi sierpniowy weekend trafiła do uzgodnień z innymi ministerstwami, kolejne kroki procedowania nad nią można śledzić tutaj, na stronach Rządowego Centrum Legislacji.
Minister zachęcił nawet firmy, by nie czekały na rozwój wydarzeń w parlamencie, ale od razu skierowały całą produkcję na Towarową Giełdę Energii. Ale formalnie nie całą, bo najtańsza energia ze źródeł odnawialnych (tania w rozumieniu jednostkowych kosztów wytworzenia, bez dopłat) i prąd z elektrociepłowni ma nie podlegać temu obowiązkowi.
Czytaj też: Zmiana taryf na prąd to tylko kwestia czasu. Zdradzamy sposoby, jak się bronić przed podwyżkami!
Rzut oka na ceny. Coraz częściej „trójka” z przodu
Na razie efektów zapowiedzi polityków w cenach prądu nie widać. Kontrakty na energię zdrożały, licząc od 31 lipca do 17 sierpnia, czyli ostatniego piątku, o 6-13%. Poniżej kilka cyferek dla cen tzw. kontraktów podstawowych typu BASE (czyli takich, po których firmy handlujące prądem kupują go z opcją „wykorzystania” w każdej godzinie doby).
- prąd z dostawą na IV kwartał 2018 r. zdrożał o 13 % – do 263 zł za megawatogodzinę (MWh)
- prąd z dotawą na I kwartał 2019 r. zdrożał o 8% – do 228 zł za MWh
Podobnie, a nawet bardziej drożały kontrakty typu PEAK, czyli z dostawą w godzinach, gdy zapotrzebowanie na energię jest największe.
- na IV kwartał 2018 r. – o 13 % do 324 zł ma megawatogodzinę
- na 2019 r. – o 8% do 312 zł za MWh
To tyle samo, albo nawet nieco więcej niż wyniosły majowe rekordy. Wniosek jest taki, że za wzrostem cen mogą stać jednak solidne podstawy, takie jak wzrost kosztów produkcji (ku uciesze górników drożeje węgiel), wzrost kosztów emisji CO2, a nie spekulanci.
Za cztery miesiące podwyżki cen prądu dla konsumentów?
Co to oznacza dla konsumentów? Że jeżeli ceny prądu nie spadną, to niechybnie czekają nas podwyżki w 2019 roku. Firmy złożą dobrze uzasadnione wznioski do Urzędu Regulacji Energetyki, a ten będzie musiał zaakceptować większe lub mniejsze podwyżki.
Czy jest jakaś szansa, że po wakacjach – gdy zapotrzebowanie na prąd trochę spadnie – wszystko się uspokoi, ceny spadną i zapomnimy o problemie? To się nie wydarzy. Prawdopodobnie jesteśmy świadkami fundamentalnej zmiany, o której ostrzegali eksperci już od kilku lat – że czasy taniej energii odchodzą w zapomnienie. Ostatni raz pisaliśmy o tym komentując raport Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Nie uratują nas ani własne zasoby węgla, a jedynie produkowanie własnego prądu, na co już decyduje się wiele firm, że wspomnę tylko Ikeę, czy Maspex. Taką możliwość mają też konsumenci. Warszawa daje właśnie 15 000 zł na własną minielektrownię.
A może zdać się tylko na wolny rynek?
Skoro i tak taniej nie będzie, to może czas na to, by wolny rynek – czyli popyt i podaż – w pełni decydował o cenach za prąd, a w dalszej perspektywie może i za gaz? To by oznaczało, że firmy nie musiałyby składać żadnych wniosków do Urzędu Regulacji Energetyki i pytać o możliwość zmiany cen dla konsumentów.
Wkrótce miną trzy lata od czasu, kiedy minister energii zasugerował to po raz pierwszy na konferencji EuroPower w Warszawie. Byłem tam i słyszałem na własne uszy:
„Pełne uwolnienie cen nie może doprowadzić do nadmiernego obciążenia budżetów domowych, szczególnie tych najsłabszych ekonomicznie konsumentów. Dlatego gdybyśmy o tym myśleli – czego nie wykluczam – muszą być zastosowane mechanizmy osłonowe – powiedział minister Tchórzewski”
Nie wiadomo, o jakie działania osłonowe może chodzić – czy o rozłożenie uwolnienia cen w czasie, czy np. o jakąś pomoc finansową dla najuboższych rodzin. Obecnie w stosunku do swoich zarobków Polacy płacą jedne z najwyższych rachunki za prąd w Europie. Być może gdyby ceny uwolnić, to wzrosłaby konkurencja i wbrew pozorom byśmy na tym skorzystali?
źródło zdjęcia: Pixabay