Sejm przyjął ustawę Prawo Komunikacji Elektronicznej (PKE). Długa i skomplikowana, ale na pierwszy rzut oka wygląda prokonsumencko. Już niedługo odzyskamy niewykorzystane środki z karty prepaid, otrzymamy bardziej zrozumiałe dokumenty, łatwiej rozwiążemy umowę, a nawet nie będziemy martwić się o to, czy ktoś ma taką samą ładowarkę. Co się zmieni? Wszystko, co musicie wiedzieć o nowych przepisach!
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nie zawsze ustawy są inwencją twórczą naszych polityków. Czasami prawo się zmienia, aby było zgodne z dyrektywami Unii Europejskiej. Tak było chociażby w przypadku tzw. dyrektyw Omnibus, Towarowej i Cyfrowej, które m.in. wprowadziły do sklepów zapis „najniższa cena z ostatnich 30 dni” (opisywałem je tutaj) oraz w przypadku tzw. dyrektywy DAC7, która zobligowała platformy handlowe do raportowania naszej sprzedaży w internecie (tutaj moja recenzja).
Kolejna dyrektywa zmienia Prawo Komunikacji Elektronicznej
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku ustawy Prawo Komunikacji Elektronicznej, którą ostatnio przegłosowali posłowie. Za było aż 411 z nich (w zasadzie wszyscy poza Konfederacją), a więc można spodziewać się, że ustawa bezproblemowo przejdzie też przez senat i biurko prezydenta (dla chętnych proces do prześledzenia tutaj).
Ustawa (a w zasadzie ustawy, bo powstała też ustawa wprowadzająca te przepisy) jest długa (ponad 300 stron, 450 artykułów), gdyż zastąpi dotychczasową ustawę Prawo telekomunikacyjne (część artykułów się nie zmieni) i obejmuje m.in. opłaty przedsiębiorców telekomunikacyjnych, gospodarowanie częstotliwościami czy postępowania przed Prezesem UKE.
Dotychczas o ustawie Prawo Komunikacji Elektronicznej było głośno z dwóch powodów. Po pierwsze standardowo spóźniliśmy się z implementacją przepisów unijnych – termin minął z końcem 2020 r. Poprzedni rząd nawet próbował, ale w swoim stylu postanowił dorzucić kontrowersyjną wstawkę (o tym, że na pierwszych miejscach pilotów telewizyjnych miały znaleźć się kanały: TVP1, TVP2, TVP3, TVP Info i TVP Kultura – tzw. lex pilot), przez co ustawa ostatecznie przepadła w komisji.
W rezultacie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nałożył na Polskę kary pieniężne za opóźnienia w wysokości ryczałtu (4 milionów euro) oraz kary okresowej do czasu uchwalenia odpowiednich przepisów (50 tys. euro dziennie). Polska jest zobowiązana zapłacić karę za ponad 4 miesiące.
Po drugie media nagłośniły potencjalną inwigilację naszych komunikatorów przez służby, którą miałaby ułatwiać nowa ustawa. Część portali straszyła (niektóre na zasadzie clickbaitów, inne źle interpretując ustawę), że służby będą miały wgląd także w nasze rozmowy na komunikatorach.
W rzeczywistości sytuacja nie jest taka zła. Faktycznie Ministerstwo Obrony Narodowej chciało, aby inaczej sformułować art. 43 ustawy, co skutkowałoby właśnie dostępem m.in. do danych producentów komunikatorów, ale te poprawki odrzucono (szerzej pisał na ten temat serwis Niebezpiecznik). Skupmy się jednak na tej części ustawy, która ma za zadanie ułatwić życie nam, konsumentom.
Przystępne streszczenie każdej umowy
Zgodnie z ustawą przedsiębiorstwa telekomunikacyjne, każdorazowo przed zawarciem umowy, będą musiały udostępnić klientowi na trwałym nośniku tzw. „informacje przedumowne”, czyli takie krótkie streszczenie zawieranej umowy. Konsumenci mają otrzymać takie informacje w celu podjęcia świadomej decyzji i wyboru najkorzystniejszej dla siebie oferty. Innymi słowy, powinna istnieć możliwość, aby w prosty i przystępny sposób porównać otrzymane oferty.
Takie informacje muszą zawierać m.in.: główne cechy każdej usługi (np. gwarantowane parametry), cenę usługi (w tym różne opłaty dodatkowe), okres obowiązywania umowy (w tym warunki przedłużenia i sposób zakończenia umowy), wysokość odszkodowania (np. gdy nie został osiągnięty określony w umowie poziom jakości usługi), zakres działań podejmowanych przy naruszeniu bezpieczeństwa sieci, warunki korzystania z urządzenia udostępnionego przez usługodawcę (np. opłaty za router) oraz udogodnienia i usługi przeznaczonych dla użytkowników końcowych z niepełnosprawnościami.
Być może zauważyliście, że podobna sytuacja ma miejsce w przypadku umów z bankami. Jeżeli na przykład otwieracie nową kartę kredytową, to – przed zawarciem umowy – bank wysyła Wam nie tylko propozycję umowy (długą i dla wielu niezrozumiałą), ale też formularz informacyjny (streszczenie najważniejszych informacji) i dokument dotyczący opłat (zestawienie opłat związanych z kartą kredytową).
To zdecydowanie krok w dobrą stronę, bo przedsiębiorstwa (nie tylko telekomunikacyjne) posiadają nad nami ogromną przewagę prawną (często mają na etacie rzeszę prawników). Natomiast konsumenci (nawet ci lepiej wykształceni) miewają problem ze zrozumieniem długiej i skomplikowanej umowy. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego umowa musi mieć kilkadziesiąt stron, skoro chodzi w niej o to, że za 50 zł mamy wszystko jest bez limitu.
Ponadto powstanie też specjalne bezpłatne „narzędzie porównawcze”, które umożliwi konsumentom porównanie dostępnych na rynku ofert telekomunikacyjnych (tam, gdzie jest możliwe ich porównanie wg cen, taryf i jakości usług). Narzędzie ma być opracowane przez niezależne podmioty, a gdy to się nie uda, to do gry wejdzie Prezes UKE. Z niecierpliwością czekam i chętnie dla Was przetestuję takie narzędzie.
W ustawie Prawo Komunikacji Elektronicznej zabezpieczono też konsumentów przed nieuczciwymi praktykami niektórych dostawców. W rezultacie umowa o świadczenie usług komunikacji elektronicznej nie może być zawarta poza lokalem przedsiębiorstwa podczas nieumówionej wizyty. Taka umowa byłaby nieważna.
Ostatnio, w ramach akcji Dostępne Finanse, sporo piszemy też o osobach z niepełnosprawnościami. Dlatego budujące jest to, że w ustawie przewidziano odpowiednie przepisy dla takich osób. Warunki w salonach sprzedaży, umowy, informacje przedumowne, zwięzłe podsumowanie warunków itp. mają być zorganizowane – na żądanie konsumenta – w postaci dostępnej dla osoby z niepełnosprawnościami.
Krótsze umowy, prostsze wypowiedzenie
Wygląda na to, że skończą się też wieloletnie umowy. Umowa na czas określony o świadczenie usług telekomunikacyjnych będzie mogła być zawarta maksymalnie na 24 miesiące (obecnie taki warunek dotyczy wyłącznie pierwszej umowy z danym klientem). Telekomy muszą nam też zapewnić możliwość zawarcia umowy na 12 miesięcy.
Choć większość zapisów ustawy wchodzi w życie po upływie 3 miesięcy od dnia ogłoszenia, to powyższy zapis zacznie obowiązywać w ciągu 7 dni. Nie zdziwię się, jeżeli w najbliższych dniach telekomy zintensyfikują próby o podpisanie nowych umów, szczególnie takich z okresem dłuższym niż 24 miesiące. Uważajcie, co podpisujecie!
Pamiętajcie, że dłuższe umowy (np. na 4 lata) warto podpisywać tylko w sytuacji, gdy są naprawdę korzystne (niska cena) i gdy wiemy, że takie usługi będą nam przez ten czas potrzebne. Kilka lat to szmat czasu, w czasie którego na rynku mogą pojawić się korzystniejsze oferty, dlatego nie ma sensu wydłużać okresu, jeżeli nic w zamian nie dostajemy.
Natomiast nie trzeba obawiać się pogorszenia się warunków rynkowych, bo umowa na czas określony automatycznie przejdzie w umowę na czas nieokreślony na tych samych warunkach. Ponadto operatorzy przed końcem umowy zawartej na czas określony muszą nas poinformować (w sposób „jasny i zrozumiały”) o warunkach automatycznego przedłużenia i o swoich najkorzystniejszych ofertach.
W ustawie ograniczono też wysokość odszkodowania za wcześniejsze zakończenie umowy przez konsumenta (czyli za wypowiedzenie umowy przed upływem okresu, na jaki została zawarta). Takie odszkodowanie będzie maksymalnie odpowiadać kwocie abonamentu pozostałego do zapłaty. Czyli jeżeli płacimy abonament w wysokości 50 zł miesięcznie i wypowiemy umowę na 2 miesiące przed terminem, to zapłacimy maksymalnie 100 zł odszkodowania.
Co ciekawe, nie zawsze będziemy zobowiązani do zapłaty takiego odszkodowania. Jeżeli usługa będzie niezgodna z umową (w ustawie sformułowano to jako „znaczące, stałe lub częste rozbieżności”), to będziemy uprawnieni do wypowiedzenia umowy z winy dostawcy bez konieczności zapłaty ww. odszkodowania. Oczywiście będziemy musieli to udowodnić, co nie będzie łatwe, ale w dotychczasowych przepisach w ogóle nie było takiej możliwości.
Ponadto w przypadku pakietu usług te przepisy stosuje się do wszystkich usług objętych umową. Co to znaczy? Na przykład, jeżeli do telefonu komórkowego dobierzecie sobie telewizję internetową i tylko ta telewizja będzie szwankować, to możecie wypowiedzieć całą umowę bez odszkodowania. Oczywiście trzeba też zwrócić (lub opłacić) ewentualne urządzenie promocyjne.
Nowe przepisy zadziałają w dwie strony. Jeżeli konsument spóźnia się z zapłatą za świadczoną usługę, to usługodawca może ograniczyć świadczenie tej usługi (po wcześniejszym powiadomieniu i wyznaczeniu 7-dniowego terminu na uregulowanie zaległości), następnie zawiesić usługę (można zawiesić wszystko poza możliwością dzwonienia na numery alarmowe), a ostatecznie wypowiedzieć umowę z winy abonenta.
Prawo Komunikacji Elektronicznej: zwrot z karty prepaid, jednolite ładowarki
To nie koniec dobrych wiadomości. Użytkownicy tzw. usług prepaid (przedpłaconych) będą mogli otrzymać zwrot pozostałych na koncie środków w momencie, gdy zrezygnują z dalszego korzystania z usługi (przeniosą numer do innej sieci lub utracą możliwość odbierania połączeń).
To duże ułatwienie, bo dotychczas nie zawsze było to takie proste. Wprawdzie UOKiK już kilka lat temu wszczynał postępowania przeciwko operatorom, a Polkomtel został nawet ukarany karą w wysokości ponad 20 mln zł, ale dopiero teraz całość została przejrzyście uregulowana. Wcześniej telekomy oferowały taki zwrot trochę na swoich warunkach.
Tzw. oferty telefonów na kartę ciągle mają wielu zwolenników. Polega to na tym, że doładowujemy swój numer daną kwotą i przez jakiś czas możemy aktywnie korzystać z telefonu (wykonywać połączenia, korzystać z internetu, pisać SMS-y itd.), uszczuplając stan konta, a potem (przez dłuższy czas, czasami nawet bezterminowo) możemy biernie korzystać z telefonu (odbierać połączenia).
Taka oferta wymaga wprawdzie regularnych doładowań, ale możemy z niej zrezygnować w dowolnym momencie bez konsekwencji. Ułatwia też kontrolę nad wydatkami, a nawet uczy w pewien sposób zarządzania finansami (jest masa pakietów, które można aktywować w zależności od potrzeb). Znam wiele osób, które cenią sobie taki system.
Od teraz po wygaśnięciu usługi (czyli gdy utracimy możliwość odbierania połączeń przychodzących) lub po przeniesieniu numeru do innej sieci, będziemy mieli pół roku na złożenie wniosku o zwrot niewykorzystanych środków z doładowań. Co ważne – telekom będzie zobowiązany poinformować nas o takiej możliwości. Nie ograniczą się więc do ukrywania regulaminów gdzieś na swojej stronie internetowej.
Niestety w ustawie dopuszczono pobranie opłaty za taki wniosek. Opłata powinna odpowiadać kosztom zwrotu i nie może przewyższać kwoty środków podlegającej zwrotowi. Odrzucono poprawkę Prawa i Sprawiedliwości, która określała taką opłatę na maksymalnie 1 zł. W rezultacie telekomy za taką wypłatę będą zapewne pobierać około 20 zł, co ograniczy sens całego przedsięwzięcia dla wielu klientów.
Ustawa ujednolica też ładowarki do urządzeń elektronicznych. Od teraz wszystkie urządzenia konstruowane w sposób umożliwiający ich ładowanie za pośrednictwem gniazda USB typu C (a więc chociażby: telefony komórkowe, słuchawki, tablety, czytniki e-booków itd.) będą musiały być konstruowane z taką ładowarką. USB typu C to ta ładowarka, którą można wpinać dowolną stroną. To powinno zmniejszyć liczbę kabli w gospodarstwie domowym.
Ustawa Prawo Komunikacji Elektronicznej to zdecydowanie krok w dobrym kierunku. Zmiany może nie są powalające, ale nasza sytuacja w konfrontacji z usługodawcami poprawi się. Na koniec chciałbym Was przestrzec – zwróćcie szczególną uwagę na propozycje przedsiębiorstw telekomunikacyjnych w najbliższych tygodniach. Sporo umów będzie trzeba zgodnie z prawem aneksować i – nie mówię, że tak będzie, ale nie mogę tego wykluczyć – w tych aneksach mogą znaleźć się jakieś dodatkowe, mniej pożądane zapisy.
Przykłady? Potencjalne wciśnięcie klauzuli waloryzacyjnej do jakiejś starej umowy zawartej na czas nieokreślony albo superoferta na ostatnią chwilę z umową na 48 miesięcy. Powtarzam – nie wiem, czy tak będzie, ale bądźcie czujni. A gdy dostaniecie dziwny aneks lub zauważycie, że przedsiębiorstwa nie stosują się do ustawy, to nie wahajcie się nas poinformować, a my będziemy analizować i nagłaśniać!
Zdjęcie główne: @rawpixel.com/Freepik