W sprawach dotyczących naszych przyszłych emerytur co i rusz musimy dokonywać wyborów. Teraz ponownie rząd zadaje Polakom pytanie: wolisz prywatne czy państwowe? Pieniądze zgromadzone w likwidowanych OFE mają trafić z powrotem do ZUS, czy na prywatne (ale „niedotykalne” i obciążone wysoką prowizją) konta emerytalne? Co się bardziej opłaci? Próbujemy policzyć
Nasz lista wyborów emerytalnych niedługo będzie dłuższa, niż lista zakupów przed niehandlową niedzielą ;-)). W 2013 r. musieliśmy wybrać czy chcemy nadal składkować do OFE, czy wracamy z całymi składkami do ZUS-u. Tego lata musimy się określić czy chcemy skierować część wynagrodzenia do PPK, czy nie. A na finał w tym finansowym quizie trzeba odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie – czy nasze pieniądze zgromadzone wcześniej w OFE mają trafić do ZUS czy też do „specjalnych” kont emerytalnych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Członkowie OFE – kilkanaście milionów Polaków – stoją więc na rozstaju dróg i muszą wybrać, w którą chcą iść stronę. Opcje są dwie: oddać kasę zgromadzoną w OFE w „zarządzanie” ZUS-owi (na zasadzie „waloryzowanych obietnic”), czy trzymać na prywatnych IKE, gdzie będą inwestowane bez gwarancji sukcesu? Co się bardziej opłaci?
Czytaj więcej: To nie prima aprilis! Rząd chce nam oddać pieniądze z OFE. Ale jak? Cztery pytania do premiera
Finansowa alchemia, czyli jak zamienić kasę publiczną w prywatną?
Premier pod koniec marca ogłosił, że wkrótce „uwolni” pieniądze z OFE, a majątek tam zgromadzony trafi na nasze prywatne konta emerytalne, „nowe IKE”. Dziś te pieniądze (a mamy w OFE średnio 10.000 zł na głowę) – jak orzekł Trybunał Konstytucyjny – nie są prywatne, tylko publiczne, bo były tam wpłacane z części składki do ZUS.
Po planowanej przez rząd likwidacji OFE zostaną więc tylko dwa filary emerytalne – ZUS i dobrowolne, trzyliterowe programy emerytalne, z których powszechne będą „nowe IKE” przekształcone z OFE, o ile się na to zgodzimy (15,8 mln osób) i PPK (11 mln osób).
To że pieniądze przeniesione do „nowych IKE” będą prywatne nie oznacza, że będziemy mogli nimi swobodnie dysponować – będą musiały doczekać naszego wieku emerytalnego. To tak jak z „prywatnym” porsche w garażu, do którego mogę zajrzeć dopiero jak skończę 65 lat – wcześniej w swoim prywatnym samochodzie nie będę mógł nawet sprawdzić miękkości fotela. Ale przynajmniej żaden polityk nie zapuka przez ten czas do garażu i nie poprosi o kluczyki.
Kasa przeniesiona z OFE nie będzie – jak składki wpłacane do ZUS – od razu wydawana na bieżące emerytury. Będziemy mogli ją tylko oglądać, ale nie będzie wydana i zamieniona na obietnicę, że ktoś kiedyś nam ją odda. Ale za to będzie uwzględniana przy ustaleniu emerytury minimalnej, zupełnie tak, jakby ciągle była częścią publicznego systemu ZUS-owskiego.
Wybieranie między ZUS i „nowymi IKE”: waloryzacja kontra rynek kapitałowy
W największych generaliach wybór między przeniesieniem pieniędzy z OFE do „nowych IKE” a przeksięgowaniem ich na konto w ZUS sprowadza się do tego czy owe statystyczne 10.000 zł ma się przez kilkanaście, kilkadziesiąt najbliższych lat mnożyć poprzez waloryzację, czyli obietnice państwa, czy też w ramach inwestowania pieniędzy na giełdzie.
Jeśli wybierzemy ZUS wysokość naszej emerytury będzie uzależniona tylko i wyłącznie od decyzji polityków i tego w jaki sposób ustalą oni waloryzację rent i emerytur. Dziś waloryzacja, czyli taka „roczna stopa zwrotu ZUS” ustalana przez państwo, jest w miarę korzystna. Niewykluczone, że za kilka lat rządzący będą musieli zacisnąć ostro pasa i obniżyć waloryzację.
Rynek kapitałowy to inne ryzyko: że pieniądze nie pomnożą się, bo akcje spółek, w które są zainwestowane pieniądze, nie będą rosły tak szybko, jak w przeszłości. A giełda się nad nikim nie rozczula – wyjmujesz tyle pieniędzy, ile jest. Nie można nikogo nastraszyć, że jak wypłaci za mało, to nie zagłosujemy na niego w wyborach.
Teraz, gdy narysowaliśmy pole gry, czas na przegląd argumentów „za” i „przeciw” każdemu z rozwiązań. Co będzie lepsze dla naszych przyszłych emerytur – przekazanie tych statystycznych 10.000 zł z powrotem do ZUS czy pozwolenie rządowi, by przeksięgował je na „nowe IKE” i by nadal były inwestowane w akcje?
Czytaj też: W konsekwencji konwencji, czyli czym się różni dobry polityk od pośrednika finansowego?
Dylemat 1: Realne inwestycje czy waloryzacja? Która stopa będzie większa?
Jeśli pieniądze będziemy trzymać na kontach prywatnych, to stopa zwrotu nie będzie uzależniona od obwieszczeń Ministerstwa Pracy, ale realnych efektów inwestowania kasy na rynku kapitałowym. W przypadku IKE nasze pieniądze „tkwią” w papierach wartościowych spółek, są jak najbardziej realne, a ich wartość wyceniona przez rynek.
Ale czy realne inwestycje mogą wygrać z ZUS-owską „wirtualną” waloryzacją? Serwis Analizy Online zrobił ciekawe wyliczenia porównujące średnioroczną waloryzację emerytur ze stopami zwrotu z dotychczasowych inwestycji w OFE (bo w „nowych” IKE będziemy mieli te same pieniądze mniej więcej tak samo inwestowane) zakładając, że tu i tu na starcie mamy 10.000 zł. Wyszło im, że po inwestowaniu w „nowym IKE” mężczyzna dostanie średnio miesięcznie 205,54 zł dodatkowej emerytury, a kobieta 136,26 zł. Dla porównania z ZUS byłoby to 494,82 zł i 272,32 zł. Po prostu waloryzacja „pokonała” prawdziwe wyniki inwestowania na giełdzie.
Problemem jest jednak metodologia, bo wyliczenia mają jednak nie jeden, ale aż dziewięć defektów, które wymieniają autorzy. Są to różne założenia, od tych najprostszych, jak wiek przyszłego emeryta (przyjęto 30 lat), czy kwota na start (nie każdy ma po 10.000 zł, jedni mają 40.000 zł, a inni 5000 zł), aż po kwoty waloryzacji (ustalane przez rząd) i wysokość podatków, jakimi będą obłożone emerytury z ZUS, a jakie z IKE. Wystarczy jedna zmiana założenia, a całe wyliczenia biorą w łeb.
Ot, na przykład porównanie waloryzacji w ZUS i rocznych stóp zwrotu z OFE. Dziś państwo ustala o ile procent zwiększą się nasze oszczędności na podstawowym koncie ZUS w oparciu o wskaźnik waloryzacji. Czyli o… „średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w poprzednim roku zwiększony o co najmniej 20% realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym”. Generalnie chodzi o obronę składek przed inflacją i nadążanie za rosnącymi zarobkami. Szczegóły na stronie ZUS. Ile wynosi indeksacja? Jest sowita:
- W 2017 r. było to 8,68%
- w 2016 r. – 6,37%
- w 2015 r. – 5,37%
- w 2014 r. – 2,06%
- w 2013 r. – 4,54 %
Ile wynosiły stopy zwrotu w OFE? To uzależnione jest dwóch czynników: koniunktury na giełdzie (OFE inwestują głównie w akcje) i opłat. Analiza jednego roku niewiele nam powie, bo możemy trafić na hossę, albo bessę. Na przykład ubiegły rok był dla funduszy kiepski – wszystkie straciły między 8,8% a 10,7%. Tym samym „idealnie” wpisały się w koniunkturę giełdową – indeks WIG stracił w ubiegłym roku 9,5%. Dane historyczne mówią jednak, że rynek kapitałowy rośnie szybciej niż PKB.
Ale w 2017 r. OFE zarobiły średnio 19% – to prawie tyle o ile wzrósł w tym czasie WIG – 23,7%. W dłuższym terminie, np. od czasu okrojenia OFE średnioroczne stopy zwrotu OFE nie przebijają waloryzacji ZUS-u – wynoszą 3,26% kontra 6,33%. Ale tylko do czasu aż politycy nie zmienią pod ciężarem systemu emerytalnego zasad waloryzacji. Poza tym co jest bardziej wiarygodne – waloryzacja będąca de facto pustą (?) obietnicą czy rynek?
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
Dylemat 2: czy 15% „rządowej prowizji” da się odrobić?
Rząd gra w otwarte karty: chcesz, by pieniądze z OFE stały się twoją „limitowaną” własnością, zapłać 15% prowizji/podatku/opłaty przekształceniowej od zebranych oszczędności – jak zwał tak zwał. Żeby złagodzić ból związany z utratą kasy zdecydowano się zastosować klasyczną metodę salami, czyli kasa będzie zabierana po plasterku, a właściwie w dwóch dużych plastrach po 7,5% w 2020 r. i 2021 r. Dzięki temu budżet zyska ok. 20 mld zł.
Za to w przyszłości – wypłacając pieniądze z „nowych IKE” – nie będziemy musieli zapłacić już podatku dochodowego, który wyniesie w przypadku ZUS-owskich emerytur 18% (zaprawdę mało jest emerytów, którzy wpadliby w drugi próg i płacili 32%). A więc wybór jest następujący: płacisz dziś 15% prowizji dla rządu (w przypadku przekierowania pieniędzy na „nowe IKE”) albo przekierowujesz 100% pieniędzy do ZUS i podatkami będziesz się martwić dopiero przy wypłacie ZUS-owskich emerytur.
Czyli mamy do wyboru 15% versus 18%. Niby lepiej jest płacić niższe podatki, chyba, że ktoś wierzy, że rząd dobrze wyda te pieniądze, np. na podwyżki dla nauczycieli. Ale z drugiej strony nikt nie da gwarancji, że za jakiś czas władza nie ustanowi nowej opłaty przy wyjściu z „nowych IKE”, ot choćby opłaty „zakończeniowej”. Jak pokazują nam kolejne rządy, na wyprowadzenie pieniędzy zawsze znajdzie się sposób choć Paweł Borys mówi w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”
„Nie wyobrażam sobie, żeby środki z IKE można było drugi raz opodatkować. One pochodzą z naszych dochodów po opodatkowaniu”
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
—————————————–
Dylemat 3: Co z dziedziczeniem składek?
To bardzo mocny punkt dla „nowych IKE”. Jeśli nie zdążymy skorzystać z naszych emerytalnych oszczędności, pieniądze przejmie w spadku rodzina. Dokładnie tak samo, jak by było, gdybyśmy oszczędzali w banku zakładając lokatę, kupując polisę inwestycyjną w ubezpieczalni, czy inwestując na giełdzie za pośrednictwem towarzystwa funduszy inwestycyjnych.
Paweł Borys w jednym z niedawnych wywiadów słusznie cytował dane GUS, z których wynika, że sytuacja finansowa Polaków pogarsza się skokowo po śmierci współmałżonka. Warto dodać, że chodzi o śmierć mężczyzny, który żyje zwykle krócej, a przy tym pobiera wyższe świadczenie. Sytuacja w jakiej znajduje się wdowa jest nie do pozazdroszczenia – jeśli mamy wybór, a na sercu leży nam troska o zapewnienie poduszki finansowej dla najbliższych warto pamiętać o opcji dziedziczenia, która będzie dostępna w „nowym IKE”.
Wybierając ZUS – czyli państwowe zamiast prywatnego – pozbawiamy naszych bliskich szans na bez mała kilka, jak nie kilkadziesiąt tysięcy złotych, gdybyśmy przedwcześnie opuścili ten padół łez i rozpaczy.
Dylemat 4. Wypłata emerytury. Prywatny annuitet może być droższy?
Mimo że wejście w życie reform emerytalnych rządu PiS już tuż-tuż, nadal nie wiadomo, kto będzie wypłacać zgromadzone oszczędności (historia się powtarza – tak samo było z OFE, to najpoważniejszy błąd reformy z 1998 roku). Do tej pory mówiono o „programowanych” wypłatach na 10 czy 20 lat. To kiepskie rozwiązanie, bo po tym okresie jakość życia będzie drastycznie spadała. Zakładam, że rządzący się opamiętają i zadbają o to, żeby oszczędności z dobrowolnych filarów – zarówno z PPK, jak i z „nowych IKE” móc dostawać aż do śmierci w postaci (trudne słowo) annuitetów, czyli rent dożywotnich.
Sęk w tym, że w takim przypadku rachunki dotyczące wypłaty emerytur z prywatnych filarów będą bardziej skomplikowane, bo będą musiały uwzględniać, że ktoś będzie żył dłużej, a ktoś inny krócej, niż „przewiduje ustawa”.
W publicznym systemie ZUS korzystnie liczy nam ryzyko długowieczności. To znaczy, że ta sama kwota „uzbierana” w ZUS da nam wyższe świadczenie niż w prywatnej firmie. Dlaczego? Jeżeli do ZUS-s należą wszyscy, to ryzyko długowieczności rozkłada się równo na całą populację. W prywatnej firmie, której klientów jest mniej niż liczy całe społeczeństwo, może się zdarzyć, że wszyscy będą długowieczni, bo ci chorowici poszli do konkurencji. I niestety firmy muszą z tego powodu pobierać wyższe opłaty za zaprogramowanie wypłat emerytalnych aż do śmierci. W wypłatach będzie zaszyta de facto „składka ubezpieczeniowa” na pokrycie ryzyka długowieczności.
O co tyle hałasu? Nie lepiej wziąć te 10.000 zł i pojechać na wczasy?
Rozwiązanie? Mógłby nim być fundusz, który wyrównuje to ryzyko pomiędzy firmami, ale z ust premiera Morawieckiego nie słychać było ani razu, aby taki pomysł rozważał, a co dopiero chciał wcielić w życie. Szef PFR Paweł Borys w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” pytany o tworzenie systemu wypłat kasy z „nowych IKE” pozbawił nas złudzeń:
„To miałoby znaczenie, gdyby kapitał zgromadzony w OFE był znaczący, ale po 20 latach istnienia funduszy przeciętna wartość aktywów na osobę nie przekracza 10.000 zł. To równowartość czterech przeciętnych emerytur z ZUS. Tworzenie pod to systemu wypłat nie ma żadnego uzasadnienia”
Cóż, skoro to tylko 10.000 zł – może nie ma co się w ogóle zajmować wyborem między ZUS i „nowym IKE”? Nie prościej byłoby po prostu dać 10.000 zł ludziom żeby pojechali na jakieś dobre wakacje? Akurat taki prezent na lipiec-sierpień. Gwarantuję, że byłby to lepszy sposób na odbudowę zaufania do robienia interesów z rządem.
No, ale pamiętajmy, że nie każdy ma na koncie w OFE drobne. Jeśli ktoś ma więcej, niż te cztery średnie emerytury z ZUS, mimo wszystko ma się nad czym zastanawiać. Zwłaszcza, że przecież tych pieniędzy będzie dotyczyło pomnażanie – rządowa waloryzacja lub rynkowy procent składany. Jeśli dziś masz w OFE np. 25.000 zł, to za 20-30 lat może to być 50.000 zł do wypłaty. Oczywiście: w żadnym wypadku waga tej decyzji nie będzie warta milionów, ale nie musi to być decyzja kompletnie bez znaczenia.
źródło zdjęcia: PixaBay