O tym, że jesteśmy jednym z najbardziej konserwatywnych narodów jeśli chodzi o lokowanie oszczędności, opublikowano już multum badań, sondaży i analiz. Częściowym wyjaśnieniem tego stanu jest fakt, że mamy jezcze relatywnie mało oszczędności (i w większości są to nasze pierwsze zaskórniaki w życiu). Nie bez znaczenia jest też fakt, iż nie mamy tradycji oszczędzania i inwestowania, bo przez ostatnich kilkaset lat gromadzenie pieniędzy się po prostu nie opłacało (niszczyły je wojny, zmiany walut i hiperinflacje).
Trzeci czynnik naszego konserwatyzmu to brak wiedzy. W szkołach uczyli nas całek i różniczek, ale nie procentu składanego oraz skąd biorą się zyski z lokowania pieniędzy. Jak rozprawić się z tymi naszymi strachami? Częściowo odpowiada na to pytanie międzynarodowy sondaż banku ING, w którym przepytano kilkanaście tysięcy Europejczyków pod kątem tego w co lokują oszczędności, jakie ich zdaniem wiąże się z tym ryzyko oraz perspektywy zarobku.
- Kiedy warto zmienić sprzedawcę energii? Komu to się może opłacić? I czy teraz – mimo zamrożenia cen – może być na to dobry moment? Licytacja rusza [POWERED BY RESPECT ENERGY]
- Gdy domowy budżet się nie spina, trzeba nad nim popracować. Oto pięć sposobów na zwiększenie dochodów i pięć na ograniczenie wydatków! [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL BANK]
- Świat stał się wyjątkowo niestabilny. Czy to powinno wpłynąć na nasze plany… emerytalne? Jak powinna wyglądać Twoja globalna emerytura? [POWERED BY SAXO BANK]
Nie zainwestowałbyś poza bankiem nawet 10% oszczędności?
ING zapytał mieszkańców Starego Kontynentu o to czy coś im mówią nazwy poszczególnych instrumentów finansowych. Generalnie Polacy częściej, niż przeciętni Europejczycy przyznają się do niewiedzy na temat akcji, polis inwestycyjnych, czy nieruchomości. Ale już ich świadomość dotycząca tego jak działają obligacje skarbowe i fundusze inwestycyjne jest zbliżona bądź lepsza od średniej europejskiej. Rzadziej od Europejczyków inwestujemy w te instrumenty, ale twierdzimy, że przynajmniej ogarniamy ich działanie.
W przypadku wszystkich instrumentów finansowych oprócz lokat i kont oszczędnościowych, Polacy wykazują mniejszą gotowość do zainwestowania w nie własnych oszczędności niż przeciętni konsumenci w Europie. ING zapytał czy bylibyśmy gotowi ulokować w różnych instrumentach finansowych tylko 10% posiadanych oszczędności (jak sądzę mówimy o dodatkowych oszczędnościach, które przypłynęłyby w przyszłości). I wiecie co się okazało? Że w akcje, obligacje lub fundusze byłoby w stanie ulokować 10% oszczędności tylko ok. 15% Polaków, zaś w złoto i nieruchomości – 20-25%. Cała reszta nie zaryzykowałaby nawet 10% oszczędności!
„W banku to ja zarobię tyle, że hej”
Najciekawsze fragmenty badania ING dotyczą jednak mapy ryzyka wynikającego z lokowania oszczędności w różny sposób. ING zapytał mieszkańców Starego Kontynentu jak oceniają stopień ryzyka inwestowania pieniędzy w instrumenty bankowe, metale szlachetne, fundusze, akcje, obligacje, polisy inwestycyjne i nieruchomości. I jednocześnie o to jak widzą potencjalne korzyści wynikające z tych sposobów lokowania pieniędzy. Wszystko to wrzucili na jeden wykres. Bardzo ciekawy.
Poniżej macie ten wykres. Kropki oznaczają pozycję danego sposobu lokowania pieniędzy na mapie ryzyko-zysk w głowach Polaków. Strzałki oznaczają różnicę tego co jest w głowach Polaków względem tego, co jest na mapie ryzyko-zysk w głowach mieszkańców innych krajów Europy. Okazuje się, że w przypadku lokat bankowych i kont oszczędnościowych poziom ryzyka oceniamy tak samo, jak ciułacze w innych krajach, ale… wyżej od nich oceniamy potencjał zysku. Pewnie 80-90% depozytów bankowych przynosi realną stratę (po uwzględnieniu podatku Belki i inflacji), lecz my oceniamy ich atrakcyjność wyżej, niż Europejczycy. Magia.
Bardzo podobna sytuacja dotyczy złota, srebra i innych metali szlachetnych. Minimalnie niżej oceniamy ryzyko inwestowania w to pieniędzy, ale wyżej oceniamy perspektywy zysku. Złoto jako „pewna waluta” w naszych głowach wdrukowane jest bardzo mocno, choć przecież w ostatnich latach jego cena spadła o kilkadziesiąt procent. W przypadku nieruchomości mamy podobne do średniej europejskiej postrzeganie potencjału zysków, ale uważamy, że inwestowanie w domy i mieszkania jest bardziej ryzykowne, niż myślą o tym Europejczycy.
W przypadku obligacji (prawdopodobnie bez rozróżnienia na skarbowe i korporacyjne) jesteśmy baaardzo optymistyczni. Uważamy, że są podobnie korzystne jak depozyty, a ryzyko inwestowania jest relatywnie mniejsze, niż uważają Europejczycy (to duża ekstrawagancja, bo w rzeczywistości lokując w obligacje firm można dość łatwo stracić wszystko – 5-10% firm nie wykupuje swoich obligacji). Z kolei w przypadku akcji i funduszy inwestycyjnych wydaje nam się, że są bardziej ryzykowne (choć podobnie do Europejczyków oceniamy potencjał korzyści).
Kto zainwestował, ma mniejszy stres
Ciekawa rzecz: ci, którzy choć raz spróbowali zrobić coś ze swoimi pieniędzmi, nagle doznają olśnienia i spada im odczuwanie ryzyka wiążącego się z daną inwestycją. W największym stopniu zmniejszenie odczucia strachu i zwiększenie poczucia osiąganych korzyści następuje po wypróbowaniu inwestycji w obligacje oraz metale szlachetne. W tym drugim przypadku są to zapewne korzyści także niematerialne, wynikające z przekonania, że jesteśmy zabezpieczeni jakimś realnym aktywem. Jeśli chodzi o akcje i fundusze inwestycyjne to posiadanie tych lokat kapitału zwiększa zdecydowanie poczucie korzyści z tego wynikających, natomiast nie zmniejsza odczucia podejmowanego ryzyka (i to chyba dobrze).
Nasze wymówki: „zysk za mały jak na ten stres”
No i wreszcie ostatnia sprawa: przegląd wymówek. Dlaczego nie lokujemy oszczędności poza bankiem? Oczywiście największa część z nas (od 30% do 50%, w zależności od instrumentu finansowego, o który byli pytani) uważa – mniej lub bardziej słusznie – że po prostu nie ma na to pieniędzy. Kolejne 20-30% (w przypadku akcji, funduszy i inwestycji alternatywnych) lub 10-15% (obligacje, złoto, nieruchomości) boi się, że może stracić pieniądze. Z kolei 20-25% narzeka na niepewny zysk z inwestycji (mniej – poniżej 10% – tylko w przypadku nieruchomości).
Porównując wymówki Polaków i innych nacji po raz kolejny zauważymy wielką miętę, którą czujemy do obligacji (znacznie mniej boimy się, że możemy stracić pieniądze). Stosunkowo częściej zaś narzekamy na niepewny zysk z akcji i funduszy inwestycyjny, niż inni Europejczycy. To zapewne wynika z naszego krótkoterminowego horyzontu w lokowaniu oszczędności. I z fałszywego postrzegania banków jako instytucji, w których można „zarobić na odsetkach”.
Jak nauczyć nas inwestowania? Wnioski!
Po pierwsze: Polak to istota przekonana, że w banku zarabia się pieniądze. Zapewne duża część z nas jest pod wpływem reklam oferujących wysoko oprocentowane depozyty (co z tego, że w promocji, na krótko i pod różnymi warunkami), a pozostali nie zawsze czytają różnicę między zyskiem nominalnym i realnym. I tego trzeba nas nauczać – że pieniądz nie jest wart tyle ile ma nadrukowane na awersie, lecz tyle, ile można zań kupić. Jak zaczniemy to ogarniać, to będzie łatwiej zrobi drugi krok.
Po drugie: Polak stosunkowo bardziej, niż inni, boi się ryzyka inwestowania pieniędzy. Boi się z trzech przyczyn. Po części dlatego, że nigdy jeszcze nie spróbował (lub spróbował i się sparzył – fundusze obiecujące pewne 150% zysku, polisy inwestycyjne, Amber Gold…). Gdyby spróbował, to by zobaczył, że w tym tkwi nie tylko ryzyko, ale i potencjalne korzyści znacznie większe, niż w banku. Po części dlatego, że patrzy na swoje pieniądze przez pryzmat krótkiego terminu. Lokuje je po to, żeby za dwa lata zrobić remont. I w tej sytuacji nie dziwi, że jesteśmy tacy zestrachani opcją powierzenia kasy funduszowi inwestycyjnemu, czy zakupu akcji spółki dywidendowej. W perspetywie dwóch lat to rzeczywiście może byc ryzykowne. W perspektywie 20 lat – niekoniecznie.