Na ostatnim posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe o 0,75 pkt proc., do 5,25%. Za chwilę przełoży się to na jeszcze wyższy WIBOR, a więc wyższe raty kredytów hipotecznych. Ale decyzja RPP otwiera drogę do jeszcze droższych kredytów konsumenckich. Obecnie banki mogą policzyć aż 17,5%. I wiele z nich z tej furtki skorzystało
Kiedy w górę idą stopy procentowe, uwaga opinii publicznej skupia się na kredytach hipotecznych. Nic dziwnego. Przy kwotach kredytów idących w setki tysięcy złotych nawet niewielka zmiana oprocentowania przekłada się na zauważalny wzrost raty kredytowej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Od początku cyklu podwyżek, a więc od października, w wyniku rosnącej stopy referencyjnej, a w ślad za nią stawki WIBOR, raty niektórych kredytów hipotecznych wzrosły nawet dwukrotnie. Drożeją nie tylko kredyty na mieszkania, ale też pożyczki gotówkowe, kredyty ratalne, limity w kontach osobistych czy karty kredytowe.
O ile kredytobiorca hipoteczne wzrost stóp procentowych odczuje dopiero za jakiś czas – przy najbliższej waloryzacji oprocentowania (dzieje się to co trzy lub sześć miesięcy, w zależności od tego jaki wariant wskaźnika WIBOR wpisany jest w umowie), o tyle oprocentowanie wspomnianych kredytów może pójść skokowo w górę właściwie z dania na dzień.
Przeczytaj też: Co się dzieje ze wskaźnikiem WIBOR? Oto dowód na to, że nigdy nie był tak „odklejony”. Kto jest temu winny? Banki? Rząd? NBP? I jak to naprawić?
Jak liczy się maksymalne oprocentowanie pożyczek?
Rzecz jasna banki mają dużą swobodę w określaniu oprocentowania kredytów konsumenckich. W niektórych można dostać pożyczkę w promocji na zaledwie kilka procent i bez prowizji. Niektóre oferują kredyty gotówkowe ze stałym oprocentowaniem. Ale banki nie mogą przesadzić. W przeszłości maksymalne oprocentowanie kredytów wyznaczała czterokrotność stopy lombardowej NBP. Od kilku lat oblicza się ją za pomocą wzoru: dwukrotność sumy stopy referencyjnej i 3,5 pkt proc.
Kiedy stopa referencyjna wynosiła 0,1%, czyli na przełomie 2020 i 2021 r., maksymalne oprocentowanie pożyczki nie mogło być wyższe niż 7,2%: (0,1 + 3,5) x 2. Po pierwszej w tym cyklu podwyżce do 0,5% limit wzrósł do 8%. Po ostatniej podwyżce do 5,25% wynosi już 17,5%! W stosunkowo krótkim czasie „odsetkowy sufit” się podwoił. A jeśli stopy procentowe w tym cyklu dobiją do 7,5% (bo na taki szczyt wskazują analitycy), za pożyczki płacić będziemy aż 22% w skali roku.
Banki mają prawo zmienić (w tym przypadku podwyższyć) oprocentowanie produktów kredytowych już w dniu, w którym zaczyna obowiązywać nowa stopa referencyjna NBP (w przypadku ostatniej podwyżki jest to 6 maja). Ale jeszcze raz podkreślę – banki mogą, ale nie muszą majstrować przy oprocentowaniu.
Karty kredytowe i pożyczki oprocentowane pod korek
Czy gdy pojawia się okazja do zwiększenia oprocentowania, banki z niej korzystają? Np. w banku PKO BP oprocentowanie limitów odnawialnych i kart kredytowych jest sumą stopy referencyjnej i 12 pkt proc. Automatycznie od 6 maja oprocentowanie zwiększyło się do 17,25%, czyli prawie pod ustawowy korek.
W Santander Banku jeszcze nie została zaktualizowana tabela oprocentowania. W przypadku kredytów gotówkowych oblicza się je, dodając marżę do stopy referencyjnej NBP. A marża może sięgać nawet 9,49 pkt proc. Czyli za pożyczkę przyjdzie zapłacić za chwilę prawie 15% w skali roku. Czyli jeszcze nie jest tak drogo, ale już limit kredytowy w rachunku oprocentowany jest na 17,41%, czyli prawie pod sam sufit.
W Banku Millennium do 17,5% wzrosło oprocentowanie kart kredytowych. Tak samo jest w banku Citi Handlowy – wszystkie karty kredytowe oprocentowane są „na maksa”. Bank informuje, że maksymalne oprocentowane pożyczki gotówkowej może wynieść 17,5%, a prowizja nawet 20%. Może być niższe, ale nie musi. W BNP Paribas 6 maja automatycznie wzrosło do 17,5% oprocentowanie kredytu odnawialnego w koncie osobistym.
Oczywiście nie wszystkie banki chcą wyciskać z klientów tyle, ile się da. Albo pod sufit podwyższają oprocentowanie tylko niektórych kredytów. Zazwyczaj maksymalne oprocentowanie banki „przyklejają” limitom kredytowym w kontach i kartom kredytowym. ING Bank podaje, że oprocentowanie większości kart kredytowych to 15%, ale ta stawka uwzględnia jeszcze poprzedni poziom stopy referencyjnej NBP (4,5%). Po aktualizacji oprocentowanie kart pewnie wzrośnie do 15,75%. Bank zaktualizował natomiast oprocentowanie pożyczek i wygląda na to, że nie jest pazerny. Ich maksymalne oprocentowanie nominalne to 10,24%.
Oprocentowanie pożyczek 17 razy wyższe od oprocentowania lokat
Trzeba oczywiście wyraźnie powiedzieć, że kredyty konsumenckie zawsze będą droższe od np. kredytów hipotecznych, bo nie są zabezpieczone. Statystycznie ich spłacalność jest gorsza niż „hipotek”, dlatego banki doliczają marżę za ryzyko. Ale czy 17,5% rocznie za pożyczkę i ewentualna prowizja to nie przesada?
Sposób wyliczania maksymalnego oprocentowania pożyczek czy kart kredytowych jest transparentny i to jest chyba jego jedyna zaleta. Klient, znając poziom stopy referencyjnej, wie, ile odsetek będzie miał do zapłacenia. Ale w środowisku rosnących stóp procentowych ten wskaźnik jeszcze bardziej odkleja się od rzeczywistości niż kwestionowany wskaźnik WIBOR. Dodajmy, że obecnie maksymalne oprocentowanie pożyczek jest 17 razy wyższe niż średnie oprocentowanie depozytów.
Kiedy tyle się mówi o pomocy dla kredytobiorców hipotecznych (mrożenie WIBOR-u, pożyczki na spłatę kredytu, wakacje kredytowe), może warto też porozmawiać o korekcie wskaźnika służącego do określania maksymalnego oprocentowania pożyczek, czyli o jego dodatkowym ograniczeniu. Może warto zastosować wskaźnik inflacji? Czyli limit liczony byłby według obecnego wzoru, ale z zaznaczeniem, że nie może być wyższy niż dynamika wzrostu cen?
Zwłaszcza że banki nie zarabiają tylko na odsetkach. Przy niskich stopach procentowych żywiły się głównie prowizją za udzielenie kredytu. A na nią nie ma prawie żadnego bata. Kiedyś obowiązywał limit 5%, ale pod presją UOKiK zamieniono ten limit na… formularz informacyjny. Bank ma obowiązek przekazać klientowi w oddzielnym dokumencie wszystkie istotne informacje o warunkach kredytowania. Banki mogą więc „czesać” klientów na prowizjach w zamian za transparentność informacyjną.
Źródło zdjęcia: Pixabay