16 listopada 2025

Wielka Brytania: koniec żartów. Nad Tamizą szykują się do podwyższenia podatku dochodowego. W zamian: lepsza ochrona zdrowia i… „dywidenda”?

Wielka Brytania: koniec żartów. Nad Tamizą szykują się do podwyższenia podatku dochodowego. W zamian: lepsza ochrona zdrowia i… „dywidenda”?

Wielka Brytania to kolejny kraj, który potrzebuje więcej pieniędzy w budżecie na 2026 rok. Kanclerz Skarbu Rachel Reeves przygotowuje Brytyjczyków do bolesnego posunięcia – pierwszej od kilkudziesięciu lat podwyżki podatku dochodowego. Nic nie jest przesądzone, zwłaszcza że w wyborach jej partia obiecała, że nie będzie żadnych podwyżek podatków, ale może nie być wyjścia. Inwestorzy każą sobie płacić wysokie odsetki od obligacji, a w kasie państwa brakuje pieniędzy na poprawę jakości ochrony zdrowia. Czy Partia Pracy złamie wyborczą obietnicę, żeby mieć narzędzia do poprawy jakości usług publicznych? I czy obywatele to przełkną? To może być ważna lekcja także dla nas

O sytuacji nad Tamizą nie słyszymy tak często jak o problemach budżetowych Francji, ale to nie znaczy, że brytyjskie finanse publiczne mają się dobrze. Rok po wygranych przez laburzystów wyborach muszą oni zaproponować taki budżet, który będzie społecznie do zaakceptowania przez Brytyjczyków doświadczonych potężnym wzrostem kosztów utrzymania w ostatnich latach, a jednocześnie nie będzie zakwestionowany przez rynki finansowe. Wśród propozycji jest… podwyżka podatku dochodowego.

Zobacz również:

Czytelnicy, którzy od czasu do czasu śledzą wydarzenia związane z sytuacją gospodarczą w Wielkiej Brytanii na pewno pamiętają rząd konserwatywnej premier Liz Truss z jesieni 2022 roku. Chodziło o rozruszanie gospodarki reaganowską metodą radykalnego cięcia podatków i pozostawienia obywatelom (zwłaszcza zamożniejszym) i firmom większych pieniędzy na wydatki konsumpcyjne i inwestycyjne.

Pomysł inwestorom lokującym pieniądze w brytyjskie obligacje nie za bardzo się spodobał. W ciągu krótkiego czasu doszło do załamania kursu funta, spektakularnego wzrostu rentowności obligacji skarbowych. W efekcie rząd Liz Truss szybko upadł. Inwestorzy przestraszyli się perspektywy nadmiernego wzrostu deficytu i zadłużenia publicznego.

Dziś brytyjski budżet znów potrzebuje szybkiego uzdrowienia, więc skoro nie udało się sposobem liberalnym, może zadziałają metody… bardziej etatystyczne? Może iść na całość i podnieść stawkę najważniejszego podatku, czyli podatku od dochodów z pracy? To dylemat, przed którym staje nowa kanclerz skarbu Rachel Reeves. Nie może sobie pozwolić na błędy, jeśli nie chce powtórzyć losu pechowej premier Truss.

Czytaj też: Jakie wnioski dla nas przynosi załamanie funta? Czy nadal warto trzymać oszczędności w tej – popularnej wśród Polaków – walucie? Czy słabość „funciaka” jest chwilowa?

Co powiedziała Brytyjczykom Rachel Reeves?

Jesień to w wielu państwach zwyczajowy okres przygotowywania ustaw budżetowych na kolejny rok. O ile w ciągu roku budżetowego większość obywateli i mediów nie zajmuje się specjalnie takimi sprawami jak finanse publiczne, o tyle w trakcie prac nad nowym budżetem uwaga jest wyostrzona i wszystko widać lepiej. I… niestety w czarnych barwach. Nic dziwnego – od kształtu ustawy budżetowej sporo zależy, na przykład poziom życia obywateli i sprawność funkcjonowania firm.

Kłopoty budżetowe Francji wywróciły już nad Sekwaną trzy rządy w ciągu jedno roku, a obecny rząd Sébastiena Lecornu, na siłę przeforsowany przez prezydenta Emmanuela Macrona, musi teraz dokonać chyba cudu, żeby nowym projektem budżetu na 2026 rok zadowolić parlamentarną lewicę i prawicę. To, co podoba się lewicy, nie podoba się prawicy i odwrotnie. Jest też sporo rozwiązań, których solidarnie nie popierają ani lewica, ani prawica. Polityczne centrum trzeszczy, ratingi finansowe lecą na łeb na szyję.

Nad Tamizą rząd Keira Starmera ma mocny mandat po wyborach wygranych zaledwie rok temu. Sytuacja gospodarcza nie poprawiła się jednak po wyborach. Samo obniżanie stóp procentowych przez Bank Anglii nie wystarczy. Podobnie jak we Francji budżet potrzebuje trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. Skąd je wziąć? O tym mówiła na początku listopada Rachel Reeves, przedstawiając swój plan dla finansów publicznych.

Reeves wyznaczyła priorytety, które pasowałyby do sytuacji finansów publicznych także w Polsce. Po pierwsze uzdrowienie systemu ochrony zdrowia. Na złe działanie tego systemu, na długie kolejki do specjalistów i na pogarszającą się jakość usług Brytyjczycy narzekają od wielu lat. Na drugim miejscu kanclerz skarbu postawiła redukcję zadłużenia państwa. To pięta achillesowa większości zachodnich gospodarek, a Wielka Brytania nie jest wyjątkiem.

Kraj nie jest już w Unii Europejskiej, więc nie musi się przejmować unijnymi regułami makroekonomicznymi ani potencjalnym wpadnięciem w procedurę nadmiernego deficytu, w jakiej pozostają od roku Francja i Polska. Jednak po doświadczeniach rządu Liz Truss widać, że nawet jeśli nad budżetem nie wisi już topór Traktatu z Maastricht, to patrzą uważnie inwestorzy z całego świata. A ci potrafią być bezlitośni.

Trzecim prorytetem ma być niezwykle ważna i oczekiwana przez Brytyjczyków sprawa – poprawa sytuacji finansowej gospodarstw domowych, po tym jak ucierpiały w czasie wysokiej inflacji z lat 2022–2024. Zresztą do tej pory nie można powiedzieć, że inflacja została pokonana. Koszty życia rosną w najbardziej wrażliwych miejscach, np. w cenach żywności i w usługach. Podobnie jak w naszym kraju.

Reeves chce się też skupić na wspieraniu sektora nowych technologii, a przy tym wątku nie mogło oczywiście zabraknąć deklaracji wsparcia dla firm rozwijających sztuczną inteligencję. W przypadku Wielkiej Brytanii niezwykle ważnym obszarem nowoczesnej gospodarki jest jednak inny sektor – biotechnologia. W tym zakresie kraj ma od wielu lat bardzo duże osiągnięcia, co było widać w czasie pandemii Covid-19, kiedy z Wielkiej Brytanii pochodziły najnowocześniejsze szczepionki. To jest jeden z filarów rozwoju nowoczesnej gospodarki na Tamizą.

Ciekawym wątkiem, który znalazł się w wypowiedzi Reeves jest diagnoza słabnącej produktywności rozumianej jako PKB wytworzone na godzinę pracy. Słabsza produktywność to nie tylko niższe płace i jakość pracy, ale również słabsze finanse publiczne. Przede wszystkim mniejsze wpływy podatkowe i większe wyzwania w wydatkach. Poza tym globalne napięcia i bariery: wzrost stawek celnych na import do USA, konflikty wojenne, niestabilne łańcuchy dostaw, kłopoty z wymianą handlową. To wszystko składa się na obraz wyzwań dla laburzystowskiego rządu.

Na grafice niezależnego brytyjskiego ośrodka zajmującego się monitorowaniem stanu finansów publicznych Office for Budżet Responsibility (OBR, Biuro odpowiedzialności Budżetowej) widać, jak w okresie powojennym państwo realizowało politykę budżetową. Niestety głównie przez coroczne deficyty i zaciąganie coraz większego długu publicznego. W okresie powojennym od 1948 roku nadwyżki budżetowe zostały osiągnięte w ciągu tylko 11 lat i tylko 4 lata od budżetu 1971–72. W budżecie 2024–25 deficyt budżetu wyniesie 4,8% PKB;

Potrzebne pieniądze! Nie z długu, tylko z podatków!

Jednak istotną polityczną barierą dla działań rządu i kanclerz skarbu w reformowaniu budżetu są przedwyborcze deklaracje Partii Pracy traktowane przez polityków tej partii bardzo poważnie jako podstawowy mandat do dalszego rządzenia. W wyborczym „manifeście” laburzyści zobowiązali się do „niepodnoszenia składek na ubezpieczenie społeczne, podstawowych stawek podatku dochodowego i VAT„. Jednocześnie obiecywali poprawienie funkcjonowania sfery budżetowej, jakości usług publicznych i systemu zdrowia.

Kanclerz skarbu nie ukrywała, że dla niej, z finansowego punktu widzenia, najważniejsze jest doprowadzenie do zrównoważenia finansów publicznych. To podstawa, która pozwoliłaby sfinansować priorytety polityki społecznej i gospodarczej. Nie można tez zapominać o ważnych wydatkach na wojsko i obronę państwa, które w całej Europie zyskują na znaczeniu w budżetach krajowych. Skąd brać na to wszystko, bo potrzeb nie brakuje? Kanclerz odpowiada:

„Wydatki bieżące państwa powinny być finansowane przez wpływy podatkowe, a nie przez permanentne zaciąganie długu.

Taka deklaracja oznaczałaby obranie kierunku redukcji deficytów budżetowych lub wręcz równoważnie budżetu. Niewielu państwom udaje się coś takiego, a już raczej nie tak dużym krajom jak Wielka Brytania. To druga największa gospodarka Europy, a szósta na świecie. Cierpi jednak na wysokie deficyty budżetowe i rosnący dług publiczny, który na koniec września 2025 roku wyniósł 2900 mld funtów, co w relacji do PKB dało ok. 96%. Dla porównania polski dług to 47% PKB według metodologii krajowej i 57% PKB według metodologii unijnej.

Laburzystowska kanclerz zapowiada, że budżet państwa miałby być kształtowany tak, żeby wystarczyło i na sprawy społeczne, i na poprawę ochrony zdrowia, na inwestycje w technologie i usługi publiczne, na rozwój regionów. Na razie nie usłyszeliśmy, jakie pieniądze musiałyby wchodzić grę, żeby tyle potrzeb sfinansować i skąd je wziąć. W grę wchodzą oczywiście bieżące cięcia wydatków oraz przegląd potrzeb wydatkowych i przesunięcia między sektorami budżetowymi.

A jeśli potrzeby miałyby być finansowane z nowych podatków, to z jakich i co musiałoby się w systemie podatkowym wydarzyć, żeby Zjednoczone Królestwo finansowo stanęło na nogi? Rachel Reeves na razie nie zdradziła swoich dokładnych planów. Wypowiedziała jednak znaczące słowa: „każdy będzie musiał wnieść swój wkład„. To chyba sygnał, że społeczeństwo brytyjskie może oczekiwać niedługo trudnych decyzji.

Projekt budżetu na 2026 rok ma być zaprezentowany oficjalnie 26 listopada, wtedy też zapewne wszystkie niedopowiedziane wątki zostaną ujawnione. Na razie Reeves dała sygnał, ze rząd jest gotów do nowych reformatorskich działań i do trudnych decyzji.

Ile pieniędzy rząd pozyskuje z podatków (to 89% całości jego pieniędzy) i innych źródeł? W latach 2024-25 ośrodek OBR spodziewa się, że do budżetu państwa trafi łącznie 1141,2 mld funtów, co odpowiada ok. 40 000 funtów na gospodarstwo domowe lub 39,7% PKB. Ile państwo w tym czasie wyda na usługi publiczne, emerytury państwowe i odsetki od zadłużenia? W latach 2024–25 będzie to 1278,6 mld funtów, co odpowiada ok. 45 000 funtów na gospodarstwo domowe lub 44,4% PKB.

Najważniejszym źródłem dochodów jest podatek dochodowy i składki na ubezpieczenie społeczne. Razem to ok. 480 mld funtów. Podatek VAT, który w Polsce jest najważniejszym składnikiem dochodów, w Wielkiej Brytanii ma trochę mniejsze znaczenie, dostarczy tylko 171,3 mld funtów. Inne duże podatki to podatek dochodowy od firm (czyli osób prawnych), podatek miejski i podatek paliwowy. Żaden z nich nie przyniesie więcej niż 20 mld funtów.

W latach 2024–25 dług publiczny w relacji do PKB wyniesie ok. 95,9%, czyli ok. 2,8 biliona funtów lub 98 000 funtów na gospodarstwo domowe. W horyzoncie najnowszej prognozy ośrodka OBR w latach 2029–30 poziom długu publicznego powinien osiągnąć ok. 96,1% PKB, co odpowiadałoby ok. 3,4 biliona funtów lub 116 000 funtów na gospodarstwo domowe. Na grafikach poniżej widać relację długu publicznego do PKB i nominalny przyrost długu publicznego w funtach.

Czytaj teżOgłosili, kiedy gotówka „umrze” w Wielkiej Brytanii. Już niedługo, ale na razie… popularność gotówki zaczęła niespodziewanie rosnąć. Co się dzieje?

A czego nie powiedziała Brytyjczykom Rachel Reeves?

Rachel Reeves w swoim wystąpieniu nie kryła, że rząd stoi przed poważnymi wyzwaniami, że nie wybierze łatwych dróg, tylko te, które uzna za konieczne. I że nadchodzący budżet będzie stawiał w centrum uwagi zarówno wzrost gospodarczy (to bezwzględny wymóg wynikający z obecnej sytuacji w gospodarce) , jak i sprawiedliwość społeczną (nie może być inaczej w przypadku rządu lewicowego). Marsz ku budżetowi bardziej zrównoważonemu ma oznaczać skoncentrowanie się na wzroście dochodów.

Przemówienie Rachel Reeves na temat perspektyw finansowych państwa dziennik „The Guardian” nazwał „wyjątkowo ponurym przemówieniem„. Skąd taka bolesna diagnoza? Partia Pracy szła do wyborów w 2024 roku z solenną obietnicą, że nie podwyższy podatków, a zwłaszcza podatku dochodowego, który jest podstawą dochodów państwa. Podstawowe stawki tego podatku od 50 lat pozostawały na tym samym poziomie. Ostatni raz były podwyższane w latach 70., kiedy ówczesny rząd rozpaczliwie szukał ratunku przed kryzysem związanym z pierwszym szokiem naftowym.

W latach 70. XX wieku kanclerz skarbu z Partii Pracy Denis Healey podniósł podatek dochodowy od osób fizycznych, próbując poradzić sobie z kryzysem, który obejmował gwałtowny wzrost bezrobocia i zadłużenia przy bardzo wysokiej inflacji, która w 1975 roku sięgnęła 25%. Wysokie podatki, szczególnie najwyższa stawka PIT 83% oraz stawka 98% od dochodów z inwestycji, nie rozwiązały jednak problemów finansowych i rząd musiał szukać w 1976 roku ratunku w olbrzymiej pożyczce od MFW, żeby zabezpieczyć spłatę zadłużenia.

Nic dziwnego, że media brytyjskie pytają teraz, czy Rachel Reeves, sugerując podwyżkę stawki podatku dochodowego, chce powtórzyć horror Denisa Healeya z 1975 roku.  Wtedy Denis Healey podniósł podstawową stawkę podatku dochodowego z 33% do 35% (wcześniej podniósł ją z 30%). Podobieństw jest więcej. Również wtedy Partia Pracy była właśnie rok po wygranych wyborach, a stan gospodarki nie zachwycał ekonomistów. Różnica? Obecnie inflacja wynosi zaledwie 3,8%, choć to prawie dwa razy więcej niż cel Banku Anglii na poziomie 2%.

Healey testował różne rozwiązania. Przystąpił do cięcia wydatków społecznych i socjalnych, ale to rozwścieczyło członków jego własnej – lewicowej – partii. Zaproponował też wprowadzenie podatku od majątku najbogatszych Brytyjczyków, ale nie przyniosło to efektów finansowych, a spłoszyło tylko niektórych celebrytów – Mick Jagger i Rolling Stones wyjechali do Francji, a David Bowie przeniósł się do Szwajcarii. Budżety Healeya nie zakończyły się dobrze dla Partii Pracy, która w 1979 roku przegrała z konserwatywną i liberalną Margaret Thatcher.

Lęk przed powtórzeniem się takiego scenariusza na pewno jest wciąż żywy w Partii Pracy, nawet jeśli na horyzoncie nie widać wśród konserwatystów kogoś formatu „Iron Lady” (Żelaznej Damy). Konserwatyści mieli sporo czasu na reformowanie państwa i przekierowanie na nowe tory brytyjskiej gospodarki po szoku brexitu, jednak ich próby zakończyły się oddaniem władzy laburzystom. W tej chwili obarczani są winą za fatalny stan brytyjskiej gospodarki, a głównym powodem – zdaniem polityków Partii Pracy – była polityka oszczędności i cięć wydatków.

Nic dziwnego, że Rachel Reeves nie chce powtórzyć przynajmniej jednego błędu poprzedników – oparcia reform gospodarczych na drastycznym ograniczeniu wydatków, co mogłoby doprowadzić do dalszego pogorszenia poziomu usług publicznych, zwłaszcza ochrony zdrowia, a tym samym – podważyć mandat sprawowania władzy przez lewicowy rząd. Prawicowy polityk Nigel Farage już ogłosił, że daje rządowi Starmera tylko dwa lata, bo w ciągu tego czasu – jego zdaniem – rynki finansowe i tak zmuszą Rachel Reeves do zaproponowania oszczędnościowego budżetu.

Partia Pracy zdobyła władzę rok temu dzięki żelaznej obietnicy niepodnoszenia podatków i wciąż nie wiadomo, czy zapadły już ostateczne decyzje co do konkretnych rozwiązań podatkowych, ale wielu ekonomistów związanych z laburzystami uważa, że być może lepiej raz podwyższyć stawkę najważniejszego podatku dochodowego niż ciułać po trochu pieniądze z wielu źródeł, w tym z oszczędności wydatkowych, które i tak nie spodobają się wyborcom. Jaka cena polityczna będzie bardziej dotkliwa? Tego na razie nie wiadomo.

Według sondażu ośrodka YouGov, podniesienie podstawowej stawki podatku dochodowego byłoby bardzo niepopularną decyzją. Dwie trzecie (65%) Brytyjczyków byłoby jej przeciwnych, a tylko jedna na pięć osób (22%) deklaruje poparcie dla tego rozwiązania. Z kolei tylko 14% Brytyjczyków poparłoby podwyżkę podatku VAT, podczas gdy 22% popiera podwyżki składek na ubezpieczenie społeczne lub podstawowej stawki podatku dochodowego.

Większe podatki? Tak, ale dla bogatych!

A jakie rozwiązania podatkowe cieszyłyby się poparciem ludzi? Podobnie jak ostatnio we Francji duża część Brytyjczyków zaakceptowałaby wzrost obciążeń podatkowych, które nie dotknęłyby osób mniej zamożnych i średnio zarabiających. Na szczycie listy poparcia znajduje się propozycja Partii Zielonych, polegająca na wprowadzeniu podatku od majątku w wysokości 1% od aktywów powyżej 10 milionów funtów i 2% od aktywów powyżej 1 miliarda funtów. Takie posunięcie poparłoby aż 75% Brytyjczyków, a sprzeciwiłoby się jej tylko 12%.

Na drugim miejscu wśród najpopularniejszych znajduje się „podatek od rezydencji”, czyli od nieruchomości o wartości powyżej 2 milionów funtów, który zyskał poparcie 69% społeczeństwa. Miejsce trzecie z poparciem 60% zajmuje natomiast tzw. „podatek wyjściowy”, czyli podatek dla osób, które przeprowadzają się poza Wielką Brytanię ze względów podatkowych i które musiałyby uiścić podatek od niezrealizowanych zysków kapitałowych, czyli od wzrostu wartości swoich aktywów. W sumie byłby to również kolejny podatek od majątku.

O francuskiej propozycji podatku zaproponowanego przez lewicowego ekonomistę Gabriela Zucmana można przeczytać tu:

innym sondażu YouGov Brytyjczycy w zdecydowanej większości uznali, że ​podniesienie podstawowej stawki podatku dochodowego byłoby największym złamaniem obietnic wyborczych Partii Pracy. Jednak kanclerz skarbu może uciec się do pewnego wybiegu i np. ogłosić, że realizuje obietnice wyborcze, które mówiły o niepodnoszeniu podatków dla osób pracujących, jeśli zdefiniuje osoby pracujące jako osiągające najniższe dochody, np. do 45 000 funtów rocznie. Wtedy spokojnie mogłaby wzrosnąć stawka podatku dla lepiej zarabiających.

Wyniki sondażu innego ośrodka Persuasion UK sugerują, że wśród wyborców panuje gotowość wybaczenia rządowi złamania obietnic podatkowych, jeśli doprowadziłoby to do realnej poprawy kosztów utrzymania i usług publicznych.

Na pewno podniesienie podstawowej stawki podatku dochodowego, mimo że byłoby najbardziej opłacalne z punktu widzenia dochodów budżetowych, byłoby jednocześnie najbardziej ryzykowne. Byłoby to bardziej widoczne niż podwyżka stawek VAT czy żonglowanie ulgami podatkowymi lub kwotą wolną od podatku. Z kolei podwyżka stawek VAT mogłaby mieć negatywny wpływ na inflację, co również odbiłoby się na kosztach życia.

Jak dużo mogłaby zebrać kanclerz na takich częściowych podwyżkach podatków i składki na ubezpieczenie emerytalne? Ekonomiści szacują, że mogłoby to być od kilku do 10 mld funtów rocznie. Czy to wystarczy? The National Institute of Economic and Social Research (Narodowy Instytut Badań Ekonomicznych i Społecznych), niezależny think-tank gospodarczy, wezwał jednak Rachel Reeves do opracowania poważniejszych środków konsolidacji podatków i wydatków, o wartości nawet 50 mld funtów. A to może być trudne.

Taka kwota wynika z tego, że w związku z niepewnością na rynkach finansowych rząd powinien – zdaniem NIESR – zapewnić w budżecie margines błędu sporo większy niż ubiegłoroczny na wypadek wstrząsów gospodarczych. Think-tank oszacował taki margines na 30 mld funtów, co w połączeniu z prawdopodobną obniżką perspektyw w dochodach budżetu o 20-30 mld funtów (jak obliczyło Biuro Odpowiedzialności Budżetowej), oznacza konieczność konsolidacji fiskalnej w przyszłym roku w wysokości 50 mld funtów.

Czytaj też: Epickie! Polacy w Wielkiej Brytanii zaczęli właśnie zarabiać… więcej niż rodowici Brytyjczycy! Jak to możliwe, jak to się robi? Co potrafią Polacy w UK?

Co na to inwestorzy? I czy my powinniśmy iść tą samą drogą?

Jak reagują na propozycje kanclerz skarbu rynki finansowe? Reakcja inwestorów była spokojna, choć rentowność obligacji brytyjskich trudno ocenić jako niską. Wszyscy czekają na prezentację projektu budżetu na przyszły rok. Wtedy należy spodziewać się poważniejszych reakcji. Czy będą one tak gwałtowne jak te sprzed roku na wieść o wciąż wysokiej inflacji?

Co podpowiadają rządowi i kanclerz skarbu zaprzyjaźnieni ekonomiści z prestiżowego laburzystowskiego think tanku – Instytutu Tony’ego Blaira? W obszernej analizie perspektyw przyszłorocznego budżetu podkreślają oni, że cięcia wydatków nie dałyby rządowi wiarygodności, zdecydowanie lepsze byłyby podwyżki podatków, ale pod warunkiem, że… byłyby to podwyżki podatków o dużej skali.

Jaka jest argumentacja?: Chodzi m.in. o rynki obligacji Zdaniem Instytutu Blaira, rynki obligacji sygnalizują, że konieczne może być podjęcie bardziej zdecydowanych działań, aby przywrócić zaufanie inwestorów do polityki rządu.

„Jeśli kanclerz zdecyduje się na istotne zwiększenie dochodów – a zwłaszcza na sprzeczną z przedwyborczymi zapowiedziami laburzystów podwyżkę podatku dochodowego lub VAT – powinna jasno określić, że ma to charakter tymczasowy i warunkowy: jest to krótkoterminowy środek stabilizacji finansów publicznych, a nie trwała zmiana kierunku„.

Przesłanie powinno być więc takie, że dzisiejsze poświęcenie generuje jutrzejsze dywidendy, które zaczniemy inkasować, gdy wzrost gospodarczy przyspieszy, a reformy usług publicznych przyniosą rezultaty. Przyszłe wyższe dochody powinny zostać „zwrócone podatnikom” poprzez ukierunkowane obniżki podatków przed samymi wyborami.

Z kolei inny prestiżowy think tank – Institute for Fiscal Studies (IFS, Instytut Studiów Fiskalnych) – uznał, że, aby dotrzymać swoich „żelaznych” zasad przedstawianych w ciągu ostatniego roku, Rachel Reeves może teraz potrzebować podwyżki podatków, albo – cięcia wydatków. Prawdopodobne jest jednak, że tak naprawdę konieczne będzie i jedno, i drugie. Zapis dyskusji ekspertów IFS w wideo tu:

Z pewnością polscy politycy – a także wyborcy – powinni z uwagą patrzeć na wydarzenia w Wielkiej Brytanii w najbliższych tygodniach. My w „Subiektywnie o Finansach” będziemy się im przyglądać, bo całkiem niewykluczone, że Polska będzie musiała pójść tą samą drogą. Mamy co prawda proporcjonalnie o połowę mniejszy dług, niż Wielka Brytania, ale bardzo szybko rosnący. Inwestorzy na razie nie wywierają dużej presji na rząd, by podwyższał podatki i obniżał wydatki, ale agencje ratingowe już zaczęły się niepokoić.

Czy polski rząd – ten lub następny – też będzie w pewnym momencie zmuszony podwyższyć podatek dochodowy lub VAT i obiecać wyborcom, że w zamian dostaną lepsze usługi publiczne (zwłaszcza ochronę zdrowia) oraz „dywidendę” jeśli dzięki temu gospodarka zacznie się szybciej kręcić i pojawią się większe wpływy w państwowym budżecie? Pytanie tylko jak wzrost podatków miałby przyspieszyć wzrost gospodarki? Brytyjczycy mają ten sam dylemat, ale pierwszą jego część próbowali już testować kilka lat temu – inwestorzy zareagowali gwałtowną ewakuacją na wieść o obniżaniu podatków.

Zobacz też co oznacza dla Twojego portfela wejście Polski do G20:

Jeśli Rachel Reeves zaproponuje podwyżki podatków i cięcia wydatków, to w krótkim okresie może oznaczać dla krajów europejskich spadek brytyjskiego popytu na towary i usługi importowane z UE, w tym z Polski. Czy w takim przypadku mocniej spadłyby eksport z Polski w tych miejscach, które bardziej powiązane są z rynkiem brytyjskim, jak AGD, motoryzacja, części samochodowe i do maszyn, żywność? Jeśli polskie produkty byłyby tańsze, to popyt na nie mógłby nawet wzrosnąć, właśnie ze względu na oszczędności.

W przypadku powtórzenia się kłopotów, jakie miała premier Liz Truss, czyli np. większego osłabienia funta i dużego wzrostu rentowności obligacji, europejski eksport do UK może okazać się za drogi dla Brytyjczyków i brytyjskich firm, więc skutki mogłyby być widoczne w części europejskich sektorów, jednak powinny być one przejściowe, tak jak przejściowe było załamanie brytyjskiego rynku finansowego jesienią 2023 roku.

Dla tych Polaków, którzy wciąż rozważają jakiś rodzaj emigracji zarobkowej, czasowej lub stałej, do Wielkiej Brytanii, ten okres niepewności nie jest może najlepszym czasem na podejmowanie decyzji, ale trzeba pamiętać, że jednym z dwóch nadrzędnych kierunków polityki brytyjskiego rządu ma być zdynamizowanie wzrostu gospodarczego, poprawa rozwoju regionów i większe wsparcie dla firm związanych z nowymi technologiami. Sukces w tym zakresie wygeneruje dodatkowy popyt na pracowników, również z Polski.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:

Źródło zdjęcia: screen z przemówienia kanclerz skarbu Rachel Reeves

Subscribe
Powiadom o
33 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
RAFAL
11 dni temu

I nas też deficyt piękny . Dlaczego nie mówi się o olbrzymich kosztach synekur politycznych . Potworzono starostwa i w każdej Koziej Wólce urząd gminy . Reforma samorządowa z 1999 była po to aby wyrwać kasę społeczeństwu . Np byle sekretarz woj leżącego w płd – wsch Polsce ( PiS tam ma się dobrze) ma ok 400 tys brutto na rok . Zarządy to samo . 20 tys netto/ m- c dla politycznych darmozjadów i pasozytów to już norma . Z publicznej kasy . Czy jest na to przyzwolenie .

Admin
11 dni temu
Reply to  RAFAL

Tak, mantra „taniego państwa” się skończyła

Sławek
11 dni temu
Reply to  RAFAL

Ten problem widać już na najnizszych poziomach. Czlowiek z nadania pewnej partii dorwał sie do zarządzania publiczną placówką zdrowia, z ktorej czasem korzystam. Efekt? Rozdmuchanie struktur biurowych do rozmiarow jakich jeszcze nigdy tam nie bylo, obsadzanie WSZYSTKICH stanowisk swoimi ludzmi (nawet firma sprzatajaca nie jest z przypadku).

Pyrgus
11 dni temu

No cóż. U nas wystarczy zarabiać trochę ponad średnią pensję, żeby wchodzić w drugi próg podatkowy i płacić blisko 50% podatku (podatek dochodowy + ZUS + składka zdrowotna) – ciekawe, jakie są ich zamierzenia? Pamiętam, jak ponad 20 lat temu rządziła lewica i pojawił się pomysł 50- procentowego podatku dla milionerów (od dochodu powyżej 1 mln zł). W praktyce realizuje to już dzisiaj KO, a wcześniej PiS, bo wystarczy że etatowiec odrobinę lepiej zarabia i już płaci blisko 50% podatku, chociaż do milionera mu daleko.

Admin
11 dni temu
Reply to  Pyrgus

Myślę, że u nas dość długo opodatkowanie jest zerowe lub prawie żadne, a potem znienacka rośnie do wspomnianych przez Pana 50%. Myślę, że to w pierwszym rzędzie należałoby zmienić…

Hieronim
10 dni temu
Reply to  Maciej Samcik

Pan Redaktor nie podpowiada, bo jeśli KO cokolwiek zmieni w podatkach, to raczej sprawi, że 50% będzie mieć znacznie niższy próg startowy…

Admin
10 dni temu
Reply to  Hieronim

Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy 😉

Niko
11 dni temu

U nas żeby doszło do jakiś zmian brakuje osłabienia złotówki na razie jest mocna więc musiałaby sporo się osłabić żeby zaczęto wdrażać podobne pomysły jak wGB, życzę im jak najlepiej mam nadzieję że im się uda zwiększyć wzrost gospodarczy a, co za tym idzie też ssanie na polskich pracowników 😉pamiętam te czasy kiedy byliśmy poza UE i na jedno miejsce pracy było ponad 50 osób, dzięki temu że sporo osób wyjechało później do UE w tym najwięcej do GB poziom życia w naszym kraju wzrósł więc oby im się udało a u nas żeby nie było takich problemów jak w… Czytaj więcej »

Admin
11 dni temu
Reply to  Niko

To prawda, ludzie muszą się zacząć bać, żeby dali zgodę polityczną na reformy

Hieronim
10 dni temu
Reply to  Maciej Samcik

A Pan Redaktor widział film „Nie patrz w górę”? 😉

Admin
10 dni temu
Reply to  Hieronim

Offfszem. A bo co? 🙂

Hieronim
10 dni temu
Reply to  Maciej Samcik

„Zdrajcy mówią wam, że trzeba oszczędzać, że sytuacja budżetowa jest fatalna, że waluta upada. Nie słuchajcie ich! mamy się świetnie, a w skarbcu są nieprzebrane zasoby gotówki, której wystarczy dla każdego”

Admin
10 dni temu
Reply to  Hieronim

Kto to powiedział? :-). Bo skoro w cudzysłowiu…

Hieronim
10 dni temu
Reply to  Maciej Samcik

Kompilacja kilku wystąpień czołowych polskich polityków 😉

Admin
10 dni temu
Reply to  Hieronim

Brzmi prawdopodobnie 😉

BadaczTalmudu
11 dni temu

Sposób oczywiście jest durny, jak na lewaków przystało. Znowu podnoszenie podatków zamiast oszczędności. Pod pojęciem oszczędności nie mam na myśli zmniejszania świadczeń (oprócz tych na imigrantów), tylko wylania na bruk milionów urzędników. :-))))

Lukasz
11 dni temu

W UK 40 % podatek jest juz od £50250 w Polsce wydaje sie ze to dużo ale na warunki Angielskie to tak srednio.Przez podwyżki podatków duzo firm ucieka z podatkami za granice . Takze nie wiem jak to bedzie ale jest coraz gorzej.
Wydaja 1.5 mln dziennie na nielegalnych emigrantow, ludzie sa coraz bardziej niezadowoleni

Admin
11 dni temu
Reply to  Lukasz

Jeśli uda się przekonać ludzi, że w zamian dostaną lepszą ochronę zdrowia, to być może przełkną…

TomR
10 dni temu
Reply to  Maciej Samcik

To są różne grupy ludzi – wyższy podatek dotknie głównie osoby w wieku 35-50 lat (lepsze zarobki wraz z doświadczeniem, ale jeszcze nie ma chorób związanych ze starością), a lepsza opieka zdrowotna to jest coś przeznaczonego głównie dla emerytów, a w mniejszym stopniu osób z małymi dziećmi.

Admin
10 dni temu
Reply to  TomR

Niby tak, ale dla osób aktywnych zawodowo można zrobić ochronę zdrowotną premium i dobrą profilaktykę

Regnard
10 dni temu
Reply to  Maciej Samcik

Naprawdę ktoś się jeszcze łapie na obietnice lepszej opieki zdrowotnej, edukacji, zbiorkomow itp? To dawać go, jakieś ministerstwo lub synekurka w SSP należy mu się jak psu buda, za sam ten fakt!

Admin
10 dni temu
Reply to  Regnard

W Brytanii (d. Wielkiej) wkrótce przetestują tę hipotezę roboczą 😉

Jamci
11 dni temu

Chory kraj, chore zasady otórz imigranci z Indii Palistanu itd. pracują studiują itd a najgorszymi nierobami są angole ,tylko piją yarayą i leżą na klatkach i na nich płacone są benefity stąd dziura w budrzecie !!!

Krzysztof
11 dni temu

Widać że autor nie ma najmniejszego pojęcia o problemach UK. Pierwszym problemem jest zacofanie strukturalne(sieci wodociągowe,drogi,mosty,budynki ,kolej itp) które wymagają wielkich nakładów finansowych na które jest już za późno.
Drugim problemem jest rynek nieruchomości. Ceny wynajmu są zbyt wysokie i każda podwyżka plac będzie skonsumowana przez landlordów a to zabija popyt wewnętrzny. Tutaj już się stworzył system feudalny właściciel vs najemca. Pontoniarze zmieniają strukturę najmu, wcześniej na jeden dom/flat przypadały 2-3 osoby a w ich przypadku 8-12 osób które łacznie płacą za flat warty 2000 miesięcznie 3.5k. Sytuacja już dawno się tutaj wymknęła spod kontroli i będzie tylko gorzej

Admin
10 dni temu
Reply to  Krzysztof

Te tematy, o których Pan pisze, są oczywiście bardzo ważne, ale trochę obok tego tematu „podatkowego”

RafałX
10 dni temu

Komuniści dla nie poznaki zwanymi socjalistami będą mieli więcej kasy dla wspierania pontoniarz płynących z Francji.

Wiecej socjalu Panowie jeszcze jest kogo skubać

Jacus
10 dni temu

Nie wypowiadam się na temat zasadności, ale wkurza mnie manipulacja że jakiś podatek na coś. Masz bilion przychodu 1,2 bln wydatku. Zatorzem podatek który da 20 mld i pójdzie to na nie wiem, służbę zdrowia. I na tę służbę idzie rocznie 150 mld. Nijak się ktoś spyta, to taaak te nowe 20 mld jest w tej kwocie. Przecież te wyłuskane, medialne cele konkretnego podatku to tylko wymówka. To po prostu uzupełnianie budżetu. Druga rzecz to sondaże. Jak opodatkują te 20% tych co mają nieruchomość w jakiejś kwocie, to wiadomo że poprze to 80% mniej więcej itd. Ja nawet widzę taką… Czytaj więcej »

Admin
10 dni temu
Reply to  Jacus

Uzasadnienie jest inżynierią polityczną, żeby ludzie to poparli 😉

TomR
10 dni temu

Wielka Brytania nie ma „sensu istnienia” ekonomicznego. Jest droga jak najbardziej zaawansowane kraje świata, w czasie gdy utraciła pozycję w tym klubie. Historycznie kraj ten był połączeniem najwyższej jakości populacji ludzkiej na świecie z dużą dozą wolności osobistych i gospodarczych – stąd m.in. właśnie tam zdarzyła sie Rewolucja Przemysłowa. Od tamtych czasów jakość ludzi natywnych drastycznie spadła, a imigracja jeszcze ją ciągnie w dół. A zamiast wolności jest biurokracja przeradzająca się w totalitaryzm.

Admin
10 dni temu
Reply to  TomR

To jest wciąż bardzo bogaty kraj, sensem jego istnienia jest rentierstwo. Jeśli mówimy o krajach, które nie mają „sensu istnienia”, to ewentualnie Rosja. Zlikwidować i zaorać. Tam nic nie ma, więc nie byłoby żadnej straty, gdyby wyparowało.

Phx
10 dni temu

W normalnej firmie liczy się efektywność i dążenie do jej podwyższania. Podniesienie można osiągnąć inwestycjami, organicznymi usprawnieniami lub redukcją. – inwestycje najlepsze, jednak muszą być trafne i dobrze realizowane, dobrze też kontrolowane – organiczna poprawa – pilnowana i wymagana w każdych warunkach – cięcia – robione cyklicznie w małej skali (bo potrzeby się dezaktualizują), te większe są już bardziej bolesne i wiąże się ze zmniejszeniem firmy Tymczasem Państwa żyją zupełnie jakby ich te reguły w ogóle nie dotyczyły. Efektywność? Urzędy mają ją realizować, ale jeszcze więcej idzie na tworzenie nowych stanowisk. Redukcja usług? Absolutny ban. Rozumiem, że to są kalkulacje… Czytaj więcej »

Admin
10 dni temu
Reply to  Phx

Trochę racji Pan ma. Ale z tego by wynikało, że kadencje powinny być najmarniej 10-letnie, żeby politykom opłacało się robić zmiany, które przyniosą korzyść w dłuższym terminie oraz żeby wyborcy widzieli, że ich obecna sytuacja jest wynikiem działań obecnego rządu, a nie jakichś poprzednich

Jacek
7 dni temu

Historia się powtórzy – roszczeniowa tłuszcza przyklaśnie rozkułaczaniu nominowanych na burżujów, a potem okaże się, że wcale nie jest lepiej. Polska powinna raczej patrzeć na Argentynę.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu