24 marca 2017

Szkolna polisa dla twojego dziecka: jak uniknąć zakupu taniego badziewia? O co zapytać w szkole?

Szkolna polisa dla twojego dziecka: jak uniknąć zakupu taniego badziewia? O co zapytać w szkole?

Grubo ponad 4,5 miliona młodych Polaków oraz ich rodziców to „klienci” szkół. Jest jeden wydatek związany ze szkołą, o którym mówią w prawie każdej klasie. To ubezpieczenie dzieci od nieszczęsliwych wypadków. U mnie to zawsze wyglądało w ten sposób, że wchodziła wychowawczyni lub wychowawca, informowali o wysokości składki oraz o sumie ubezpieczenia i przystępowali do zbierania pieniędzy.

Firmy ubezpieczeniowe muszą kochać ten dzień: nikt o nic nie pyta, niczego nie sprawdza. Wszyscy płacą, bo pani każe. Ze statystyk wynika, że polisę od następstw nieszczęśliwych wypadków wykupuje 80% rodziców.(z tego pewnie 99% w szkole, podczas rytualnego, corocznego strzyżenia, excusez-moi, baranów ;-)).

Zobacz również:

Czytaj też: Jak zaoszczędzić 100-200 zł na wydatkach szkolnych? Oto moje patenty. Sprawdzone osobiście!

Czytaj też: Te banki uczciwie informują o cenach kredytów szkolnych. Ale czy to co uczciwe jest też tanie? Sprawdzam!

POLISA NNW: DOBRY UCZYNEK DLA DZIECKA, CZY DLA PANI DYREKTOR?

Kupując polisę grupową robicie oczywiście dobry uczynek. Wspomagacie albo panią dyrektor, albo całą szkołę, bo firmy ubezpieczeniowe są gotowe przychylić nieba osobom decyzyjnym w szkole, by właśnie ich polisę przedstawili rodzicom do bezkrytycznego podpisania.

W przypadku biznesu finansowego przychylanie nieba oznacza przeważnie jakiś datek :-). A tymczasem ani taka grupowa polisa nie jest obowiązkowa, ani tym bardziej nie trzeba jej kupować bez sprawdzenia za co się płaci. To, że składka zwykle jest niska nie zwalnia od sprawdzenia jaką ochronę za te pieniądze nabywamy. A zwykle niska składka oznacza śmieciową, wykastrowaną ochronę.

Oczywiście: lepsza polisa śmieciowa, niż żadna, zwłaszcza że ze statystyk wynika, że w szkołach rocznie dochodzi do jakichś 70-80 tysięcy wypadków. Jeśli uczeń jest objęty polisą, rodzice dostaną jakieś-tam odszkodowanie (lepszy rydz, niż nic). Ale warto – o ile kogoś oczywiście stać – zapłacić więcej, ale za porządną polisę, oferującą naprawdę wszechstronną ochronę. Jak jednak odróżnić dobrą polisę od tej cienkiej, jak barszcz?

JAKA JEST SUMA UBEZPIECZENIA?

Zasadniczo im wyższa, tym lepiej dla rodziców, bo ochrona jest wtedy realna, a nie iluzoryczna. Polisa byle jaka będzie miała sumę ubezpieczenia rzędu 10.000 zł albo coś w ten deseń (widziałem nawet wynalazki z sumą 5000 zł). Formalnie nawet te 10.000 zł to niemała kasa, ale trzeba pamiętać, że 100% tejże sumy ubezpieczenia można otrzymać tylko w przypadku śmierci ubezpieczonego. Nieszczęśliwy wypadek – z czasowym lub trwałym uszczerbkiem na zdrowiu – oznacza wypłatę pewnego procentu sumy ubezpieczenia. Przeważnie jest to kilka, kilkanaście procent, a więc w praktyce kilka stówek.

Tak naprawdę sensowne pieniądze w przypadku jakiegoś małego nieszczęścia w szkole (złamanie, zwichnięcie nogi lub ręki, poparzenie, rozbicie głowy, złamany nos) zaczynają się przy sumach ubezpieczenia 100.000 zł i więcej. A porządne polisy indywidualne mają sumy ubezpieczenia nawet 250.000 zł i więcej. Przy polisie indywidualnej jest o tyle przyjemniej, że świadomy rodzic może ją sobie sam „skonfigurować”, nie dostaje standardowej „grupówki” z wszystkimi parametrami zafiksowanymi na stałe.

KIEDY POLISA ZADZIAŁA? I JAK ZADZIAŁA?

Tu też są najróżniejsze triki, które powodują, że rodzicowi się wydaje, że ubezpieczył dziecko, a tak naprawdę to tylko dał zarobić firmie ubezpieczeniowej. Najczęściej spotykane wypadki w szkołach to złamania nóg i rąk (30% wypadków), skręcenia stawów skokowych lub kolanowych (35%), skaleczenia i rany (10%) oraz wybite i złamane zęby (5%). I zwykle od tych wszystkich nieszczęść dziecko jest ubezpieczone w nawet najtańszej polisie.

Warto jednak sprawdzić jakie są procenty sumy ubezpieczenia przyporządkowane poszczególnym wydarzeniom Bo jeśli mam ubezpieczenie na 10.000 zł z wypłatą 1% sumy ubezpieczenia w przypadku złamania zęba, to wypłata wyniesie… 100 zł. Nic tylko się upić.

Poza tym złamania i skręcenia kończyn to nie wszystkie potencjalne kłopoty wynikające z pecha. A co jeśli dziecko zostanie pogryzione przez psa? Albo ulegnie zatruciu pokarmowemu w szkole? Czy wtedy polisa też zadziała? Tania – na pewno nie.

CO UBEZPIECZYCIEL ZROBIŁ, ŻEBY POLISA NIE ZADZIAŁAŁA? PRZGLĄD PUŁAPEK

Trzeba też sprawdzić, czy uszczerbek na zdrowiu, który podpada pod wypłatę odszkodowania, nie jest zdefiniowany zbyt pokrętnie. Np. co z tego, że uczeń złamie nogę, skoro ubezpieczenie zadziała tylko wtedy, kiedy uszczerbek na zdrowiu musi być taki, że dziecko będzie kulało.

Moja redakcyjna koleżanka z „Wyborczej”, Ania Popiołek, opisała jakiś czas temu przykład ubezpieczenia, które nie obejmowało skutków omdlenia. Dziecko upadło tak nieszczęśliwie, że miało wstrząs mózgu, złamany ząb i mocno pokancerowaną twarz, ale nie ubezpieczyciel odmówił wypłaty, bo wszystko to z powodu omdlenia. A omdlenie jest wyłączone z odpowiedzialności firmy. Kant w majestacie prawa. Koniecznie sprawdźmy ile potencjalnych nieszczęśliwych wypadków polisa obejmuje, a ilu nie.

GDZIE POLISA ZADZIAŁA?

Większość tanich polis działa tylko w Polsce, część – tylko w szkole oraz w drodze do szkoły i ze szkoły do domu. Dobra polisa powinna działać przez okrągły rok, także w czasie wakacji (wtedy wypadków jest porównywalnie dużo, co w miesiącach szkolnych). A także – o czym warto pamiętać – w czasie kolonii, obozów i wycieczek szkolnych oraz wyjazdów na „Zieloną Szkołę”.

Warto sprawdzić czy firma ubezpieczeniowa nie wpadła na szalony pomysł, by wyłączyć z odpowiedzialności wypadki, do których doszło w czasie uprawiania przez dziecko sportu. Wiadomo, że jeśli młokos zrobi sobie kuku podczas bungee jumping, to odszkodowania może nie być, ale jeśli za sport ekstremalny uznamy grę w piłkę, jazdę na koniu, albo na nartach, czy w tenisa… No, ogólnie pisząc wtedy jest słabo.

CZEGO NIE ZNAJDZIESZ W TANIEJ POLISIE?

Poprosiłem kolegów z jednej z firm ubezpieczeniowych, żeby porównali swoje polisy ubezpieczające dzieci z tanią grupówką NNW. Wskazali oczywiście na zupełnie inne poziomy sum ubezpieczenia i mniej wyłączeń jeśli chodzi o przyczyny, które mogą prowadzić do uszkodzeń ciała. Ale też zwrócili uwagę, że polisa kompleksowo zabezpieczająca dziecko nie powinna się kończyć na klasycznym NNW, czyli polisie od urwania ręki i nogi.

Powinna zapewniać odszkodowanie za dalej idące konsekwencje wynikające z wypadków – za pobyt w szpitalu, za operacje, za groźne choroby. I że powinna mieć coś w rodzaju opcji rentowej, gdyby rodzicom coś się stało (dziecko powinno wtedy otrzymywać rentę przez określoną liczbę lat). Dobra polisa indywidualna miewa też opcję podwojenia odszkodowania w przypadku, gdy dziecko spotka trwałe inwalidztwo wskutek wypadku.

ASSISTANCE WYPADKOWE, CZYLI OPCJA DELUXE

Odszkodowanie to jedno, ale możliwość korzystania z darmowej pomocy „w naturze” jest opcją, która w sytuacji kryzysowej może się przydać równie mocno, jak kasa. Są firmy, które w ramach NNW zapewniają powypadkowy pakiet świadczeń medycznych (konsultacje u lekarzy, badania diagnostyczne, rehabilitację – oczywiście w ramach określonych w polisie limitów).

To wygodne, bo w kryzysowej sytuacji zwalnia roztrzęsionego rodzica z obowiązku poszukiwania lekarzy, którzy np. doprowadzą zwichniętą nogę do stanu używalności. Najbardziej wypasione polisy assistance mają nawet tak perwersyjną usługę, jak korepetycje dla dziecka, które nie może chodzić do szkoły. Oczywiście tylko kilka lekcji (inaczej dziecko mogłoby znienawidzić ubezpieczyciela, a ten zbankrutować ;-))

Oczywiście: to, co opisałem w kilku powyższych akapitach to już nie są tak tanie polisy, jak te na 10.000 zł, które dostaniecie w pakiecie, razem z obowiązkową składką na komitet rodzicielski. Mimo wszystko uważam, że powinniście się zastanowić, czy nie pogadać z dwoma agentami i nie porównać proponowanej Wam polisy grupowej z polisą indywidualną, oferowaną np. przez firmę ubezpieczeniową, którą lubicie (bo, dajmy na to, ubezpiecza Wam już życie lub majątek).

Wiem, nie macie czasu na porównywanie polis, boli Was głowa i strzyka w kościach. Ale – do ciężkiej cholery – przyznajcie ile czasu straciliście właśnie w sklepach, żeby kupić jakieś duperele do szkoły? Polisa chroniąca dziecko – oraz rodzicielski portfel – przez skutkami wypadków w szkole i poza nią to sprawa mimo wszystko ciut ważniejsza, niż piórnik.

 

Możliwość komentowania została wyłączona.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu