Spór o koszyk inflacyjny. Przez media w ostatnich dniach przetoczyła się dyskusja o koszyku inflacyjnym. Jej powodem było wsteczne obniżenie przez Główny Urząd Statystyczny inflacji, co miało realny wpływ np. na oprocentowanie obligacji oraz hipotetycznie mogłoby mieć wpływ np. na waloryzację emerytur. Czy koszyk inflacyjny został sztucznie „skręcony”, żeby zaniżyć inflację, pytają nieprzychylne rządowi osoby. A ja pytam, czy w ogóle powinniśmy się przejmować podawaną przez GUS inflacją
Główny Urząd Statystyczny (GUS) podał niedawno tzw. koszyk inflacyjny na 2025 r. To zestawienie, które pokazuje modelową strukturę wydatków polskich gospodarstw domowych. GUS raz w roku koryguje koszyk, dostosowując go do zmian w naszych wydatkach. A jeśli zmienia się udział wag różnych rzeczy, które – zdaniem GUS – kupujemy, to zmienia się też inflacja. GUS podał, że skutkiem najnowszej rewizji koszyka inflacyjnego jest wsteczne obniżenie inflacji w styczniu 2025 r. z 5,3% do 4,9%.
- Gdzie schować pieniądze, żeby były naprawdę bezpieczne? Szukamy najbezpieczniejszych jurysdykcji w Europie. Nie tylko państwa neutralne [POWERED BY SAXO]
- Stopy procentowe w Polsce spadną, ale (nie) wiadomo, czy w tym roku. Jakie lokaty wybierać na krótko, a jakie na długo? Zmienny procent kontra stały procent
- PIT za ubiegły rok złożony? Ulga na oszczędzanie odliczona? Inwestycją buja niewąsko? O nowych wpłatach do IKZE pomyśl teraz. Oto cztery powody [POWERED BY UNIQA TFI]
Dużo, oj dużo. Nic dziwnego, że wiele osób się wzburzyło. Tym bardziej że, robiąc zakupy, często się wkurzamy, gdy widać w nich dużo większe podwyżki cen, niż by to wynikało z oficjalnych wskaźników. Na koń wsiedli politycy opozycji, którzy natychmiast zaczęli oskarżać rządowy urząd statystyczny o próbę sztucznego zaniżania wskaźnika inflacji.
„Okazuje się, że według GUS Polacy, przy radykalnie wyższych cenach żywności i energii, wydają na te rzeczy mniej pieniędzy. W strukturze wydatków gospodarstw domowych pokazanej przez GUS miały za to wzrosnąć wydatki na transport, kulturę, hotele, restauracje i zdrowie. Czyżby rzeczywiście Polacy kupowali znacznie mniej żywności?”
– takie pytanie zadał portal wPolityce.pl. Co ciekawe, niecałe dwa lata temu analogiczne wątpliwości – tylko „w drugą stronę” – miał… sam prezes Narodowego banku Polskiego Adam Glapiński. W kwietniu 2023 r. podczas swojego występu za jedną z przyczyn, która powoduje, że inflacja jest w Polsce wyższa niż na Zachodzie, uznał… koszyk zakupowy. A konkretnie to, że jest on inny niż u obywateli zamożniejszych państw. Większy w nim jest udział żywności i energii, a to właśnie te składniki domowych budżetów nabijają w największym stopniu inflację.
Spór o koszyk inflacyjny to… nic nowego
Prezes Adam Glapiński przyznał też, że koszyk zakupowy przyjmowany do wyliczania inflacji w 2023 r. zmienił się w Polsce tak, że inflacja będzie wyższa niż według poprzedniego koszyka. Czyli wątpliwości były wówczas podobne, ale szły w drugą stronę – że koszyk inflacyjny „zawyża” inflację. Dziś są podejrzenia, że ją „zaniża”. I dostaję od Was pytania w tej sprawie:
„Pewnie już się pisze artykuł o cudzie w GUS. Internet płonie od dyskusji o nowym KOszyku ustalonym przez nominata władzy. Temat istotny dla czytelników, wyrolowanych na obligacjach antyinflacyjnych, a bardziej dla emerytów, którym przy wskaźniku poniżej 5% przepadnie waloryzacja. Tak w skrócie: cena gazu, prądu, koszty mieszkania, żywność w tym mięso, owoce, warzywa mają od teraz mniejszy wpływ na koszyk, ale wzrasta udział jedzenia wegańskiego. Lada chwila odtrąbimy sukces, bo będzie deflacja”
– wyzłośliwia się jeden z czytelników. Rzeczywiście, koalicja rządowa miała propozycję, żeby w przypadku przekroczenia przez inflację poziomu 5% w pierwszym półroczu danego roku emeryci mieli prawo do dodatkowej waloryzacji. Wprowadzenie tego mechanizmu oznaczałoby, że „skręcenie” inflacji tak, żeby była niższa niż 5%, dawałoby rządowi oszczędności liczone w miliardach złotych. Zresztą w wielu urzędach i firmach od inflacji liczone są też podwyżki płac.
Z całą pewnością rewizja inflacji w dół oznacza mniejsze zyski dla posiadaczy obligacji, których oprocentowanie raz w roku jest przeliczane właśnie na podstawie przeszłej inflacji. Np. jeśli ktoś kupił obligacje cztero- albo dziesięcioletnie w marcu, to do ustalania oprocentowania w każdym kolejnym roku jest brana inflacja ogłoszona w lutym (czyli ta ze stycznia). Co prawda przeliczenia wsteczne nie mają tu znaczenia, ale jeśli spowodowałyby one trwały spadek inflacji, to rzutuje on na oprocentowanie wszystkich serii obligacji.
Niestety sprawdzenie, czy GUS rzeczywiście zrobił z modelowym „portfelem” naszych zakupów coś, żeby sztucznie zaniżyło to inflację, jest bardzo trudne, wymagałoby dostępu do danych, których zwykli śmiertelnicy nie mają. W samym tylko dziale „żywność” GUS zbiera ceny 348 towarów o różnych gramaturach i cechach (w sumie 67 000 cen w skali miesiąca). W przypadku odzieży i obuwia zbiera 20 700 cen w skali miesiąca, zaś w przypadku usług zdrowotnych – ponad 45 000 cen. W skali miesiąca GUS zbiera blisko 300 000 cen (z różnych źródeł, przez ankieterów, z systemów supermarketów, ze stron internetowych e-sklepów).
GUS monitoruje też zmniejszanie, jak i zwiększania gramatury produktów (tzw. downsizing i upsizing), gdy bez zmian jest cena towaru. Z tego bierze się shrinkflacja, której kilka przykładów osobiście znaleźliśmy na półkach sklepowych jakiś czas temu (po obejrzeniu filmu zapraszam do czytania dalszego ciągu tekstu):
„W miarę możliwości, badane będą zmiany związane z modyfikacjami składu towarów, które wpływają na ich cechy jakościowe, ale nie są uwzględnione w poziomie ceny (tzw. skimpflacja)” – pisze GUS. W 2025 r. dla ponad 30% grup towarów i usług wskaźnik cen obliczany jest na podstawie obserwacji z kilku źródeł. Dane pochodzą bezpośrednio z systemów informatycznych sieci handlowych lub ze stron internetowych platform e-commerce.
Ceny to jedno, ale ważniejszy jest modelowy koszyk, czyli ile czego kupujemy. I tutaj może być pies pogrzebany. Dane o wydatkach gospodarstw domowych pochodzą z badania budżetów gospodarstw domowych. To cykliczne badanie ankietowe, mierzące wydatki i dochody ponad 30 000 gospodarstw domowych. Losowo wybrani do badania konsumenci – o ile się na to zgodzą – wypełniają specjalne książeczki, w których zapisują swoje codzienne zakupy. Stąd GUS wie, co kupujemy i w jakiej ilości.
Jak to możliwe, że spadł nam udział żywności w koszyku?
Ten koszyk zakupów się w 2025 r. zmienił (patrz grafika poniżej, porównanie koszyka z 2024 r. z tym obecnym można też cząstkowo zrobić na podstawie komunikatu GUS z 2024 r. i tego sprzed kilku dni). Krytycy owych zmian mają wątpliwości, czy nie były one nakierowane na zredukowanie inflacji. Kłopot w tym, że to wymagałoby sfałszowania danych z dzienniczków ankietowanych osób lub takiego ich dobrania, by reprezentowali określony typ konsumenta.
Ani o jedno, ani o drugie nie można podejrzewać żadnego urzędnika bez poważnych dowodów. Nie mam tego rodzaju dowodów. GUS zaś potwierdza, że zebrał dane o strukturze wydatków od 30 000 gospodarstw domowych, które oczywiście nie muszą odzwierciedlać przeciętnego Polaka-szaraka, ale były dobierane losowo i z intencją, by były reprezentatywne dla ludności kraju (wiek, miejsce zamieszkania, wielkość gospodarstwa domowego). Zaś ceny są zbierane przez GUS dokładniej, niż byłby to w stanie zrobić indywidualny konsument.
Dlatego byłbym ostrożny ze wspieraniem spiskowych teorii, bo jest kilka możliwych uzasadnień hipotezy o spadającym udziale żywności czy kosztów utrzymania mieszkania w koszyku inflacyjnym. Pierwszym jest naturalna skłonność do ograniczania zakupów rzeczy droższych na rzecz tańszych i redukowania wydatków w przypadku wzrostu cen. Z własnego doświadczenia wiem, że jest taki poziom ceny różnych towarów, który jest dla mnie blokerem. Nie kupię masła za wszelką cenę. Kupię go mniej albo poszukam taniej. Albo będę czekał na promocję. Mieliśmy jesienią realny spadek sprzedaży detalicznej.
Znaczenie mógł mieć też zwiększający się udział zakupów internetowych. Już 12% zakupów w Polsce to te internetowe. Co ważniejsze, zaczyna rosnąć śladowy do tej pory udział sprzedaży internetowej w sklepach spożywczych. Internet jest bardziej konkurencyjnym otoczeniem niż osiedlowy sklepik. Jestem w stanie uwierzyć w to, że wzrost sprzedaży internetowej artykułów spożywczych (w powiązaniu z naszą większą skłonnością do oszczędzania) spowodował zaskakujący efekt wolniejszego wzrostu wydatków tego typu i mógł przyczynić się do zmiany struktury koszyka zakupowego przeciętnej rodziny według GUS.
W przypadku kosztów energii jakiś wpływ na spadek ich udziału w koszyku mogło mieć paliwo do samochodów, które ostatnio znacząco taniało. Ceny prądu i gazu wzrosły (rząd podniósł poziom ich zamrożenia), ale w jakiejś części mogło być to skompensowane spadającą ceną benzyny. Jeśli w skali miesiąca na benzynę do samochodu wydajemy ok. 300–400 zł, a na rachunki za prąd 150–200 zł, to to mogło mieć znaczenie dla ostatecznego wyniku.
Nadal coś Wam tu nie gra? I słusznie. Niezależnie od tego, co myślimy o wiarygodności danych GUS (tutaj cały dashboard danych o cenach) – a nie mamy narzędzi, żeby je zweryfikować – nasza prywatna inflacja nie musi mieć dużego powiązania z tą oficjalną. Poniżej wrzucam strukturę wydatków przeciętnej rodziny według GUS, czyli koszyk inflacyjny. A także jego zmianę w ostatnich kilkunastu latach. Infografika jest interaktywna, żeby przesuwać się między koszykami, trzeba kliknąć fiszki dotyczące poszczególnych lat.
Do czego nam w ogóle ten koszyk inflacyjny?
Mam dla Was zadanie – monitorujcie Wasze zakupy choćby tylko przez miesiąc, zbierzcie w podobną strukturę „tematyczną” i zróbcie procentowy podział. A za miesiąc wrzućcie tutaj komentarz będący wynikiem tego eksperymentu. Idę o zakład, że to nie będzie miało wiele wspólnego z inflacją według GUS. A może się mylę? U mnie znacznie wyższe są wydatki na edukację, mniejsze na transport, większe na utrzymanie mieszkania, mniejsze na żywność. Zresztą już sam fakt, że w GUS-owskim koszyku jest 350 produktów żywnościowych, a w mojej lodówce i spiżarni najwyżej 60-70, podpowiada, że „prywatna” inflacja to zupełnie coś innego niż „państwowa”.
Generalnie inflacja według GUS – przynajmniej wskaźnik konsumencki CPI, bo przecież jest też inflacja bazowa (z wyłączeniem cen, na które polityka pieniężna nie ma wpływu) oraz producencka – to jakieś tam przybliżenie wydatków przeciętnego Polaka, który… zapewne (hipoteza robocza) nie istnieje. Dlatego uzależnianie od tego wskaźnika jakichś wymiernych świadczeń, wynagrodzeń, emerytur, odsetek od obligacji jest ryzykowne. GUS-owska inflacja jest potrzebna po to, żeby można było określić trendy w cenach, ale raczej nie odzwierciedla naszych domowych budżetów. Bo jesteśmy nieprzeciętni.
———————————-
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY
>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.
>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.
———————————-
ZOBACZ WIDEOCASTY I WIDEOFELIETONY:
„Subiektywnie o Finansach” jest też na Youtubie. Raz w tygodniu duża rozmowa, a poza tym komentarze i wideofelietony poświęcone Twoim pieniądzom oraz poradniki i zapisy edukacyjnych webinarów. Koniecznie subskrybuj kanał „Subiektywnie o Finansach” na platformie Youtube.
———————————-
POSŁUCHAJ NASZYCH PODCASTÓW:
>>> FST (256): DLACZEGO POLSKA NIE TWORZY WIELKICH MAREK? Czy nowa sytuacja geopolityczna może zwiastować nową erę fuzjomanii w Europie? Co z polskim rynkiem fuzji i przejęć? Jakie jest zainteresowanie zagranicznych firm inwestycjami w Polsce? Dlaczego w Polsce nie mamy globalnych brandów? Czego najbardziej dzisiaj brakuje polskim firmom, by mogły dokonać wielkiego skoku? Gość: Piotr Mietkowski, dyrektor zarządzający pionu bankowości inwestycyjnej na Europę Środkową, Wschodnią, Grecję, Turcję i Izrael w grupie BNP Paribas i członek rady nadzorczej BNP Paribas Bank Polska. Rozmowa o finansowaniu, pozyskiwaniu kapitału, fuzjach i przejęciach – zapraszam do posłuchania!
>>> FST (257): CZY ZBROJENIA OPŁACAJĄ SIĘ GOSPODARCE? Europa może wydać nawet 850 mld euro na zbrojenia. To niezbędne wydatki, byśmy mogli – niezależnie od USA – poczuć się bezpiecznie. Inwestorzy na potęgę kupują akcje europejskich spółek licząc na to, że zbrojenia nakręcą koniunkturę. Ale czy rzeczywiście tak się stanie? O tym w pierwszym z kilku wspólnych podcastów z think-tankiem GRAPE. Najpierw Maciej Danielewicz rozmawia o tym z prof. Joanną Tyrowicz z GRAPE, a potem eksperci GRAPE z dr Piotrem Żochem, doktorem ekonomii z Uniwersytetu Warszawskiego. Zapraszam do posłuchania!
>>> FST (254): PALIWO SIĘ SKOŃCZYŁO. JAK BOGACIĆ SIĘ DALEJ? Jak to możliwe, że przez ostatnich kilkanaście lat Polska mogła się rozwijać pomimo niskich wydatków na inwestycje? I dlaczego dłużej już na tym nie „pojedziemy”? Czy jesteśmy gotowi do przestawienia gospodarki i państwowego budżetu na nowe tory? Jak wytłumaczyć to ludziom i… politykom? Z Maciejem Danielewiczem o przyszłości polskiej gospodarki rozmawia prof. Łukasz Hardt z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Polityki Pieniężnej. Zapraszam do posłuchania!
>>> FST (252): GOSPODARCZA STRATEGIA RZĄDU. CZY LECI Z NAMI PILOT? Specjalne wydanie podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”, w którym komentujemy nową gospodarczą strategię dla Polski, ogłoszoną w poniedziałek przez premiera Donalda Tuska oraz ministra finansów Andrzeja Domańskiego. Co jest z nią nie tak? Czy leci z nami pilot? I jak powinna wyglądać strategia, dzięki której za 30 lat znów moglibyśmy powiedzieć: „Polska rozwijała się najszybciej w Europie!”. Zapraszam do posłuchania!
zdjęcie tytułowe: Unsplash, Canva