W Polsce rząd ogłosił przerwę w „elektrycznej” rewolucji. Skończyły się pieniądze na dopłaty do samochodów elektrycznych, a kolejne ruszą dopiero w 2025 r. Jednak zarówno w Polsce, jak i w innych krajach naszego regionu popularyzacja samochodów elektrycznych idzie znacznie wolniej niż na Zachodzie. Nie oceniając, czy to dobrze czy źle, dobrze byłoby ustalić, z czego to się bierze. Dlaczego samochody elektryczne słabo przyjmują się w Europie Środkowo-Wschodniej?
Coraz więcej „elektryków” widać na ulicach polskich miast i miasteczek. Kiedyś, gdy od czasu do czasu po ulicy przemknęła toyota Prius, to było to święto. Dziś bogactwo modeli elektrycznych jest widoczne gołym okiem. Polacy powoli przekonują się do samochodów elektrycznych (EV). Z naciskiem na „powoli”. Podobnie jednak wygląda to niemal we wszystkich krajach regionu Europy Środkowo-Wschodniej (choć jest jeden „rodzynek”, o czym dalej).
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Samochody elektryczne coraz popularniejsze. Ale czy u nas też?
Generalnie na Starym Kontynencie „elektryki” cieszą się coraz większą popularnością. Swoje robi polityka Unii Europejskiej, zachęty obowiązujące w poszczególnych państwach i dostosowana do nich polityka koncernów motoryzacyjnych. W 2023 r. w Unii Europejskiej zarejestrowano 1,5 mln nowych elektrycznych samochodów osobowych, dzięki czemu ich ogólna liczba zwiększyła się do 4,5 mln – pokazują najnowsze dane Erste Group Research.
Udział samochodów elektrycznych – tych działających wyłącznie na baterie – wśród nowych rejestracji aut osiągnął w Unii Europejskiej 14,6% w 2023 r. w porównaniu z 1% w 2018 r. Oznacza to kontynuację szybkiego wzrostu udziału pojazdów elektrycznych w UE. Choć oczywiście mówimy tylko o nowych rejestracjach. Jeśli mówimy o wszystkich pojazdach, to samochody elektryczne wyłącznie na baterie stanowiły 1,7% samochodów poruszających się po drogach Unii Europejskiej.
Gdy popatrzymy na region Europy Środkowo-Wschodniej (CEE), to najwyższy udział nowych pojazdów zeroemisyjnych we wszystkich nowych pojazdach widać w Rumunii (10,6% w 2023 r.), a najniższy udział – poniżej 3% w 2023 r. – zaobserwowany został w Chorwacji i na Słowacji. W całym regionie średnia wyniosła 5,4% w 2023 r., o czym mówią dane Erste.
Udział EV wśród nowych rejestracji aut osobowych w UE
Samochody elektryczne: liczba rejestracji EV w Polsce (2010-2023)
Źródło: Erste Group Research, PAIH
Absolutnym europejskim liderem w rejestracji samochodów elektrycznych jest Norwegia. W tym kraju w 2023 r. samochody elektryczne stanowiły aż 83% nowych rejestracji ogółem. Cztery na pięć nowo rejestrowanych samochodów to były „elektryki”. Średnio w krajach UE, EFTA i w Wielkiej Brytanii było to jakieś 15% w rejestracjach nowych pojazdów osobowych (pokazują to dane European Automobile Manufacturers Association – ACEA).
Jakie mogą być powody tej różnicy między krajami skandynawskimi i zachodnim mainstreamem i sytuacją w naszej części Europy? I jak interpretować sytuację w Rumunii, która wyróżnia się w regionie CEE pod względem adopcji aut elektrycznych – skąd ten rumuński „rodzynek”?
Europa Środkowa wciąż za biedna na samochody elektryczne?
No cóż, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Przede wszystkim region CEE – mimo że wiele tych krajów jest już od dawna w Unii Europejskiej – wciąż jest relatywnie biedniejszy od Zachodu. Spójrzmy na najpopularniejszy wskaźnik pokazujący sytuację materialną danego narodu, czyli PKB per capita. W przypadku Niemiec (53 000 euro), Holandii (62 000 euro) i Norwegii (88 000 euro) – to dane Banku Światowego za 2023 r. – jest to trzy, cztery razy więcej niż w Polsce (22 000 dolarów), Rumunii (18 000 dolarów) czy Czechach (30 000 dolarów).
Średnia cena auta elektrycznego w Europie wynosi ok. 66 900 euro, czyli równowartość około 297 000 zł (wedle szacunków firmy Jato na połowę 2023 r.). To równowartość 20 m2 mieszkania w dużym polskim mieście. W Holandii czy w Niemczech, gdzie pensje są o wiele wyższe, a rodzinne majątki pokaźniejsze, obywatelom łatwiej wziąć praktyczny udział w elektromobilnej rewolucji.
Szwajcar za roczną pensję (ok. 85 000 euro według Eurostatu) może sobie kupić przeciętnego „elektryka” i mu jeszcze sporo zostanie. Norweg prawie w rok na taki pojazd zarobi (jego przeciętny dochód to 46 000 euro). Przeciętny obywatel Unii Europejskiej (28 000 euro dochodu) musi pracować na samochód elektryczny niecałe dwa i pół roku. Przeciętny Polak (14 400 euro przeciętnego rocznego zarobku) już 4,6 roku. A przeciętny Bułgar – nawet ponad 7 lat.
W Europie najtańszy samochód elektryczny kosztuje średnio 18 300 euro (ponad 80 000 zł), czyli jest o około 90% droższy od najtańszego samochodu spalinowego. Nic dziwnego, że mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej patrzą na „elektryki” krzywo, skoro do wyboru jest o wiele tańsza opcja spalinowa. Owszem, wszelkie wyliczenia pokazują, że koszty utrzymania i eksploatacji EV są o wiele niższe niż auta spalinowego (odpada mnóstwo kosztów eksploatacyjnych), ale różnica w początkowej inwestycji „zabija”.
I w tym miejscu możemy postarać się rozwiązać „rumuńską zagadkę”. Rumunia jest liderem w regionie CEE w zakresie sprzedaży EV, choć jest mniej zamożna niż choćby Litwa. To liderowanie może częściowo wynikać z wprowadzenia przez lokalną markę Dacia przystępnych cenowo małych samochodów elektrycznych Spring. Jest to hit w swojej kategorii: od połowy 2021 r. do końca 2023 r. koncern Dacia sprzedał ok. 140 000 egzemplarzy tego auta na całym świecie, a sporą część w Rumunii.
Dacia Spring jest trzecim najlepiej sprzedającym się samochodem elektrycznym na rynku klientów indywidualnych w Europie (dane za 2023 r.). W Polsce ten model kosztuje ok.… 50 000 zł, jeśli kupujący może skorzystać z dopłaty dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny. A właściwie „kosztowałby”, bo dopłaty do samochodów elektrycznych zostały w Polsce zawieszone do 2025 r.
Średnia cena osobowego EV (euro)
Źródło: Jato
Zachód hojniej dotuje i bardziej ochoczo rozdaje ulgi
Do zakupu „elektryków” dodatkową zachętą mogą być dotacje i ulgi podatkowe. I w wielu krajach takowe ułatwienia się pojawiają, a obejmują m.in. podatki drogowe, pozwalają na odliczenia z VAT. Coraz więcej krajów UE przyznaje zwolnienia z opłat rejestracyjnych dla pojazdów elektrycznych, skutecznie obniżając początkowe koszty związane z ich posiadaniem. Pojawiają się także zachęty pieniężne (różne programy bonusowe, które zachęcają np. do uzupełniania flot firmowych o EV).
Problem w tym, że subsydia i ulgi podatkowe w Europie Zachodniej są o wiele bogatsze niż w regionie CEE. Można to zobaczyć w zestawieniu ACEA. Nie wierzycie? Oto kilka przykładów z Zachodu. Wielki pakiet ulg i zwolnień widzimy w Austrii. Są tam m.in. odliczenia VAT i zwolnienie z podatków własnościowych oraz bonusy gotówkowe przy zakupie nowych EV. Podobnie bogato wyglądają ulgi i zachęty w Belgii, Francji czy Holandii, a nawet w Hiszpanii czy Portugalii.
A jak wyglądają na tym tle kraje regionu CEE? Skromnie. W Bułgarii nie ma żadnych zachęt pieniężnych przy zakupie (ale jest ulga od podatku własnościowego). W Estonii co prawda jest zachęta (5000 euro bonusu przy zakupie przez osobę fizyczną), ale nie ma żadnych ulg podatkowych. W Rumunii jest skomplikowany system zachęt, ale ulg podatkowych co kot napłakał. Na Łotwie i na Słowacji nie ma żadnych zachęt, choć są ulgi podatkowe.
W Polsce od kilku lat są ulgi przy zakupie dla osób fizycznych i prawnych (od 18 750 zł do 27 000 zł dla pojazdów o maksymalnej cenie do 225 000 zł). Pieniądze na ten rok właśnie się skończyły, w przyszłym ma wejść nowa wersja.
Nie jest łatwo podładować baterię?
Drugą najważniejszą przyczyną, dla której w naszym regionie adopcja EV nie postępuje zbyt szybko, jest niedostatek odpowiedniej infrastruktury. Chodzi tutaj głównie o stacje ładowania pojazdów. W badaniu EY Mobility Consumer Index z 2021 r., w którym wzięło udział około 9000 respondentów, brak stacji ładowania był wskazywany jako kluczowy powód niechęci do zakupu pojazdu elektrycznego, jako drugi po kosztach zakupu EV.
Świetnie obrazuje sytuację infrastruktury dla pojazdów elektrycznych w Europie EV Charging Index firmy doradczej Roland Berger. W połowie lipca opublikowała ona jego najnowszą odsłonę i widać jak na dłoni, na odpowiedniej mapce (poniżej), jak bardzo region CEE odstaje od zachodu Europy. Widać też, że jednymi krajami z CEE, które starają się dotrzymywać kroku liderom adopcji EV, są Węgry i Rumunia. Europa Środkowo-Wschodnia – poza wspomnianymi dwoma krajami ze stolicami w Budapeszcie i Bukareszcie – to niemal pustynie, jeśli chodzi o stacje ładowania pojazdów.
EV Charging Index 2024 – Europa
Liczba stacji i punktów ładowania EV w Polsce
Źródło: Roland Berger, PAIH
A poza tym cała Europa zostaje daleko z tyłu za Chinami i Koreą Południową, jeśli chodzi o stan infrastruktury dla EV. Wedle danych IEA, w połowie 2023 r. na świecie było około 2,7 mln stacji ładowania „elektryków”, z czego aż 1,76 mln w Państwie Środka. Jednak to Korea Południowa była liderem jeśli chodzi o liczbę stacji ładowania na 1 000 pojazdów: pod koniec 2022 r. były to 563 punkty, czyli o niebo więcej niż w Holandii (235) i w Chinach (125), nie mówiąc o reszcie krajów (np. w Norwegii było to ledwie 31 stacji na 1 000 samochodów).
A skąd tak dużo stacji ładowania EV w Chinach? Od wielu lat w Państwie Środka funkcjonuje Plan Rozwoju Przemysłu Samochodów Elektrycznych i Hybrydowych, poprzez który w tenże rynek wpompowano około 57 mld dolarów w latach 2016-22 (czyli około 238 mld zł). Wsparcia firmom z branży EV udziela zarówno państwo, jak i władze prowincji, zarówno poprzez różnego rodzaju dotacje, jak i ulgi podatkowe, oraz – oczywiście – poprzez doinwestowanie rozwoju sieci stacji ładowania. Samochody elektryczne to w Chinach niemal „racja stanu”.
Oczywiście, w Europie też się inwestuje w stacje ładowania, by samochody elektryczne popularyzować. Pod koniec 2023 r. w całej UE dostępnych było 632 423 publicznych punktów ładowania – podaje raport European Automobile Manufacturers’ Association ACEA „Automotive Insights”. Komisja Europejska apeluje o 3,5 mln punktów ładowania do 2030 r. – tyle podobno potrzeba, aby poziom elektromobilności pozwolił na 55% redukcji emisji CO2 w sektorze samochodów osobowych.
Jednak by osiągnąć ten cel, trzeba by zainstalować 2,9 mln stacji ładowania w 7 lat, a to wymagałoby iście sprinterskiego tempa 7 900 instalacji tygodniowo, tymczasem w całym 2023 r. zainstalowano ich w UE około 150 000.
W niektórych krajach Europy Zachodniej użytkownicy aut na baterie mogą powoli odczuwać niedostatek punktów ładowania. W ciągu ostatnich 7 lat sprzedaż pojazdów elektrycznych wyprzedziła wzrost sieci punktów ładowania ponad trzykrotnie. W latach 2017-2023 sprzedaż samochodów elektrycznych wzrosła ponad 18-krotnie, podczas gdy liczba publicznych ładowarek w UE wzrosła zaledwie sześciokrotnie.
Wedle ekspertów ACEA istnieje silna korelacja między dostępnością publicznych punktów ładowania a sprzedażą samochodów EV. Lista pięciu europejskich krajów o najwyższej sprzedaży samochodów elektrycznych jest zasadniczo podobna do listy krajów o największej liczbie ładowarek: Niemcy, Francja, Holandia i Włochy znajdują się na obu listach.
Europejskie instytucje dostrzegają niedoinwestowanie, także w regionie CEE. I podejmują pewne działania, nie chodzi tylko o bezpośrednie działania poprzez fundusze UE. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR) dokonał niedawno inwestycji kapitałowej w wysokości 15 mln euro w Eldrive Holding GmbH – wiodącego regionalnego operatora punktów ładowania w Bułgarii, na Litwie i w Rumunii. Do 2028 r. firma ta dzięki tej inwestycji zainstaluje i będzie obsługiwać 7 400 nowych stacji ładowania pojazdów elektrycznych, obecnie ma ich około 900. Czy to sprawi, że samochody elektryczne zyskają na popularności?
Klimat społeczny wokół „elektryków”: zima. Przez zimę
Istnieje jeszcze coś takiego, jak klimat społeczny dla samochodów elektrycznych. Wokół tego rodzaju pojazdów w Polsce nie ma zbyt dobrej otoczki emocjonalnej. Przez dużą część społeczeństwa postrzegane są one jako nie tylko drogie, ale też niepraktyczne, jako coś, do czego „zmusza” Unia Europejska – wystarczy regularnie czytać portal X (dawniej Twitter), by się o tym przekonać.
Minionej zimy przez polskojęzyczne media społecznościowe przetoczyła się fala kpin z pojazdów elektrycznych, żartowano nawet z niezwykle popularnej w USA Tesli. To prawda, że zimowa pogoda obniża wydajność, czyli skraca zasięg pojazdów EV. Badanie firmy Recurrent naświetliło tę kwestię. Objęło 10 000 pojazdów z całych Stanów Zjednoczonych i potwierdziło obiegową opinię. Ujawniło, że głównym powodem zmniejszenia się zasięgu samochodów elektrycznych na mrozie jest ogrzewanie kabiny.
Różnica w zasięgu EV – zima / lato
Źródło: Recurrent
Badania pokazują, że o ile Polacy chcą kupować nowe auta, o tyle ledwie kilka procent z nich w ogóle rozważa zakup EV. Bez niższych cen i większej sieci stacji ładowania, i bez większych zachęt, zarówno Polska jak i cała Europa Środkowa będzie wciąż pozostawała w tyle za Europą Zachodnią, jeśli chodzi o e-mobilną rewolucję. Taka jest brutalna prawda.
Pytanie też o bilans dla emisji CO2, który generują samochody elektryczne. W Polsce 70% energii jest w węgla, emitujemy ok. 10-krotnie więcej CO2 niż np. Norwegia. Samochód elektryczny może się opłacać środowisku, o ile duża część energii służącej do jego ładowania pochodzi ze źródeł odnawialnych. W Polsce to możliwe pod warunkiem, że właściciel auta ma własną instalację fotowoltaiczną i to głównie z niej ładuje samochód elektryczny. Niestety nie ma danych jaka część posiadaczy samochodów elektrycznych ma dostęp do źródła darmowego lub bardzo taniego prądu.
Źródło obrazka tytułowego: Unsplash