Inflacja w Polsce bije kolejne rekordy. Ale Rada Polityki Pieniężnej – jak i szefujący jej prezes NBP Adam Glapiński – nie pali się do podwyżki stóp procentowych. I wciąż zaskakuje swoimi wypowiedziami. Postanowiliśmy przypomnieć, co do tej pory mówił szef banku centralnego o inflacji, a wypowiedzi nanieśliśmy na inflacyjny wykres. „Przejściowa”, „stać nas na więcej”, „umiarkowana”, „w granicy odchyleń” – tak bagatelizował wzrost cen szef NBP. Ale zdarzało mu się też miewać rację (czasem przez przypadek)
Inflacja jest największa od 20 lat, a siła nabywcza naszych oszczędności maleje. Główny Urząd Statystyczny właśnie podał, że w ostatnim roku ceny wzrosły o 5,8% (a w portfelach większości z nas – jeszcze bardziej). To oznacza, że każde 500 zł, które leżało sobie spokojnie w portfelu od 2016 r., dziś jest warte już tylko 436 zł. To normalne, że pieniądz zmienia swoją wartość w czasie. Ale czy NBP dba o to, by odbywało się to w granicach zdrowego rozsądku i – przede wszystkim – wyznaczonego przez prawo celu?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Na co czeka NBP? Że wydarzy się cud?
NBP nad walkę z inflacją przekłada wzrost gospodarczy. Niemal zerowe stopy procentowe, utrzymywane przez NBP, pomagają finansować wydatki państwa, a wysoka inflacja też cieszy rząd, bo może się on pochwalić nadwyżką w budżecie (wpływy podatkowe są liczone od wyższych kwot, a wydatki pozostają stałe).
Kłopot w tym, że nie taka jest rola banku centralnego w Polsce. On ma dbać o wartość polskiego pieniądza. Wspierać gospodarkę może oficjalnie np. amerykański bank centralny, a polski – tylko wtedy, gdy wykona swoje główne zadania.
Tymczasem w Polsce ceny rosną w diabolicznym tempie, a stwierdzenie premiera, że to nie problem, bo rosną też nasze pensje, to żadna okoliczność łagodząca. Na Węgrzech było już kilka podwyżek stóp procentowych, Czesi również mają za sobą gwałtowne podwyżki stóp, które mają zasygnalizować ludziom, iż wzrost cen będzie ograniczany.
Czy Rada Polityki Pieniężnej, która cel inflacyjny ma na poziomie 2,5% (+/- 1 pkt proc.) wreszcie weźmie się do pracy? W końcu jej członkowie dostali spore podwyżki pensji. Co do powiedzenia na temat inflacji miał do tej pory prezes NBP Adam Glapiński? I jak czas weryfikował jego dotychczasowe wypowiedzi? Czy rzeczywista inflacja w Polsce i wypowiedzi prezesa NBP na jej temat to światy równoległe? Oto wyniki spojrzenia w niedaleką przeszłość.
A.D. 2017-2018. Inflacja w Polsce? „Zaraz spadnie”
Adam Glapiński stery NBP objął w czerwcu 2016 r. Wcześniej był członkiem RPP, więc w buty szefa NBP wszedł gładko. Prześledziliśmy archiwalne wypowiedzi prezesa NBP na temat inflacji i polityki stóp procentowych. Początkowo prezes wypowiadał się bardzo wstrzemięźliwie lub w ogóle. Pierwszy „smaczek” pojawia się we wrześniu 2016 r. niedługo po rozpoczęciu nowej kadencji przez RPP, kiedy to Adam Glapiński dał się poznać raczej jako „jastrząb” (czyli zwolennik wyższych stóp, niż niższych).
Na przełomie 2016 i 2017 r. pojawiła się inflacja. I od razu, w lutym 2017 r., skoczyła do poziomu 2,2%. Wtedy, to był najwyższy poziom od czterech lat. Co mówiło się wtedy przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, gdzie siedzibę ma bank centralny? Już wtedy wypowiedzi Adama Glapińskiego brzmiały jakby żywcem wyjęte z… przyszłości. W lutym 2017 r. prezes NBP mówił:
„Ryzyko trwałego przekroczenia celu inflacyjnego w średnim okresie jest niewielkie. Nie mamy pewności, jak to dokładnie będzie: czy inflacja może się znaleźć powyżej 1,5%, czy też nie. Ale jeśli znajdzie się powyżej to przejściowo”
A w raporcie o inflacji NBP prognozował, że cel inflacyjny (a więc inflacja na poziomie 2,5%) nie zostanie osiągnięty do końca 2019 r. Co było potem? Kilka miesięcy później inflacja osiągnęła te 2,5%, a był to dokładnie listopad 2017 r. Co mówił prezes NBP we wrześniu, gdy inflacja była już wysoka?
„Oceniam, że nie będzie potrzeby podwyższania stóp procentowych do końca 2018 r. Wśród członków RPP dominuje pogląd, że wzrost inflacji jest przejściowy, a w kolejnych miesiącach może ona spaść do 1,5%”.
Już wtedy pojawiła się – jak ujął to niedawno prezes – „publicystyka ekonomiczna”, która jego zdaniem ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, a której twórcy przestrzegali przed wzrostem cen i zbytnim utożsamianiem interesów banku centralnego i rządu, pragnącego jak najszybciej kręcącej się gospodarki.
A.D. 2019. Inflacja może i jest, ale „to tylko odchylenia”
W następnych kilkunastu miesiącach na wierzchu były racje prezesa NBP, bo inflacja co prawda nie wróciła trwale do 1,5%, ale też nie przekraczała 2%. Wszystko zaczęło się zmieniać w połowie 2019 r. gdy wzrost cen skoczył do 2,9%. W pierwszym kwartale 2019 r. prezes NBP nie miał za bardzo głowy do inflacji, bo spadały na niego gromy za wysokie wynagrodzenia dyrektorów i obronę Marka Chrzanowskiego, byłego szefa KNF, który został nagrany przez Leszka Czarneckiego. W kwietniu 2019 r. szef NBP mówił:
„Inflacja ukształtuje się w tym roku blisko dolnej granicy pasma odchyleń od celu banku centralnego”
A w maju 2019 r. dodał:
„Nawet jeśli do wyraźnego wzrostu inflacji dojdzie, to będzie on przejściowy. Z czasem dynamikę cen tłumiło będzie spowolnienie gospodarcze. Stopy procentowe w Polsce mogą pozostać bez zmian nawet do końca kadencji, tzn. do 2022 r.”
Tymczasem Polacy zaczynają mocno odczuwać wzrost cen w portfelach, mocno rosną oczekiwania inflacyjne, ale prezes NBP wciąż mówi tylko o „odchyleniach statystycznych”.
„Ceny rosną w umiarkowany sposób, inflacja wciąż znajduje się w celu inflacyjnym, czyli jest nikła, odchyla się czasami w górę i czasami w dół. Inflacja przez wiele lat odchylała się w dół od środka centrum oscylacji dopuszczalnych w naszym celu. Nie robiliśmy z tego powodu żadnych nerwowych ruchów, tak i teraz nie będziemy tego robić z powodu tego, że inflacja odchyliła się w górę w granicach błędu statystycznego”.
A gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości co polityki NBP, to wkrótce potem pojawiła się wypowiedź zapowiadająca… obniżkę stóp procentowych.
„Gdyby koniunktura w Polsce silnie się osłabiła, w ślad za ewentualnym głębszym spowolnieniem w strefie euro, to nie jest wykluczone, że trzeba będzie myśleć o luzowaniu polityki pieniężnej NBP”.
Jest grudzień 2019 r., Inflacja wynosi 3,4%. Dla szefa NBP to nie problem, bo choć inflacja jest wysoka, to stopy procentowe są na takim poziomie, że dają pole manewru w górę albo w dół.
„Mamy stopy dodatnie. Mamy więc luksus tego, by móc zmieniać stopy zarówno w górę, jak i w dół. Ale nie ma takiej potrzeby. Pozytywnie na wzrost PKB oddziałuje stabilny wzrost konsumpcji, wspierany przez korzystną sytuację na rynku pracy, bardzo dobre nastroje konsumentów oraz wypłaty świadczeń społecznych. Przeżywamy okres cudu gospodarczego w Polsce”
I wtedy nastąpiło wielkie bum. W ciągu następnych 2-3 miesięcy inflacja osiągnęła 4,4% i 4,7%. Wtedy zaczął się prawdziwy festiwal kontrowersyjnych – zdaniem większości ekonomistów – wypowiedzi prezesa NBP.
A.D. 2020. Siła spokoju prezesa NBP i… Covid-19 go uratował?
W lutym 2020 r. (a konkretnie 21 lutego) szef NBP uspokajał Polaków, żeby się nie przejmowali wzrostem cen, bo da się go łatwo uzasadnić. I żebyśmy się po prostu przygotowali na to, że ceny będą wyższe.
„Polaków i tak stać na coraz więcej. Szybszy wzrost cen tych dóbr dzisiaj nie znaczy, że będą one drożeć także w przyszłości”.
Wzrost cen szef NBP tłumaczył afrykańskim pomorem świń i wzrostem światowych cen wieprzowiny, a suszą i wiosennymi przymrozkami, które ograniczyły produkcję warzyw i owoców, co odbiło się na cenach tych produktów. Czyli jednym słowem – winne są czynniki zewnętrzne, a NBP na wzrost cen nie ma wpływu. Kolejna wypowiedź prezesa NBP pojawiła się 22 lutego 2020 r.:
„Inflacja obniży się do 2,5% w 2021 r. Podwyżki stóp procentowych są niepotrzebne. Wyższa inflacja ma charakter przejściowy. W dłuższej perspektywie stabilność cen i trwale niska inflacja nie jest zagrożona”
Trzeba oczywiście pamiętać, że wtedy jeszcze nikt nie wiedział jaką skalę przybierze pandemia koronawirusa i że w marcu rząd ogłosi hard-lockdown z zamknięciem lasów i cmentarzy włącznie. Siła spokoju prezesa NBP znów okazała wyższość nad inflacyjnymi defetystami. A może po prostu prezes Adam Glapiński miał szczęście, że wybuchła pandemia i odroczyła weryfikację jego niektórych stwierdzeń? Tak czy siak gospodarka zaciągnęła hamulec ręczny, a wzrost cen spadł do 2,9% w maju i 2,4% w grudniu 2020 r.
A.D. 2021. Inflacja w Polsce szaleje, ale… „dane tego nie potwierdzają”
Ale 2021 r. to rok „nowej nadziei”. Na rynku jest już szczepionka, kieszenie konsumentów są wypchane po pachy dzięki tarczom antykryzysowym, pieniądza na rynku jest w bród i idzie duże ożywienie gospodarcze, a wraz z nim wzrost inflacji. Ale w NBP trwa zimowy sen. W styczniu 2021 r. szef NBP mówi:
„Dane nie potwierdzają groźby wybuchu inflacji w Polsce. Od dłuższego czasu nie rozumiem skąd takie zaniepokojenie obserwatorów rzekomą groźbą wybuchu inflacji. Dane tego nie potwierdzają, ani perspektywy rozwoju gospodarczego ani kształtowanie się cen światowych, ani dynamika płac i sytuacji wewnętrznej”
W marcu 2021 r. Adam Glapiński mówi, że:
„Inflacja może kształtować się w pobliżu 3% od drugiego kwartału. Wiemy, że w bieżącym roku inflacja będzie nadal podwyższana przez czynniki regulacyjne, czyli głównie już podniesione ceny energii elektrycznej oraz planowane dalsze podwyżki cen wywozu śmieci. Co więcej, w najbliższych miesiącach w kierunku wzrostu rocznej dynamiki cen oddziaływać będą także tzw. efekty bazy na cenach paliw”.
Lipiec 2021 r. Inflacja wynosi 5%. Przy takim poziomie trudno już malować dalej trawę na zielono. „Piątka” z przodu działa nie tylko na wyobraźnię konsumentów, ale stawia NBP w trudnej sytuacji. Jak wytłumaczyć ten wzrost i co o nim powiedzieć? Prezes NBP dzielnie wybrnął z tego zadania i zmienił narrację. Mówi mniej o „przejściowości” inflacji, a więcej o tym, że gdyby zmienić sposób interpretowania danych, to w sumie nie byłoby tak źle.
„Kiedy odejmiemy od inflacji zasadniczej wpływ czynników regulacyjnych i podażowych, otrzymamy inflację zbliżoną do 2,5%. W tej chwili nie ma więc powodów do niepokoju, zwłaszcza że spodziewamy się również spadku inflacji zasadniczej”
Wrzesień 2019 r. to już nie są żarty. Inflacja wynosi 5,4%. Prezes NBP zaczyna zauważać, że coś poszło nie tak albo po prostu łączy się z nami w bólu. I jest smutny.
„To poziom daleki od tego, który NBP i RPP chciałaby widzieć. Bardzo zasmucił nas ten wskaźnik. Jednak bardzo dokładnie badaliśmy jego składowe i w całości pochodzi on od czynników niezależnych od NBP, wyłącznie ze strony szoków podażowych. NBP nie ma takiej czarodziejskiej różdżki, przy pomocy której można obniżyć inflację wynikającą ze wzrostu cen paliw, innych surowców, żywności, energii elektrycznej itd.”
Czy inflacja w Polsce naprawdę od nas nie zależy?
Przyszłość pokaże, na ile słuszna jest narracja Adama Glapińskiego, że inflacja co prawda jest „prawdziwa” i co prawda nie jest chwilowa, ale przecież i tak nic nie możemy zrobić. Prezes NBP mówi tak: skoro na całym świecie rosną ceny ropy naftowej, uprawnień do CO2, węgla, stali, drewna – i skoro z tego powodu różne rzeczy w sklepach są coraz droższe – to podwyższanie stóp procentowych (by schłodzić gospodarkę) nic by nie dało.
Wysokie ceny by z nami zostały (bo one przychodzą z zagranicy wraz z wysokimi cenami surowców), a gospodarka na hamulcu by zaczęła się krztusić (wzrosłoby bezrobocie, spadły wpływy z podatków). I mielibyśmy coś najgorszego – stagflację, czyli połączenie wysokiej inflacji z brakiem wzrostu gospodarczego. Z takiej sytuacji niezwykle trudno wyjść (Japończycy nie tak dawno próbowali przez 20 lat).
Ale w rozumowaniu prezesa NBP może być gruby błąd. Skoro inflacja w Polsce jest wyższa, niż w innych krajach, to znaczy, że nie przychodzi tylko z zewnątrz. „Produkuje” ją rząd rozrzucając pieniądze zbyt szczodrze i nie tam, gdzie trzeba (np. 500+ dla zamożnych, które można wydać np. na alkohol, a nie na potrzeby dziecka) oraz nakładając podatki na firmy (a one wrzucają to w ceny).
Mamy też relatywnie bardzo drogą produkcję energii (wina zaniedbań w transformacji energetyki), a w przyszłym roku „Polski Ład” podwyższy podatki fryzjerom, lekarzom, informatykom, prawnikom (którzy wliczą to w ceny). To oznacza, że inflacja w Polsce pójdzie w górę. Mamy niskie oszczędności, więc utrzymywanie się wysokiej inflacji przy zerowych stopach procentowych relatywnie bardziej skłania ludzi do wydawania pieniędzy na pralki i lodówki.
Zobacz też nowe wideo Samcika: Dlaczego inflacja jest (mimo wszystko) zła?
Nieostrożne wypowiedzi prezesa NBP – lekceważące inflację – mają też wpływ na nasze oczekiwania co do przyszłości. Jeśli nie wierzymy, że władze coś z inflacją zrobią, to bierzemy sprawy w swoje ręce i… idziemy po podwyżki pensji. Pracodawcy mają wyższe koszty, więc podwyższają ceny My widzimy, że znów jest drożej i znów idziemy po podwyżki. Tak nakręca się spirala płacowo-cenowa. I to może być największy błąd prezesa NBP.
To wszystko oznacza, że zbyt łatwe byłoby rozgrzeszanie prezesa NBP z polityki „ja przecież i tak nic nie mogę”. Zwłaszcza, że prezes NBP jakiś czas temu niechcący zdradził swoją największą „tajemnicę pontyfikatu”. Inflacja w Polsce jest po części „winą” rządu oraz polityki NBP.
——————————-
Jak teraz lokować pieniądze? Posłuchaj nowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
Inflacja się rozpędza, akcje na światowych giełdach są drogie, na obligacjach prawie się nie zarabia, zbliżają się podwyżki stóp procentowych. Co w tej sytuacji robić z długoterminowymi oszczędnościami? Czy obecnie mamy dobry klimat do inwestowania w akcje? Czy warto brać pod uwagę polskie akcje jako część portfela długoterminowych inwestycji? Czy w polskie akcje lepiej inwestować poprzez ETF-y, czy „po Bożemu”, czyli za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych? W które spółki inwestuje zarządzający jednego z najlepszych funduszy w Polsce? Dziś w ramach „Finansowych sensacji tygodnia” rozmawiamy z Andrzejem Nowakiem z TFI UNIQA. Do posłuchamia pod tym linkiem oraz na Spotify, Google Podcast, Apple Podcast i pięciu innych popularnych platformach podcastowych. Zapraszam!
———
Sprawdź inwestycje ze znakiem jakości Samcika
>>> Oszczędzaj na emeryturę i dostań 400 zł „samcikowej” premii. Chcesz dostać 200 zł premii za zainwestowanie 2000 zł albo 400 zł premii za zainwestowanie z myślą o dodatkowej emeryturze 4000 zł? Kliknij ten link albo ten link oraz wpisz kod promocyjny msamcik2021.
>>> Zainwestuj ze mną w fundusze z całego świata bez prowizji. Chcesz wygodnie – przez internet – oraz bez żadnych opłat lokować pieniądze w funduszach inwestycyjnych z całego świata? Skorzystaj z platformy F-Trust rekomendowanej przez „Subiektywnie o Finansach”. Kupuję tam fundusze. Inwestowanie bez opłat dystrybucyjnych po wpisaniu kodu promocyjnego ULTSMA. A w tym poradniku najważniejsze rady, w co teraz inwestować.
>>> Wypróbuj fundusze od najsłynniejszych firm zarządzających na świecie. Może warto trzymać pewną część swoich oszczędności pod zarządzaniem ludzi, którzy mogą o sobie powiedzieć: „osobiście znam Warrena Buffeta”? Fidelity, Schroeders, AllianceBernstein – fundusze tych legendarnych firm dostępne są dla klientów mBanku. Zachęcam do sprawdzenia na tej stronie.
>>> Zainwestuj z robotem Investo od ING. Na świecie ludzie, którzy nie mają ogromnych oszczędności i nie znają się na inwestowaniu, coraz częściej korzystają z robodoradców. Jak działa taki automat pomagający w inwestowaniu pieniędzy? Zapraszam do przeczytania tutaj. Jak dzięki niemu ludzie na Zachodzie inwestują pieniądze? Przeczytaj tutaj. W Polsce usługi robodoradztwa oferuje od niedawna swoim klientom ING Bank. Można z nich skorzystać, zakładając Investo za pomocą serwisu internetowego albo aplikacji mobilnej. Zapraszam, więcej szczegółów pod tym linkiem. Wkrótce opiszę swoje prywatne doświadczenia z Investo po zainwestowaniu tam własnych oszczędności. Już teraz zapraszam natomiast do obejrzenia klipu wideo, w którym opowiadam, z czym to sie je (dosłownie!). A także do posłuchania podcastu, w którym rozmawiam z ekspertem od robodoradców. Więcej na temat działania Investo oraz pobieranych od klientów opłat napisałem tutaj.
>>> Przetestuj aplikację pozwalającą kontrolować rachunki za prąd. Trójmiejska firma Fortum – renomowany, pochodzący ze Skandynawii sprzedawca energii – oferuje rozwiązanie „Prąd w telefonie”, dzięki któremu – w powiązaniu z inteligentnym licznikiem w Twoim mieszkaniu – możesz bardzo łatwo kontrolować swoje wydatki na prąd, obniżyć rachunki za energię i wygodnie doładowywać konto w czasie rzeczywistym. Maciek Samcik testował to na własnej skórze. Z propozycji dołączenia do tej innowacji możecie skorzystać KLIKAJĄC TEN LINK
źródło zdjęcia: mat. własne