Czy prezes NBP wreszcie zaczął się obawiać, że spirala inflacyjna nakręci się za bardzo i stanie się nie do opanowania? W wywiadzie dla „Financial Times” zapowiedział, że jeśli Polacy masowo pójdą po podwyżki pensji, to podwyżka stóp procentowych jest możliwa jeszcze w tym roku. Z kolei w wywiadzie dla platformy Salon24 niechcący zdradził „tajemnicę pontyfikatu”, czyli przyczyny, dla których toleruje niskie stopy procentowe i wysoką inflację. „Brutalnie powiedziałbym tak: bogaci to mnie mniej obchodzą”
Zastanawiamy się czasem na „Subiektywnie o Finansach” nad pobudkami kierującymi postępowaniem prezesa NBP, który rękami i nogami broni się przed podwyższaniem stóp procentowych. Wiadomo, że to decyzja, której nie podejmuje jednoosobowo prezes banku centralnego (lecz cała Rada Polityki Pieniężnej, której szef NBP jest przewodniczącym, ale ma jeden głos z dziesięciu), ale stanowisko prezesa oraz jego słowa mają w tej sprawie znaczenie.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Polska ma jedne z najniższych (realnie ujemnych) stóp procentowych (czyli relacja między oprocentowaniem depozytów a inflacją należy do najbardziej niekorzystnych). Inne kraje naszego regionu już podjęły decyzję o symbolicznej podwyżce stóp procentowych. A nasz NBP wciąż mówi, że woli poczekać. Choć przecież są przykłady krajów, które czekały za długo – jak Turcja.
Na co chce czekać NBP, gdy wartość oszczędności Polaków zgromadzonych w bankach topnieje realnie w tempie 5% w skali roku? W tym tempie za 10 lat każde 10 000 zł ulokowane w banku będzie realnie warte tyle, co 5000 zł teraz. Tymczasem głównym zadaniem banku centralnego jest ochrona wartości złotego.
Prezes NBP dla „Financial Times”: podwyżka stóp możliwa jeszcze w tym roku
Prezes polskiego banku centralnego udzielił właśnie wywiadu dla „Financial Times”, powtarzając mantrę, że „nie podziela krótkoterminowych obaw o inflację”. Glapiński powiedział, że dane dotyczące inflacji obecnie „nie są niepokojące”. Dodał jednak, że Narodowy Bank Polski będzie wypatrywał sygnałów świadczących o tym, że rosnące płace powodują wzrost cen.
„Jeśli zauważymy tendencję, że w ciągu kilku kwartałów wzrost cen może być napędzany przez czynniki o charakterze popytowym, wówczas będziemy działać. Kiedy to nastąpi? Trudno określić to precyzyjnie, jednak raczej nie wcześniej niż jesienią tego roku. A może dopiero w połowie przyszłego roku. (…) Czekamy, aż ożywienie gospodarcze się ugruntuje. Następnie będziemy obserwować, czy istnieje ryzyko wzrostu inflacji. I na pewno się nie zawahamy – będziemy działać natychmiast, jak tylko będzie to konieczne”
– powiedział prezes Glapiński dziennikarzowi „Financial Times”. Kłopot w tym, że jak już spirala płacowo-popytowa się nakręci, to prezes NBP może się znaleźć z ręką w nocniku, bo będzie musiał reagować gwałtownie, destabilizując sytuację np. kredytobiorców i miażdżąc rynek nieruchomości. Prezes NBP jednak i w tej dziedzinie nie widzi na razie zagrożeń wynikających z ultraniskich stóp i wysokiej inflacji.
„Obecnie w sektorze nieruchomości nie ma żadnych oznak występowania baniek napędzanych przez niskie stopy procentowe. I nie spodziewamy się ich wystąpienia. Niskie stopy procentowe utrzymują się dopiero od stosunkowo bardzo krótkiego czasu i zaczniemy wychodzić z ich obszaru już w następnym roku. Natomiast cykle na rynku nieruchomości są znacznie dłuższe”
Choć więc prezes NBP powoli zmienia retorykę i zaczyna przebąkiwać o możliwości wzrostu stóp procentowych (pamiętacie, jak jeszcze kilkanaście miesięcy temu ogłaszał, że do końca kadencji nie wyobraża sobie, żeby stopy procentowe poszły w górę), to wciąż obstawia w kasynie scenariusz, w którym inflacja „zniszczy się sama”, bez konieczności zbytniego podnoszenia stóp.
Jeśli ktoś się dziwi podejściu prezesa NBP do inflacji – najpierw mówił, że jej w ogóle nie ma, potem, że jest tylko chwilowa i zaraz zgaśnie, a teraz że „wynika z przyczyn niezależnych od polskiej polityki pieniężnej” – to może przestać się dziwić po przeczytaniu innej z ostatnich wypowiedzi Adama Glapińskiego – tej dla platformy Salon24 (wywiad jest mocno promowany także na stronie głównej NBP). Prezes NBP dał w niej do zrozumienia, że ludzie, którzy mają znaczne oszczędności w polskiej walucie… w ogóle niespecjalnie go interesują. Naprawdę!
Masz pieniądze? Prezes NBP cię nie przytuli, nawet jeśli to są złote
Ale po kolei. Jeśli chodzi o przyczyny niskiej dochodowości lokat bankowych to szef NBP rozkłada ręce i mówi, że lepiej nie będzie, bo na całym świecie stopy procentowe są niskie i coraz niższe:
„Trzeba się przyzwyczaić, że dochody ze zwykłych lokat są i pewnie pozostaną niewielkie. To jest zjawisko globalne i wynika z czynników strukturalnych, w tym demograficznych, które powodują, że jest nadmiar oszczędności względem inwestycji”
Szef NBP pomija jednak, że nie tutaj jest źródło problemu, lecz w jednocześnie wysokiej inflacji. To, że oprocentowanie pieniędzy w banku wynosi zero, nie boli pod warunkiem, że inflacja też wynosi zero. A za to, że w Polsce inflacja nie wynosi zero, tylko 5% rocznie, w pewnej części odpowiada jednak polityka pieniężna NBP. Prezes NBP zapytany o to, jak w takiej sytuacji lokować oszczędności, brnie dalej w swojej narracji i mówi tak:
„Wielokrotnie wskazywałem, że to nie jest problem przeciętnego Polaka. Przeciętny Polak ma oszczędności bardzo niewielkie. Bogaci się zastanawiają, w co inwestować”.
Nie wiem, czy dobrze rozumiem, ale prezes Adam Glapiński chce nam chyba powiedzieć, że przeciętny Polak ma w banku takie grosze, że nie ma dla niego znaczenia, czy dostanie 20 zł odsetek w skali roku czy też 2 zł ,a zatem – czy jego małe oszczędności będą topniały w tempie 5% rocznie czy tylko 1% rocznie. Są i tak na tyle małe, że to nie od nich zależy los ciułacza. A jeśli ktoś ma większe pieniądze?
„Brutalnie powiedziałbym tak: bogaci to mnie mniej obchodzą, bo to jest jednak niewielka część polskiego społeczeństwa. (…) Tych ludzi jest w Polsce mało. Moim zdaniem bogaci to ci, którzy zastanawiają się, czy kupować mieszkania w kraju czy za granicą, czy np. w miejscowościach wypoczynkowych. Nie mają tak zwanych trosk dnia codziennego. Kupują dobra luksusowe”.
Narracja prezesa NBP dotycząca sytuacji, którą „wyprodukował”, czyli zerowych stóp procentowych w powiązaniu z bardzo wysoką inflacją, jest więc następująca: biednym wszystko jedno jaka jest inflacja i oprocentowanie ich oszczędności, a bogaci sobie poradzą, bo nie trzymają pieniędzy w bankach.
Prezes Adam Glapiński umościł się więc w wygodnej pozycji człowieka, którego polityka utrzymywania głęboko ujemnych stóp procentowych nie będzie miała żadnego znaczenia dla losu Polaków, bo albo mają za mało pieniędzy, albo za dużo pieniędzy, żeby to odczuli.
Czytaj też: Tusk o rządach PiS, że to 3D. Dług, daniny, drożyzna. Ma rację? Co mówią liczby? (subiektywnieofinansach.pl)
Polska oczami szefa NBP: kraj biednych i multimilionerów?
Jeśli tak na to patrzymy, to okazuje się, że obecna polityka NBP jest dobroczynna, bo skoro wszystkie negatywne skutki uboczne są bez znaczenia, to pozostają tylko korzyści: nieomal gwarancja niskiego kursu złotego (co pomaga eksportowi i przemysłowi, którym Polska stoi) oraz niższe koszty obsługi zadłużenia państwowego. Piękne, ale nieprawdziwe. I to z kilku przyczyn.
Po pierwsze: to nieprawda, że nie ma w Polsce ludzi, których bolą realnie ujemne stopy procentowe. Zgodzę się z Adamem Glapińskim, że ludzi prawdziwie zamożnych (dolarowych milionerów) jest w Polsce mało. Niedawno nawet pokazywałem wyliczenia mówiące o tym, ilu ich mniej więcej tutaj mamy.
Natomiast bilion złotych oszczędności w bankach to nie są wyłącznie groszowe oszczędności biednych (którym jest wszystko jedno, ile dostaną odsetek) oraz multimilionerów, którzy nie trzymają pieniędzy w bankach, tylko je inwestują w akcje, obligacje, złoto i nieruchomości. Są jeszcze ludzie „w drodze”, czyli średniozamożni, posiadający już po kilkaset tysięcy złotych oszczędności, własne mieszkanie i samochód, ale jeszcze nie są to multimilionerzy. To kilka milionów ludzi, których prezes Glapiński pomija w swojej argumentacji, bo tak mu wygodnie.
„W Polsce nie ma jeszcze klasy średniej. Osoby, które pobierają nawet wyższe [niż średnia krajowa] wynagrodzenie, to jeszcze nie jest klasa średnia. Klasa średnia z każdego punktu widzenia, socjologicznego czy ekonomicznego, to są ludzie, którzy są niezależni finansowo, majątkowo, którzy mają poczucie pewności, nie boją się utraty pracy, mają pewne zasoby, mają na wykształcenie następnego pokolenia, mają wyposażone mieszkania, a przede wszystkim są to posiadacze dobrze prosperujących niewielkich i średnich przedsiębiorstw. U nas większość przedsiębiorców ma mikroprzedsiębiorstwa, z których zysk jest na poziomie przeciętnej pensji”
– dodał prezes NBP. I – jakkolwiek bardzo mi się podoba jego definicja klasy średniej (zgadzam się, że jeszcze jej w Polsce prawie nie mamy) – to nie dowodzi ona, że Polska dzieli się tylko na ludzi, którzy mają za mało, i tych, którzy mają za dużo pieniędzy, by ujemne stopy procentowe ich bolały.
Po drugie: wszyscy posiadacze oszczędności w polskich złotych powinni obchodzić prezesa NBP w takim samym stopniu. Został on powołany na swoje stanowisko po to, by bronić wartości złotego, niezależnie od tego, czy ktoś ma 10 000 zł jednostki tej waluty czy też 1000.000 zł albo i 50 000 000 zł. Nawet bardzo bogaci ludzie trzymają w bankach niewielką część swojego portfela inwestycji. Jasne, że od wartości tych pieniędzy nie zależy ich los, ale oni też mają prawo, by ich pieniądze w polskich złotych były przedmiotem troski szefa NBP.
Dlaczego wysoka inflacja uczyni biednych jeszcze biedniejszymi?
Po trzecie: bogaci, którzy prezesa NBP „mniej obchodzą”, w warunkach stworzonych przez niego decydują o tym, że biedni są jeszcze biedniejsi. Co mam na myśli? Bańki spekulacyjne. To głęboko ujemne stopy procentowe w Polsce są odpowiedzialne za szybki wzrost cen nieruchomości. Bogaci, podskórnie czując, że prezesa NBP „mniej obchodzą”, zabierają pieniądze z banków i idą kupować mieszkania, przez co „normalnych ludzi” na te mieszkania coraz bardziej nie stać.
Prezes NBP może się więc nie przejmować, że dzięki jego polityce pieniężnej ktoś nie zarobił 20 zł odsetek (to rzeczywiście może być niezbyt martwiące, aczkolwiek dla niektórych nawet 20 zł ma wartość), ale powinien się przejmować, że przez jego poczynania bogatsi stają się jeszcze bogatsi, a biedni – jeszcze biedniejsi.
Po czwarte: nawet ci, którzy (prawie) nie mają pieniędzy w bankach, ucierpią z powodu inflacji. Prezes NBP woli rozpędzać gospodarkę (dzięki niskiemu kursowi walutowemu i niskim kosztom obsługi długu), niż wspierać tych, którzy mają w bankach pieniądze. I to można próbować zrozumieć: lepsza koniunktura to wyższe pensje, które też są dobrem w gospodarce. „Lepiej, żeby ludzie bez oszczędności mieli wyższe pensje, niż żeby ci z oszczędnościami mieli wyższe odsetki” – to jest punkt widzenia, który nie do końca mi się podoba, ale ma pewne racje.
Cienkość polega na tym, że inflacja zżera nie tylko oszczędności w bankach, ale i wartość wynagrodzeń. A z kolei wartość wynagrodzeń nie rośnie wszystkim w równym stopniu. Wysoko wykwalifikowany pracownik będzie mógł wywalczyć wyższą podwyżkę, a ten niżej wykwalifikowany, biedniejszy – mniejszą. I niekoniecznie ona wystarczy, by pobić inflację.
Czytaj o obligacjach antyinflacyjnych: Inflacja się rozpędza. Czy obligacje antyinflacyjne bardziej się opłacają? (subiektywnieofinansach.pl)
Prezes NBP nie jest od lubienia bogatych ani biednych
Widzę więc w rozumowaniu prezesa NBP błędy – lub zamierzone luki – które czynią je niebezpiecznym. I to zarówno dla tych, którzy nie mają oszczędności, ale chcieliby mieć wyższe pensje, jak i dla tych, którzy mają oszczędności, ale jeszcze nie są dolarowymi milionerami.
Generalnie jestem w stanie zrozumieć sytuację, w której dla polityka ważniejsze są etaty i wyższe pensje ludzi niemających oszczędności niż odsetki dla tych z oszczędnościami. To kwestia priorytetów – czy chcemy wspierać akumulację oszczędności (i ewentualnie potem próbować je uruchomić w celu pobudzenia inwestycji) czy też interesuje nas bardziej pobudzanie bieżącej koniunktury kosztem niszczenia tych oszczędności.
Skutki uboczne będą takie, jakie nakreśliłem powyżej – być może niespecjalnie korzystne dla najbiedniejszych. Ale w interesie każdej partii populistycznej, która „żyje” z tego, że dostarcza socjał swojemu elektoratowi (zwykle najbiedniejszym), jest prowadzić politykę, która „produkuje” ludzi uzależnionych od tego socjału. I z tego punktu widzenia nawet jak coś pójdzie nie tak i biedni staną się jeszcze biedniejsi – mała strata.
Tyle że tego rodzaju priorytety – jakkolwiek by je oceniać – nie bardzo mieszczą się w ramach mandatu prezesa NBP. On ma dbać o wartość pieniądza (niezależnie od tego, czy obywatel ma go więcej czy mniej). A dopiero po spełnieniu tego warunku może mieć inne priorytety wynikające z tego, że bardziej lubi bogatych albo biednych, do czego oczywiście ma pełne prawo.
———————
SPRAWDŹ INWESTYCJE ZE ZNAKIEM JAKOŚCI SAMCIKA:
>>> Oszczędzaj na emeryturę i dostań 400 zł „samcikowej” premii. Chcesz dostać 200 zł premii za zainwestowanie 2000 zł albo 400 zł premii za zainwestowanie z myślą o dodatkowej emeryturze 4000 zł? Kliknij ten link albo ten link oraz wpisz kod promocyjny msamcik2021.
>>> Zainwestuj ze mną w fundusze z całego świata bez prowizji. Chcesz wygodnie – przez internet – oraz bez żadnych opłat lokować pieniądze w funduszach inwestycyjnych z całego świata? Skorzystaj z platformy F-Trust rekomendowanej przez „Subiektywnie o Finansach”. Kupuję tam fundusze. Inwestowanie bez opłat dystrybucyjnych po wpisaniu kodu promocyjnego ULTSMA. A w tym poradniku najważniejsze rady, w co teraz inwestować.
>>> Zainwestuj w ETF-y z całego świata. Proste inwestowanie w ETF-y u robodoradcy możliwe jest dzięki platformie Finax, w której ja również trzymam kawałek oszczędności. Dzięki temu linkowi zainwestujesz tam pieniądze łatwo i wygodnie.
>>> Wypróbuj fundusze od najsłynniejszych firm zarządzających na świecie. Może warto trzymać pewną część swoich oszczędności pod zarządzaniem ludzi, którzy mogą o sobie powiedzieć: „osobiście znam Warrena Buffeta”? Fidelity, Schroeders, AllianceBernstein – fundusze tych legendarnych firm dostępne są dla klientów mBanku. Zachęcam do sprawdzenia na tej stronie.
>>> Zastanawiając się nad sposobami lokowania oszczędności zapewne nie myślimy o tym, że mógłby nam w tym pomóc… robot inwestycyjny. Robot jako doradca dla początkującego inwestora może być jednym z lepszych wyborów. Dlaczego? Wyjaśniam w tym artykule.
Czytaj więcej o tym: Co (kto?) to jest robodoradca? I komu jego pomoc może się przydać? Dlaczego roboty na dobre zaczęły pomagać nam w inwestowaniu oszczędności?
Zerknij też, jak to wygląda na Zachodzie: Robodoradcy – jak zarządzają pieniędzmi konsumentów w najbogatszych krajach świata? Warto się dowiedzieć, bo u nas też wkrótce to może tak wyglądać
—————————
SKORZYSTAJ Z BANKOWEGO OKAZJOMATU SAMCIKA:
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać. Masz zero na lokacie i koncie oszczędnościowym? Zarabiaj przynajmniej tak:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
zdjęcie tytułowe: NBP.pl/Kraken Images/Unsplash