Po raz pierwszy zrobiłem zakupy w sklepie automatycznym. Takim nie tylko bez obsługi, ale i bez kasy. Było dziwnie, fajnie, ale potrzeba było trochę formalności przed wejściem do sklepu. W centrum Warszawy otwarto pierwszy sklep „Żappka”. Czy to zapowiedź sklepów nowej ery? Raczej nie
Automatyzacja sklepów to temat, który na „Subiektywnie o Finansach” opisujemy od kilku lat. Ma kilka odsłon. Najpierw w sklepach Carrefour pojawiła się (teoretycznie) możliwość bycia w sklepie swoim własnym kasjerem. Loguję się do aplikacji mobilnej sklepu, skanuję towary wkładane do koszyka, płacę przez aplikację i wychodzę, unikając kas i kolejek. Co dalej?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Bolesne zderzenie autonomii z… praktyką
Tyle teorii, bo w praktyce przed przejściem przez strefę kasową bardzo często pojawiała się „manualna” kontrola koszyka. Powiem szczerze, to było na tyle wkurzające (ze względu na brak pracownika przyporządkowanego do obsługi klientów mobilnych oraz ze względu na brak zaufania pracowników sklepu do klientów), że przestałem z tej możliwości korzystać, choć wydawało mi się, iż jest rewelacyjna.
Czytaj też: Skanujesz zakupy smartfonem i wychodzisz. Empik i Rossmann w akcji (subiektywnieofinansach.pl)
Ten sam Carrefour uruchomił testowo sklep samoobsługowy działający na zasadzie automatu vendingowego. Naciskam przycisk, do szuflady wpadają wybrane towary, a odebrać je mogę po zapłaceniu rachunku przy terminalu z dużym ekranem.
Pojawił się też koncept sklepu nie tylko samoobsługowego, ale też z kasą, która nie wymaga skanowania pasków kreskowych z opakowań. Taki sklep jest w Poznaniu przy ul. Półwiejskiej, a nazywa się Take&Go. W strefie kas są czytniki rozpoznające towar po specjalnych tzw. tagach (technologia RFID). Kładziemy towar na specjalnej półce i od razu wyświetla się rachunek do zapłacenia.
Czytaj też: Tankować wygodnie i omijać Orlen? Testuję tankowanie na stacji Carrefour (subiektywnieofinansach.pl)
Najbliżej zakupowego ideału znalazła się jednak Żabka, która już jakiś czas temu – też w Poznaniu – uruchomiła sklep bardzo podobny do Amazon Go, amerykańskiego pomysłu na zakupy całkowicie „uwolnione” od strefy kasowej. A wcześniej pokazała sam koncept „sklepu przyszłości”.
Początkowo miało to działać w ten sposób, że półki w sklepie miały być „inteligentne”, czyli „wiedzieć”, jak się nazywa i ile kosztuje rzecz, którą z nich wzięliśmy. Ale ostatecznie zdecydowano się na system kamer rozpoznających, co klient bierze z półki. Zatem wystarczy zarejestrować się przy wejściu, wziąć coś z półki i wyjść, a płatność jest automatycznie ściągana z konta bankowego.
Kolejny taki sklep o nazwie „Żappka” ruszył właśnie w Warszawie, przy ul. Brackiej. Tak się złożyło, że przechodziłem tamtędy w dniu debiutu, więc sami rozumiecie… Nie mogłem się powstrzymać.
Spróbowałem zrobić zakupy w sklepie bez ludzi i bez kas. Jak przyjęła mnie Żappka?
Pierwsze próba „zaatakowania” zakupów automatycznych się nie udała, bo choć sklep już stał, to jacyś ludzie kręcący się obok niego mówili, że jeszcze nie jest zatowarowany. Ale po kilku godzinach zjawiłem się tam ponownie i tym razem zakupy zakończyły się powodzeniem.
Żeby skorzystać z „Żappki”, trzeba mieć w smartfonie aplikację mobilną o tej samej nazwie. To ta sama aplikacja, która potrafi zbierać punkty lojalnościowe w sklepach Żabka oraz pozwala płacić z poziomu aplikacji za zakupy (Żappka Pay). Jest jeszcze jeden warunek – trzeba przypiąć do aplikacji źródło pieniądza, czyli kartę płatniczą.
Czytaj też: Najpierw Lidl Pay, a teraz rusza Żappka Pay. Czy warto tak płacić? (subiektywnieofinansach.pl)
Przeczytaj koniecznie, jeśli masz auto: Jak zhakować samochód sąsiada (i zadbać o swój)? Poradnik! – HomoDigital – Subiektywnie o technologii.
Jak podpiąć kartę? Nie jest to rocket science (skanuję kartę, wpisuję „z ręki” kod CVV z drugiej jej strony i potwierdzam przypięcie w aplikacji mobilnej banku, który tę kartę wydał), ale podczas mojej wizyty w warszawskiej „Żappce” widziałem dwóch potencjalnych klientów, którzy chcieli zrobić zakupy, ale zniechęcili się na wieść o tym, iż muszą mieć aplikację z przypiętą kartą.
Przed pierwszym użyciem aplikacji w sklepie „Żappka” trzeba jeszcze aktywować w tej aplikacji funkcję Żappka Store (dostępne funkcje wyświetla środkowy button w górnym rogu głównego ekranu aplikacji). Przy aktywacji trzeba podać jeszcze raz numer telefonu, imię i nazwisko, adres, który znajdzie się na rachunku oraz zatwierdzić wszystko PIN-em do aplikacji.
Po aktywacji funkcji Żappka Store można wyświetlać specjalny kod QR, który uprawnia do wejścia do sklepu. Przed „Żappką” jest bowiem duży ekran LCD, na którym pojawia się prośba o zbliżenie kodu QR. Miałem z tym niejaki problem, bo czytnik był poniżej ekranu, ale w końcu trafiłem. Druga skucha pojawiła się wtedy, gdy – przesadnie podniecony – próbowałem sforsować zablokowane drzwi, zaś aplikacja potrzebowała kilka sekund, by mnie zidentyfikować. Udało się bez wyważenia wrót.
„Okienko” czasowe pozwalające na otwarcie drzwi jest bardzo krótkie, to dosłownie 2-3 sekundy. Zapewne chodzi o to, żeby mieć pewność, iż w sklepie pojawi się autoryzowana osoba. Po wejściu bowiem już nikt nic nie sprawdza i wszystkie zakupy są przypisywane klientowi, do którego przypisany jest QR kod w aplikacji Żappka.
Żappka. Mała, ciasna, ale własna. Czyli jednoosobowa
Po sforsowaniu drzwi rzeczywiście było już tylko miło. Biorę rzeczy z półek (na pierwszy rzut oka wyglądających tak, jak „normalne” półki w sklepach) i wychodzę drugimi drzwiami. Minusy takiego shoppingu są dwa. Po pierwsze w sklepie może być w jednym momencie tylko jeden klient (więcej się nie zmieści, a poza tym łamałoby to pandemiczne ograniczenia). Po drugie sklep jest maleńki nawet jak na Żabkę. Ma może 5-6 m2, więc nie ma co mówić o zrobieniu większych zakupów. Nie zauważyłem nawet koszyków na zakupy.
Co ciekawe, kwota do zapłaty jest ściągana z karty dopiero po kilku minutach. Natomiast natychmiast po wyjściu ze sklepu dostałem na smartfon powiadomienie push z informacją, iż rachunek zostanie wystawiony w ciągu kilku minut.
Prawdopodobnie ten czas jest potrzebny na manualną weryfikację rachunku. Testowałem bowiem sytuację, w której biorę rzecz z półki i potem ją na tę półkę odkładam. Mam wrażenie, że w takiej sytuacji to dopiero kamery monitoringu po moim wyjściu ze sklepu potwierdzają, iż odłożyłem ten sam towar, który wcześniej wziąłem.
Rachunek pojawił się po kilku minutach w sekcji Żappka Store mojej aplikacji i nie zawierał żadnych błędów, można więc powiedzieć, że pierwsze zakupy w „autonomicznym” sklepie przebiegły prawie bez problemów (jeśli nie licząc nerwowych prób sforsowania wejścia, a to dwie sekundy za wcześnie, a to dwie za późno).
Czy to zwiastun przełomu w handlu? A może tylko marketingowy pikuś?
Pytanie brzmi, czy to jest koncept, który zwiastuje rewolucję w zakupach, czy też jest po prostu marketingowym wodotryskiem, który ma sławić imię Żabki jako sieci sklepów, która idzie z duchem czasu.
Wydaje mi się, że raczej to drugie, choć potencjał „autonomicznych” sklepów jest teoretycznie olbrzymi. Może to być pole nie tylko do oszczędzania na kosztach pracowników (sklep automatyczny z definicji jest całodobowy), ale i do testowania różnego rodzaju strategii marketingowych (ustawienie towaru) i cenowych. Bo przecież bezobsługowym zakupom za chwilę mogą zacząć towarzyszyć dynamiczne ceny na wywieszkach (np. dzięki perowskitom).
To też prosta droga do optymalizowania stanu zapasów magazynowych. Towar z hurtowni lub z centrum logistycznego może „zamawiać się sam” w oparciu o dane dotyczące sprzedaży pochodzące z półek zliczających to, co wzięli klienci i za co zapłacili.
Dlaczego więc na razie „autonomiczne” sklepy nie zaleją Polski? Przede wszystkim dlatego, że są potwornie drogie. Nie wiem dokładnie, jaka jest różnica między kosztem „gołego” sklepu a takiego z „inteligentnymi” półkami, systemami monitoringu oraz technologiami do rozliczania zakupów na odległość. Ale z nieoficjalnych informacji, które do mnie docierają, wynika, że kolosalna.
A oszczędności dotyczą tylko części funkcji sklepu. Nawet jeśli nie trzeba mieć w sklepie pracownika do obsługi klienta, to trzeba mieć ludzi do zatowarowania oraz monitoringu i ochrony. Im mniejszy sklepik, tym częściej trzeba w nim uzupełniać towar. Dopóki nie będą się tym zajmowały roboty i drony – gra będzie niewarta świeczki. Chociaż, jak spojrzeć na to, jak automatyzuje się logistyka…
Czytaj więcej o tym: Inteligentne dostawy. Jak technologia usprawnia transport produktów? (homodigital.pl)
Czytaj też: Czy aplikacja zastąpi fryzjera, wizażystkę i kosmetyczkę? (homodigital.pl)
Jest też kwestia skali. Amazon Go to całkiem spore sklepy, które być może są w stanie osiągnąć taką skalę sprzedaży, która daje cień szansy na zwrot inwestycji w technologie samoobsługowych zakupów i automatycznych płatności. W Polsce mamy na razie nieliczne i nieduże sklepy tego typu. Z jakiejś przyczyny nie ma jeszcze w Polsce tysięcy sklepów działających w modelu, który pokazał Take&Go. I zapewne nie będzie też tysięcy „automatycznych” Żabek.