W dobie koronawirusa nie wszyscy mogą pozwolić sobie na luksus pracy w domu. Żeby większość społeczeństwa mogła w miarę normalnie żyć, inni muszą wystawić się na większe ryzyko. Mam na myśli m.in. sprzedawców w sklepach czy pracowników obsługi klienta w bankach. Nie wystawiajmy ich na niepotrzebne ryzyko!
Można powiedzieć, że jestem szczęściarzem. Z reguły pracuję w domu, dlatego zalecana obecnie domowa kwarantanna nie zmusiła mnie do diametralnej zmiany trybu życia. Musiałem odwołać kilka spotkań, a zaplanowane konferencje prasowe i tak zostały odwołane. Słuchacze naszych podcastów muszą uzbroić się w cierpliwość, bo ekipa „Subiektywnie o finansach” postanowiła nie kusić losu i nie spotykać się na nagrania kolejnych odcinków. Mamy nadzieję, że nam to wybaczycie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Martwię się o brata, który jest lekarzem, w dodatku specjalistą od chorób płuc. On i tysiące innych lekarzy muszą stawić czoła zarazie – na pierwszej linii frontu. Podziwiam ich i uważam za bohaterów. Ale nie tylko ich. Żebyśmy mogli jako tako funkcjonować, wokół nas są tysiące innych bohaterów. To pracownicy sklepów, którzy narażają się na ryzyko, żebyśmy mogli zrobić zakupy na czas kwarantanny. To urzędnicy, listonosze, dostawcy jedzenia, pracownicy punktów obsługi klienta różnych usługodawców. Wśród bohaterów są też pracownicy banków. Nie wszyscy. Mam na myśli tych, którzy pracują na pierwszej linii kontaktu z klientami.
Przeczytaj też: Czy koronawirus sprawi, że zapłacimy kartą zbliżeniową bez PIN-u za większe zakupy? Chcą przyspieszyć podwyższenie limitów! Na kiedy?
Przeczytaj też: Polacy ogołacają sklepowe półki. Spokojnie, to tylko panika. Ale czy z powodu koronawirusa w sklepach mogłoby trwale zabraknąć żywności?
Dlaczego o tym piszę? Pan Paweł, jest tzw. front office’owym pracownikiem banku, czyli ma bezpośredni kontakt z klientami. Napisał do nas z prośbą o nagłośnienie bardzo ważnego apelu (rozumiem, dlaczego nie chciał zdradzić, w którym banku pracuje).
„Jako pracownik pierwszej linii obsługi klienta w oddziale banku proszę, by ludzie nie przychodzili ze sprawami „nagłymi”, takimi jak przelew 10 zł za gaz. Pracodawca nie zapewnił nam żadnych środków do dezynfekcji, maseczek czy rękawiczek. Cała centrala przeszła na pracę zdalną w domach, a pracownicy mają siedzieć i zapewnić ciągłość pracy”
– opowiada pan Paweł. Mówi też, że gdy on i jego koleżanki i koledzy z pracy (również z pierwszej linii obsługi klienta) pochwalili się, że udało im się kupić maski zakrywające oczy i całą twarz, przełożeni zabronili ich używania.
„Proszę, żeby pana czytelnicy zaapelowali do swoich rodziców i dziadków, by nie przychodzili do banków przedłużać lokat czy opłacać groszowych rachunków. Niech dzieci im to załatwią przez internet”
– zaapelował pan Paweł.
Sytuacja nietypowa, każdy powinien się poświęcić
Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, jest nietypowa. Nie możemy jako obywatele, klienci, konsumenci wymagać, że – choć zagraża nam koronawirus – wszystko będzie po staremu. Musimy przyzwyczaić się do nowej sytuacji i każdy musi w jakimś stopniu się poświęcić. Dlatego przyłączam się do apelu pana Pawła – nie narażajmy innych na ryzyko zarażenia wirusem lub na dodatkowy stres.
Pan Paweł mówi o tym, by młodsi pomogli załatwić sprawy rodzicom i dziadkom, np. płacąc za nich rachunki przez internet. Domyślam się, że bardziej pana Pawła stresuje widok w oddziale osoby starszej niż młodszej, bo ze statystyk wynika, że na ryzyko zarażenia się koronawirusem bardziej narażone są osoby starsze.
Przeczytaj też: Przeżyliśmy najgorszy dzień w historii polskiej giełdy. W kilka godzin inwestorzy stracili średnio 13,3% swoich pieniędzy. Co będzie dalej?
Przeczytaj też: Narodowa kwarantanna domowa. Ile pieniędzy nie wydamy, gdy nieczynne będą szkoły, kina, a hotele i restauracje będziemy omijać z daleka?
Bardzo cenna inicjatywa. Nasi bliscy, jeśli nie korzystają z obsługi przez internet, mogą przez telefon podyktować dane do zrobienia przelewu przez internet. Ale poświęcić powinny się też instytucje finansowe i usługodawcy. W tym trudnym czasie powinny łagodniejszym okiem patrzeć na niespłacone w terminie zobowiązania. Zwłaszcza, jeśli wiedzą, że dana osoba z reguły opłaca rachunki czy spłaca kredyty w gotówce – w placówce bankowej czy w punkcie obsługi klienta. To niekoniecznie musi być wyraz złej woli, a po prostu strach przed wyjściem z domu. Z niecierpliwością czekam na firmy, które zmienią nieco procedury na „czas zarazy” i udowodnią w ten sposób, że są instytucjami „odpowiedzialnymi społecznie”.
Ekipa pracuje. „Każą, to robimy”
Wśród moich cichych bohaterów walki z koronawirusem są też ludzie, którzy pracują w naszych domach: ekipy remontowe, hydraulicy, elektrycy, instalatorzy kablówki czy internetu. Oni też nie mogą wziąć pracy zdalnej. Wykonując swoją pracę narażają siebie (i nas) na ryzyko.
Od kilku dni w budynku, w którym mieszkam, przeprowadzana jest wymiana instalacji sanitarnych. Dziś ekipa zawitała do mojego mieszkania. Mimo że wszyscy zalecają unikanie kontaktów z innymi, panowie pracują, jakby nic się nie działo. A jeśli któryś z moich sąsiadów jest nosicielem koronawirusa, to zwiększamy ryzyko, że wraz z ekipą remontową rozniesie się on po całym budynku.
Przeczytaj też: Kraj stanął w „kwarantannie”, wielu ludzi nie pracuje. Czy z powodu koronawirusa powinniśmy móc zawiesić spłatę rat kredytów?
Przeczytaj też: Szkoła i przedszkole zamknięte na dwa tygodnie przez koronawirusa. Co zrobić z dzieckiem? Ile kosztuje profesjonalna opieka? Komu zasiłek?
Nie mam pretensji do pracowników. Gdy zapytałem, czy nie obawiają się koronawirusa, jeden powiedział: „Boimy się, ale co mamy robić. Każą, to robimy”. Wymianę zleciała spółdzielnia, w której pracują ludzie chyba bez wyobraźni. Zadzwoniłem do spółdzielni z pytaniem: co mam robić, jeśli obawiam się koronawirusa i wolałbym nikogo do domu nie wpuszczać. Co usłyszałem? Że owszem, mam do tego prawo, ale jeśli w wyniku tego, że w moim mieszkaniu nie zostanie wymieniona instalacja, a w przyszłości dojdzie do awarii, będę musiał pokryć koszty naprawy. Sympatyczna alternatywa…
Uważam, że dzień przed planowanymi pracami powinien przyjść (lub zadzwonić) pracownik spółdzielni i zapytać się, czy w domu wszyscy są zdrowi i czy nie ma przeciwwskazań, by dokonać niezbędnych prac. To byłoby uczciwe wobec pracowników. A ja powinienem być zapewniony, że osoby wymieniające instalację, nie wykazują grypowych objawów. Gwarancja, że nie są nosicielami koronawirusa – żadna, ale przynajmniej byłoby to zachowanie uczciwe i nieco uspokajające.
Przeczytaj też: Koronawirus uderzy w polską gospodarkę i w… plany rządu. O ile spadną dochody państwa z podatków? Spróbowaliśmy policzyć i…
Kilka dni temu spotkałem się z podobną historią. Moi znajomi zamówili instalację kablówki. Koleżanka przechodziła zapalenie oskrzeli (niezwiązane z koronawirusem), ale jeszcze trochę kaszlała. Ekipa najwyraźniej się wystraszyła. Panowie powiedzieli, że firma, która ich zatrudnia, dała im prawo odmowy wykonania usługi, jeśli w domu ktoś jest chory lub wykazuje chorobowe objawy.
Dziwne procedury? Bynajmniej. Wniosek z tego taki: klienci i usługodawcy, szanujmy się nawzajem! Jeśli jesteśmy przeziębieni, przełóżmy wykonanie usługi. A firmy niech bezwzględnie monitorują stan zdrowia swoich pracowników.
AKTUALIZACJA:
Jeszcze słowo w sprawie wymiany instalacji. Właśnie natknąłem się na komunikat ze spółdzielni, która apeluje o to, by w związku z pandemią koronawirusa COVID-19 przychodzić do niej tylko… z ważnymi sprawami. Mniejsza z tym, że komunikat datowany jest na 12 marca, a kartka wisi od 16 marca. Słuszny apel. Ale jeśli jednocześnie pracownicy muszą wymieniać instalację w domach mieszkańców, taki apel to czysta hipokryzja.